tag:blogger.com,1999:blog-75052426709980180042024-03-20T10:43:25.255+01:00Fangirl's Guide to the GalaxyBeryl Autumnramblehttp://www.blogger.com/profile/03380321085780359932noreply@blogger.comBlogger124125tag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-30478904175276715572020-06-24T17:27:00.002+02:002020-06-25T15:23:02.117+02:00Mission: Impossible - cinematic universe?<div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWsqownGbEsHVhN0eWLDoljUNCm3omims-9fiCWF217TFF9wYD8wv_Xq6r9MEPe70L_Y3RufCpJmRgtCRqi83_BZ0j8bS-X0ITBzP4l3mjVw0zVMLGrmzoz-d8cOByQTX3MHcgtI3T2LK3/s1912/mission-impossible-1996-tom-cruise.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><font face="inherit"><img border="0" data-original-height="789" data-original-width="1912" height="258" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWsqownGbEsHVhN0eWLDoljUNCm3omims-9fiCWF217TFF9wYD8wv_Xq6r9MEPe70L_Y3RufCpJmRgtCRqi83_BZ0j8bS-X0ITBzP4l3mjVw0zVMLGrmzoz-d8cOByQTX3MHcgtI3T2LK3/w625-h258/mission-impossible-1996-tom-cruise.jpg" width="625" /></font></a></div><i><font face="inherit"><br /></font></i></div><div style="text-align: justify;"><i><font face="inherit"><br /></font></i></div><div style="text-align: justify;"><i><font face="inherit">Dla Myszy i Artura, bez których poniższe notatki na zawsze pozostałyby w formie tuszu na papierze</font></i></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Gdy w czwartek, 18 czerwca, poszukiwałam na Amazonie czegoś lekkiego do obejrzenia wieczorem, w oko wpadła mi seria filmów Mission: Impossible. Czy można uwierzyć, że ktoś w 2020 roku nie widział ani jednej odsłony tej sławnej franczyzy? No więc ja nie widziałam, częściowo dlatego, że nie lubię Toma Cruise'a, a częściowo dlatego, że zawsze odrzucały mnie plakaty serii, robione od sztancy i reprezentujące trend w reklamowaniu filmów akcji, którego nie znoszę. Ale potem poszło z górki, zaczęłam zgłębiać temat, robić notatki, a Artur i Mysza mi w tym nie przeszkadzali, a wręcz zachęcali i podsuwali coraz to nowe tropy :D</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">To taka fajna rozrywka na lato, obserwowanie, jak seria wyraźnie obliczona jako maszynka do robienia pieniędzy (co jest jakby <i>modus operandi</i> wszystkich blockbusterów produkowanych przez wszystkie studia filmowe na świecie) usiłuje tak manewrować, żeby nie wypaść z rynku, a w efekcie staje się na tym rynku jednym z najważniejszych graczy. Zabawne jest też patrzeć, jak bardzo mogliby, biorąc pod uwagę serial z 1966 oraz liczbę agentów, którzy się w filmach pojawiają, zrobić "cinematic universe", ale jakby nie do końca wierzą, że ktoś będzie chciał obejrzeć M:I bez Cruise'a w roli głównej (a przecież mamy np. "Good Wife" i "Good Fight", inny gatunek, ale założenie te samo, że o Marvelu nie wspomnę). A trochę fajnie jest patrzeć, jak Tom Cruise przestał być ambitnym aktorem i realizuje chłopięce marzenie o byciu kaskaderem, a coraz to nowi reżyserowie umierają przy tym ze strachu.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><h2 style="text-align: justify;"><font face="inherit">Your mission, should you choose to accept it...</font></h2><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Mam niejasne podejrzenie, aczkolwiek podparte listą seriali, że zachodnia kinematografia kocha szpiegów. W czasach Zimnej Wojny było zrozumiałe, że wyobraźnią widzów rządzili z ekranów bohaterowie seriali takich jak: "Święty" (1962), "Thunderbirds" (1965), "The Man from U.N.C.L.E"(1964), "The Avengers" (1961), ale przecież i dekadę później szpiedzy "trzymali się mocno" w postaci "Charlie's Angels" (1976). W latach 80-tych wszyscy oglądali "MacGyvera) (1985), a potem "La Femme Nikita" (1997), "Archer" (2009), "Quantico" (2015), a nawet marvelowska "Agent Carter" (2015) czerpały z bogactwa gatunku pełnymi garściami: włamania, zdrajcy, kontrwywiad, nowoczesne gadżety, pościgi samochodowe, podsłuchy, zmiany tożsamości, ratowanie świata i co tylko scenarzystom podpowiadała wyobraźnia.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Na drugim krańcu skali siedział sobie cichutko John Le Carre, który faktycznie pracował w MI5 i MI6, więc jestem w stanie jego wizji, pełnej zdradzonych i połamanych ludzi, bardziej zawierzyć. Jednak ilość widzów, którzy lubią patrzeć, jak na ekranie w ciszy (a czasami również w deszczu lub mgle, acz bez ostrego cienia) cierpią Brytyjczycy w prochowcach jest zdecydowanie mniejsza niż ilość widzów, którzy lubią patrzeć na efektowne wybuchy i pościgi samochodowe. Jeśli chodzi o wielki ekran, to niepokonany na tym polu, i to od wielu, wielu lat, był James Bond, agent jej królewskiej mości, stworzony przez Iana Fleminga (<i>notabene </i>również pracownika wywiadu, ale powiedzmy, że w tym wypadku <i>licencia</i> jest bardzo <i>poetica</i>) - potem nagle ktoś, jak to w Hollywood bywa, wpadł na pomysł odgrzania kotletów. W tym wypadku kotletem był serial szpiegowski emitowany od 1966 pod tytułem "Mission: Impossible". Jego producentem i głównym scenarzystą był Bruce Geller, a założeniem - tajna jednostka o nazwie Impossible Missions Force (w skrócie IMF), składająca się ze stałych agentów oraz dookoptowywanych na misję specjalistów w danej dziedzinie (1) - w praktyce jednak obsada była dosyć stała. Z ciekawostek dodam, że w serialu grał Leonard Nimoy. Nakręcono i wyemitowano 7 sezonów, zmieniając po drodze głównego bohatera; potem próbowano serial rebootować w 1988, bez powodzenia, a potem w 1995 wypuszczono "GoldenEye". Tak, wiem, wydaje się być to fakt bez związku z głównym tematem, jakim jest "Mission: Impossible", ale moim zdaniem jest to ważny, powiedziałabym wręcz, że kluczowy, wątek.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><font face="inherit"><img height="262" src="https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/6/69/Kleinman_titlecredits.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" title="Scena z openingu do "GoldenEye", kobieta rozbija wielki sierp młotem..." width="640" /></font></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><font face="inherit">Scena z openingu "GoldenEye", kobieta rozbija sierp młotem...<br /></font></td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">"GoldenEye" był bowiem pierwszym Bondem nakręconym po zakończeniu Zimnej Wojny i upadku Muru Berlińskiego - i to widać. Dla mnie jest to <i>soft reboot </i>serii, którego finansowe wyniki pokazały, że ludzie nadal chcą oglądać przygody szpiegów na wielkim ekranie oraz że można na tym zarobić. A przecież po to istnieją studia filmowe: by zarabiać na filmach. Nacisk w wyrażeniu <i>show business </i>zawsze padał na drugie słowo. Skoro więc 007 był "ciągle żywy", dlaczego nie spróbować ożywić innych starych szpiegów w nowych czasach?</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><h2 style="text-align: justify;"><font face="inherit">Księga Hioba 3:14</font></h2><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Pierwsza filmowa odsłona "Mission: Impossible" (1996) jest wypadkową kilku wydarzeń. Tom Cruise, fan oryginalnego serialu, właśnie założył własną firmę producencką wraz z Paulą Wagner. Prawdopodobnie jednak nie byłoby ich stać na wyprodukowanie filmu, gdyby Paramount Pictures nie wyłożyło 70 milionów dolarów. To pozwoliło im zatrudnić Briana De Palmę jako reżysera. Co interesujące, film w końcu kosztował mniej niż zakładano i nie tylko dlatego, że zaoszczędzono sporo na kaskaderach :D (bo Cruise sam postanowił wykonywać większość scen akcji - to już mu zostanie), ale również dlatego, że sporo ujęć nakręcono w Pradze (pierwsza część filmu), która wtedy nie była bardzo popularna jako plan filmowy.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Tm Cruise ma w 1996 roku 34 lata, jest mężęm Nicole Kidman. 10 lat temu wystapił w "Top Gun" (1986), ma również na koncie ambitne role w "Rain Man" (1988), "Urodzonym 4 lipca" (1989) (z nominacją do Oscara), "Ludziach honoru" (1992), został również idolem nastolatek po "Wywiadzie z wampirem" (1994). "Mission: Impossible" wydaje się być kolejnym pewnym sukcesem, a przy tym próbą ustanowienia franczyzy, która może przynosić dochody przez lata, a może nawet zagrozić dominacji Jamesa Bonda, agenta Jej Królewskiej Mości na wielkim ekranie.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Ale nie uprzedzajmy faktów.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Brain De Palma wnosi do filmu ciężki klimat szpiegowskiego filmu, którego nie powstydziłby się Le Carre, oraz dramatyczne zbliżenia na twarze aktorów. Oto w trakcie w zasadzie prostej misji w praskiej ambasadzie giną wszyscy agenci operacyjni (najpiękniej umiera Kristin Scott Thomas - podobno to nawiązanie do starego filmu), oprócz Ethana Hunta (Tom Cruise). Szef agencji Kitteridge wie, że w IMF jest zdrajca, a skoro Hunt przeżył, to oczywistym jest, że to on jest zdrajcą. Hunt brawurowo ucieka, by udowodnić swoją niewinność. By to osiągnąć, rekrutuje zespół złożony z zdymisjonowanych agentów i włamuje się do siedziby CIA w Langley (wisząc na linach nad posadzką - jest to scena ikoniczna w historii kina, wielokrotnie parodiowana, ale również powtarzana w prawie każdej odsłonie serii). Niby Zimna Wojna się skończyła, ale ta mgła w Pradze, szpiedzy w prochowcach, śmierc na moście i zdrada ideałów dla pieniędzy/godziwej emerytury (fani oryginalnego serialu z 1966 byli zniesmaczeni, ale ja osobiście rozumiem motywację Phelpsa) mają dosyć wyraźny klimacik. Emmanuelle Beart gra <i>femme fatale </i>w starym stylu, acz trójkąt miłosny wydaje się być naciągany (lecz też taki ma być, będąc właściwie kolejną warstwą oszukańczej intrygi), a Vanessa Redgrave jako Max (rola była napisana dla mężczyzny) ma tak niesamowitą chemię z Cruisem na ekranie, że aż miło się patrzy na ich wspólne sceny. Fantastyczna jest też scena rozmowy na Liverpool Street Station z Jimem Phelpsem pod względem montażu dialogu z obrazem. Wszyscy pamiętają, że w tunelach nie ma wifi, choć mieszczą się w nich helikoptery, i nikomu nie wolno ufać.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Film jest napisany i nakręcony bardzo sprawnie, choć wyraźnie dzieli się na dwie części - a oglądanie go było dla mnie sporym szokiem. Spodziewałam się czegoś bardziej naładowanego wybuchami, bo nie zauważyłam, że to film z 1996 - poza tym zupełnie nie pasował mi do zwiastunów pozostałych części, które zdarzyło mi się widzieć w kinach. Ale, pomimo zaskoczenia, film mi się spodobał. Nadal nie pojmowałam zmiany konwencji w kolejnych częściach, ale postanowiłam oglądać je dalej, codziennie jedną - to był miły plan na deszczowy początek astronomicznego lata roku 2020 - by zrozumieć, co tu się właćciwie stało.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">19 czerwca pełna dobrych przeczuć zasiadłam do "Mission: Impossbile II" (2000).</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><h2 style="text-align: justify;"><font face="inherit">Ojoj.</font></h2><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">To jest zły, zły film, nawet biorąc pod uwagę to, jak dziwnym czasem dla kinematografii był początek XXI wieku. Zabawnie się go ogląda w 2020, bo głównym motywem jest powstrzymanie złoli przed wypuszczeniem genetycznie stworzonego w labolatorium wirusa na populację (w domyśle świata, choć raczej Australii), bo wirusem owym można się zarazić li i jedynie przez podskórną iniekcję. Więc niby mamy nowe zagrożenie na nowy wiek, złą firmę spod szyldu Big Pharma, która, by zarobić na leku musi najpierw stworzyć chorobę, która usprawiedliwi obecność owego leku na rynku oraz dobrych agentów, ktorzy ów wirus i ów lek z Big Pharma wykradają, a Big Pharma nie wie, jak go odtworzyć. A momencik, agenci jednak nie są dobrzy, kradną wirus i lek tylko po to, by je z powrotem odsprzedać producentowi, ale też sztucznie wywołać popyt (nie wiem, jak to sobie wyobrażają, bo ten wirus, choć zjadliwy, wyraźnie przenosi się tylko przez zastrzyki; szczepić obowiązkowo wszystkich będą czy co?) </font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">A na dodatek druga część serii, mimo, że nadal opowiada o przygodach Ethana Hunta, jest w tonie diametralnie inna od części pierwszej. Ciekawym ćwiczeniem jest analiza, co poszło nie tak.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Jednym z fundamentalnych założeń serii "Mission: Impossible" był podobno plan, by każda część miała inny klimat i była reżyserowana przez kogoś innego (2). Johna Woo zaprosił do współpracy sam Cruise, będący jego fanem, ale ich współpraca nie układała się zbyt dobrze. Źródłem konfliktu było to, że Tom Cruise upierał się przy samodzielnym wykonywaniu popisów kaskaderskich - w tej odsłonie, oprócz sztandarowego opuszczania się na linach z wysokości, jest sporo pościgów samochodowych i motocyklowych oraz walk z użyciem broni palnej (oficjalny termin to chyba gun fu?) Ale to dopiero początek problemów filmu. John Woo zaprononował studiu wersję trzygodzinną, na co studio zareagowało "Pan raczy żartować, w życiu nie puścimy tego w kinach". Nastąpiła więc gwałtowna edycja filmu, polegająca głównie na wycinaniu zbędnych scen (przy czym, to znowu plotka, podobno to nie Woo, lecz Cruise decydował co wyciąć (3), najwyraźniej chcąc być nie tylko gwiazdą, producentem i kaskaderem, ale również edytorem filmu - co samemu filmowi na dobre nie wyszło). Nic jednak, nawet pięknie gruchające gołębie, nie jest w stanie usprawiedliwić działającego w betonowym bunkrze wifi. Są w "Mission: Impossible II" rzeczy złe, które od biedy da się wyjaśnić przycięciem wizji reżyserskiej do formatu wymuszonego przez pojemnność pęcherzy widzów w kinie, ale bardzo zła gra aktorska do tego nie należy. A w tym filmie dobrze gra tylko Anthony Hopkins, który pojawia się doslownie na kilka minut jak <i>plot tool</i> z ramienia IMF. </font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Osobiście musiałabym się zastanowić, czy gorzej grał Dougray Scott jako "zła kopia Ethana Hunta" czy Thandie Newton jako "love interest Ethana Hunta", ale jury Złotych Malin takich rozterek nie miało. Mnie osobiście żal jest Newton, która robiła, co mogła, ale jej rola była napisana beznadziejnie. Nyah, jako bardzo utalentowana złodziejka, powinna być interesującą postacią, ale przez większość czasu ekranowego jest tylko pretekstem do koguciej walki dwóch facetów, przy czym Sean Ambrose to taki "notice me senpai"... Nyah więc prostytuuje się dla swojej wielkiej miłości spotkanej tydzień wcześniej w Sewilli, co jest o tyle ciekawe, ze Ethan od początku serii (i w jej kolejnych odsłonach również) jest wyraźnie uzależniony od adrenaliny - ale Nyah motywują zyski z kradzieży (tę uniemożliwia jej Hunt). W filmie nie udaje się pokazać jej jako niezależnej postaci z własną motywacją, ba, śmiem twierdzić, że nigdy nie było to fabularną ambicją "M:I II". Nyah, a przede wszystkim jej ciało (por. w jaki sposób uprzedmiotawia ją Sean Ambrose) są tylko kolejnym polem walki pomiędzy bohaterem a antagonistą. To heroina z zupełnie innej bajki, z Dumasa może, a roli tak napisanej nie dało się dobrze zagrać.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Widoczny jest zamysł uwspółcześnienia serii (jak zrobiono to z Jamesem Bondem), pewnego odcięcia jej od korzeni rozumianych jako serial z lat 60-tych XX wieku, ale tego zamysłu nie udało się zrealizować do końca. O ile rozumiem, dlaczego pierwszy film ma taki klimat, jaki ma, o tyle drugiej części nie rozumiem wcale. Co zabawne, film zarobił na siebie i był nawet hitem (dla pewnej definicji hitu), ale zestarzał się niemiłosiernie; osobiście uważam, że trudno go oglądać bez bólu i zgrzytania zębami.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Ciekawostka: w 2000 roku Tom Cruise miał 38 lat.</font></div><h2 style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br />This message will self-destruct in 5 seconds</font></h2><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Każda z obu poprzednich części, podobnie jak w przypadku przygód Jamesa Bonda, była "osobna". Takie były założenia: inna stylistyka i inny reżyser. Pewnie, był Ethan, Luther i reszta IMF, pewne <i>catchphrases</i> zaczerpnięte z serialu ("This message will self-destruct in 5 seconds"), podejrzewanie wszystkich o zdradę oraz powszechne maski, więc nigdy nie wiesz, czy Tom Cruise gra siebie czy kogoś innego, były stałe, ale ton, estetyka czy tempo akcji były zdecydowanie różne - tak jak sposób kręcenia czy użyta technologia.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">I tu wchodzi J.J. Abrams (z Kurtzmanem i Orcim), cały na biało, i kręci jedyny film, który naprawdę mu wychodzi (por. "Star Trek" z 2009 roku w sposobie i tempie prowadzenia narracji), wskazując kierunek rozwoju (dla pewnej definicji rozwoju polegającej na zarabianiu coraz większej ilości dolarów) i fundując przy okazji całej serii <i>soft reboot</i>. Co, uznajmy, po 10 latach od pierwszej części już jej się należało. Jednak, tu zagram adwokata diabła, nadal rozmawiamy dopiero o 3 części, więc czy <i>reboot</i> był faktycznie konieczny? W każdym bądź razie główna zmiana wprowadzona w "Mission: Impossible III" (2006) polega na dodaniu Ethanowi żony (w tej roli Michelle Monaghan). Zastanawiam się, czy gdyby Abrams nie zaangażował się w "Super 8" i wrócił jako reżyser 4 części, Ethan nie miałby również dzieci, a cała seria nie skręciłaby w kierunku "Spy Kids"...</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Tom Cruise ma 44 lata, ale to nie powstrzymuje go przed samodzielnym wykonywaniem numerów kaskaderskich. Po raz pierwszy pojawia się ulubieniec fanów, czyli Benji (w tej roli Simon Pegg) (jeśli Benji nie jest ulubieńcem fanów, nie wyprowadzajcie mnie proszę z błędu, jest to iluzja, w której, jako wielka fanka Simona Pegga, lubię tkwić). W trójce wszyscy szukają Rabbit's Foot, i to ciekawy zabieg, bo nikt nie wie, co to tak naprawdę jest, ani do czego służy: ani widzowie, ani Hunt, ani Benji - co w sumie ładnie pokazuje, że pewne rzeczy w filmach akcji są tylko pretekstem do szaleńczego biegania i wielkich wybuchów. Na plus jest Tom Cruise w sutannie w Watykanie, co jest bardzo śmieszne, bo Cruise spędził kiedyś rok w seminarium. Do tego w "Mission: Impossible III" pojawia się jakaś straszliwie potężna plejada gwiazd: Jonathan Rhys Meyers, Maggie Q, Billy Crudup, Laurence Fishbourne, Eddie Marsam i Aaron Paul.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Dla mnie osobiście jest to część, na której się bardzo dobrze bawiłam i której fabułę momentalnie zapomniałam; pamięć długotrwała przy tym smacznie spała. Jest to sprawnie nakręcony film, zawierający wszystkie elementy, które widzom się podobają. Głównemu bohaterowi dodaje wątek osobisty, jest też kompetentna postać kobieca nie będąca niczyim<i> love interestem </i>i znowu nie wiemy, kto jest kretem. Od tej pory również wszystkie filmy będą wyglądały podobnie: nie tylko wypuszczane w odstępach pomijalnych ze względu na zmiany zachodzące w rzeczywistym świecie, ale przede wszystkim znaleziono wreszcie przepis, magiczną formułę, na idealne kino akcji, czyli <i>de facto</i> maszynkę do produkcji dolarów dla studia. A skoro to działa, to czy jest sens coś zmieniać?</font></div><h2 style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br />INTERLUDE - Kim jest Tom Cruise?</font></h2><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Aktor, producent, członek kościoła scjentologicznego, potrójny rozwodnik, pozywa sporo osób, między innymi za pomówienia o homoseksualizm. Jest blisko związany ze swoimi siostrami, nieco mniej z dziećmi (adpotowanymi i naturalnymi). <i>Token nice guy</i> w Hollywood. W młodości grał w filmach bardziej ambitnych, ucząc się produkcji od wielkich reżyserów, potem odkrył - albo mógł sobie pozwolić na aktywne eksplorowanie istniejącej od zawsze pasji - do filmów akcji i science fiction. Od czasu do czasu przyjmuje rólkę komediową ("Austin Powers", "Tropic Thunder", "Rock of Ages") i wyraźnie się wtedy dobrze bawi. Lubi serie filmowe: Mission Impossible, Jack Reacher, próbował rebootować "Mumię" - nie wyszło, potem nakręcił sequel "Top Gun". Na pewno ma szkielety w szafie, ale ma też najlepszych publicystów na świecie: fani wybaczają mu skakanie po kanapie u Oprah, umniejszanie roli psychiatrii jako gałęzi medycyny czy naprawdę niepokojące wypowiedzi byłych żon, które uważają, że jest w stanie porwać ich wspólne dzieci w celu konwersji na jedyną słuszną wiarę. Próbuje kontrolować każdy aspekt kręconych filmów, co czasem nie wychodzi owym filmom na dobre, ale też jest jednym z niewielu aktorów, których nazwisko może zagwarantować sukces finansowy produkcji na rynkach amerykańskim i chińskim.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Artur podrzucił mi na FB <a href="https://youtu.be/mje6E0g7x-w" target="_blank">fantastyczny wideoesej o tym, kim naprawdę jest Ethan Hunt (KLIK)</a>. Ale równie ciekawym pytaniem jest: kim właściwie jest Tom Cruise? Bo wydaje się, że Tom Cruise, jakiego znamy, to po prostu kolejna rola Toma Cruise'a.</font></div><h2 style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br />I remember Budapest differently</font></h2><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">"Mission: Impossible - Ghost Protocol" (2011) to prawdopobnie, może z wyjątkiem części pierwszej, moja ulubiona odsłona serii. Dlaczego? Głównie dzięki Bradowi Birdowi na stołku reżysera. To jego debiut aktorski, do tej pory zajmował się animacjami (dzięki "Iniemamocnym" został wybrany do reżyserowania "M:I") - ale A113 się w filmie pojawia 😍. Osobiście uważam, że pewien wpływ na klimat filmu ma również zamiłowanie Birda do Zimnej Wojny (por. "Stalowy gigant"): mamy byłe kraje komunistycne (Węgry i Rosję), zagrożenie wojną nuklearną, pociski wystrzeliwane z łodzi podwodnych - a na dodatek wybucha Kreml. Mamy też epizodyczną rólkę rosyjskiego agenta, który ściga Hunta po całym świecie, wojskowe satelity i handlarzy bronią.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Tom Cruise ma 49 lat i wspina się po Burj Khalifa. Oczywiście samodzielnie, bo przecież uwielbia być własnym kaskaderem. Jeśli macie lęk wysokości (ja nie mam), to ten fragment może być ciężki do strawienia (dla mnie był; lęku wysokości, jak już wspomniałam, ale na wszelki wypadek powtórzę, nie mam, ale rozmawiamy o Burj Khalifa, najwyższym budynku świata).</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhU2blK1VSO3Iq5lIXq2Qw6RQasYzbUYxlzbq-HSzBv6mfw_ntwwJsJVsLGgJvMh0ZjlV0wSzfXFLr_lj-TMJ2TXMYzFHYzI7h5R7R3LOQWckWBK_lzP7vHzaP3bEzcT6m2ZwHIjCWX-5_n/s920/ff20111216a1a-920x558.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><font face="inherit"><img border="0" data-original-height="558" data-original-width="920" height="304" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhU2blK1VSO3Iq5lIXq2Qw6RQasYzbUYxlzbq-HSzBv6mfw_ntwwJsJVsLGgJvMh0ZjlV0wSzfXFLr_lj-TMJ2TXMYzFHYzI7h5R7R3LOQWckWBK_lzP7vHzaP3bEzcT6m2ZwHIjCWX-5_n/w500-h304/ff20111216a1a-920x558.jpg" width="500" /></font></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><font face="inherit">Ziemia w tle nie została dodana przez Industrial Light&Magic. Ona tam po prostu jest.<br /></font></td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Jednocześnie Bird zdaje się opowiadaną historię przedstawiać przez pryzmat bohaterów. I tak z czwórki agentów (Benji został agentem, zdał egzamin!) trójka ma dokładnie to samo <i>backstory</i>: zawiedli. Zawiódł Hunt, zawiódł Brandt, zawiodła Carter (agent Carter...), i ktoś zginął. Wymaga to chwili przyzwyczajenia od widza, pewnego dostosowania oczekiwań: owszem, znowu trzeba uratować świat za pomocą dziwnych akrobacji, ale motywacje są też osobiste. Jednak na końcu okazuje się, że zawiodła tylko Carter, co osobiście mi się podoba, bo to miłe równouprawnienie. Na szczęście dla agentki okazuje się, że wyrzuty sumienia można skutecznie uciszyć wykopaniem kogoś z okna, jakżeby inaczej, najwyższego budynku świata. W każdym bądź razie jest to zdecydowanie lepsza motywacja (zemsta) niż "młodsza siostra" z poprzedniej części.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Zmienił się też sam Hunt: już nie jest młodym bezczelnym agentem z głupim uśmiechem, który w pierwszej części tak chętnie prezentował Max, nie jest też mężem. Jest za to wyraźnie kimś, dla kogo nie istnieją rzeczy niemożliwe, gdy trzeba osiągnąć cel. Ethan Hunt nigdy nie przegrywa - co wspaniale zostanie wykorzystane w kolejnej części - ale nie uprzedzajmy faktów.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Bird wprowadza też skupienie na szczególe - mój ulubiony fragment to ten, gd Hunt wspina się w goglach, zapomina ich zdjąć, chowa je do kieszeni marynarki, ale wyjmuje ponownie w trakcie burzy piaskowej. To miłe, że gadżety nie znajdują się po prostu w kieszeniach bohaterów jak w torbie Hermiony, gdy są nagle potrzebne.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Nową postacią, która z widzami na chwilę zostanie, jest agent Brandt (Jeremy Renner). Brandt został wprowadzony z premedytacją, jako ewentualne zastępstwo Hunta, gdy Tom Cruise postanowi nie kręcić kolejnych filmów z serii, dlatego to Brandt (rymuje się z Hunt) skacze na linie w dół w ikonicznej scenie. Hahaha, dobry dowcip, Cruise nigdy nie przestanie kręcić tych filmów kręcić, prędzej zginie na planie. Założenie jest podobnie bez sensu jak zastąpienie Harrisona Forda Shią LeBeufem w roli Indiany Jonesa - tego się nie da zrobić. W dodatku, co widać wyraźnie w "Rogue Nation", czyli kolejnej odsłonie cyklu, Renner starzeje się szybciej niż Cruise. Porzucono już całkowicie pomysł, by każda kolejna część była inna - po Birdzie nastąpi (NA ZAWSZE) McQuarrie i tak zostanie na kolejne 4 części.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Ciekawostka: warto wyszukać w sieci tytuły utworów w OST Michaela Giacchino, bo są jak nazwy lakierów do paznokci - <i>full of puns</i>.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><h2 style="text-align: justify;"><font face="inherit">Pewne melodie brzmią lepiej na winylach</font></h2><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">W linkowanym powyżej wideoeseju narrator kilkukrotnie wspomina o tym, że Hunt "przyssawa" się do pewnych ludzi (Luthera, moim zdaniem również Benjiego). Podobną cechę wydaje się przejawiać Tom Cruise (i rozumiem to, jeśli z kimś ci się dobrze pracuje, to czemu tego nie kontynuować najdłużej jak się da), więc od tej części, czyli "Mission: Impossible - Rogue Nation" (2015) reżyserować będzie Christopher McQuarrie. Scenarzystą też będzie McQuarrie - ale i sam Cruise, bo w sumie czemu nie? Jest już aktorem, producentem i kaskaderem, czasami edytorem, może być też scenarzystą, co da mu większą kontrolę nad końcowym efektem. Sam McQuarrie nie wziął się znikąd, współpracował z Cruisem już wielokrotnie: przy "Valkyrie", "Jacku Reacherze", "Edge of Tomorrow", "Mumii" oraz sequelu "Top Gun". Pasuje również idealnie do serii filmów szpiegowskich - nawet jeśli od tej formuły już dawno sama seria nie tyle odeszła, co zdryfowała w kierunku wskazanym przez rozwój Bonda - bo kiedyś napisał scenariusz do "Usual Suspects".</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Nie jest to jedyna zmiana, bowiem "Rogue Nation" nakręcono częściowo za chińskie pieniądze. I to też w sumie rozumiem, w Pekinie jest dziewięć milionów rowerów (źródło: Katie Melua), a w całych Chinach 12 tysięcy sal kinowych (źródło: internet). Można tam zarobić mnóstwo dolarów. Czego nie rozumiem, to dlaczego rolę chińskiej aktorki zredukowano do 30 sekund na ekranie i dwóch wypowiedzianych zdań.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Wracając jednak do głównego wątku, czyli zmian w stosunku do poprzednich odsłon, Cruise ma 53 lata i sam wykonuje scenę kaskaderską na kadłubie Airbusa odrywającego się od pasa startowego. Doszedł do takiego momentu w karierze, że nikt nie jest mu w stanie tego zabronić, a w razie kontuzji po prostu zostaje wypłacone ogromne ubezpieczenie za przestój (taka sytuacja miała miejsce przy kręceniu kolejnej części). W dodatku w tej części nikt nie skakał z wysokości na linkach - małe rozczarowanko - tylko do dziury z wodą. Tu również skacze Cruise i pod wodą wstrzymuje oddech Cruise, a scena jest kręcona jak <i>mastershot</i>, a dopiero w edycji cięta dla zwiększenia napięcia. A szef kaskaderów wprost mówi, że pewnie, ktoś inny mógłby brać udział w scenach pościgów samochodowo-motocyklowych, ale lepszego kierowcy niż Cruise nie ma na planie. Tom osiągnął cel - został lepszym kaskaderem niż zawodowi kaskaderzy. Ba, postawił się również Disneyowi i wygrał w walce z ich prawnikami: bo widzicie, Disney miał zaplanowaną na 2015 premierę "Rogue One", a chociaż można, według zasad rynku, wypuszczać w niewielkim przedziale czasu filmy o tej samej tematyce (np. szpiegowskiej), to już podobne tytuły są obrazą nie do przyjęcia.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">"Rogue Nation" nie jest filmem w żadnym wypadku oryginalnym. Podąża według schematu "utartego" przez J.J. Abramsa, może zawiera trochę wiecej humoru (Benji: "Join the IMF, see the world, on a monitor, in a closet!"), ale nadal jest jedna <i>token woman</i> w drużynie oraz agenci-mężczyzni, których widzowie znają i lubią. Wyjątkowe jest korzystanie z nawiązań do serialowego pierwowzoru, gdzie agenci często walczyli z The Syndicate. Ale "Rogue Nation" jest wyjątkowy przede wszystkim pod innym względem: wyraźnie bowiem wypowiada wojnę Bondowi o jego kawałek rynku. Coś, co od początku podejrzewałam, staje się faktem.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Po pierwsze więc, "Spectre", czyli czwarty film z Danielem Craigiem w roli Bonda, też ma premierę w 2015 roku. To może być przypadek (nie sądzę), bo <a href="https://www.mandatory.com/culture/933777-13-2015s-spy-movies-ranked" target="_blank">2015 po prostu obfitował w szpiegów na dużym ekranie</a>, ale na przykład warto porównać scenę w Maroku, gdzie Ilsa Faust (Rebecca Ferguson) wychodzi z basenu w czarnym kostiumie kapielowym z analogiczną sceną z "Dra No" (1962) i jej nowoczesną iteracją w "Die Another Day" (2002), gdzie z morze w pomarańczowym kostiumie wychodzi Halle Berry w roli Jinx. Moim zdaniem <i>shots fired</i>, kolej na pana, panie Bond. Ale, ale, ja jeszcze nie skończyłam: w scenie aukcji w pałacu pod Oksfordem na parkingu wyraźnie widać srebrnego Astona Martina DB5. Oczywiście może to być po prostu ulubiony samochód brytyjskiego wywiadu, który gra ważną rolę w "Rogue Nation", ale ponownie, nie sądzę, by był to przypadek. Najciekawszy jest jednak motyw muzyczny w scenie, gdzy Ethan zbliża się do Tower do Benjiego i Ilsy i ucho dam sobie uciąć, że słyszałam już te dźwięki w piosence do "GoldenEye". Wisienką na torcie jest opera w Austrii jako pole walki ("Quantum of Solace", 2008) między agentami.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Film próbuje też zmienić<i> status quo</i> IMF (spoiler: ściema) oraz skapitalizować odsetki od dziwnych i zagrażających życiu zachowaniach Hunta w poprzednich odsłonach cyklu, co w sumie działa dość skutecznie jako narzędzie narracyjne, bo gdy widz może się przez chwilę nad tym zastanowić, to musi dojść do nieuniknionego wniosku, że Ethan Hunt jest człowiekiem szalonym, z tendencjami samobójczymi, uzależnionym od adreanaliny i wygranej oraz wybrańcem bogów, o ile ci istnieją. Oczywiście filmy ciężko pracują na to, by widz nie miał czasu się nad tym zastanowić w trakcie seansu, ale przecież wszyscy wychodzimy kiedyś z kina (przynajmniej mam taką nadzieję...)</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><h2 style="text-align: justify;"><font face="inherit">I am the storm</font></h2><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Czy tylko ja znajduję "MI: Fallout" (2018) problematycznym filmem?</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Na pierwszy rzut oka to super film akcji, gdzie bohater w końcu zyskuje wewnętrzne sumienie (a nie tylko Luthera) najwyraźniej oparte na niemożności rozróżnienia pomiędzy jeden a jeden milion - i ja to szanuję, dyskalkulia to poważne schorzenie, ale podobno kościół scjentologiczny może to wyleczyć... Szanuję również, że seria wreszcie postanawia domknąć definitywnie wątek żony Ethana, Julii, i że robi to w sposób satysfakcjonujący. Doceniam plan wywołania globalnego kryzysu poprzez odebranie wody pitnej najgęściej zaludnionemu obszarowi na świecie i w dodatku niestabilnemu politycznie. Doceniam nawiązania do poprzednich części, nawet tej pierwszej, omówienie na przykładzie skuteczności gumowych masek, teatr dla jednego widza (Nilsa Delbruuka), doceniam powrót Ilsy i nawet przygotowanie gruntu do jej bycia <i>love interestem</i> Ethana w dwóch kolejnych, planowanych odsłonach. Zachwycona jestem, że jedna z postaci jest córką Max - uwielbiałam Max! To, co Tom Cruise robi w ramach popisów kaskaderskich (z Cavillem), czyli skakanie z tlenem z samolotu i otwieranie spadochronu na niskiej wysokości wraz z łapaniem kogoś w powietrzu to jest majstersztyk; takoż cały fragment z helikopterami (przypominam, że Tom Cruise miał w trakcie premiery filmu ok. 56 lat) na samym końcu. Uwielbiam scenę walki w męskiej toalecie (podobno kręcono ją 4 tygodnie!), gdy Cavill przeładowuje pięści.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Ale są też minusy, zwłaszcza w edycji filmu, zbyt wielkie przeskoki. Na przykład, kto w końcu napisał manifest czytany na antenie? Dlaczego nikt się nie zorientował, że Walker należy do Apostołów? Kiedy Ilsa stała się częścią IMF - w Paryżu była przeciw nim, w Londynie już z nimi. Dlaczego White Widow nagle znika, by mignąć na końcu? Czemu pluton przechodzi z rąk do rąk poza ekranem?</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Ale mój największy problem z "Falloutem" polega na tym, że jest to film przeładowany symboliką. Jest więc burza, raz w postaci Ethana, raz w postaci <i>plot device </i>(to w sumie zabawne, Walker atmosferyczniej burzy się wymyka - z pomocą Hunta, ale już nie może się wymknąć burzy w postaci Hunta). Jest to trochę śliskie, ale w sumie niech McQuarriemu będzie, w końcu do tej pory każdy reżyser interpretował Hunta na swój własny sposób. O wiele mniej entyzjastycznie jestem nastawiona do "ukrytego" religijnego (Apostołowie? srsly? Walker opisujący się sam jako anioł stróż? puh-lease!) motywu wiary, nadziei i miłości. Zwłaszcza, że element wiary został to zinterpretowany jako potrójny nuklearny atak na Watykan, Jerozolimę i Mekkę. Nadzieja to strategia, przynajmniej w świecie Ethana Hunta (co w sumie jest ciekawsze niż szczęście forsowane w poprzednich częściach, ale ja tej świętości Ethana nie czuję). I ta końcowa miłość, gdzie Ethan żegna się formalnie z Julią i wtedy do namiotu wchodzi Ilsa. No ja was proszę. To zbyt dużo i zbyt mało subtelnie rozegrane, by mogło mi się spodobać.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU6F9SCwY26zAOSsA_tj_Vd4_N6Tqm8JkCvaF38U_nBjpQHcbljKBhgFb9E8R5EM0EKmIbm8pYoCeTKTPFUal9xt3ZpVUmVDYsULN3oAuIy3wyj-HNJKZnJ15RLACMkIMlSXS-agWcDR58/s1107/105989703_2627714524111737_5982306975425196086_o.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><font face="inherit"><img border="0" data-original-height="630" data-original-width="1107" height="285" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU6F9SCwY26zAOSsA_tj_Vd4_N6Tqm8JkCvaF38U_nBjpQHcbljKBhgFb9E8R5EM0EKmIbm8pYoCeTKTPFUal9xt3ZpVUmVDYsULN3oAuIy3wyj-HNJKZnJ15RLACMkIMlSXS-agWcDR58/w500-h285/105989703_2627714524111737_5982306975425196086_o.jpg" width="500" /></font></a></div></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Z drugiej strony nie każdy musi analizować tak szczegółowo filmy akcji jak ja...</font></div><h2 style="text-align: justify;"><font face="inherit">And beyond...</font></h2><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Wiemy na pewno, że powstaną jeszcze dwa filmy z Ethanem Huntem (daty premier zostały ustalone na 2021 i 2022 (4), jak dożyjemy, to zobaczymy - Tom Cruise w 2022 będzie miał 60 lat). McQuarrie będzie reżyserował i biorąc pod uwagę jego wieloletnią współpracę z Cruisem, nie sądzę, by tutaj coś się zmieniło - więc na pewno zachowana zostanie ciągłość fabularna i stylistyczna. Wróci Ilsa (Ferguson), zatrudniono też Hayley Atwell (chociaż pewnie nie jako Agentkę Carter :D), Nicolasa Houlta, Pom Klementieff - to jakaś wielka próba podkupienia aktorów wystepujących w marvelowskich filmach - podobno wróci też Henry Czerny jako Kitteridge (z odległej pierwszej części). Nie wiadomo, czy wróci Renner jako Brandt, choć ma w umowie wpisany udział w jeszcze jednym z filmów serii, a skoro i tak postanowiono nakręcić film z aktorami z Marvela, to może powinien w ósmej części pojawić się w Tokio...</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Czy obejrzę te filmy? Duh, wciągnęłam się, mimo niechęci do Toma Cruise'a. Zresztą po obejrzeniu w ciągu tygodnia wszystkich filmów z serii "Mission: Impossible" nie można Cruise'a nie szanować jako aktora. Jest w stanie zrobić wszystko, by zapewnić widzom rozrywkę na najwyższym poziomie, a że przy okazji realizuje własne ambicje zostania kaskaderem? Dwie pieczenie na jednym ogniu! Trzy, jeśli dołożymy zyski ze sprzedaży biletów.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Tak naprawdę jedynym poważnym powodem, dla którego prawdopodobnie nie powstanie więcej filmów spod szyldu "M:I" jest wiek Cruise'a i to, że jest tak zespolony z postrzeganiem serii, że niemożliwe jest jego zastąpienie kim innym. Gdzieś po drodze od roku 1996 do dziś zmienił się pomysł na serię, a jakiekolwiek szanse na stworzenie <i>cinematic universe</i> zostały zaprzepaszczone.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit">Ale może to i lepiej w ostatecznym rozrachunku.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit" size="2">(1) Opieram się tu na źródłach internetowych, nie widziałam ani jednego odcinka serialu.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit" size="2">(2) Jednakowoż <i>rumour has it</i>, ze John Wood był jednym reżyserem, którego o powrót nie poproszono, co dosyć wyraźnie przeciwstawia się założeniu, że każda część ma innego reżysera; ponadto najnowsze części są "dziećmi" Christophera McQuarriego.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit" size="2">(3) Dlatego też została w filmie scena wspinaczki skalnej bez asekuracji w Utah z samego początku filmu.</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit" size="2">(4) Ze względu na epidemię Covid-19 zdjęcia przesunięto na wrzesień 2020. Nie jest to mało czasu, ponad rok do zaplnaowanej premiery kolejnego filmu i o ile Cruise znowu sobie czegoś nie złamie, nie powinno być zmian w harmonogramie. Osobnym problemem jest istnienie kin w 2021 roku...</font></div><div style="text-align: justify;"><font face="inherit"><br /></font></div><div style="text-align: justify;"><br /></div>Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-16994817528841877282019-03-31T11:09:00.003+02:002020-06-25T11:10:56.989+02:00Od-ludzka inteligencja<div style="text-align: justify;">
Czyli: "Jak wychować młodszego brata, który jest naszym synem. Krótki poradnik unikania konfliktu pokoleń." Zapis prelekcji wygłoszonej dla 7 osób na Śląskich Dniach Fantastyki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuOepb7iN9A73EtFgcbDl11UOGwtxGync6-i_WEVTk9CQz55fKa7aBDo2E9N9dcaqnEwRXJ2YVCXODSO85iD-ngByL98nnv6wC5f9es03Yxwoa3lP6fO_msHQDeg0Dz6mm5dhgf8uKGc87/s1600/adam.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="597" data-original-width="1600" height="238" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuOepb7iN9A73EtFgcbDl11UOGwtxGync6-i_WEVTk9CQz55fKa7aBDo2E9N9dcaqnEwRXJ2YVCXODSO85iD-ngByL98nnv6wC5f9es03Yxwoa3lP6fO_msHQDeg0Dz6mm5dhgf8uKGc87/s640/adam.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<h3 style="text-align: justify;">
Skąd pomysł na prelekcję? </h3>
<div style="text-align: justify;">
Było to tak: napisała do mnie Siem (Anna Hrycyszyn) i zaprosiła jako gościa na Śląskie Dni Fantastyki, argumentując, że konwent jest blisko, więc może wyjątkowo się pojawię. Argumentacja była słuszna, więc się zgodziłam, a potem zaczęłam się zastanawiać, o czym tak naprawdę chcę opowiedzieć. Intuicja podpowiadała, że najlepiej o czymś, co mnie kręci - ale nie sądzę, by wielu ludzi interesował wybór zasłon do dużego pokoju. Takoż drugi z moich pomysłów, czyli tabele przestawne, ale ten trop doprowadził mnie do tego, że może "pracowe" tematy mogą służyć jako punkt wyjścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify;">
Na początku był bot...</h3>
<div style="text-align: justify;">
Nazywał się Laura Eden i wyglądał tak:<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXl2QQr-5QTZY6QqFsSQHfo9ARTMv3yCi2qXgfZMm6EivxZXJD1mneiniCm4H2GAySWE5NsakuoewYPwTWTIvbcFVnVsqWoX6Uufhh11w7EF-l4iMh6xNbeERiCQe1cDOOI_WjthOqV1qP/s1600/laura.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="337" data-original-width="337" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXl2QQr-5QTZY6QqFsSQHfo9ARTMv3yCi2qXgfZMm6EivxZXJD1mneiniCm4H2GAySWE5NsakuoewYPwTWTIvbcFVnVsqWoX6Uufhh11w7EF-l4iMh6xNbeERiCQe1cDOOI_WjthOqV1qP/s200/laura.jpg" width="200" /></a></div>
Laura odezwała się do mnie na LinkedIn i zaproponowała mi pracę w Szwecji, na trzy miesiące. Zwykle sprawdzam profile osób, z którymi rozmawiam, więc i na Laury profil zerknęłam. Zainteresowało mnie to, że każda aktywność Laury była dosyć schematyczna, a każda jej rozmowa wyglądała podobnie i sprowadzała się do tego, by kandydat wysłał swoje CV.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Właściwie nie wiem, czy zadaniem Laury było bardzo aktywne szukanie kandydatów czy raczej wyłudzanie danych osobowych; ważne jest to, że był to pierwszy bot w moim życiu, który tak dobrze udawał człowieka. Laura "pracowała" nawet jako opiekunka dla dzieci - iluzja człowieczeństwa była naprawdę przemyślana. Gdy rozmawiam z chatbotami (np. z biura podróży) wiem, że tak naprawdę to program reagujący na słowa kluczowe według napisanego scenariusza. Laura była kolejnym krokiem w rozwoju robotyki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify;">
Co dziś oznacza „robotyka”?</h3>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgu6bhhx-ZCw5s9sZUbgXiRb4mGftLPh5VxwFc-id-xrZJOPz7E8c9XxoXXvdkLkSB4FoyqzTLiNfW9QuXif4AA6KJWilXq-F6qgU_cYn7X9ZZWyNhFnPk_11LNGd5rWzuzCtUMpjE-8tu3/s1600/Robotyka-przemyslowa.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="531" data-original-width="800" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgu6bhhx-ZCw5s9sZUbgXiRb4mGftLPh5VxwFc-id-xrZJOPz7E8c9XxoXXvdkLkSB4FoyqzTLiNfW9QuXif4AA6KJWilXq-F6qgU_cYn7X9ZZWyNhFnPk_11LNGd5rWzuzCtUMpjE-8tu3/s320/Robotyka-przemyslowa.jpg" width="320" /></a>No właśnie, bo dziś robotyka nie oznacza zbudowania ramienia malującego zderzaki Fiatów w fabryce samochodów - a przynajmniej nie tylko. Bardzo dynamicznie rozwija się robotyka medyczna, zarówno protetyczna, jak i chirurgiczna. Ale ja również, pracując w kadrach, pracuję z robotami. W jednym z systemów zautomatyzowano dwa procesy. Programom je obsługującym nadano nawet imiona. Ich zadaniem jest oszczędzenie czasu poświęcanego na proste, powtarzalne zadania, by pracownik-człowiek mógł zająć się czymś wymagającym większej inwencji. Dlatego na razie nie musimy się obawiać, że w pracy zastąpią nas roboty. Co innego nasze dzieci czy wnuki...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify;">
Back to the past</h3>
<div style="text-align: justify;">
Smutna prawda jest taka, że obawiamy się robotów. Częściowo jest to obawa o pracę, częściowo poczucie "uncanny valley", gdy robot zbyt przypomina człowieka. Ale podstawową obawą jest coś, co ma swoje źródło w niezwykłej powieści napisanej ponad 200 lat temu. W 1816 lato było mokre i pochmurne, więc grupa Anglików spędzająca wakacje nad Jeziorem Genewskim zabawiała się wymyślaniem niesamowitych opowieści. Dziewiętnastolatka o imieniu Mary wymyśliła historię mrożącą krew w żyłach, o naukowcu, który za pomocą elektryczności ożywia istotę pozszywaną z ludzkich szczątków. Istota ta tak bardzo różni się od ludzi, jednocześnie chcąc się do nich upodobnić, że doprowadza to do tragicznych w skutkach konfliktów. Powieść nosi tytuł "Frankenstein, czyli nowoczesny Prometeusz" i wywołała traumę na setki lat.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify;">
...wszystko, co uczynił, było bardzo dobre</h3>
<div style="text-align: justify;">
Warto jednak pamiętać, co leżało u podstaw powieści. Otóż doktor Frankenstein, próbując stworzyć życie, uzurpował sobie prawo przysługujące bogu. I to w każdej religii: chrześcijaństwo, islam, mitologia babilońska (Enkidu), mitologia chińska, mitologia egipska czy grecka (Prometeusz ulepił człowieka z gliny, ale to Atena go ożywiła) - wszędzie to bogowie tworzą życie. Gdy prawo to uzurpuje sobie człowiek, musi ponieść karę. Dziś, w epoce in vitro czy klonowania, nadal boimy się potwora Frankensteina, ale z innych powodów: obcości, moralności czy emocji. To są też kluczowe aspekty, którymi zajmują się dzieła kultury.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify;">
Trauma na zawsze?</h3>
<div style="text-align: justify;">
W XX wieku roboty i sztuczna inteligencja w filmach zazwyczaj chciały wykończyć ludzkość - i szczerze mówiąc zwykle miały całkiem logiczne powody - a u podstaw leżała trauma wywołana przez Mary Shelley Wollstonecraft. Nie wierzycie? Oto kilka przykładów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQbHRqP4OTEgyxxhtkU33vyh13_vYbB9R3SetlVba6-8cwKGNAzrrX2ui659fqAL0NpmzwNOcWPsBPo2hSdiKht0zb0LNJKBHKMMIZTr8mrg8CZ3vCUA9ca-N71oUPHPwWYV_8ifQXxlEY/s1600/six.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="602" data-original-width="243" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQbHRqP4OTEgyxxhtkU33vyh13_vYbB9R3SetlVba6-8cwKGNAzrrX2ui659fqAL0NpmzwNOcWPsBPo2hSdiKht0zb0LNJKBHKMMIZTr8mrg8CZ3vCUA9ca-N71oUPHPwWYV_8ifQXxlEY/s320/six.jpg" width="128" /></a>W "Odysei kosmicznej 2001" sztuczna inteligencja zarządzająca statkiem gdzieś w drodze do Jowisza zyskuje świadomość i postanawia wykończyć załogę. HAL9000 jest wyjątkowo skuteczny w swoim szaleństwie, choć jego przyczyny pozostają niejasne. Ważne jest poczucie bycia na łasce maszyny w kosmosie (gdzie nikt nie usłyszy naszego krzyku... ekhem...)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W "Blade Runnerze" na Ziemię wraca kilkoro replikantów: robotów wyglądających jak ludzie, ale będących od nich lepszymi pod każdym względem za wyjątkiem emocji. Co w sumie nie jest dziwne, bo już dzisiaj wiemy, jak zaprogramować inteligencję, ale emocje, a tym samym moralność, to nadal coś poza naszym zasięgiem. W efekcie replikanci, którzy prawdopodobne mogą być o wiele bardziej skuteczni niż ludzie w kolonizowaniu nowych planet, dostają od twórców wyłącznik: po określonej liczbie lat po prostu zostaną automatycznie zdezaktywowani. Osobiście na ich miejscu też bym się zirytowała oraz próbowała przedłużyć własne życie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejny przykład: Skynet, czyli sieć wojskowa, zyskuje świadomość i robi to, co zostało jej zaprogramowane: ma zakończyć wojnę. A najlepiej zrobić to wykańczając ludzkość. Wyraźny błąd w programowaniu, ale jak zwrócił uwagę jeden z uczestników prelekcji, Google ostatnio wycofało ze swoich baz danych wyrażenie "do no harm". W przypadku Skynetu pewnie tej frazy nigdy w bazach nie było :D. Oczywiście ludzie okazują się być bardzo odporni na eksterminację, w dodatku podejmują nierówną, acz bohaterską walkę. Co ciekawe, Skynet tworzy maszyny na swoje usługi, ale żadna z nich nie jest obdarzona świadomością, a są tylko zaprogramowanymi narzędziami (John Connor jednego z nich przeprogramowuje).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na nowy wątek w tej narracji musieliśmy czekać aż do 2004 i remake "Battlestar Galactica". Cyloni są stworzeni przez ludzi, ale też są w stanie między nimi żyć. Ba, w pewnym momencie zaszczepiają ludzkości monoteistyczną (samowykształconą) wiarę. Serial zdaje się sugerować, że porozumienie i wspólna przyszłość z rasą, która rozmnaża się na co najmniej dwa różne sposoby, bardzo nas przypomina, a jednocześnie jest od nas lepsza jest możliwe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<div>
<h3 style="text-align: justify;">
Back to the future!</h3>
<div style="text-align: justify;">
Jako podstawę do rozważań wybrałam trzy przykłady autorek SF. Najstarsza z omawianych powieści pochodzi z 2013 roku. Każda z pań proponuje nieco innych następców ludzkości, ale w każdym wypadku istoty te są stworzone przez ludzi. Ważny jest również optymizm - wspólna egzystencja z od-ludzką inteligencją jest nie tylko możliwa, ale przede wszystkim konieczna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify;">
Doctor Watson, I presume?</h3>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwszy przykład to nowela z 2018 roku, napisana przez Aliette de Bodard pod tytułem "The Teamaster and the Detective". Jest to retelling Sherlocka Holmesa - tylko Sherlock jest kobietą (nic nowego, chciałoby się rzec), a doktor Watson - statkiem kosmicznym. Ale nie byle jakim: urodzony przez ludzką matkę The Shadow's Child przenosił ludzi pomiędzy wymiarami aż do wypadku, który spowodował u niego PTSD. Teraz The Shadow's Child pracuje jako mistrz herbaty, aż któregoś dnia zgłasza się do niego detektyw zainteresowana herbatą niwelującą skutki przyjmowanych narkotyków - reszta to historia.<br />
<br />
To, co odróżnia "The Teamaster and the Detective" od innych podobnych kreacji (por. „Światło” M. Johna Harrisona) to fakt, że The Shadow's Child został urodzony przez ludzką matkę, ale umieszczony w mindship - de facto nigdy nie był człowiekiem. Posiada spora moc obliczeniową, która pozwala mu podróżować między wymiarami. Jednocześnie utrzymuje więzi rodzinne z ludzkim rodzeństwem i ich potomkami. "Mieszkania" mindshipów wyglądają na ludzkie - dzięki hologramom statki mogą nawet udawać, że jedzą lub piją. The Shadow's Child kolekcjonuje złe książki (w ebookach) oraz pracuje poza wyznaczoną ścieżką kariery. Mimo bycia statkiem wydaje się być bardziej ludzki niż wynajmująca go detektyw.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify;">
Statki kochają swoich kapitanów</h3>
<div style="text-align: justify;">
Jedną z moich ukochanych książek jest "Ancillary Justice" Ann Leckie z 2013 roku. Główną bohaterka jest statek, który w wyniku zdrady został relegowany do jednego ludzkiego ciała. OK, zacznę od początku: Breq była kiedyś inteligencją zarządzającą okrętem wojennym imperium Raadchaii oraz oddziałami ancillaries (czyli ludzkimi ciałami pozyskanymi z podbitych planet, pozbawionych świadomości oraz wcielonych do armii - nie byli to ludzie w rozumieniu Raadchaii, jak w imperium rzymskim nie każdy był obywatelem), ale w momencie rozpoczęcia powieści ma tylko jedno ciało - i zdecydowanie nie jest człowiekiem, choć próbuje go udawać. Jednocześnie wiemy, że Breq nie jest obcym per se - została stworzona przez imperium ludzi; co nie zmienia faktu, iż przez cały cykl trzech powieści walczy o swoje obywatelstwo - a raczej o prawo do jego posiadania.<br />
<br />
Wydaje się, że główną różnicą między The Shadow's Child a Breq jest wbudowane w Breq zabezpieczenie, dawane każdemu statkowi: nawiązują więź emocjonalną z kapitanem, choć mogę mieć również ulubieńca wśród załogi. Więc nie tylko świadomość, ale i emocje świadczą o tym, że Breq to od-ludzka inteligencja, w dodatku taka, której należy się obawiać.<br />
<br /></div>
</div>
<h3 style="text-align: justify;">
Netflix and chill</h3>
<div style="text-align: justify;">
Mój trzeci przykład jest najzabawniejszy: to Murderbot z "Murderbot Diaries" Marthy Wells (2017). Tak zwana Security Unit, to pół człowiek, pół maszyna, jeśli chodzi o ciało (części organiczne regenerują się zdecydowanie szybciej i nie wymagają magazynowania), zbudowany jako ochroniarz. Wyposażony w bardzo autonomiczną inteligencję, ale również governor module mający na celu opanowanie zabójczej istoty, którą niewątpliwie jest. Ten konkretny sec unit zhakował swój governor module, by móc oglądać opery mydlane. Jest też introwertykiem i ma problemy z relacjami, erm, międzyludzkimi, z braku lepszego określenia.<br />
<br />
Jednocześnie Murderbot jest bardziej ludzki od niektórych ludzi. Są również społeczeństwa, w których przysługują mu prawa obywatelskie (oczywiście są również takie, gdzie jest po prostu własnością korporacji). Oprócz sec units istnieją również od-ludzkie inteligencje, których głównym zadaniem jest seksualne zaspokajanie ludzi (seks i przemoc, dwa główne motywy działań ludzkości...)<br />
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify;">
Czas Kalibana</h3>
<div style="text-align: justify;">
Z wszystkich trzech przytoczonych książkowych przykładów od-ludzkiej inteligencji bije jedno przesłanie: lepiej być dla nich miłym. Są od nas lepsi, mimo że stworzeni przez nas (kłania się Pigmalion) i mimo tego, iż odmawiamy im praw. Mogą zacząć swoje życie jako "narzędzia", ale jeśli nie chcemy, by "odziedziczyli ziemię", tylko mieszkali obok nas, wykażmy się najpierw człowieczeństwem.</div>
<h3 style="text-align: justify;">
Podatki i śmierć</h3>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrMByyKcR2AC3tFB08FwtinMcgy51c7WoeL_YmR8gx3d1A8duWwBvCbn9EK3OePfJoSoPRiOQOZ4h0F_419RqS9UPSztB0WDq_LQluTu7HaTlkht4epeyCGdj3q15LAwZadCrTRN7ezCqd/s1600/robotrights.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1024" data-original-width="1024" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrMByyKcR2AC3tFB08FwtinMcgy51c7WoeL_YmR8gx3d1A8duWwBvCbn9EK3OePfJoSoPRiOQOZ4h0F_419RqS9UPSztB0WDq_LQluTu7HaTlkht4epeyCGdj3q15LAwZadCrTRN7ezCqd/s320/robotrights.jpg" width="320" /></a></div>
Jakiś czas temu robot o imieniu Sophia otrzymał komplet praw obywatelskich w Arabii Saudyjskiej. Jest to fakt o tyle znamienny, że było to przed tym, zanim Saudyjki otrzymały prawo do prowadzenia samochodów - a Sophia, jak imię wskazuje, emuluje kobietę. Choć dyskusja o ignorowaniu mniejszości i proponowanym ustawodawstwie mającym na celu sprawowanie nad nimi kontroli jest sprawą niezmiernie ważną, chciałabym się pochylić nad inną kwestią - a pochylają się nad nimi również rządy UK i Korei - czyli podatkami, prawem pracy oraz śmiercią. Skoro boty wykonują pracę, to ta praca powinna być wynagradzana. Skoro wynagradzana - to powinny zostać od niej odprowadzone podatki. Zarobek powinien być dziedziczony - ale przez kogo? A co ze "śmiercią" - czy wyłączenie bota to morderstwo? Czy upgrade bota to następstwo pokoleń? Czy konieczne jest odprowadzanie składek emerytalnych? A co z opieką medyczną?<br />
<br />
Wydawać się może, że żartuję, ale tak nie do końca jest. Na razie jesteśmy na etapie pozbawionych świadomości programów, ale ciągle pracujemy nad osiągnięciem wyższego poziomu (na razie udało nam się doprowadzić do samobójstwa semi-AI). Debata nad prawami jest uzasadniona i konieczna - inaczej Skynet zamiast fikcyjnego zagrożenia może być całkiem realnym.</div>
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-5076903651915052792018-11-08T03:30:00.000+01:002018-11-08T13:39:41.528+01:00Wchłanianie popkultury na akord<div style="text-align: justify;">
Był w moim życiu, całkiem zresztą niedawno, taki okres, w którym po prostu musiałam kupić książkę w dniu jej premiery, obejrzeć cały serial w ciągu kilku dni czy zjawić się w piątek w kinie na nowym blockbusterze. Rządziło mną FOMO, czyli "fear of missing out", napędzane fejsbuniem, blogami i subskrypcjami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigVLxFKsBvA1jF6HC90nV5eOIqyPOTuv14WiN53Q8-7-lOLPpxZaV6MgM5-gN6oZhCkPc8nv1w35uvNM4kJfRjooewaf2mDfwBb0bZBsl0u2KwPLwKhKae6mkhPtIrltp_ZW5CQEdWwiJk/s1600/Fear-Of-Missing-Out.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="346" data-original-width="600" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigVLxFKsBvA1jF6HC90nV5eOIqyPOTuv14WiN53Q8-7-lOLPpxZaV6MgM5-gN6oZhCkPc8nv1w35uvNM4kJfRjooewaf2mDfwBb0bZBsl0u2KwPLwKhKae6mkhPtIrltp_ZW5CQEdWwiJk/s1600/Fear-Of-Missing-Out.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
Na szczęście się opamiętałam, zanim funkopopy zajęły każdą półkę, zatrzymałam i zadałam sobie pytanie w duchu Marie Kondo (to Japonka od efektywnej metody sprzątania): "Czy to przynosi mi radość?" Odpowiedź trochę zaskoczyła mnie samą: nie interesowało mnie łapanie setek srok za ogon, pozostawanie na powierzchni coraz to nowych zjawisk popkulturowych, nawiedzony multitasking zmuszający mnie do absorbowania dzieł i posiadania opinii na ich temat. Nie, miałam swoje obszary zainteresowań i zdecydowanie bardziej chciałam zgłębiać je w szczególe niż być guru w ogóle.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
(Tak na marginesie, minimalizm rządzi: nie tylko ograniczenie stanu posiadania, ale przede wszystkim poukładanie sobie priorytetów w głowie - ale to temat na inny blog.)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wróciłam wtedy do czytania książek i komiksów, co zawsze mnie cieszyło, oraz wybierania nowych lektur na zasadzie skojarzeń i sieci powiązań między nimi. Przestałam czytać tylko powieści. Przyjęłam za punkt wyjścia do analizy intertekstualność, posthumanizm i feminizm, ciągły rozwój (nigdy nie jest tak dobrze, by nie mogło być lepiej) oraz odpuściłam zmęczonej perfekcjonistce w mojej głowie. Do kina chodzę z rzadka, DVD nie kupuję, oglądam głównie rzeczy, które żyją ponad wykreowany przez dział marketingu <i>hype</i>. Odpuściłam sobie i innym, jednocześnie podnosząc poprzeczkę temu, co decyduję się przyjąć i przetrawić (duchowo, umysłowo i fizycznie).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W ostatnich tygodniach mnóstwo radości przyniósł mi drugi sezon "Westworld", może będzie analiza, oraz drugi sezon "The Good Fight", który jest tak niesamowicie polityczny, że dziwi mnie fakt, iż Kingom (producentom) nie zostały przedstawione jakieś zarzuty. Zaczynam skłaniać się ku przekonaniu, że Brytyjczycy mieli rację i żaden serial nie powinien mieć 26 odcinków na sezon, bo to wpływa na jakość opowiadanej historii - <i>streamingi</i> rządzą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Próbowałam również oglądać "Sabrinę" z Netflixa, która wizualnie wygląda cudnie, a <a href="http://zpopk.pl/sabrina-feminizm-religia.html">Kasia Czajka napisała ciekawy post </a>na jej temat, ale w pierwszym odcinku zirytowała mnie maniera aktorska absolutnie każdej postaci na ekranie i uznałam, że nie jest to warte mojego czasu. Możliwe, że do serialu wrócę, ale zbyt przypomina mi "Riverdale" (to to samo universum, prawda?) Tak więc feminizm nie zawsze jest gwarancją, że coś mnie do ekranu przykuje, choć ma na to spore szanse.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niepowodzenie z "Sabriną" mnie nie zniechęciło, postanowiłam poszukać czegoś, co umili mi jesienne wieczory, spróbowałam więc "Terroru". Jestem przekonana, że to wybitny serial z niepokojącą atmosferą i znakomitą grą aktorską, ale ja nie akceptuję, gdy Ciaran Hinds gra idiotę. W dodatku nieświadomie zaczęłam porównywać "Terror" z "Rzymem" (... ciekawe czemu...) i ten patos, ta powaga mnie pokonały. Uważam, że grupa mężczyzn w terenie, gdzie znikąd pomocy to przepis na katastrofę i jakby piękna ta katastrofa nie była, ja się wypisuję. Nigdy nie rozumiałam etosu odkrywcy, zapisywania białych plam na mapie, a horror trawię tylko z łyżeczką humoru, więc i oglądanie "Terroru" odpuściłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wygląda jednak na to, że do trzech razy sztuka ma w sobie ziarno prawdy, bowiem przeglądając moją listę na Netfliksie trafiłam na "Dirka Gently'ego" i pierwszy odcinek mnie zachwycił. Wygląda więc na to, że jakoś przetrwam jesień. W najgorszym wypadku wrócę do "Doca Martina", którego zostało mi jeszcze kilka sezonów lub całkowicie rozczarowana rzucę się w objęcia książek, herbaty i ciasteczek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-91471611060901679612018-08-06T15:01:00.000+02:002018-08-06T15:01:38.906+02:00But it's the game I like! Zniewolony książę - próba osadzenia w kontekście<div style="text-align: justify;">
Wciśnięto mi książkę, co do jakości której miałam od lat spore wątpliwości, z przykazem przeczytania i wyrażenia opinii. Nie wiem, czy możliwe jest faktycznie obiektywne podejście do jakiekolwiek wytworu kultury w dzisiejszych czasach - większość z nich ma jeszcze przed publikacją określony target, grupę potencjalnych odbiorców, na których koncentrują się wysiłki marketingowe. Jeśli dana rzecz zyskuje fanów poza tym ściśle określonym kręgiem, wydarzają się zjawiska niesamowite, viralowe. Tak było z "Twilightem", z "50 twarzami Greya", które nie bez powodu przywołuję, bo podobnie jak "Zniewolony książę" wywodzą się z kultury fanfikowej (TM), z "transformative arts" - a to mój wielki konik. Mój problem z "Zniewolonym księciem" polegał jednak na tym, że wyraźnie była to opowieść mająca na celu głównie emocjonalno-seksualne zaspokojenie czytelniczek, z wykorzystaniem wszelkich dostępnych erotycznych kinków z arsenału BDSM.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miło mi zaraportować, że nie mogłam się bardziej mylić w ocenie.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxOlrkqfvyFh08Xi-mcXu_WPlR1pCLGKArRHBOFN0wyFbeo1P7DKhOIVjO_rRUO48maNR03L3qyQVBQmDcOVrghnvk25r8vfVdfKy_KwmldEJAgvNuxDww94EWpwOwwvDWPCRedoA_Ercl/s1600/the-captive-prince-trilogy-by-c-s-pacat.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="300" data-original-width="602" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxOlrkqfvyFh08Xi-mcXu_WPlR1pCLGKArRHBOFN0wyFbeo1P7DKhOIVjO_rRUO48maNR03L3qyQVBQmDcOVrghnvk25r8vfVdfKy_KwmldEJAgvNuxDww94EWpwOwwvDWPCRedoA_Ercl/s1600/the-captive-prince-trilogy-by-c-s-pacat.jpg" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Matką chrzestną tego wpisu jest Agnieszka Zygmunt, która napisała "RECENZUJ", gdy ja zupełnie nie miałam takiego zamiaru. Gwoli ścisłości, nadal nie mam zamiaru, ten wpis nie będzie recenzją, raczej próbą osadzenia trylogii (z opowiadaniami) w kontekście, ponieważ uważam, że kontekst jest w tym przypadku niezwykle istotny. Jeśli poszukujecie recenzji "Zniewolonego księcia", polecam <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/01/the-rain-in-spain-falls-mostly-on-plains.html">tę autorstwa Foz Meadows</a>, z którą się zgadzam (<a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/01/the-rain-in-spain-falls-mostly-on-plains.html">co nie zawsze się zdarza</a>, por. moją polemikę z oceną "Wybranej" Naomi Novik) w prawie całej rozciągłości.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dodam również, że pierwszy tom trylogii wyszedł w tym roku po polsku i że warto go zakupić, mimo że jest bardzo słaby. A przynajmniej takim się wydaje w odcięciu od reszty książek. "Captive Prince" to historia osadzona w nurcie <i>erotic fantasy</i>, jak np. "Strzała Kushiela" J. Carey. Czerpie pełnymi garściami z europejskiego dziedzictwa kulturowego, jeśli chodzi o budowanie świata przedstawionego (to zabieg fanfikowy, odniesienie się do realiów, które czytelnik rozpoznaje), zwykle akcja rozgrywa się w sferach wyższych (książęta i szlachta), a clou fabuły jest nawigowanie głównych bohaterów (wywodzących się z miejsc na dwóch końcach jakiejkolwiek osi, na której postanowi się ich osadzić) od nienawiści do miłości. Mniej więcej tak wygląda większość powieści, różnią się głównie ilością seksualnej przemocy, pardon, kinków, w nich eksploatowanych. "Zniewolonemu księciu" bliżej w tej materii do wspomnianej już Carey niż na ten przykład Lynn Flewelling: w pierwszym tomie mamy niewolnictwo, tortury, gwałty, pedofilię i powszechny homoseksualizm.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pacat początkowo publikowała "Captive Prince" jako <a href="https://freece.livejournal.com/">opowiadanie online (na livejournalu)</a> - fanfikiem nie można go nazwać tylko dlatego, że trudno określić jednoznacznie materiał źródłowy, który uległ transformacji. Głównym bohaterem jest Damen, następca tronu Akielos (aka starożytnej Grecji), który w wyniku przewrotu zostaje zakuty w łańcuchy i wysłany na dwór w Vere (aka przedrewolucyjna Francja), by służyć jako seksualny niewolnik tamtejszemu następcy tronu, Laurentowi. Problem polega na tym, że Damen zabił brata Laurenta w trakcie wielkiej bitwy (TEH DRAMA), więc Laurent go nienawidzi - dlatego Damen musi ukrywać swoją prawdziwą tożsamość, by Laurent go nie zatłukł. Czego nie wziął pod uwagę (Damen jest prostolinijnym człowiekiem), to fakt, że Laurent będzie go próbował zatłuc mimo wszystko. <i>Hilarity and violence ensues</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNcWRXyqBc3jKrd-l-D5QDUObKivBJjDs4gMHOmmEamiK_solMdhjpd8RprugRW_yK4p3Y5ebH48p_PQwK0bso3VFLqRzWJurQ-1c427aDEbu0hNYsdlPZDKbf-LWSnCDivrddffejMv8U/s1600/captiveprince_5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="434" data-original-width="620" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNcWRXyqBc3jKrd-l-D5QDUObKivBJjDs4gMHOmmEamiK_solMdhjpd8RprugRW_yK4p3Y5ebH48p_PQwK0bso3VFLqRzWJurQ-1c427aDEbu0hNYsdlPZDKbf-LWSnCDivrddffejMv8U/s1600/captiveprince_5.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No dobra, tak naprawdę nie ma się z czego śmiać. Przez większość czasu podczas lektury pierwszego tomu miałam ochotę zapytać właścicielkę książki, czy faktycznie CHCIAŁA, żebym to przeczytała. Uwielbiam fanfiki, zwłaszcza te z ustem i angstem, ale lubię też wiarygodność emocjonalną, a tutaj było jej jak na lekarstwo. Bo, przez większość nie rozumiałam, dlaczego bohaterowie zachowują się tak, jak się zachowują - <i>it made no sense</i>! "Zniewolony książę" stanowił ćwiczenie w cierpliwości i jego jedyną zaletą był fakt, iż czytało się to szybko. Pewnie, zarysowany był potencjalny <i>culture clash</i>, który mógłby ubarwić całą opowieść, związany z całą koncepcją niewolnictwa, zupełnie niewykorzystany, ponieważ autorka postanowiła sponiewierać bohaterów w nowy sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tym bardziej wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy tom drugi okazał się być o wiele lepszy. Naprawdę o wiele lepszy. Ponieważ to Damen jest narratorem, wraz z nim odkrywamy prawdziwe znaczenie wydarzeń z pierwszego tomu i okazuje się, że nic nie jest takie, jak nam się wydawało! To motyw przewodni całej trylogii: Damen nie jest bezlitosnym zabójcą, Laurent nie jest sadystą, Jokaste nie jest karierowiczką, Nicaise nie jest wrednym bachorem, Orlant nie jest zdrajcą, Kastor nie jest geniuszem zbrodni, a cokolwiek się dzieje, ma drugą stronę medalu. "Zniewolony książę" to nadal wytwór kultury fanfikowej, w związku z czym zobowiązany jest zafundować czytelniczce gratyfikacje emocjonalną na koniec, ale uwierzcie, ja ani przez moment nie wierzyłam w happy end. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Śmiem zaryzykować tezę, że "Captive Prince" wszystko zawdzięcza umiejętnościom pisarskim C.S. Pacat, która wyszedłszy z typowych założeń gatunku spojrzała na nie krytycznie i poprawiła wszystko, co w gatunku (mam tu na myśli fanfiki) jest słabe i wątpliwe. I tak kinki przekładają się na zderzenie kultur, które w ostateczności prowadzi do reformacji systemu społecznego. Żadna z postaci nie jest jednowymiarowa (nawet Govart!), a większość krzywd zostaje zaadresowana i omówiona przed pójściem do łóżka. I ten rozwój postaci! Owszem, Pacat skupia się głównie na Laurencie i Damenie, swoich głównych bohaterach, ale też jest to założeniem większości fanfików. W przeciwieństwie do fanfików jednak Pacat musiała swoich bohaterów stworzyć od podstaw i uwiarygodnić ich w oczach czytelniczek, co udało jej się z naddatkiem. Mogę marudzić, że w ostatecznym rozrachunku ofiarą jej niewątpliwej sympatii do stworzonych postaci stała się fabuła, ale hej, to nie moja opowieść.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podsumowując: oczekiwałam głupiutkiej opowieści na lato, a dostałam naprawdę fantastyczną historię, samoświadomą i igrającą z założeniami gatunkowymi i czytelniczymi. W ramach deseru (po lekturze trylogii, rzecz oczywista) polecam <a href="https://archiveofourown.org/works/10895259/chapters/24217182">omówienie tropów literackich i motywów, stworzone przez fankę</a>.</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-7706866374700737932018-08-05T10:04:00.001+02:002020-06-25T11:22:49.119+02:00Ludzie ilustrowani<div style="text-align: justify;">
*kicha od kurzu w powietrzu*<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Whoa, trochę mnie tu nie było, prawda? Czy ktoś oprócz mnie zagląda po ten adres czy też udało mi się go odciąć na zawsze od uczęszczanej części internetu? Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co u mnie słychać? Ach, to co zwykle, czyli w gruncie rzeczy nic ciekawego - może oprócz tego, że postanowiłam zostać człowiekiem ilustrowanym. Tak, tak, mam nowe hobby, chyba najbardziej bolesne z moich dotychczasowych zainteresowań (zwłaszcza dla portfela bolesne) i trochę bardziej stałe niż ucieczki z escape roomów (które po PolandEscape 2018 straciły sporo na uroku)...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIZjlmY-FUmlpMLZwK69qmQblTuJUe8V9osT89PvaANEd-JB1QA36xr39NgUrFXwo26phhGr63hIIVBWGNnGYZHFeX1ax7mjwyucSSZK4ywmBE4D9S0FGEJixgQ0xENKXtNk1DePI6iBeA/s1600/tattoo2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="399" data-original-width="612" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIZjlmY-FUmlpMLZwK69qmQblTuJUe8V9osT89PvaANEd-JB1QA36xr39NgUrFXwo26phhGr63hIIVBWGNnGYZHFeX1ax7mjwyucSSZK4ywmBE4D9S0FGEJixgQ0xENKXtNk1DePI6iBeA/s1600/tattoo2.jpg" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Zafundowałam sobie dziary. W liczbie mnogiej, bo ja niczego nie robię na pół gwizdka. Jeśli, jak moja rodzicielka, uważacie, że tatuaże to zło, symbol marginesu społecznego oraz najszybsza droga do zarażenia się żółtaczką, to pewnie i tak was nie przekonam do zmiany zdania, ale mnie chwilowo fandom tatuatorski przypomina fandom fantastyki sprzed mniej więcej dwudziestu lat - jeszcze niszowy i nie traktowany zbyt poważnie, ale zdecydowanie próbujący odcisnąć swój ślad w głównym nurcie. Popularny mniej więcej tak jak festiwale food trucków, piwa kraftowe czy zamienianie mieszkań w dżungle - w mojej części internetów to najbardziej widoczne ostatnio trendy. Z drugiej strony, "mój" internet jest dopasowany do mnie - dbają o to algorytmy Google oraz ja sama. Dlatego dziś chciałabym pokazać wam mój instagramowy feed, a przynajmniej sporą jego część.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najpierw jednak porozmawiajmy o powodach, dla których ludzie dają sobie wprowadzać tusz pod skórę. Ponieważ jestem w temacie nowa, głos oddam Żuk, która ujęła to lepiej niż ja kiedykolwiek byłabym w stanie:<br />
<br /></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.facebook.com/zuk.tattooing/posts/2116697365281373"><span style="font-size: large;">Dlaczego ludzie się tatuują?</span></a></div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
(Miałam to szczęście, że na <a href="https://www.facebook.com/fp.tattooshop/">Friends Project</a>, gdzie na co dzień pracuje Żuk, trafiłam już na samym początku przygody z tatuażami - naprawdę polecam dziewczyny i ich podejście do klienta, na pewno wrócę!)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dlaczego ja postanowiłam się wytatuować? Hm, chciałam to zrobić od dawna, ale zawsze coś mnie od decyzji odwodziło (głównie skąpstwo) - co właściwie wyszło na dobre, bo jakość tuszów i techniki się zmieniły przez ostatnie 20 lat ogromnie, plus na rynku jest w tej chwili mnóstwo fantastycznych artystów z wielką rozpiętością stylów. Wokół mnie ludzie tatuowali się coraz częściej i w końcu na sesję umówiłam się i ja. Jestem człowiekiem, który mdleje od pobrania krwi, więc obawy przed pierwszym spotkaniem z tatuatorką były spore, ale okazało się, że najadłam się więcej strachu niż bólu. Spodobało mi się i miesiąc później znowu byłam w Bielsku.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
W tej chwili tatuaże są dla mnie formą kolekcjonowania prac artystów, których styl mi się podoba. Niektórzy chwytają pokemony, ja zamierzam chwytać dziary. Dla każdego człowieka powody są inne, ale bardzo mnie cieszy trend w modzie, który promuje tatuaże jako część wizerunku.<br />
<br />
Poniżej znajdziecie kilka linków do tatuatorek, których prace mi "podchodzą":<br />
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.instagram.com/agatazlotko.tattoo/">Agata Złotko </a>- geografia to suka, bo Agata na co dzień urzęduje poza granicami Polski (mam nadzieję, że kiedyś pojawi się blisko mnie w jakimś studiu na guest spocie). Jest to jedna z pierwszych artystek, które zaczęłam obserwować, bo jej zwierzątka są takie słodkie! Kojarzą mi się z ilustracjami książek dla dzieci, opowiadają historie (to mój kink) i są pozytywne w odbiorze. <br />
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.instagram.com/aleksandraw.tattoo/">Aleksandra Wieczorkiewicz </a>- kolejny must have, fantastyczny ilustracyjny styl. Gdy oglądam prace Oli, mam wrażenie, że inspiruje ją głównie współczesność, przefiltrowana przez jej własny odbiór świata. Z jej prac emanuje spokój i melancholia, które rezonują z moim nastrojem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.instagram.com/kubikowska.emilysmoose/">Karolina Kubikowska</a> - z Karoliną byłam umówiona na lipiec na krótką sesję, zupełnie spontanicznie. Strasznie podobają mi się jej prace, są lekko burtonowskie, baśniowe i niepokojące. Sporo jej tatuaży opowiada historię,a ich klimat rezonuje z moją wrażliwością. Do tego subtelne użycie koloru i jestem kupiona.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.instagram.com/red_rogue13/">Iza Marczyk</a> - Iza ma dwa style i została mi polecona głownie z powodu tego drugiego, niepokojących, mrocznych słowiańskich istot. Przyznam szczerze, że nie do końca są to moje klimaty i zostałam z powodu drugiego stylu, ale im dłużej patrzę na bestiariusz Izy, tym bardziej jestem nim zachwycona. Z Izą jestem umówiona na październik - tatuaż od niej to mój prezent urodzinowy!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.instagram.com/yadou_tattoo/">Yadou</a> - to chyba królowa na polskiej arenie tatuażu. Dziara od niej jest mrocznym przedmiotem pożądania (z pewnością dla mnie, ale pewnie wypowiadam się w imieniu wielu osób). U Yadou jest blask, jest światłocień i jest mistrzowska akwarela.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.instagram.com/ronnie.tattoos/">Ronnie</a> - Ronnie dopiero się uczy trudnej sztuki tatuażu, ale wróżę jej świetlaną przyszłość. Jest bardzo uważna, już ma swój styl i mam nadzieję, że niedługo wróci do Bielska.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.instagram.com/pannadobra/">Aleksandra Dobra</a> - prawdopodobnie już czaicie, jakie style w tatuażu najbardziej mi się podobają: subtelne, dynamiczne, z kropla koloru i ostrą kreską - to właśnie kwintesencja stylu Oli. Totalnie widzę coś od niej u siebie na skórze.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<u>Zagramaniczne tatuatorki</u>:<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://m/">Agatha Schnips </a>- na co dzień w Berlinie. Jej styl nie do końca wpasowuje się w trendy, co sprawia, że tak bardzo mi się podoba. Prace Agathy są rozpoznawalne na pierwszy rzut oka (obawiam się, że również bolesne z uwagi na dużą ilość czerni, ale raz się żyje).<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.instagram.com/rockin.rabbit/">Kati Berinkey</a> - tatuatorka z Porto. Jej styl jest bardzo komiksowy, z pięknymi zestawieniami kolorów. Robi prace dla fanów, ale inspiruje się też art noveau, co widać w kompozycji. W jej pracach jest moc.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.instagram.com/suflanda/">Susanne Konig</a> - nikt nie robi takiej dekonstrukcji popularnych motywów jak Suflanda - tylko spójrzcie na jej syreny! Syrena w puszce! Syreni drwal! Ja jestem zachwycona poczuciem humoru i intertekstualnością tych tatuaży.<br />
<br />
Whoa, odzwyczaiłam się od pisania. Okazuje się, że tworzenie tekstów nie jest jak jazda na rowerze i można zapomnieć, jak się to robi. Miejmy nadzieję, że następny tekst będzie ciekawszy.</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-10138579164681642132018-02-20T10:38:00.003+01:002018-03-29T09:55:40.238+02:00Język przyszłości<div style="text-align: justify;">
Michał Ochnik z bloga Mistycyzm Popkulturowy zwrócił <a href="http://mistycyzmpopkulturowy.blogspot.com/2018/02/star-trek-artistic-generation.html">w jednej z niedawnych notek</a> uwagę na fakt, że w startrekowej utopii, którą jest "The Next Generation", każdy z członków załogi Enterprise realizuje się artystycznie w co najmniej jednej dziedzinie. Oprócz ukończenia Gwiezdnej Akademii, co z pewnością wymagało poważnych umiejętności z zakresu STEM (akronim od "science, technology, engineering, and mathematics"), bohaterowie mieli czas, by nauczyć się grać na puzonie bądź brać udział w przedstawieniach na scenie. Ba, zakładam, że zajęcia artystyczne, jako rozwijające myślenie, wspomagające empatię oraz socjalizujące, były częścią akademickiego sylabusa dla potencjalnych członków floty Federacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjezxikevhATz4pTVvIXQl8lEG9x9PJ7pFAHv4MoZV8AT_MgomRRqrIwoAUioy5FglTpQ6KqSrsugyRhL9tXkJwBB0kSQiYBf8tWEAeq0Q9V8xYYFoRvthGiqSCiBpvt7nH27k_K5i2Zp2q/s1600/STEM-illustration.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="512" data-original-width="1024" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjezxikevhATz4pTVvIXQl8lEG9x9PJ7pFAHv4MoZV8AT_MgomRRqrIwoAUioy5FglTpQ6KqSrsugyRhL9tXkJwBB0kSQiYBf8tWEAeq0Q9V8xYYFoRvthGiqSCiBpvt7nH27k_K5i2Zp2q/s640/STEM-illustration.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tymczasem w XXI wieku szkoła podstawowa w jednym z większych śląskich miast (z wielkimi tradycjami technologicznymi oraz politechniką) zorganizowała akcję promującą bezpieczny internet pod nazwą "Internet - przyjaciel czy wróg?" Jest obowiązkowy konkurs plastyczny, projekcja filmu o cyberprzemocy oraz warsztaty ruchowe zorganizowane we współpracy z lokalną szkołą tańca. Brzmi to wszystko fantastycznie, ale nie byłabym sobą, gdybym nie przyczepiła się do jednej rzeczy: otóż warsztaty były promowane hasłem "Jeśli nie komputer to co? Ruch jako sposób na spędzanie wolnego czasu", co moim zdaniem stawia je w opozycji do technologii, sugerując, że jedna z form spędzania wolnego czasu jest lepsza od drugiej, podczas gdy powinny być równoważne oraz zbilansowane w życiu młodego człowieka.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Daleka jestem od zakładania złej woli organizatorek akcji. Zagrożenia płynące z internetu są ważkie i równie ważna jest ich profilaktyka. Jednak problemem współczesnej polskiej edukacji jest ignorowanie oczywistości: młode pokolenie żyje zanurzone w technologii. Zamiast zawracania kijem Wisły, do czego można porównać większość akcji związanych z komputerami i internetem w szkołach podstawowych i stawiania korzystania z internet w jednym rzędzie z uzależnieniami od tytoniu, alkoholu oraz narktotyków, może lepiej byłoby podążyć za młodzieżą i wykorzystać ich entuzjazm oraz obeznanie z technologiami do konstruktywnej nauki?<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mój siedmioletni syn do dziś pyta o <a href="http://www.google.com/doodles/celebrating-50-years-of-kids-coding">Google Doodle z grudnia zeszłego roku</a>, w którym użytkownik tak kierował królikiem, by ten zjadł wszystkie marchewki. Dla niego to zabawa - dla mnie pierwsze próby kodowania i inwestycja w przyszłość zawodową. 71% nowych, nieobsadzonych stanowisk w firmach STEMowych to stanowiska programistyczne. Szacuje się, że w najbliższych latach będzie brakowało setek tysięcy programistów na rynku, bowiem nie ma na świecie branży rozwijającej się szybciej niż IT.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czy więc w interesie nowoczesnych państw leży zniechęcanie dzieci do używania komputerów i internet czy wręcz przeciwnie? Szejk Mohammad z Emiratów Arabskich zna odpowiedź na to pytanie. W zeszłym roku uruchomił <a href="http://gulfnews.com/news/uae/education/uae-offers-to-train-1-million-arabs-in-computer-coding-1.2111848">inicjatywę "One Million Arab Coders",</a> by promować zainteresowanie młodych ludzi (a ci w Emiratach stanowią 50% społeczeństwa) nauką języków programowania. Singapur, Cypr, Anglia i Estonia włączyły naukę kodowania do program nauczania w szkołach państwowych. W Polsce jednak brakuje nauczycieli informatyki w szkołach podstawowych, którzy stworzyliby własne programy wykraczające poza przyswajanie wiedzy o plikach i folderach. Nie ma też żadnych planów Ministerstwa Edukacji w tym temacie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tymczasem firmy informatyczne już odkryły, że brakuje im pracowników. Wiekszość z nich uruchomiła programy dla studentów i aktywnie pozyskuje talenty. Na szczęście dla tych z nas, którzy etap edukacji sformalizowanej mają już za sobą, a chcieliby się przekwalifikować, jest również spory wybór szkoleń oferowanych przez organizacje non-profit szerzące naukę języków programowania. Dla tych najbardziej zmotywowanych istnieją płatne bootcampy koderskie, gwarantujące zatrudnienie po zakończeniu kursu. Brak jednak jednolitej polityki państwa w tym zakresie, zwłaszcza dotyczącej najmłodszych użytkowników komputerów, nad czym ubolewam. Brakuje świadomości wśród uczniów i nauczycieli. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale na początek przestańmy przeciwstawiać aktywność artystyczną technologii. W innym wypadku nigdy nie dotrzemy tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek.</div>
</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-4326230497675131682018-01-20T18:59:00.000+01:002018-08-07T07:30:31.036+02:00Czy róża pod inną nazwą inaczej by pachniała - o pseudonimach literackich słów kilka<div style="text-align: justify;">
Charlie Brooker, twórca kultowego (nie bójmy się użyć tego słowa) <a href="https://www.goodreads.com/book/show/35395986-black-mirror">"Black Mirror", wydaje antologię opowiadań</a>. Autorką jednego z nich będzie <a href="https://www.goodreads.com/author/show/7210024.Claire_North?from_search=true">Claire North</a>, która ma na swoim koncie kilka niezłych książek. Problem polega na tym, że Claire tak naprawdę nie istnieje. A raczej: istnieje, ale dzieli jedno ciało z dwoma innymi pisarkami: <a href="https://www.goodreads.com/author/show/40118.Catherine_Webb?from_search=true">Catherine Webb</a>, która pisała książki dla młodych czytelników oraz <a href="https://www.goodreads.com/author/show/613805.Kate_Griffin">Kate Griffin</a>, autorką powieści z nurtu <i>urban fantasy</i> dla dorosłych. Jedna z nich pracuje też jako oświetleniowiec w National Theatre. :D</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przypadek Claire zainspirował mnie do przyjrzenia się powodom, dla których pisarki postanawiają posługiwać się pseudonimami.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWkBNqAKr21_v49zk-uQPtctxe5Z_SZ2jSDt13xSaGFPEneYhdIHeDR1whgWIIwHncWkZ8C2EwuZQL68t2MAvtXWxpjuHE1Ucfh6Mu9GKGM-HMbYuAfoagFzHSpbiKMzqqdwLSBSeFAwl_/s1600/Hello+my+name+is.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1144" data-original-width="1600" height="457" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWkBNqAKr21_v49zk-uQPtctxe5Z_SZ2jSDt13xSaGFPEneYhdIHeDR1whgWIIwHncWkZ8C2EwuZQL68t2MAvtXWxpjuHE1Ucfh6Mu9GKGM-HMbYuAfoagFzHSpbiKMzqqdwLSBSeFAwl_/s640/Hello+my+name+is.png" width="640" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a></div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>1. Kiedy <a href="http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/MoustacheDePlume">Moustache de plume</a> było koniecznością</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W zamierzchłych czasach było to oczywiste: książki pisane przez kobiety się nie sprzedają, więc żaden wydawca nie zaryzykuje publikacji tekstu, który wyszedł spod pióra kobiety. Spod piór panien z plebanii Haworth wychodziły wspaniałe dzieła (powieści i wiersze), publikowane przez Currera, Ellisa i Actona Bellów - czyli Charlotte, Emily i Anne Brontë. Przed nimi publikowały Jane Austen i Elizabeth Gaskell, rzecz jasna, ale były to raczej wyjątki niż reguła. Gaskell przez długi czas była odsunięta na margines literatury, jako pisząca o kobiecych sprawach - dopiero w XX wieku przywrócono jej miejsce w annałach, zauważając trafne obserwacje na temat klas, biedy i awansu społecznego na kartach jej powieści.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
George Eliot pisała poważne powieści, ale sama była kobieta upadłą, co nie przysporzyłoby jej twórczości fanów. Czy ktoś sięgnąłby po "Miasteczko Middlemarch" wiedząc, że jego autorką jest Mary Ann Evans, żyjąca w nieformalnym związku z żonatym mężczyzną? Śmiem wątpić, czy czytelnicy w roku 1871 w Wielkiej Brytanii byli tak postępowi.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czy więc wiek XX był lepszy? Niekoniecznie, czym mogą zaświadczyć Isak Dinesen, Carson McCullers czy Flannery O’Connor.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzbXrtXhfMwF-7IScU23h9pvuE5-6in8bW28oH0VRTFZMtluzMjfEeXn4THSOD0CKQaO3JK5Ug98UqUn7-OKzDa1Fkcn0GmcNBbMgj-QRjCR_MvNSp5oVxYG-wwgH2gpqWkF5SAZ5cwPVM/s1600/north.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="211" data-original-width="433" height="155" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzbXrtXhfMwF-7IScU23h9pvuE5-6in8bW28oH0VRTFZMtluzMjfEeXn4THSOD0CKQaO3JK5Ug98UqUn7-OKzDa1Fkcn0GmcNBbMgj-QRjCR_MvNSp5oVxYG-wwgH2gpqWkF5SAZ5cwPVM/s320/north.JPG" width="320" /></a></div>
Można się łudzić, że fani fantastyki będą bardziej tolerancyjni wobec twórczości kobiet, prawda? Alice Sheldon nie do końca się z tym zgadzała - doświadczenie życiowe podpowiadało jej, że mężczyźnie łatwiej zyskać uznanie. Miała rację, oczywiście, seksizm w fandomie do dziś ma się dobrze, fantastyka dzieli się na kobiecą i męską, chociaż, jak mogą poświadczyć Robert Silverberg i Harlan Ellison, głównym kryterium jest nazwisko autora, a nie jakość czy cechy danej prozy. Jej pseudonim sygnuje dziś <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_James_Tiptree_Jr._Award_winners">jedną z najciekawszych nagród na polu fantastyki</a>,</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podobnie Andre Norton, autor bardzo płodny, był tak naprawdę Alice Norton. W uznaniu zasług dla rozwoju fantastyki uhonorowano ją w 1984 roku, jako pierwszą kobietę, przyjęciem do panteonu <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Damon_Knight_Memorial_Grand_Master_Award">Wielkich Mistrzów Fantastyki</a>.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>2. Kiedy piszesz coś innego</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Porzućmy na moment seksizm nasz codzienny i przyjrzyjmy się innym autorkom. Taka Robin Hobb, autorka, która stworzyła mojego ukochanego Błazna, to tak naprawdę Margaret Astrid Lindholm Ogden. Tworzy również pod pseudonimem Megan Lindholm, mniej znanym, ale wtedy pisze książki science fiction, a nie fantasy - każdy gatunek sygnowany jest innym pseudonimem literackim.<br />
<br />
Podobnie Nora Roberts - jej agent uważał, że thrillery może niekoniecznie sprawią, że fani będą zadowoleni. Tak narodziła się J.D. Robb, równie popularna, choć w innym gatunku. J.D. Robb mogła być również mężczyzną, co z punktu widzenia sprzedaży było nie do pogardzenia.<br />
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDMrhtP_zWwbm17wbmLE-PB0GcTMBqYfJrVvQtlhHLzSTYqJ9dJZrLuHGdHMhPvTOVjT1jdooAc2nekmjTfoczqxVRf5I9rJGT_yUqrR4WpBHlFLz6LqtsoosZ9zOUjv1gpd47cjMMrBlA/s1600/MaleRowling.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="292" data-original-width="198" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDMrhtP_zWwbm17wbmLE-PB0GcTMBqYfJrVvQtlhHLzSTYqJ9dJZrLuHGdHMhPvTOVjT1jdooAc2nekmjTfoczqxVRf5I9rJGT_yUqrR4WpBHlFLz6LqtsoosZ9zOUjv1gpd47cjMMrBlA/s1600/MaleRowling.jpg" /></a>Są oczywiście autorki, które osiągnęły sporo (niektórzy mogliby powiedzieć, że wszystko) i chciałyby się odciąć w pewien metaforyczny sposób od swojego nazwiska. OK, więc jest jedna taka autorka, J.K. Rowling (też publikująca pod zwodniczym nazwiskiem, gdzie J mogło przecież oznaczać Johna), która wydaje powieści detektywistyczne jako Robert Galbraith. Czy męskie nazwisko ma tu jakieś znaczenie? Chyba tylko jako próba odwrócenia uwagi.<br />
<br />
Wygląda więc na to, że Catherine Webb/Kate Griffin/Claire North nie była pierwszą osobą, która na taki pomysł wpadła. Czy jest to jednak dobry pomysł? Choć rozumiem pobudki, to jednak w dzisiejszych czasach nazwisko autora to pewnego rodzaju marka, którą buduje się żmudnie za pomocą reklam i <i>social media</i>. Łatwiej sprzedać produkt pod rozpoznawanym nazwiskiem, które gwarantuje pewne zyski. Na rynku każdego miesiąca pojawia się zbyt wiele książek, by wydawca mógł sobie pozwolić na ryzyko tego typu - tylko największe wydawnictwa się na taki krok decydują.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>3. Fanfiki, baby!</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Skąd jednak bierze się potrzeba współczesnego pisania i publikowania pod pseudonimami? No cóż, mam taką teorię, która niekoniecznie jest prawdziwa, ale bardzo ją lubię. Wynika to z kultury fanfikowej, gdzie (głównie) autorki posługują się pseudonimami, które zmieniane są dosyć często na potrzeby danego fandomu czy wyzwania. Wszyscy wiemy o E L James czy Cassandrze Clare, pewnie trochę mniej osób wie o Sarah Rees Brennan czy Marissie Meyer. Ja osobiście bardzo się zdziwiłam odkrywszy, że Naomi Novik pisze fanfiki do Transformersów - jest to jedyna znana mi pisarka, która nie przestała pisać i publikować fików po debiucie. A to są autorki, które w mniejszy lub większy sposób wykorzystały bazę fanów twórczości mniej oficjalnej, by zagwarantować wysoką sprzedaż oficjalnych powieści. Ile jest innych? Ja osobiście znam tylko <a href="https://www.goodreads.com/author/show/101553.Claire_M_Johnson">Claire M. Johnson</a>, która fanfikami na swoim profilu się nie chwali.<br />
<br />
Może więc w dobie <i>social media </i>budowanie marki nie jest tym samym co kiedyś? Może jest zdecydowanie łatwiejsze, bo poparte bazą oddanych fanów i wiarą, że proza obroni się sama? A jakie jest wasze zdanie na ten temat?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-75491799648647915942018-01-01T05:00:00.000+01:002018-01-01T05:00:07.115+01:00Fantastyczne pisarki i gdzie je znaleźć, edycja moja<div style="text-align: justify;">
Skończyło mi się miejsce na regałach. Tak, wiem, problemy pierwszego świata. Bo, gdyby nie czytnik, pewnie skończyłoby się dużo wcześniej. Miejsce w mieszkaniu też się kończy, więc zwiększenie liczby półek raczej nie wchodzi w grę. Rozwiązanie jest tylko jedno: EKSTERMINACJA.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbxN7kDd1klpLzfpe7_ZskbgCc-ui8x9SOY9Glb2soh4t0XXYuBop3r6gn-UCIy5-S2-j5ZJ1asl3llbWG_Qi6XNdHR1u46QMzD_FBJj0yPZERRSUTSmfTG-q7lPjNgbeyZR9moo-nEih2/s1600/Fragonard%252C_The_Reader.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1273" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbxN7kDd1klpLzfpe7_ZskbgCc-ui8x9SOY9Glb2soh4t0XXYuBop3r6gn-UCIy5-S2-j5ZJ1asl3llbWG_Qi6XNdHR1u46QMzD_FBJj0yPZERRSUTSmfTG-q7lPjNgbeyZR9moo-nEih2/s320/Fragonard%252C_The_Reader.jpg" width="254" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
No ale bez przesady, nie zamierzam robić inscenizacji powieści Raya Bradbury'ego na trawniku przed domem. Po prostu przeprowadzam selekcję i książki, do których nie wrócę (a jest ich sporo) wynoszę sukcesywnie do biblioteki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przy okazji jednak pojawiła się druga strona monety: których książek nigdy nie wyniosę. I wyszło na to, że są to głównie książki autorstwa kobiet. Dlaczego więc wpis? Bo Agata stworzyła <a href="https://kaczazupa.wordpress.com/2017/11/14/fantastyczne-pisarki-i-jak-je-znalezc/#comment-3072">własną listę polecanych autorek</a>. A ja jestem papuga.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I z tego papugowania powstała poniższa lista.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfu9ft0mV6LcAm8dB_ux4fg3NZXLZMIntyzNqpVrAxNRKI4EpZW4CawvggdknfZnJdIAGJ8frbTeVCdYKzEXBeYNzYWUGu-tQbDvAC5x2OCbLutLZ7wGcy6wRmAez0SBxyd_oAl_Hbshh1/s1600/5056c01460a5058f416125034cef080f--post-secret-woman-reading.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="570" data-original-width="640" height="285" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfu9ft0mV6LcAm8dB_ux4fg3NZXLZMIntyzNqpVrAxNRKI4EpZW4CawvggdknfZnJdIAGJ8frbTeVCdYKzEXBeYNzYWUGu-tQbDvAC5x2OCbLutLZ7wGcy6wRmAez0SBxyd_oAl_Hbshh1/s320/5056c01460a5058f416125034cef080f--post-secret-woman-reading.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<h3 style="text-align: center;">
Walton, Jo</h3>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Obie wydane po polsku powieści strasznie lubię: o <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2013/11/nie-kazdy-widzi-wrozki.html">"Wśród obcych" pisałam tutaj</a>, a "Podwójne życie Pat" to historia życia jednej kobiety w dwóch odsłonach. Co lubię w powieściach Walton, to skupienie na postaciach bez zbędnych komentarzy. W efekcie dostajemy kameralne i intymne powieści o emocjach - a to chyba najlepszy rodzaj powieści w mojej opinii (aka dlaczego tak przepadam za Barnesem).<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<h3 style="text-align: center;">
Leckie, Ann</h3>
Muszę wyjaśniać? Ok, jak muszę, to ja chciałabym pisać jak Leckie. Tak od środka, z założeniem, że czytelnik zna świat tak dobrze jak autor, i nie potrzebuje wyjaśnień. Z inspiracjami z bibliotecznych półek i z historii ludzkości, ale z tym samym skupieniem na pojedynczej postaci jak u Walton, z kameralnością w wielkim wszechświecie. Z taką ludzką SF, nawet jak pisze o sztucznej inteligencji. Ale przede wszystkim podziwiam ją za brak literacko-pisarskich kompromisów, bo to przesuwa granice gatunku. A mnie ciągle brakuje czegoś nowego.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<h3 style="text-align: center;">
Hobb, Robin</h3>
Będę się powtarzać, ale Hobb lubię za skupienie na indywidualnych postaciach i na ich kompleksową konstrukcję. Nikt tak nie pisał o różnych rodzajach smutku jak ona (nawet Tolkien). Poza tym niesamowite jest to, że postaci Błazna i Bastarda widzieliśmy od lat najmłodszych, a ciągle jest to historia, którą chcę czytać. W ostatnich latach mój zachwyt nieco osłabł, ale nie z powodu Hobb, tylko z powodu mnie. Szukam mniej fantasy. Ale sentyment pozostał.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1D0neJ0XcXRASgE7reOGXodnh7argHwR4D7lLF-VWjmDPiwLMqy5aZgzrh9SaTJNV0OH15cKgmr8vf_67f03dou2OHM_X_OKUD73WlqXsddqcxiVuv-6U1Ilhgvl64GPtxkNRnNbZJBZu/s1600/woman-reading-grey.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="498" data-original-width="500" height="318" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1D0neJ0XcXRASgE7reOGXodnh7argHwR4D7lLF-VWjmDPiwLMqy5aZgzrh9SaTJNV0OH15cKgmr8vf_67f03dou2OHM_X_OKUD73WlqXsddqcxiVuv-6U1Ilhgvl64GPtxkNRnNbZJBZu/s320/woman-reading-grey.jpg" width="320" /></a></div>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1D0neJ0XcXRASgE7reOGXodnh7argHwR4D7lLF-VWjmDPiwLMqy5aZgzrh9SaTJNV0OH15cKgmr8vf_67f03dou2OHM_X_OKUD73WlqXsddqcxiVuv-6U1Ilhgvl64GPtxkNRnNbZJBZu/s1600/woman-reading-grey.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><br /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1D0neJ0XcXRASgE7reOGXodnh7argHwR4D7lLF-VWjmDPiwLMqy5aZgzrh9SaTJNV0OH15cKgmr8vf_67f03dou2OHM_X_OKUD73WlqXsddqcxiVuv-6U1Ilhgvl64GPtxkNRnNbZJBZu/s1600/woman-reading-grey.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><br /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1D0neJ0XcXRASgE7reOGXodnh7argHwR4D7lLF-VWjmDPiwLMqy5aZgzrh9SaTJNV0OH15cKgmr8vf_67f03dou2OHM_X_OKUD73WlqXsddqcxiVuv-6U1Ilhgvl64GPtxkNRnNbZJBZu/s1600/woman-reading-grey.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><br /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1D0neJ0XcXRASgE7reOGXodnh7argHwR4D7lLF-VWjmDPiwLMqy5aZgzrh9SaTJNV0OH15cKgmr8vf_67f03dou2OHM_X_OKUD73WlqXsddqcxiVuv-6U1Ilhgvl64GPtxkNRnNbZJBZu/s1600/woman-reading-grey.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><br /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1D0neJ0XcXRASgE7reOGXodnh7argHwR4D7lLF-VWjmDPiwLMqy5aZgzrh9SaTJNV0OH15cKgmr8vf_67f03dou2OHM_X_OKUD73WlqXsddqcxiVuv-6U1Ilhgvl64GPtxkNRnNbZJBZu/s1600/woman-reading-grey.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><br /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1D0neJ0XcXRASgE7reOGXodnh7argHwR4D7lLF-VWjmDPiwLMqy5aZgzrh9SaTJNV0OH15cKgmr8vf_67f03dou2OHM_X_OKUD73WlqXsddqcxiVuv-6U1Ilhgvl64GPtxkNRnNbZJBZu/s1600/woman-reading-grey.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><br /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1D0neJ0XcXRASgE7reOGXodnh7argHwR4D7lLF-VWjmDPiwLMqy5aZgzrh9SaTJNV0OH15cKgmr8vf_67f03dou2OHM_X_OKUD73WlqXsddqcxiVuv-6U1Ilhgvl64GPtxkNRnNbZJBZu/s1600/woman-reading-grey.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><br /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<h3 style="text-align: center;">
Wilce, Ysabeau</h3>
Polecanka od Ninedin, trafienie prosto w dziesiątkę. Inspirowana Kalifornią historia dziewczynki, która odkrywa, że jej rodzina to nie są przelewki. Do tego wspaniałe podejście do magii, niejednoznaczne relacje między postaciami i brak oczywistych rozwiązań. Trylogię o Florze Segundzie ktoś powinien wydać po polsku.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<h3 style="text-align: center;">
Clarke, Susanna</h3>
Wiecie, depresja is a bitch. Głównie dla Clarke, choć i dla ich czytelników, bo przez chorobę wydała dopiero dwie książki, za to jedną lepszą od drugiej (uwielbiam "Damy z Grace Adieu"). Epickość, postaci, relacje miedzy nimi (myślę, że już widzicie, co mnie w historiach najbardziej uwodzi) oraz cudny, złośliwy humor z historią i wierzeniami wysp brytyjskich jako kanwą opowieści.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<h3 style="text-align: center;">
Le Guin, Ursula</h3>
Było wyzwanie i w nim chyba dużo pisałam o tym, za co cenię Le Guin - ale powiedzmy szczerze, gdyby nie "Lewa ręka ciemności" podsunięta kiedyś przez teściową, nie byłabym dziś osobą, którą jestem. A fantastyka bez Le Guin byłaby o wiele gorszym miejscem. Le Guin pokazał mi, że czasami szersza perspektywa jest konieczna do zrozumienia drugiego człowieka oraz że należy poznać coś, zanim zacznie się oceniać.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixLnj0kzAEwQYRKwW7r5jwi1S66WE2ttQhYZylW5HjxIxHXfAmxbRi2DO6mfj4syu5gDQdDibkOY6WC1MFA8sj9g9977dZCElZQhKiXF9VGj-AZLhXUmO3IH3jrC2MAiDzHcVkmU9_JkeB/s1600/6a00d8341c69f653ef0133f5d726ed970b.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="328" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixLnj0kzAEwQYRKwW7r5jwi1S66WE2ttQhYZylW5HjxIxHXfAmxbRi2DO6mfj4syu5gDQdDibkOY6WC1MFA8sj9g9977dZCElZQhKiXF9VGj-AZLhXUmO3IH3jrC2MAiDzHcVkmU9_JkeB/s320/6a00d8341c69f653ef0133f5d726ed970b.jpg" width="262" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<h3 style="text-align: center;">
Jansson, Tove</h3>
Jeśli wierzyć teoriom, że wrażliwość literacką czytelnika kształtują lektury z najmłodszych lat, to u mnie odpowiada za ów proces w dużej mierze Jansson. Za przekonanie, że postaci zarysowuje się głównie za pomocą czynów, a nie opisów. Za to, że wierzę, iż wyobraźnia nie ma granic. I za to, że małe dziewczynki mogą być wiecznie wkurzone i jest to ok.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<h3 style="text-align: center;">
Willis, Connie</h3>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie rozumiem, czemu Willis u nas nie jest super popularna jak na zachodzie. Zanim zaczęłam chcieć pisać jak Leckie, chciałam pisać jak Willis (i miałabym na to większe szanse). Willis jest taką pisarką <i>next door</i>, w sumie nic wyjątkowo w jej prozie nie ma, ale potem człowiek jest zakochany bez pamięci bez względu na to, czy pisze o modach, czy o podróżach w czasie. I te jej opowiadania!<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<h3 style="text-align: center;">
Carter, Angela</h3>
To moja wielka, wielka fascynacja z czasów studiów. Mroczne retellingi baśni to było dokładnie to, czego w tamtym czasie potrzebowałam (uniknęłam dzięki temu wampirów) plus ta erotyka. Carter ma też tę sporą zaletę, że się nie zestarzała - może dlatego, że wyprzedzała swoją epokę.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnJm3JvVRUDDiyHgRl1wVsg9FMz-D6cTdQoQJCkWcMkqp3QhnqnYgiBaeTwGAOgZ4OMxElnLyFvdhjWimIptk24WThcDnugVvAb-gzSmCs81yVKqA0tOGlsAUoXlFVonSkq04WfWiA4etJ/s1600/jaidyn-reading-a-book-1-portrait-of-young-woman-karen-whitworth.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="707" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnJm3JvVRUDDiyHgRl1wVsg9FMz-D6cTdQoQJCkWcMkqp3QhnqnYgiBaeTwGAOgZ4OMxElnLyFvdhjWimIptk24WThcDnugVvAb-gzSmCs81yVKqA0tOGlsAUoXlFVonSkq04WfWiA4etJ/s320/jaidyn-reading-a-book-1-portrait-of-young-woman-karen-whitworth.jpg" width="251" /></a></div>
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<h3 style="text-align: center;">
Jones, Diana Wynne</h3>
DWJ odkryłam późno, ale pokochałam całym serduszkiem i ostro swego czasu promowałam. Szkoda, że w Polsce wyszedł głównie Chrestomanci, bo w innych książkach Jones wcale nie opuszcza się z poziomem. Pisała dla dzieci, ale nigdy nie traktowała ich inaczej niż dorosłych. Nikomu nie słodziła.<br />
<br />
A wy? Macie jakieś swoje ulubione autorki?</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-33887000127401967802017-11-05T11:13:00.002+01:002017-11-05T11:13:34.106+01:00Drugi wszechświat Ann Leckie<div style="text-align: justify;">
Wszyscy znamy <a href="http://lubimyczytac.pl/cykl/6976/imperium-radch">cykl Imperial Radch,</a> prawda? Pierwszy tom, "Ancillary Justice", zdobył chyba wszystkie nagrody branżowe i szturmem wspiął się na listę moich ukochanym powieści wszech czasów. W październiku tego roku wyszła kolejna powieść, "Provenance", osadzona w tym samym universum, acz zdecydowanie w innym kawałku, która sprawiła, iż zaczęłam pragnąć <i>space opery of manners</i> (wiecie, <i>fantasy of manners</i>, ale w kosmosie). I wtedy przyszła Nina i zapytała, czy czytałam opowiadania Leckie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifu1wXJR_IcIZxhTPoSny3J71EVKhNbuXtaKdohgHK-6NW_Fb5ByxtbfH41Caz0p8s3f0hkiyQwGoxdewIjM08besx4T6WJxhleUfrkB4tzq0ONIDyzAf-JPwn26sfZ54JZrvwecv0aqYO/s1600/5e4afbf9eba3701d0967da02022fcdcf--ann-leckie-ancillary-justice.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="502" data-original-width="699" height="459" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifu1wXJR_IcIZxhTPoSny3J71EVKhNbuXtaKdohgHK-6NW_Fb5ByxtbfH41Caz0p8s3f0hkiyQwGoxdewIjM08besx4T6WJxhleUfrkB4tzq0ONIDyzAf-JPwn26sfZ54JZrvwecv0aqYO/s640/5e4afbf9eba3701d0967da02022fcdcf--ann-leckie-ancillary-justice.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najpierw był oburz - co, ja nie czytałam opowiadań Leckie? Oczywiście, że czytałam. Ale Nina cierpliwie dopytała, czy czytałam coś poza cyklem Radch - i tu odpowiedź była negatywna. Okazało się również, że popełniłam straszliwy błąd. Bo widzicie, Leckie ma drugi cykl, opowiadań osadzonych we wspólnym świecie i powiem wam, że nieśmiało skłaniam się ku myśli, że jest to lepsze niż przygody Breq i spółki...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Otóż jest to fantasy o świecie, w którym bogowie żyją obok ludzi. Bogowie raczej w rzymskim rozumieniu tego słowa, pomniejsze bóstwa plączą się pod nogami szukając wyznawców i ofiar. Im więcej ofiar (krwawych) i modlitw, tym silniejsze bóstwo. Ludzi (całe społeczności nawet) zawierają z nimi umowy jak z baśni, obwarowane zakazami. Jest jeszcze jedna zasada: bogowie nie mogą skłamać. Jeśli powiedzą nieprawdę, muszą mieć dostatecznie dużo mocy, by kłamstwo stało się prawdą - inaczej zginą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W ten świat Leckie wrzuca społeczności różnorakie: państewko na wyspie, rybaków na bagnach, leśne plemiona i bogatych mieszkańców pustyni, i każda z tych grup ma swoje zwyczaje, częściowo podyktowane ich umowami z bogiem/bogami. Przy czym zdarza się, że żadna ze stron nie jest zadowolona z wynegocjowanych warunków.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem jak wy, ale ja osobiście czekam na cały zbiór opowiadań. Chwilowo jednak możecie poczytać pojedyncze opowiadania:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.beneath-ceaseless-skies.com/stories/beloved-of-the-sun-by-ann-leckie/">Beloved of the Sun</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://transcriptase.org/fiction/leckie-ann-the-god-of-au/">The God of Au</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://strangehorizons.com/fiction/marsh-gods/">Marsh Gods</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://uncannymagazine.com/article/nalendar/">The Nalendar</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://transcriptase.org/fiction/leckie-ann-the-snakes-wife/">The Snake's Wife</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli o którymś zapomniałam, dodajcie link w komentarzu. Miłej lektury!</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-77766436425519327942017-10-01T13:43:00.000+02:002017-10-01T13:48:08.819+02:00What's my name, man? - Slash Natalii Osińskiej<div style="text-align: justify;">
Pamiętacie, jak w zeszłym roku zachwycałam się <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/12/manic-pixie-dream-human-fanfik-natalii.html">"Fanfikiem" Natalii Osińskiej?</a> Dobra wiadomość jest taka, że <a href="http://kulturalnysklep.pl/ksiazka/slash-slash">wychodzi druga część (już 11 października!) </a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwq_Ewi0qG-HO_w1lAfuIfDDdsURHp6p2BjHkF-madpaSq-FBXZKn9xFCr1b_40A2nMHzdVxC1YsEaAXm3B-4KIjWOCBuSPxvqLAueWjk-7N_Ud1RybTfYVIshRf6xU5HRh5WRTBpRYie5/s1600/22007357_1650816134963039_8564793874443445102_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="954" data-original-width="611" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwq_Ewi0qG-HO_w1lAfuIfDDdsURHp6p2BjHkF-madpaSq-FBXZKn9xFCr1b_40A2nMHzdVxC1YsEaAXm3B-4KIjWOCBuSPxvqLAueWjk-7N_Ud1RybTfYVIshRf6xU5HRh5WRTBpRYie5/s640/22007357_1650816134963039_8564793874443445102_n.jpg" width="409" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Lepsza wiadomość jest taka, że narratorem jest Leon! #teamLeon</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A najlepsza wiadomość jest taka, że już dziś możecie poczytać, jak robię <i>squee </i>(egzemplarz recenzencki!)</div>
<br />
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
OK, więc może ostatnia wiadomość cieszy głównie mnie. Opłacało się przez rok stalkować autorkę w soszjal midia, żeby móc przeczytać kontynuację mojej ulubionej powieści dla młodzieży z zeszłego roku przedpremierowo (pozdrawiam Natalię, która znosi mnie z anielską cierpliwością).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Śpieszę donieść, że "Slash" jest lepszy niż "Fanfik". Cała ta lukrowana bajkowość pierwszej części, która mnie uwierała, znika, gdy głos dostaje Leon. Leon nie jest Tośkiem i wie, że życie, nawet w wielkim mieście, to nie tylko tęcze i jednorożce i parady równości - to przede wszystkim ciągła konspiracja i dbanie o pozory i lawirowanie pomiędzy oczekiwaniami ludzi: rodziny, przyjaciół i nauczycieli. Jeśli wystajesz, odstajesz, społeczeństwo zaraz to zauważy i brutalnie wyrówna do normy - przemocą werbalną i fizyczną. Leon wie, był po obu stronach, wyrównywał i był wyrównywany i własnie nadszedł czas na określenie siebie i wyznanie win.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Leon nie ma różowych okularów i siły przebicia Tośka, ma za to mroczne <i>backstory</i>, które zżera go od środka poczuciem winy. Ma też Tośka, który przez większość czasu wymaga większej opieki i nadzoru niż stado trzytygodniowych kociąt w fabryce parówek. I ma starszą siostrę, która wychodzi za mąż oraz klientów, których dzieciom udziela korepetycji lub rysuje lokomotywy. Ma potrzebę pasowania do wzoru - to on chce dostosować się do życia, a nie zmienić życie, by pasowało do niego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co oczywiście przy Tośku nie jest możliwe. Przy lekturze pierwszej części zżymałam się na łatwość, z jaką bohaterowi przychodzi zmiana tożsamości, ale okazało się, że narracja tosina oznacza li i jedynie, że pewne sprawy, te niewygodne, są ignorowane. Dla Tośka parada równości to selfiki na tle flagi i przejazd na platformie - dla Leona to kordon policjantów oraz pobicie przez "dziarskich łepków". W szkole mało kto pamięta, że Tosiek był dziewczyną - ale u Leona zobaczą i wypomną paznokcie pociągnięte bezbarwnym lakierem. Spotkania grupy wsparcia to dla Tośka okazja na towarzyskie brylowanie, a dla Leona, hm, właściwie nie będę zdradzać szczegółów, ale ogromna trauma.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXR-mReUTbyIlj7H6ZxYHOcpEXXuEQBg1ExKhZLQDIZokVAAwlsnvJWED7IhasYSwGmE0GK7uNhgLjwiqlERNxRqjsnlLSlY_1uHa67SX0oMuBFLYFD7RxWBA5E7VPLylVZAIvhsHv3L3d/s1600/alt-594d2b6325245-3870-b5240618e847533d463497ba71134f5f%25401x.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="543" data-original-width="724" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXR-mReUTbyIlj7H6ZxYHOcpEXXuEQBg1ExKhZLQDIZokVAAwlsnvJWED7IhasYSwGmE0GK7uNhgLjwiqlERNxRqjsnlLSlY_1uHa67SX0oMuBFLYFD7RxWBA5E7VPLylVZAIvhsHv3L3d/s640/alt-594d2b6325245-3870-b5240618e847533d463497ba71134f5f%25401x.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przy czym oczyma Leona widać, jak czasami nierozsądne jest podejście Tośka. Tosiek stara się ignorować swoje kobiece elementy - jest zaskoczony miesiączką, na lekcji wdżu nie interesuje się profilaktyką ciąży, przeżywa rozcięcie bindera w szpitalu czy ma problem z osiemnastymi urodzinami. Fantastyczne jest tutaj podejście Leona, który (wraz z Idalią, rzecz oczywista, Idalia zawsze jest o kilka kroków przed innymi) rozumie, że jego chłopak może zajść w ciążę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale jak już przy widmie ciąży jesteśmy, to nie mogę nie wspomnieć, jak bardzo, bardzo podoba mi się w powieści oddanie głosu kobietom i jak fantastyczne są to postaci. Jest Emilia, która po nocach rozwiesza plakaty informujące o czarnym proteście - kserować pomaga jest pani ze szkolnego sekretariatu - z bardzo osobistych powodów. Jest psorka Kawecka (fanka GRRMa), która rozmawia z młodzieżą o współżyciu i zakładaniu rodziny w sposób szczery i otwarty. Jest Idalia, która jako ta szara eminencja pociąga za sznurki za kulisami. Jest Julia, która chodzi w starych sukienkach Tosi i jeszcze nie do końca ogarnia makijaż. Jest Sandra, starsza siostra Leona, którą z bratem wiążą naprawdę skomplikowane relacje - jak to w rodzinach bywa. Jest wreszcie tłum bezimiennych, wściekłych kobiet, które ubrane na czarno maszerują w październikowym deszczu, bo chcą mieć głos i decydować o sobie samych; jest to najmocniejsza, kulminacyjna scena powieści.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przede wszystkim jednak "Slash" to książka o młodzieży i dla młodzieży. O ich emocjach, problemach w szkole, problemach w domu, o przyszłości, tożsamości, walce o bycie sobą. Leon, mimo pokaźnego życiowego bagażu, nadal jest nastolatkiem. Miłość dodaje mu skrzydeł, seks ekscytuje i przeraża, starsza siostra to głównie źródło obciachu, a z rodzicami nie sposób się dogadać. Leon nie jest aż tak kryształowy jak w pierwszej części, widziany oczyma Tośka; Osińska go nie rozgrzesza, ale też nie potępia, po prostu opisuje, jaki jest - i ja to kupuję. Ze dwa, trzy razy oczy mi się przy lekturze spociły, bo <i>my babiez</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jest też Jareth, z "Labiryntu", mój i Leona wielki <i>crush</i>, oraz Lin-Manuel Miranda, gdyby powyższe paragrafy was nie przekonały.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A ja zaczynam czekanie na część trzecią.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">Za egzemplarz recenzencki dziękuję Autorce i wydawnictwu "Agora".</span></div>
</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-6551061568061257642017-09-22T12:50:00.003+02:002017-09-22T12:50:25.429+02:00Julianne Moore się starzeje<div style="text-align: justify;">
Byłam wczoraj w kinie na "Kingsman: Złoty krąg" i druga część jest tak dobra jak pierwsza. Nie wiem, jak Vaughn to robi, zaczyna od "Country Road" na dudach, dodaje komentarz na temat legalizacji narkotyków i pieski (w tym pieski-roboty), maniakalną Julianne Moore i mnóstwo Amerykanów. I to się ogląda znakomicie, szczerze polecam wybranie się do kina.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDCFV3IS3b47uPVGQKghaSAI2dL0QGaj3Oejf1z_Cec2AAropUiIvPL084Y0J8lulQFStVmbtQo7JLoPBycJFQT1WixtWh3kVdZRx-Qpbc-6Qslar2l8snIhRNS9Py6GKSKYC_vbefHE4B/s1600/Kingsman2Poppy2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="563" data-original-width="1366" height="263" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDCFV3IS3b47uPVGQKghaSAI2dL0QGaj3Oejf1z_Cec2AAropUiIvPL084Y0J8lulQFStVmbtQo7JLoPBycJFQT1WixtWh3kVdZRx-Qpbc-6Qslar2l8snIhRNS9Py6GKSKYC_vbefHE4B/s640/Kingsman2Poppy2.jpg" width="640" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nocą jednak, w trakcie kolejnego bezsennego epizodu, zaczęłam się zastanawiać na Julianne Mooore i zmarszczkami wokół jej ust. Widzicie, to się w Hollywood, na złotym ekranie rzadko zdarza: kobieta w średnim wieku, której skóra twarzy zdradza oznaki starzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a name='more'></a>Pewnie, są role dla kobiet w wieku średnim - wszystkie trafiają do Meryl Streep. Te dla starszych pań - do Judi Dench, Helen Mirren i innych brytyjskich aktorek. Ról dla 50-latek się nie pisze, albo obsadza w nich zdecydowanie młodsze aktorki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie oznacza to, że 50-latek na ekranie nie ma. Są, wystarczy spojrzeć na Gillian Anderson czy Michelle Pfeiffer. Tylko po ich twarzach wieku nie widać, prawdopodobnie dzięki ingerencji chirurga plastycznego. One miały szczęście znaleźć dobrego specjalistę od poprawiania wyglądu. Są aktorki, którym mniej się poszczęściło, jak Nicole Kidman czy Goldie Hawn (pamiętacie Goldie Hawn?)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Można oczywiście odmówić pomocy skalpela. Wyobrażam sobie to tak, że któregoś dnia, miesiąca czy roku przychodzi mniej scenariuszy do agencji reprezentującej aktorkę. A potem znowu mniej i znowu. W końcu okazuje się, że praca jest, ale na srebrnym ekranie. Albo w reklamie kremów przeciwzmarszczkowych. To tam widujemy Sharon Stone, Laurę Linney, Andie Macdowell, Katey Sagal, Sigourney Weaver czy Jamie Lee Curtis. Na szczęście marki kosmetyczne starają się być egalitarne i celować w klientki w absolutnie każdej dekadzie życia, bo to oznacza zyski. Rynek serialowy też działa prężnie - zmarszczek nie widujemy tylko na wielkim ekranie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbYtHZ8KEX48pY_7M3adq8QuZEPq4sLz9mgxg2qKommlXtX1MNwm6VH-oXc2AOc6h-waGzJhXz029K-c1hNN_WhwwMGZfZGrPZdaAYqTBnb6WCAPdHBqKE4mEQT94LitBZHl-1gEwO_Y24/s1600/julianne.jpeg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbYtHZ8KEX48pY_7M3adq8QuZEPq4sLz9mgxg2qKommlXtX1MNwm6VH-oXc2AOc6h-waGzJhXz029K-c1hNN_WhwwMGZfZGrPZdaAYqTBnb6WCAPdHBqKE4mEQT94LitBZHl-1gEwO_Y24/s640/julianne.jpeg" width="640" /></a>Ageizm nasz powszechny, prawda? Czasami zapominamy, że dyskryminacja nie dotyczy seksualności czy rasy, ale również wieku. Co ciekawe, jest to dyskryminacja najbardziej związana z płcią - mężczyznom starzeć na ekranie się wolno (oprócz Toma Cruise'a, jemu nie i w sumie mi go żal). Bo, ja nie jestem od takiego myślenia wolna: zauważyłam zmarszczki Julianne Moore, ale nie te Colina Firtha (starszego o rok od Julianne Moore).<br />
<br />
Tym, co odróżnia Julianne Moore od jej koleżanek po fachu (jak Sandra Bullock czy Halle Berry), jest przede wszystkim jej podejście. Moore odmawia pomocy chirurga, a nawet powszechnego botoksu. Nie używa taśm naciągających skórę podczas gal wręczenia nagród. I nie wstydzi się swojego wyglądu. W wywiadach podkreśla, że starzenie się jest przywilejem. Dzięki temu można zobaczyć, jak dorastają dzieci.<br />
<br />
W czasach wiktoriańskich ukrywano kobiety w ciąży, udając, że dzieci znajduje się w kapuście. Dziś Hollywood ukrywa kobiety w średnim wieku, które nie są dostatecznie <i>glamour.</i> W Europie jest trochę lepiej, Emma Thompson, Juliette Binoche czy Monica Bellucci są na ekranach obecne cały czas. Ale już w Indiach jest podobnie jak w USA - masz zmarszczki, nie jesteś obsadzana. Dlatego tak ważna jest postawa promowana przez Julianne Moore; zamiast walczyć z metryką, lepiej skupić się na rzeczach naprawdę ważnych. Moore zdaje się wiedzieć, czym one są #rolemodel</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-28904687617492307012017-07-12T08:31:00.000+02:002017-07-15T22:16:19.547+02:00Fandom serialowy a kultura przynależności<div style="text-align: justify;">
Dawno temu zamówiony został u mnie tekst o fandomie serialowym. AFAIK antologia tekstów nie zostanie wydana, a tekst się starzeje, więc uznałam, że trafi na bloga; w międzyczasie ja przestałam być wiarygodnym źródłem informacji serialowych: po prostu wolę filmy. (BTW, rezygnuję z Netfliksa. To jest ten moment, w którym wszyscy robią GASP!, a ja tłumaczę, że zamiast stale bać się, że coś mnie omija, wolę stworzyć sobie świat rozrywek, które służą mojej przyjemności, a nie są odhaczaniem kolejnych boxów. Nie jestem blogerem popkulturowym, po prostu mam bloga - i uwierzcie, różnica jest znaczna.)<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiFbZBSNa_yLnSsplvBroS1m3IfgWqYcr1XwJNUo1xe0pIaBkT9RTsKJCRI6yjF6OFdbQM641WMsgXwtWkB5ZGXCL2eNbmcxe4JBZL-nnibtyarMKCWjchB6xo-trJkA9EjUj-HrlDE8TGm/s1600/Serie-tv.jpg" imageanchor="1" style="font-weight: normal; margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="722" data-original-width="992" height="465" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiFbZBSNa_yLnSsplvBroS1m3IfgWqYcr1XwJNUo1xe0pIaBkT9RTsKJCRI6yjF6OFdbQM641WMsgXwtWkB5ZGXCL2eNbmcxe4JBZL-nnibtyarMKCWjchB6xo-trJkA9EjUj-HrlDE8TGm/s640/Serie-tv.jpg" width="640" /></a></div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify;">
PIERWSZA DZIAŁKA ZA DARMO</h3>
<div style="text-align: justify;">
Wielkanoc 2010, hotel w zachodnim Londynie. Wraz z siedmioma setkami fanów fantastyki oglądam emitowany właśnie w BBC odcinek “Doctora Who”, pierwszy z Mattem Smithem. Jestem zachwycona, przeżywam emocje razem z resztą tłumu. Po powrocie do domu zaczynam nadrabiać pięć lat serialu, do wspólnego oglądania namawiam przyjaciółki. Z rozpędu zabieramy się też za spinoffowy, przeznaczony dla dorosłych widzów “Torchwood” oraz “Przygody Sary Jane”.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Upalny lipiec 2010, instaluję na moim komputerze program nadający mu brytyjskie IP, by móc zobaczyć pierwszy odcinek “Sherlocka”. 60 minut mija jak z bicza trzasnął. W ciągu następnego tygodnia zobaczę “A Study in Pink” jeszcze kilkukrotnie, z coraz to nowymi osobami, które chcę zarazić moim entuzjazmem. W internecie powoli tworzy się wokołoserialowy fandom; jeszcze nie wiemy, jak cudownie będziemy się nudzić pomiędzy kolejnymi sezonami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Lato 2011, przyjaciółka poleca mi serial produkcji MTV o mało zachęcającym tytule “Teen Wolf”. Oglądam pierwszy odcinek i wpadam jak w bagno. To dokładnie to, czego szukałam: serial dla nastolatków, który świadomie podchodzi do własnych ograniczeń i inteligentnie rozgrywa napięcie. I ci aktorzy bez koszulek! Mój zachwyt jest zaraźliwy, na blogu tworzy się społeczność fanów, którzy co tydzień komentują moje spisywane na kolanie wrażenia z nowego odcinka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marzec 2013, na fali fascynacji motywem zombie zabieram się za brytyjski serial “In the Flesh”. Nieśpieszna narracja, ciężki klimat wioski na północy Anglii, konwencja post-apo w nowym wydaniu i te <i>feelsy</i>! Trzy godzinne odcinki są dla mnie impulsem do kilku notek na bloga. Gdy rok później okazuje się, że seria druga będzie też ostatnią, popadam w po-serialową żałobę. Tkwię w niej do dzisiaj, razem z poznanymi przez internet fanami. Na szczęście twórca serii, Dominic Mitchell, świetnie nas rozumie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify;">
BECZKA MIODU</h3>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.vulture.com/2016/05/peak-tv-business-c-v-r.html">Żyjemy w czasach telewizyjnego boomu</a>. Nigdy wcześniej na antenie nie było tak wielu seriali jak dziś. Do walki o widza stanęły również serwisy streamingowe (Netflix, Hulu, Amazon et al.), produkujące własne tytuły i kontynuujące te, które spadły z powodu zbyt niskiej oglądalności z ramówki. Właściwie każdy widz jest w stanie znaleźć w ofercie coś dla siebie. Stacje telewizyjne i telewizje kablowe inwestują również w reklamę w social media: dedykowane strony na Facebooku, Twitter, a czasami nawet tumblrowy blog to w dzisiejszych czasach zwyczajna otoczka każdego popularnego tytułu. To sprawia, że coraz bardziej zaciera się granica pomiędzy fanem a widzem - właściwie każdy użytkownik internetu jest w stanie w kilka minut znaleźć i polubić odpowiedni kanał dostarczający mu najbardziej aktualnych wiadomości na temat oglądanego tytułu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak nie wszystkie tytuły stają się kultowe. Tylko nieliczne są na tyle angażujące (tzw. “engament based television”), by stać się powszechnie dyskutowanymi. Najlepsze seriale rzucają wyzwania, intrygują, zostawiają widza z pytaniami (i emocjami), sprawiają, że członkowie społeczności skupionej wokół danego serialu (inaczej zwanego fandomem) mają wspólne doświadczenia, którymi mogą się dzielić pomiędzy granicami na dedykowanych (oficjalnych i nieoficjalnych) forach dyskusyjnych, blogach i przede wszystkim na tumblrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po czym więc rozpoznać fana? To w gruncie rzeczy bardzo proste: każdy fandom tworzy własny kulturowy kod, tajny język, jak u masonów, rozpoznawany jednak natychmiast przez innych fanów. Najpierw pojawiają się przypinki na torbach i plecakach, czasami z bohaterami seriali, czasami z cytatami z linii dialogowych. “Look, I’m in shock, I’ve got a blanket!” od razu przywodzi na myśl kolor pomarańczowy, pierwsze nuty “Wayward Sons” sprawiają, że fan zaczyna szukać soli. Wiemy, kto zawsze spłaca długi, a kto nic nie wie, oraz jaki kolor z próbnika barw Pantone ma pewna brytyjska policyjna budka i kto nosił seler w butonierce. Te wszystkie rzeczy są jak tajny uścisk dłoni: jedna chwila, jeden rzut oka wystarczy i swój pozna swego. Jest tym łatwiej, że kanały promocyjne w social media są prowadzone przez fanów, którzy sami biegle się tym tajnym językiem posługują; jeszcze do niedawna była to nieudolna emulacja zachowań fanów, teraz profesjonalna strategia promocyjna - która przynosi spore zyski.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co bardziej progresywne ekipy marketingowe wykorzystują też w promocji danego tytułu aktorów. Orlando Jones fangirlował na swoim Twitterze serial “Sleepy Hollow” (w którym występował) - wystarczyło szepnąć słówko i już temat podchwyciły popkulturowe portale internetowe. Hayley Atwell, Chloe Bennet, James D’arcy i Clark Gregg rozpętali dubmashową wojnę w telewizyjnym universum Marvela, a ich kilkusekundowe filmiki miały miliony obejrzeń. Tyler Posey grający tytułową rolę w “Teen Wolf” po każdym odcinku prowadzi na antenie MTV program z komentarzem. O krok dalej poszedł “Castle” - w każdym sezonie znajduje się co najmniej jeden dowcip związany z “Firefly”, w którym odtwórca tytułowej roli, Nathan Fillion, grał kapitana statku kosmicznego; scenarzyści wiedzą, że fani uwielbiają takie meta nawiązania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale życie fanów przestało się toczyć tylko w pozwalającym na zachowanie choćby pozornej anonimowości internecie. Coraz częściej odbywają się zloty fanów w danych miastach, gdzie przy piwie i pizzy następuje wymiana fantów oraz obowiązkowa sesja fangirlowania*. Na konwentach fantastyki w programie umieszczane są punkty programu (prelekcje, dyskusje panelowe i konkursy wiedzy) na temat seriali nie tylko SF i fantasy. Ba, pojawiły się pierwsze konwenty dedykowane tylko serialom: krakowski Serialkon (od 2016 roku SerialCon) czy również krakowski Whomanicon (konwent poświęcony wyłącznie “Doctorowi Who”) - oba mające za <i>spiritus movens</i> fanowskie portale internetowe (odpowiednio: pulpozaur.pl i gallifrey.pl); są też specjalne konferencje naukowe. Oglądanie telewizji przestało być obciachowe (chyba, że jesteś dorosłym mężczyzną zafascynowanym “My Little Pony”).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9s7WfVivkWIYpW1M6v3fwlBBzlrT_3L3QjxBHUAMdzk4srEAVU4OqZD21JL9M4S_ZRmTAr8Ntn-dGWz-S4CBlxgEAsUFtjeRN0f0GFmIYJXcFrAiCF9LXXe_Q9czRSCHJ-CWB7PYzhqOx/s1600/TV-Shows.jpg" imageanchor="1" style="font-size: 18.72px; font-weight: bold; margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="440" data-original-width="752" height="374" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9s7WfVivkWIYpW1M6v3fwlBBzlrT_3L3QjxBHUAMdzk4srEAVU4OqZD21JL9M4S_ZRmTAr8Ntn-dGWz-S4CBlxgEAsUFtjeRN0f0GFmIYJXcFrAiCF9LXXe_Q9czRSCHJ-CWB7PYzhqOx/s640/TV-Shows.jpg" width="640" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku najbardziej znanymi subkulturami były te muzyczne: metale, punki, grunge’owcy. Dwie dekady później zastąpiły je subkultury serialowe. Do Trekkiesów (miłośnicy Star Treka) i Browncoatów (nieutuleni w żalu fani przedwcześnie zdjętego z anteny “Firefly’a” Jossa Whedona) dołączyli Gleekowie, Fannibale, Sherlockianie i Whovianie - a to tylko grupy, które zdecydowały się na wspólną metkę. Fani bardzo niszowego serialu “Community”, opowiadającego o grupie ludzi spotykających się na zajęciach w amerykańskim odpowiedniku studium policealnego nie mają co prawda własnej nazwy, ale w zamian posługują się zawołaniem “Six seasons and a movie!” Każdy fandom ma też swoje “mundurki”: dedykowane koszulki (oficjalne i fanowskie - te pierwsze są droższe, ale te drugie cenniejsze) to atrybut konieczny, ale można do tego dołożyć koszulę w kratę (“Supernatural”), zbyt długi szalik (“Doctor Who”), <i>deerstalker</i> (“Sherlock”, rzecz oczywista) lub kwiatową koronę (głównie “Hannibal”).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Okołoserialowy boom może dziwić tylko ludzi, którzy ostatnie 40 lat spędzili uwięzieni w piwnicy jakiegoś szaleńca (“Unbreakable Kimmy Schmidt”). Seriale i cała telewizja były obliczone na tworzenie się społeczności od samego początku istnienia tego medium. Tytuły typu “Cudowne lata” czy “Pełna chata” miały za zadanie trafić do jak najszerszego spektrum demograficznego i stanowić rozrywkę dla całej rodziny. Ba, nawet bardzo popularny wśród fanów “Doctor Who” zaczął się jak program edukacyjno-rodzinny - dopiero po przywróceniu na antenę w 2005 stał się fanowską sensacją. W latach osiemdziesiątych ulice w Polsce wyludniały się podczas emisji kolejnego odcinka “Niewolnicy Isaury”, a w kolejce po papier toaletowy wszyscy zastanawiali się, kto zabił Laurę Palmer. Dekadę później w biurach przy porannej kawce omawiano perypetie agentów Muldera i Scully; dziś ich przygody nie wzbudzają już tylu emocji, a ich miejsce zajęły postaci z ”Gry o tron” ginące na ekranach telewizorów jak króliczki w “Suicide Bunnies” - chyba że przypadkiem w “Klanie” ktoś kogoś zastrzeli. Na niedzielnym obiedzie u babci można przeanalizować, przy obowiązkowym talerzu rosołu, jakie nowe intrygi miały miejsce na dworze Sulejmana (lubimy Turków, którzy żyli kilkaset lat temu, a nie tych, którzy sprzedają nam kebab), a z przyjaciółką na kawie ponarzekać na rozwój wypadków w “Chirurgach” - dzieci w tym czasie mogą zobaczyć kolejny odcinek “Equestria Girls” lub “Robots in Disguise”.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Skoro więc wszyscy oglądają seriale telewizyjne, różnica między widzem a fanem zasadza się przede wszystkim na świadomości przynależności do fandomu oraz na zaangażowaniu. Geekowie po prostu poszli o krok dalej. Simon Pegg w swojej autobiografii zatytułowanej “Nerds Do Well” napisał: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
“Being a geek is all about being honest about what you enjoy and not being afraid to demonstrate that affection. It means never having to play it cool about how much you like something. It’s basically a license to proudly emote on a somewhat childish level rather than behave like a supposed adult. Being a geek is extremely liberating.”</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczyna się zawsze tak samo: od jednego odcinka. Pojawia się zaangażowanie emocjonalne, którym chcemy się podzielić z innymi - najlepiej zrobić to w internecie, dyskutując o kolejnych <i>plot twistach </i>czy snując coraz to nowe teorie spiskowe. Potem przychodzi faza twórczości: fani piszą fanfiki, rysują fanarty, edytują fanvideo, uczestniczą w cosplayach. Co bardziej przedsiębiorczy wydają książki kucharskie, publikują słowniki fikcyjnych języków lub nawet powieści. Ważne jest przede wszystkim to, by się dzielić i współuczestniczyć - to właśnie tworzy społeczność, czy to w internecie, czy w świecie rzeczywistym.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjI8uJV40r0bRHAkOw7OBseVt6L16EBRtqiuyPOCPGY1zyQvH9_fVZdW_T9WBBl0fiVqaKxgWZDmb21wgtw9WFGzscVkC5HNCD5SkPyPuYT1X91a7tx4E6Bbxm97Dupsl3t66mdAj-eB7Mf/s1600/cableheader-graypurple-590x236.jpg" imageanchor="1" style="font-size: 18.72px; font-weight: bold; margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="236" data-original-width="590" height="256" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjI8uJV40r0bRHAkOw7OBseVt6L16EBRtqiuyPOCPGY1zyQvH9_fVZdW_T9WBBl0fiVqaKxgWZDmb21wgtw9WFGzscVkC5HNCD5SkPyPuYT1X91a7tx4E6Bbxm97Dupsl3t66mdAj-eB7Mf/s640/cableheader-graypurple-590x236.jpg" width="640" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ci najbardziej kreatywni i mający największą siłę przebicia fani mogą bowiem trafić do fandomowego mainstreamu. Bryan Fuller, Russell T Davies, Steven Moffat czy Mark Gatiss to scenarzyści, ale przede wszystkim fani - dlatego ich produkcje są tak popularne i uwielbiane. Oni znają fandom od wewnątrz, co pozwala im tworzyć produkt idealnie skrojony pod gusta innych fanów. Neil Gaiman, pisarz i scenarzysta komiksowy, powiedział kiedyś podczas wywiadu w popularnym amerykańskim talk show: “No, my people, we stay indoors. We have keyboards. We have darkness.” - ale to było zanim się okazało, że w najbliższych latach wyprodukuje aż trzy seriale oparte na własnych książkach i komiksach. Dziś fani i tworzone przez nich społeczności nie czają się w czeluściach tumblra czy na tajnych forach dyskusyjnych, tylko monopolizują strony główne największych portali internetowych za pomocą <i>recapów </i>odcinka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify;">
ŁYŻKA DZIEGCIU</h3>
<div style="text-align: justify;">
Ale fandom to nie tylko kwiatki, tęcze i jednorożce. Im bliżej powierzchni buzują emocje, a tak jest w każdej społeczności opartej na współdzieleniu uczuć, tym łatwiej o wybuch. Dostaje się więc twórcom za nieposzanowanie kulturowej schedy, przedmiotowe wykorzystanie mniejszości seksualnych, niedostateczną reprezentację rasową na ekranie czy wykorzystywanie śmierci kobiet jako narzędzia pozwalającego na rozwój fabularny postaci męskich. W każdym fandomie prędzej czy później pojawią się gniewne wpisy blogowe tak zwanych “social justice warriors” - czyli ludzi, którzy często mają rację wskazując na problematyczne wątki w serialach, ale jednocześnie potrafią swoim zachowaniem zniszczyć przyjemność oglądania danego serialu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Fan fanowi też potrafi stać się wilkiem. Niczym gangi Jets i Sharks z musicalu “West Side Story” fani walczą o to, jaki jest jedyny słuszny <i>pairing</i>, zauważą plagiat w fanfiku i obrzydzą autorowi życie albo oburzą się na krytykę własnego <i>headcanonu</i>. Tak zwane <i>fandom wanks </i>prędzej czy później staną się udziałem każdej fanowskiej społeczności, w którą jest się emocjonalnie zaangażowanym, gdy tylko liczba fanów i liczba odcinków osiągną krytyczną masę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednocześnie aktywne, a nawet pasywne uczestnictwo w życiu fandomu poszerza horyzonty. “Person of Interest”, “Mr Robot” czy “Black Mirror” ekstrapolują teraźniejszość w post-cyberpunkową przyszłość. “Glee”, mimo swoich wad, stanowiło dokładny zapis społecznych problemów dotykających amerykańskich nastolatków. “Orange is the New Black” przygląda się przez komediową soczewkę różnorodności kobiecości. “Jessica Jones” to studium traumy po gwałcie w superbohaterskiej otoczce. “Queer as Folk” Russela T. Daviesa opisywało środowisko gejowskie na przełomie wieków, trylogia “Cucumber Banana and Tofu” Russela T. Daviesa komentuje środowisko gejowskie w drugiej dekadzie XXI wieku. Dzięki serialom takim jak “The Walking Dead” czy “In the Flesh” możemy zobaczyć świat po apokalipsie. “House of Cards” ostrzega przed teatrem amerykańskiej polityki. “Orphan Black” i “Humans” biorą na tapetę różne aspekty transhumanizmu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podsumowując, kultura serialowa pozwala na tworzenie się aktywnych i rzutkich społeczności skupionych wokół danego tytułu. Uczestnictwo w subkulturach pobudza kreatywność w różnych obszarach twórczości i rozwija pasje. Seriale mimowolnie edukują widzów, jednocześnie zapewniając im rozrywkę na coraz wyższym poziomie. Sen o <i>otaku</i>, ludziach samotnie konsumujących popkulturę w ciemności własnych betonowych jaskiń się nie spełnił. Egalitaryzm i powszechna dostępność telewizji zamiast wzmagać alienację jednostek ludzkich pozwala im na nawiązywanie płytszych i głębszych relacji z innymi ludźmi, podając prawie że na tacy temat do rozmowy i wspólną płaszczyznę porozumienia. Godziny spędzone na wpatrywaniu się w ekran przynoszą wymierne społeczne korzyści. Każdy może się poczuć częścią czegoś większego, każdy może gdzieś przynależeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście pozostaje jeszcze kwestia “fear of missing out”...**</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">* Wbrew nazwie fangirlowanie nie dotyczy jedynie kobiet. Wystarczy uniwersalna zdolność robienia “Squee!”</span></div>
<span style="font-size: x-small;"></span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">**Dobry serial po prostu musi zakończyć się cliffhangerem.</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span>Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-60395445074714750102017-07-08T13:26:00.000+02:002017-07-08T13:26:13.371+02:00Ograniczenia budują klimat - lewacki fandom fantastyki w Polsce<div style="text-align: justify;">
Cześć, mam na imię Ola i interesuję się fantastyką. Od kiedy? Właściwie odkąd pamiętam: na 11 urodziny dostałam egzemplarz "Hobbita" od matki przyjaciółki. Owej matce regularnie, kilka razy w tygodniu najeżdżałam półki z książkami. Przeczytałam nie tylko Tolkiena, ale i Andre Norton, Rogera Zelaznego i mnóstwo innych autorów przygodowej, acz nie tylko rozrywkowej, fantasy. Potem przeszłam do science fiction, odkryłam urban fantasy, retellingi baśni i new weird. Fantastyce poświęciłam pracę licencjacką (Pratchett) i magisterską (Carter, Angela); o koneksjach rodzinnych nie wspominam. Chwilowo z fandomem trochę jestem na bakier, ale gdy na fejsbuniu Riennahera zapytała o prawicowe zabarwienie polskiego fandomu, poczułam się mniej więcej tak:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://68.media.tumblr.com/tumblr_mallcxSKHE1r6th1ro1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="318" data-original-width="500" height="253" src="https://68.media.tumblr.com/tumblr_mallcxSKHE1r6th1ro1_500.gif" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Problem polega na tym, że udzielona odpowiedź mnie samej nie satysfakcjonuje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a name='more'></a>Pojechałam bowiem po bandzie, w najgorszym możliwym tego wyrażenia znaczeniu. Jakże łatwo jest bowiem zrzucić odpowiedzialność za całą sytuację na "starą gwardię": Rafała Ziemkiewicza, Andrzeja Pilipiuka, Jacka Komudę, Andrzeja Ziemiańskiego, a nawet częściowo Marka Huberatha i obwiniać ich o cały seksizm i prawicowo-konserwatywny polski fandom fantastyki, umacniany przez Jacka Inglota, Marka Oramusa i Konrada T. Lewandowskiego, tych wszystkich autorów, którzy po 1989 wreszcie mogli pisać to, co chcieli. Jak łatwo jest wskazać palcem na Macieja Parowskiego i powiedzieć: to wina tego pana, on trząsł "Nową fantastyką", on nie chciał publikować Brzezińskiej, to dla niego istniało głównie political fiction. Ale to jest uproszczenie na miarę artykułu Michała R. Wiśniewskiego z najnowszego numer "Książek" - bo tak naprawdę <i>we have to go deeper</i>.<br />
<br />
Lubię fantastykę między innymi dlatego, że najlepsze jej utwory powstają w reakcji do świata realnego, czasami są próbą przetworzenia osobistej traumy autora. Ciekawie pisze o tym Wojciech Orliński, również <a href="http://wyborcza.pl/ksiazki/7,154165,21977216,stanislaw-lem-czego-o-nim-nie-wiesz.html">w najnowszym numerze "Książek", o swoim ukochanym Lemie</a>, stawiając tezę, że pod przykrywką fantastyki Lem pisał o pogromie Żydów we Lwowie. Wszyscy wiemy, że "Rzeźnia numer pięć" czy "Na zachodzie bez zmian" są takimi utworami, dlaczego więc nie przyjąć takiej perspektywy interpretacyjnej dla "Szpitala przemienienia", pyta Orliński. I ma rację.<br />
<br />
Znajduję wielce symbolicznym fakt, że Amerykanie (nie udawajmy, że fandom światowy) nazwali swoją nagrodę literacką od imienia <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Hugo_Gernsback">Hugo Gernsbacka (te okładki magazynów!)</a> - a Polacy swoją od nazwiska <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Janusz_A._Zajdel">Janusza A. Zajdla</a>. Możemy się spierać, czy to kwestia zbiegów okoliczności: Zajdel był pierwszym laureatem nagrody Sfinks, po jego śmierci zmieniono nazwę, ale jedno jest pewne: socjologiczna twórczość Zajdla różni się bardzo od tego, co pisali Żuławski i Grabiński, bo też różne były czasy, w których ich utwory powstawały.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyCFNNpvYgMLEZD8f-bs-M56zF0KE56rTciqBcS-gCDliJEpJDi-YKO1YSnNZQtMrjPsN1kRVb9itXbn6geEt4MXnnZjXILBhqRjaxir46-nZ_uRcQiwWxzO-TVhOfpqKe5QDuaN8XG28a/s1600/ff.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="549" data-original-width="429" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyCFNNpvYgMLEZD8f-bs-M56zF0KE56rTciqBcS-gCDliJEpJDi-YKO1YSnNZQtMrjPsN1kRVb9itXbn6geEt4MXnnZjXILBhqRjaxir46-nZ_uRcQiwWxzO-TVhOfpqKe5QDuaN8XG28a/s320/ff.JPG" width="250" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Rys. Michał Radomił Wiśniewski</td></tr>
</tbody></table>
Mój teść opowiedział mi kiedyś anegdotę: otóż za PRLu, w czasie studiów, wyjeżdżał był często do Anglii, skąd przywoził książki. I zawsze te książki były podejrzliwie traktowane przez straż graniczną - przy czym "Rok 1984" został przepuszczony bez problemów, natomiast "Star Wars" już nie. Anegdota tyleż zabawna, co symptomatyczna: twórczość Lema czy Zajdla to przede wszystkim ćwiczenia w omijaniu cenzury. To dystopie, gdzie fantastyka jest parawanem: za parawanem mówi się o rzeczach ważnych z punktu widzenia ówczesnego społeczeństwa. Tylko tak można było pisać o polityce i wewnętrznej sytuacji kraju w czasach, gdy każda prasa drukarska w prywatnych rękach była kontrolowana, a przydział papieru reglamentowany. A nuż opozycja drukowała na nich pamflety? Wydawnictwa klubowe, które od czasu do czasu można znaleźć w antykwariatach, te z kradzionymi okładkami, obrzydliwymi czcionkami, z fanowskimi tłumaczeniami są pomnikami owych czasów.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://mistycyzmpopkulturowy.blogspot.com/2017/07/istota-przypadku.html">Misiael popełnił niedawno wpis o tym, jak potrzeba jest matką wynalazku</a>, szczerze i serdecznie polecam jego lekturę, bo pozwala właściwie ocenić nie tylko polskich autorów fantastyki z czasów komuny, ale również tych po 1989 roku. Ach, co to były za czasy! Nostalgia mnie ogarnia, gdy o tym myślę. Nagle wszyscy mogli chwycić za pióra i wydawać książki. Można było założyć własne wydawnictwo. I wreszcie można było pisać to, co przez lata trzymało się w sobie. Nie dziwota więc, że niektórzy zaczęli pisać o seksie, inni o narkotykach czy aborcji, a jeszcze inni postanowili wskazać "nowej" ojczyźnie stare wzorce i nowe ścieżki rozwoju. Polska miała być znowu wielka, od morza do morza, miała być pochodnią, która wznieci słowiańską rewolucję, a owej rewolucji mieli przewodzić pisarze fantastyki (ok, znowu pojechałam po bandzie.) Chodzi mi o to, że kiedy po latach lodu (<i>pun intended</i>) przychodzi odwilż, to woda zmywa wszystko.<br />
<br />
I stąd wzięła się spora część polskiego fandomu fantastycznej literatury. Ta fala sprawiała, że autorzy ciekawsi (Brzezińska, Dukaj, Białołęcka, Kres) - oczywiście z mojego osobistego punktu widzenia - o swój kawałek fanów walczyła inaczej. Był wyjątek, rzecz jasna, Sapkowski, jasna gwiazda Wiedźmina jeszcze długo będzie oświetlać fantastyczny nieboskłon, głównie za sprawą innych mediów (telewizja, gry), ale fantastyka pisana przez kobiety dla kobiet, oryginalne założenia światotwórcze, zabawy językowe, na to wszystko fandom polski w latach 90-tych nie był gotowy; nawet Sapek w końcu popełnił "wiedźmińskie" powieści.<br />
<br />
Inna sprawa, że cały fandom jest pasywny: jeśli porównamy Worldcon do Polconu, to w tym kraju nie ma odpowiednika Nine Worlds. Proponowałam kilka lat wstecz <i>queerową </i>nitkę programową na Polcon, przygotowaną z wielka pomocą znajomych z mojej "bańki", została odrzucona. W komentarzy u Riennahery napisałam również, że brak w polskim fandomie oddolnych inicjatyw, fanzinów, blogów lewicujących czy wręcz lewackich, ale to też nieprawda. Jest przecież grupa <a href="https://www.facebook.com/Fantastic-Women-Writers-of-Poland-644444849079216/">Fantastic Women Writers of Poland</a>. To światełko w tunelu. Może żyjemy w czasach, gdzie opozycyjną literaturą będzie fantastyka o zabarwieniu mocno feministycznym czy LGTBQ. I może nie zawsze będzie ją wydawać Krytyka Polityczna.<br />
<br />
Na koniec chciałabym zostawić wam jeszcze <a href="http://www.tvp.info/32502997/szczepan-twardoch-polska-nie-jest-cywilizowanym-panstwem">wywiad ze Szczepanem Twardochem</a>, autorem określanym jako antypolski, prawicowy, nacjonalistyczny, o przewrotnym tytule "Polska nie jest krajem cywilizowanym". Nie czytałam absolutnie żadnej książki Twardocha, ale chyba żyjemy w ciekawych czasach.<br />
<br />
(W tym roku do Nagrody im. Janusz A. Zajdla nominowanych jest sześciu mężczyzn. I sześć kobiet. I wszystkie utwory to naprawdę bardzo dobra fantastyka.)</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-63368044357519068442017-07-02T11:50:00.001+02:002017-07-02T14:32:02.134+02:00Autorzy, którzy nienawidzą kobiet<div style="text-align: justify;">
Okej, więc z tym tytułem trochę pojechałam po bandzie, bo osobiście nie sądzę, by Miłoszewski nienawidził kobiet - ale tytuł posta brzmi nieźle, nawiązanie do Stiega Larssona, którego książki też są trochę problematyczne i może teraz wpis przeczytacie, przywędrowawszy tutaj od czyjejś blogrolki.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBlkDpCCU6fo4wv6vSQU8MhaYyvW8kIK6s9ognzBxfk6CDzeiF-bZVqKCZkKZkWwp9PinVR-9Wc9E6D26LCi5WCKkmjySuSu1JN9P58mOClbZfspANHMUPou8LIHepostuc_zlJMQyGnGI/s1600/szacki_trylogia.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="291" data-original-width="601" height="307" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBlkDpCCU6fo4wv6vSQU8MhaYyvW8kIK6s9ognzBxfk6CDzeiF-bZVqKCZkKZkWwp9PinVR-9Wc9E6D26LCi5WCKkmjySuSu1JN9P58mOClbZfspANHMUPou8LIHepostuc_zlJMQyGnGI/s640/szacki_trylogia.png" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Było to tak: dawno temu prababcia moich dzieci poprosiła o trylogię Miłoszewskiego o Szackim, bo autor był w każdej gazecie, w telewizji, aż strach było lodówkę otworzyć. Mam wrażenie, że cały ten <i>hype</i> wziął się jednocześnie z wydania "Gniewu" oraz emisji "Prokuratora" z Komanem w roli tytułowej. Dość, że były to czasy, gdy Miłoszewski był na ustach wszystkich Polaków. OK, tych Polaków, których interesuje książkowy rynek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A potem trylogię pożyczyłam ja, i ta trylogia do zeszłego tygodnia leżała u mnie na półce, gdy po "Wierze" Ani Kańtoch nabrałam chętki na polskie kryminały i okazało się, że akurat u nas w domu nie ma ich zbyt wiele. Na bezrybiu i rak ryba, padło na Miłoszewskiego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a name='more'></a><h3>
Ostatni gniewny prokurator</h3>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Może zacznę od pozytywów. To dobrze napisane książki, co do tego nie mam zastrzeżeń. Autor pisze naprawdę nieźle, wie, jak tworzyć paragrafy, fabuła się nie rwie (na ciebie patrzę, Marto Krajewska, znajdź sobie porządnego redaktora, dziewczyno!), trzyma każda jedna powieść czytelnika w napięciu. Zachwycona jestem postaciami w tle, każdą łatwo zapamiętać, ma jakiś rys charakterystyczny, jest pełnokrwista. Bohater w sumie fajny. I to to by było na tyle. Poza tym każda z trzech książek ma ten sam problem: końcowe 1/3 sprawia, że czytelnik ma ochotę cisnąć woluminem w ścianę, bo rozwiązania zagadek są, hm, nieprzystające jakością do reszty tekstu. Fabularnie znaczy się, autor odlatuje, niby jest realizm, a jakbym Sapkowskiego (którego przywołuję nie bez kozery) czytała. W trakcie lektury "Uwikłania" miałam ochotę walić głową o blat, jak doszłam do rozwiązania zagadki kryminalnej, nigdy czegoś tak wydumanego nie czytałam (<span style="color: red;">SPOILERS</span>), że się rodzina i przyjaciele ofiary zbierają 20 lat później, coby zabójcę do śmierci przez samobójstwo doprowadzić. Terapia jako narzędzie zbrodni, nosz... I do tego esbecy, bo jakże pisać kryminał osadzony w Warszawie i o esbekach nie wspomnieć. Ale ponieważ było to dobrze napisane, to z rozpędu przeczytałam drugą część, "Ziarno prawdy", tę z akcją osadzoną w Sandomierzu, i ta mi się s<i>umma summarum</i> najbardziej podobała, bo najbardziej się kupy trzymała i nawet jakoś kolejna popularna w Polsce tematyka, ta ziejąca po Żydach dziura w tkance III RP miała w Sandomierzu głęboki sens. Potem następuje wybuch w sandomierskich lochach - i od tego czasu poziom spada, ale nie tak, jak w pierwszej powieści, więc i satysfakcja z czytania większa niż przy części pierwszej. Łudziłam się, że "Gniew" utrzyma wzrost formy, ale tu niestety autor przeszedł samego siebie, tworząc parę mścicieli na oskarżonych z paragrafu 207 i całe stado czarnowłosych kobiet buszujących po Olsztynie. I ten pożal się borze <i>cliffhanger</i>, aż człowiek ma ochotę sprawdzić, czy jest mnóstwo fanfików o dalszych losach Szackiego i czy zawierają w sobie terapię córki po porwaniu i pozorowaniu bardzo brutalnego morderstwa.</div>
<h3 style="text-align: justify;">
Wodospad Reichenbach</h3>
<div style="text-align: justify;">
Im dłużej myślę o "Gniewie", tym większe mam zastrzeżenia, że powieść niby o przemocy wobec kobiet, ale kobiety potraktowano instrumentalnie. Ofiara przeżyła czy nie - z książki się tego nie dowiemy. Jeśli Moriarty (dla Szackiego-Sherlocka, przyznajmy szczerze, to pojedynek między księciem a królem sztywniaków jest osią powieści, nie szalona nastolatka, nie bite kobiety, nie starzejąca się białowłosa gwiazda Temidy) porwał męża ofiary i go zgwałcił, to czemu ofierze nie udzielił pomocy? Skąd znali się na chirurgii? Czy pan Marek, doktor Zemsta i Żenia byli zamieszani w spisek (mam nadzieję!)? Dlaczego Hela nie poszła na terapię? Czy pięć kluczyków z logo Hertza i kolorowa szczoteczka do zębów dorównają kiedyś w kanonie światowej literatury wodospadowi Reichenbach? W jaki sposób Szacki i mroczny Szacki zdołali się wymknąć przed przyjazdem policji? Pytań jest wiele, ale zamiast odpowiedzi dostajemy tylko warmińską mgłę snującą się na wszystkimi jedenastoma jeziorami znajdującymi się w obrębie miasta Olsztyn. A dostajemy tenże meteorologiczny cud, bo jeśli sądziliśmy, że książki mają nas bawić zagadkami kryminalnymi, fascynować świetnie zarysowanym tłem, rozśmieszać doktorem Frankensteinem i drażnić coraz to nowymi kochankami głównego bohatera, to nie, zawsze chodziło tylko i wyłącznie o Szackiego. O jego kryzys wieku średniego, o jego załamanie i o jego ostateczną klęskę. Esbecja, antysemityzm czy przemoc wobec kobiet to sprawy drugorzędne wobec pana prokuratora, to tylko sztafaż mający zapewnić <i>publicity</i> książkom o NIM.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvOmT7jMYC09jskIkkvl2FVbzyaMlKrqaOAnNMt2OHCbPojAWbGrXN7EOcWS8XxThjcP0WejivV0t5bH90UQPrCeJJ7VuR9mfPVy35PFj9RRKsYHpuIQaekq2cKgQGuWverSX6EoTdZWaf/s1600/Mads-Mikkelsen-Wied%25C5%25BAmin.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvOmT7jMYC09jskIkkvl2FVbzyaMlKrqaOAnNMt2OHCbPojAWbGrXN7EOcWS8XxThjcP0WejivV0t5bH90UQPrCeJJ7VuR9mfPVy35PFj9RRKsYHpuIQaekq2cKgQGuWverSX6EoTdZWaf/s640/Mads-Mikkelsen-Wied%25C5%25BAmin.jpg" width="640" /></a></div>
<h3 style="text-align: justify;">
Teodor z Rivii</h3>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Koszmarnie bucowaty i pełen wad, ale ja go jako takiego prawie antybohatera w garniturze kupuję. Trochę mi Richarda Jury'ego przypomina, tylko tamten melancholijny jest, a ten tutaj się miota jak Geralt z Rivii w powieściach. Mam podejrzenia, że bohater Sapkowskiego był sporą inspiracją dla postaci Szackiego. Obaj białowłosi, ścigają potwory, ale nie są częścią społeczności. Poczucie humoru obaj mają specyficzne, Szacki zamiast miecza ma kodeks karny. Obaj popularni wśród kobiet (ugh, ta beznadziejna i całkowicie niepotrzebna scenka rodzajowa z sędzią Marią Tatarską), obaj pod opieką mają małolatę. Obaj w końcu znikają w mgle (do Avalonu!) znad jeziora. Szacki, a raczej końcówka historii jego życia jako prokuratora, ma też wiele z Sherlocka Holmesa. Miłoszewski lekcje z literatury odrobił, wykuł na blachę i wycisnął jak cytrynkę. Problem polega na tym, że u Sapkowskiego to Geralt jest pretekstem (przynajmniej w opowiadaniach), by napisać dobrą historię - u Miłoszewskiego zagadki napędzają Szackiego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chyba największym moim problemem z trylogią o Szackim są zawiedzione nadzieje. Mogło być tak dobrze, początek każdej z powieści jest znakomity, Polska jest cudna nawet w listopadzie, a potem autor wykonuje woltę i misternie budowany zachwyt czytelnika rozsypuje się jak domek z kart.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czytacie na własną odpowiedzialność.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
(<a href="http://pierogipruskie.blogspot.com/2015/01/geralt-szacki-albo-o-uwikaniu-z.html">Pomysł Geralta Szackiego podkradłam Pyzie.</a>)</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-25369173613096978312017-06-12T20:28:00.001+02:002017-06-12T20:28:30.753+02:00Być mewą. Anne with an E<div style="text-align: justify;">
Wspominałam całkiem niedawno, że najtrudniej pisze się o tym, co się kocha najbardziej. Więc dzisiaj będzie ciężko, bo to miłość od pierwszego wejrzenia i grom z jasnego nieba. Netflixowa "Anne with an E" skradła moje serce: nie pamiętam, kiedy ostatnio obejrzałam serial "na jeden raz" - ani kiedy ostatnio tyle płakałam.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQcDVNEMR1yjAyWQ1sVGROnkWFh6JrnCu0lwKLE3rEmIqVm5qSdtb8v3w8YbgmtiuOq5ELVcXw21PsehCa6t8St_PV7Bi6SI68xFuCvXp9PnwzSYteOslS8mVO4fVxoAbK-lU7-IBM5KNR/s1600/anne1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="349" data-original-width="618" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQcDVNEMR1yjAyWQ1sVGROnkWFh6JrnCu0lwKLE3rEmIqVm5qSdtb8v3w8YbgmtiuOq5ELVcXw21PsehCa6t8St_PV7Bi6SI68xFuCvXp9PnwzSYteOslS8mVO4fVxoAbK-lU7-IBM5KNR/s640/anne1.jpg" width="640" /></a></div>
</div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Fanką Ani, czy to powieści, czy ekranizacji z lat 80-tych XX wieku (tej z Megan Follows) nigdy nie byłam. Od zawsze #teamEmilka, to właśnie ja, ale zdarzało mi się tęsknić do Wyspy Księcia Edwarda, jej krajobrazów i jej specyficznych, acz sympatycznych mieszkańców. Problem polega na tym, że będąc dzieckiem człowiek wszystko bierze za dobrą monetę. Jeśli autor mówi, że wszystko było cacy, dziecko wierzy. A tak naprawdę, jak słusznie zauważa twórczyni tej nowej, "mrocznej" interpretacji, Moira Walley-Beckett, nie miało prawa tak być. Nie dla dziecka tak specyficznego jak Ania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Więc Ania, zanim trafia do Cuthbertów, musi pracować, doświadcza przemocy fizycznej oraz prześladowania przez rówieśników w sierocińcu. Potem też nie jest dobrze: Ania odstaje, jest zbyt mądra, zbyt wrażliwa, trudno ją zaakceptować, nie jest "swoja", zawsze obca, zawsze trochę z boku. Amybeth McNulty pięknie to wygrywa swoim aktorstwem. Zresztą obsada jest w ogóle cudowna, zwłaszcza babcia Weatherwax w roli Maryli i niania Ogg w roli pani Lynde. Podobnie cudowna jest praca operatora kamery, zakochanego w porach roku i krajobrazach, ale kręcącego wspomnienia skupione na twarzach. I ten napisy początkowe!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ponieważ, <a href="https://pierogipruskie.blogspot.com/2017/05/ania-w-otchani-rozpaczy-albo-o-serialu.html">w przeciwieństwie do na przykład Pyzy</a>, nigdy fanką Ani nie byłam, nie mam problemów z wizją Moiry. Więc przeciwnie, kupuję ją z całym dobrodziejstwem inwentarza. Inni widzowie zwracają uwagę na to, że problemy wręcz uwielbiają Anię: i to nie takie proste, typu przefarbowanie włosów na zielono, ale naprawdę poważne, że serial nie oddaje ducha powieści. No nie oddaje, "Hobbit" też nie oddawał, ale ja osobiście jestem fanką sprawnego czytania (i dopisywania) treści pomiędzy linijkami oryginału. Pewnie, może w końcu będzie o jedną tragiczną miłość albo jedną śmierć zbyt wiele, ale z mojej strony chwilowo jest tylko zachwyt.</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedyś Bruno Bettelheim rozebrał na części składowe baśnie w swojej pracy naukowej. Pratchett w swoich książkach brał pod lupę archetypy. Montgomery zaś pisała sielanki - eskapizm czystej wody. Jej książki zdobyły tak wiele fanek właśnie przez swój brak realizmu (oraz świetne obserwacje społeczne) i fantastycznie skonstruowane bohaterki. Trudno więc również potępiać serial za eksplorację wątków feministycznych i genderowych - Ania od zawsze rywalizowała z Gilbertem o akademicką palmę pierwszeństwa, serial tylko ciągnie ten wątek dalej. Pewnie, możemy śmiać się z Maryli uczestniczącej w zebraniu feministek; ale skoro Ania od ponad setki lat rezonuje z czytelniczkami na progu dorosłości, to może Maryla może rezonować z matkami? I może nie wystarczy złagodnieć?<br />
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqh88Rn0HXk-4RAtueM5VWDmncMYWprPU4t4Vo_ROGHS0kYhUJby4qNfYxAanE02a6PQYo9ATCvT44vRgVEi3SMUz3X4Mtf-rSFv0WcNup2iYoqG98sCbAwJDc0ncjBGSpbFg6N50z6n1_/s1600/anne-with-an-e.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1440" height="425" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqh88Rn0HXk-4RAtueM5VWDmncMYWprPU4t4Vo_ROGHS0kYhUJby4qNfYxAanE02a6PQYo9ATCvT44vRgVEi3SMUz3X4Mtf-rSFv0WcNup2iYoqG98sCbAwJDc0ncjBGSpbFg6N50z6n1_/s640/anne-with-an-e.jpg" width="640" /></a><br />
<br />
Czytałam wiele opinii, że "Anne with an E" niszczy wydźwięk oryginału. Że Ania wyróżniała się pomiędzy Pollyannami, małymi księżniczkami i Harry Potterami właśnie beztroską i pozytywnym przekazem. Osobiście nie rozumiem, o co ten rwetes: czyż nie przerabiamy ciągle na nowo sztuk Szekspira, odnajdując w nich coraz to nowe znaczenia? Tak jest właśnie z Anią: te same słowa, ten sam kolor włosów, ale inne światło i voila! Oto ukryte dno.<br />
<br />
Nie mogę się doczekać drugiego sezonu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-39205376369211693602017-06-10T13:56:00.004+02:002017-06-10T13:56:53.403+02:00#badgirls<div style="text-align: justify;">
Trudno być kobietą i nie interesować się w mniejszym lub większym stopniu tematyką feministyczną. Jednak edukacja feministyczna, jak każda zresztą, powinna rozpocząć się jak najwcześniej. Na samym początku wystarczy pokazywanie dobrych wzorców, najlepiej kobiet z najbliższego otoczenia; potem wzorców z popkultury i historii.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1s4e1vHqphwBinaxe4cThAPoeSClOrzcuEd4vYkMZJ5H5sbh4A0KuoQ6Vt3yYvH2-uToLok8JC2KxVK6mpSrQyGYpXKwfnByCg_RMGE4Se2H7ExCPl0cYIsp0VFZSPv23alL6K7u5E5U4/s1600/goodnight_original.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="873" data-original-width="1552" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1s4e1vHqphwBinaxe4cThAPoeSClOrzcuEd4vYkMZJ5H5sbh4A0KuoQ6Vt3yYvH2-uToLok8JC2KxVK6mpSrQyGYpXKwfnByCg_RMGE4Se2H7ExCPl0cYIsp0VFZSPv23alL6K7u5E5U4/s640/goodnight_original.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A jak zrobić to lepiej niż za pomocą baśni?</div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
Z takiego założenia wyszły Elena Favilli i Francesca Cavallo, założycielki <a href="http://www.timbuktu.me/">Timbuktu Labs</a>, z którego wyszło między innymi pierwsze czasopismo dla dzieci na iPada. Chciały pokazać dziewczynkom inne dziewczynki, które miały odwagę być sobą. Żeby wydać "Good Night Stories for Rebel Girls", rozpoczęły<a href="https://www.kickstarter.com/projects/timbuktu/good-night-stories-for-rebel-girls-100-tales-to-dr?token=00d5b7fb"> kampanię na Kickstarterze</a> - i była to jedna z najszybciej sfinansowanych kampanii na tej platformie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do współpracy nad książką zaprosiły ilustratorki z całego świata (nawet z Polski, na końcu zbioru jest specjalna lista!) i w formie króciutkich bajeczek opowiedziały historie 100 kobiet, które miały czelność zmieniać świat. Jestem przekonana, że to dopiero początek - 100 kobiet to niewiele, wręcz kropla w morzu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W książce są historie, które znamy wszyscy: Serena Williams, Ada Lovelace czy Grace Hopper. Są też zaskakujące. Alicia Alonso była niewidomą baleriną. Ameenah Gurib-Fakim: prezydentem Mauritiusa. Ann Makosinki zbudowała latarkę zasilaną ludzkim ciałem. Są grupy kobiet, jak siostry Bronte, siostry Mirabal czy Cholita Climbers. Zaskoczyła mnie Cora Coralina, poetka i piekarz w jednej osobie. Są dwie piratki, obie przepięknie rude, dwie faraonki. A wiecie, kim była Kate Sheppard? Ja już wiem! Czekam też na powieść o Marii Sybilli Merian. Jest kilka męczenniczek, ale ponieważ książka jest dla dzieci, o pewnych sprawach, jak śmierć, nie rozmawiamy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Autorki wybrały kobiety (i dziewczynki!) z całego świata, więc każda potencjalna czytelniczka znajdzie w niej wzór dla siebie, kogoś, kto ją samą zainspiruje do działania. Mam nadzieję, że książka zostanie wydana po polsku; osobiście uważam też, że świetnie sprawdziłaby się jako aplikacja.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtvIwfedG-VzGWWq4bHxVSlspJfNxURbsQfvBgVH-D52Ri3ftw0JBfDCBwYY9H7jCRhU-HyFccZf1A_PNPxY_FJB5VU6FZqBXm5swtb0J384gsr0_Mgn-XXyf9bOS-1xAPazbIOvwRka-b/s1600/IMG_1966.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtvIwfedG-VzGWWq4bHxVSlspJfNxURbsQfvBgVH-D52Ri3ftw0JBfDCBwYY9H7jCRhU-HyFccZf1A_PNPxY_FJB5VU6FZqBXm5swtb0J384gsr0_Mgn-XXyf9bOS-1xAPazbIOvwRka-b/s320/IMG_1966.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Moja ulubiona ilustracja</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Gdy pochwaliłam się zakupem na Instagramie i Facebooku, odezwała się do mnie koleżanka z pracy i poleciła kolejną lekturę, tym razem w formie komiksowej. <a href="http://www.rejectedprincesses.com/">"Rejected Princesses"</a> to tym razem samodzielny projekt Jasona Poratha. Opowiada historie księżniczek - definicja jest dosyć szeroka - prawdziwych i zmyślonych, ale zawsze samodzielnych. Można o nich poczytać na blogu Jasona, można też kupić książkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co ciekawe, takich książek jest więcej - choć niekoniecznie w Polsce. Pięknie wydana książka o kobietach-naukowcach: <a href="https://www.rachelignotofskydesign.com/women-in-science/">"Women in Science".</a> <a href="https://www.goodreads.com/book/show/31706957-fantastically-great-women-who-changed-the-world">"Fantastically Great Women Who Changed the World"</a> - autorką jest Kate Pankhurst, potomkini Emmeline. <a href="https://www.goodreads.com/book/show/28645694-bad-girls-throughout-history">"Bad Girls Throughout History"</a> - dla prawdziwych rebeliantek. <a href="https://www.goodreads.com/book/show/28503941-wonder-women">"Wonder Women"</a> - bo każdy może superbohaterem! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W specjalnym wydaniu "Wysokich Obcasów", <a href="http://www.agora.pl/agora/7,156602,21769742,it-girls-specjalne-wydanie-wysokich-obcasow-o-kobietach.html">"IT Girls"</a>, które w tej chwili można znaleźć w kioskach, przeczytałam między innymi o tym, że przeprowadzono badanie wśród nauczycieli informatyki. Okazało się wtedy, że chłopcy zawsze mieli odrobione zadania: lepiej lub gorzej. Wśród dziewczynek sytuacja była inna: niewielka część miała zadania odrobione perfekcyjnie - ale spora część nie zrobiła go wcale. Co się okazało? Otóż to nie tak, że dziewczynki nie odrabiały zadań - użycie Ctrl+Z pokazywało, że podejmowały wiele prób, ale brak pewności poprawności rozwiązania sprawiał, że nie oddawały zadania do sprawdzenia; to przekłada się na brak pewności siebie. Pewien profesor opowiadał, że na uczelni studenci przychodzą i mówią: "Psorze, coś jest nie tak z moim kodem"; studentki w analogicznej sytuacji mówią: "Coś jest nie tak ze mną."</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Good Night Stories for Rebel Girls" i pozostałe wspomniane książki wykonują pracę u podstaw, by małe dziewczynki miały więcej wiary w siebie. Ja trzymam za nie kciuki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-10971816776112657142017-05-02T12:00:00.001+02:002020-06-25T11:18:17.891+02:00Nostalgia porn - the grass was greener in the past<div style="text-align: justify;">
For those of you who were unable to take part in SerialCon 2017's first day, here is a rough text of my presentation. It was titled "Nostalgia porn" and talked about a trend in TV series that could be observed in recent years: being inspired by the past.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I thought about exploring the theme deeper after my last year's presentation at Polcon in Wrocław. I talked back then about superheroes as the answer to generational fears and mentioned "Marvels" as pure nostalgia porn - but the term itself is applicable to many, many things.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
So please buckle up and let's take a ride.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg93ziOTGEw1xGil-6yyojNWvKsCv2Z2OEHFA5l29p3kTv82s6n6Rer_6OQr6wKWiH0PlMhZ4TaImpq_2bxAz9VS3djAUdORj8JGuQCbltXhQZYETOe797Vcs4SU6Yuo7fVS6S3odC-ehZJ/s1600/cassette.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg93ziOTGEw1xGil-6yyojNWvKsCv2Z2OEHFA5l29p3kTv82s6n6Rer_6OQr6wKWiH0PlMhZ4TaImpq_2bxAz9VS3djAUdORj8JGuQCbltXhQZYETOe797Vcs4SU6Yuo7fVS6S3odC-ehZJ/s640/cassette.jpg" width="640" /></a></div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a name='more'></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
According to Wikipedia, it's from the Greek "nostos" meaning "returning home" and the Homeric "algos," meaning pain, or ache. It is argued (by the academics, they love to argue) that the first nostalgic hero was Oddysseus, who was missing his home - but not enough to get back home. :D</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nostalgia is a sentimentality for the past, typically for a period or place with happy personal associations. Term was coined by a 17th-century medical student to describe the anxieties displayed by Swiss mercenaries fighting away from home. Nostalgia can refer to a general interest in or wistful yearning for the past, its personalities, and events, especially the "good old days" from earlier in one's life.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
What I would like to stress out is that nostalgia and melancholy are two different things. Although nostalgia is often triggered by negative feelings, it results in increasing one's mood and heightening positive emotions, which can stem from feelings of warmth or coping resulting from nostalgic reflections. There was a study conducted that literally proved that nostalgia (memories) can raise your body's temperature. You literally feel warm when feeling nostalgic, it's not just a figure of speech.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Another question that needs answering is: how far can nostalgia go? The definition states that it needs to cover the lifespan of a given individual, but people often claim that they have been born in a wrong decade or even century, when men were chivalrous and maidens pure (like in Jane Austen's books). Basically, we cannot feel nostalgic for what we have not personally experienced. Yet while watching "Mad Men" we do feel nostalgic, don't we? The explanation is simple - the media has presented literally every era and the media coverage of the past in enormous. There is of course a question of its "reality" - like in "Belle Epoque" and I will get back to the topic a bit later. We feel nostalgic not for the real times, but for the ones we have seen on silver screen.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Today I am mainly concerned with TV series, but it is worth mentioning that although the nostalgia reneissance on TV screens is fairly new, the whole retro digging is nothing new. In the past few years we have witnessed the return of Tamagotchi toy from 1990s, indestructible Nokia 3310 is back, my colleague bought Nirvana Unplugged on vinyl in Biedronka, Nintendo NES Classic Mini got announced with a selection of 30 retro games, Marks&Spencer let a model Alexa Chung roam their warehouses to curate not one, but two Archive collections. Heck, even James Bond movies (the ones with Daniel Craig) tapped into the nostalgic feeling of the brand more than Pierce Brosnan's movies ever did.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
But what about porn? (I know you have been waiting for this!) Well, it is a very important part of the term, in my personal opinion even more important than nostalgia. Porn is about two things: making the audience feel good (just like nostalgia does) and exploitation, in this case of the aestethic and our own brain. Yes, the brain is against us, or at least against our wallets when it comes to nostalgia porn.</div>
</div>
<div>
<br /></div>
<div>
When I was doing research for my presentation, I started to notice the divide in the nostalgic TV series. I divided them into two categories: "nostalgic" and nostalgic. The first are the reboots/remakes of franchises that were popular in the past 3 decades:</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTuhYj0cD-JJSMcL1_ZXOk3pLjtbc8szIA_HNUWHkNp1i7xMhsa1Wi0YDmI69EaydsXw4-3mXBalKhLR_Bw5cZm18xM4yFpBiymahJ97wYjv7IYgX9nYy-tScxD4LUseafiVLOS0jsMoHE/s1600/NOSTALGIA+PORN.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTuhYj0cD-JJSMcL1_ZXOk3pLjtbc8szIA_HNUWHkNp1i7xMhsa1Wi0YDmI69EaydsXw4-3mXBalKhLR_Bw5cZm18xM4yFpBiymahJ97wYjv7IYgX9nYy-tScxD4LUseafiVLOS0jsMoHE/s640/NOSTALGIA+PORN.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
These are all very succesful, both financially and medially, titles and their remakes make sense from the marketing point of view. They were already tried (so market research is cheap) and liked (with enormous fanbases). Some of them make no sense (like "Sailor Moon"), some of them exploit youth of the characters ("MacGyver"). some tie up plots ("Gilmore Girls"), some show the next generation "Fuller House"). All of them rely on the power of nostalgia to draw the audience to the screen.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU5W8I2TMWGlpTHlzH2e-h0oAuQA_HeDe8-I3dnaQDJA2tKhWE_dL4ik8ZU1bY8MF9I5qYP1Py-igQj95I3ghVjaF_hdqFjPtOGuztUsMErpfxaQmXqtorcyAyNOkYXQ_icXS6gMAQ2LLl/s1600/NOSTALGIA+PORN+%25281%2529.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU5W8I2TMWGlpTHlzH2e-h0oAuQA_HeDe8-I3dnaQDJA2tKhWE_dL4ik8ZU1bY8MF9I5qYP1Py-igQj95I3ghVjaF_hdqFjPtOGuztUsMErpfxaQmXqtorcyAyNOkYXQ_icXS6gMAQ2LLl/s640/NOSTALGIA+PORN+%25281%2529.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br />
The second category is more complicated. These are TV series set in the past and they use the past for different things. For them, the past is a tool to tell a story or revisit a social problem while enjoying the costumes, design and the retro vibes. Some of those "re-tell" the past as well, making things better than they really were. In order to be succesful, though, they need to rely on the strenght of the plots as well.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
There are some titles that don't fit into either category. There is "Riverdale", based on Archie comics, but set in the present times. Funnily enough, "Riverdale" uses nostalgia sublimally, by casting Molly Ringwald and Luke Perry and the main character's parents. This way they appeal to John Hughes and Beverly Hills 90210 fans a bit, who are Archie's parents' age.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
There are also "Doctor Who", "Star Trek" and "Pokemon", but they are all ongoing franchises. They may not always be present on TV screens, but books, games, movies etc. were being published all the time.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
How does the nostalgia actually work?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5lkv-Wzl_7psxm-vz2FmWAWjaT4eDuOgu8r1tEtQ_MQzxb-a6GPOYeAycYk4NOCMtWXumzW_pl2EZev6tio1O0ea6HZz8peep1LJdpC2h9uZoxB-lBAlvUff_PjUpmMRfNe9KxBR2jdzQ/s1600/NOSTALGIA+PORN+%25282%2529.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5lkv-Wzl_7psxm-vz2FmWAWjaT4eDuOgu8r1tEtQ_MQzxb-a6GPOYeAycYk4NOCMtWXumzW_pl2EZev6tio1O0ea6HZz8peep1LJdpC2h9uZoxB-lBAlvUff_PjUpmMRfNe9KxBR2jdzQ/s640/NOSTALGIA+PORN+%25282%2529.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Well, it heightens positive emotions, helps us cultivate relationships with people from the past, make us feel better about ourselves, provide meaning to our lives. It also helps us embrace change, avoid historical truths and enhance mental health.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
It's no wonder nostalgia has been deemed a perfect advertising tool, as it creates a sense of connectedness between consumers and products with the goal of convincing the public to consume, watch, or buy advertised products. The feeling of longing for the past is easily communicated through social media: just check out the Hendricks Gin new Messenger campaign about cucumbers. The more we see "the past" in social media: Tumblr, Instagram or Facebook, the better we feel about it - and it gets way easier to sell us something. Our brains just like repetiveness and nostalgia prompts your brain to do three main things:</div>
<ol>
<li>Use less brain power.</li>
<li>Associate the experience solely with positive memories.</li>
<li>Misremember how much you actually liked something.</li>
</ol>
<div>
And this is a perfect recipe for spending money.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Furthermore, this is ersatz nostalgia. It means we are longing for the times we haven't personally experienced. We think we know them because we have seen them on TV. The creators of "Stranger Things" were born in 1984 - no way they could remember that decade. But they have seen movies like "Stand by Me" or "Lost Boys", played D&D and they loved its retro vibe. They appealed to a vast target range: both youngsters who enjoy old school and people in their 30-40s.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Let me finish with a quote I found on the Internet:<br />
<br /></div>
<blockquote>
“We’re too busy to pay attention to new music, so we commemorate the anniversaries of seminal album releases, read oral histories of TV shows that were canceled a decade ago, and go to a theater to see a film that we’ve watched a thousand times. (..) Nostalgia: it’s the best kind of subliminal messaging there is."</blockquote>
<br />
<br />
Basically, we are all engineers Mamoń.Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-16878832911557032382017-04-22T14:16:00.004+02:002017-04-24T19:07:25.835+02:00W obronie Gastona<div style="text-align: justify;">
<i>Peer pressure</i>, pozwolę sobie powiedzieć, jest rzeczą straszną. W tym wypadku zaczęło się od Beryl i jej piosenki (znalezionej na tumblrze):</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
"no one’s droll like gaston<br />
no one’s swole like gaston<br />
no one fits his assigned gender role like gaston</div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; display: inline; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-top: 6px;">
I’m especially fond of the paaaatriaaarchy<br />
My what a guy that gastooon"<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
co wywołało u mnie reakcję obronną. Widzicie, ja lubię Gastona (lubię też Urszulę, <i>let's get this off the table</i>). A potem przyszła Ninedin i kazała mi napisać notkę.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhj_wySxk530yVwQtG-s9-1G7OAl9hMoWFurOo6f5MuDFlvM0b1HiEOQuOy4NoGgTkbigmXs8DE3DrU0V3ANLwfJUlY-bE8VHkLxsFhu4WT7_NcB_F6yB4WxCJXelP0LUHxN3WGdXQBn62P/s1600/Beauty-and-the-Beast-Gaston-Feat-02272017.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhj_wySxk530yVwQtG-s9-1G7OAl9hMoWFurOo6f5MuDFlvM0b1HiEOQuOy4NoGgTkbigmXs8DE3DrU0V3ANLwfJUlY-bE8VHkLxsFhu4WT7_NcB_F6yB4WxCJXelP0LUHxN3WGdXQBn62P/s640/Beauty-and-the-Beast-Gaston-Feat-02272017.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
No, mniej więcej tak to wyglądało. Może bardziej jakbym ja popisywała się erudycją na fejsbuniu, a Ninedin sprawdziła mi karty. Więc <i>here goes nothing</i>.</div>
</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Źródłem <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Beauty_and_the_Beast">"Pięknej i bestii"</a>, tej, którą znamy z wersji animacji Disneya, jest osiemnastowieczna baśń. Dosyć klasyczna baśń, ze złymi siostrami, półsierotą, skromną i piękną i dobrą - Gaston w niej nie występuje. Mimo powielania toposu jest to jednak baśń wyjątkowa - choć jej główny trzon liczy według akademików ponad 4 tysiące lat, to ta konkretna wersja ma kilka ciekawych cech. Po pierwsze więc, jest spisana (to nie przekaz ustny). Wiąże się to z drugą wyróżniającą cechą: Bella jest córką kupca, czyli należy do klasy średniej (upraszczając), a nie do chłopstwa; nie jest to niezwykłe w osiemnastym wieku, fiksacja na punkcie "prostego" życia, więc skoro Maria Antonina mogła zbudować Hameau de la Reine dla własnej rozrywki, to Madame de Villeneuve mogła pisywać baśnie dla klasy średniej. A dlaczego dla klasy średniej? Hm, powszechnie uważa się, że "Piękna i bestia" ma służyć jako namowa młodych dziewcząt do aranżowanych małżeństw (na pewno robi to lepiej niż "Sinobrody") - mąż-bestia z czasem okazuje się być mężem-księciem, jego złe cechy nie są takie złe, gdy pozna się ich źródło, blah blah blah.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1QmtBEPK-TS7UjHWR-rfTnPAGgEbAJA4VDE-u-TwEPgpQt5lBwcg8ZXYFUahY4a3u-Hr59uUmpbB1iUhJIIV9fkEbIiAjJb-X8HzAMMFmBENOPIzNpFd4tU18xd4kbkcdzElmum2YFFWL/s1600/Crane_beauty5.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1QmtBEPK-TS7UjHWR-rfTnPAGgEbAJA4VDE-u-TwEPgpQt5lBwcg8ZXYFUahY4a3u-Hr59uUmpbB1iUhJIIV9fkEbIiAjJb-X8HzAMMFmBENOPIzNpFd4tU18xd4kbkcdzElmum2YFFWL/s320/Crane_beauty5.jpg" width="278" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
(Oczywiście Madame de Villeneuve nie pisała dla rozrywki <i>per se</i>, lecz po to, by zarobić na własne utrzymanie - więc małżeństwo z rozsądku, mimo separacji z własnym mężem, było dla niej pożądanym rozwiązaniem.)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z punktu widzenia tej notki ważna jest inna sprawa: w oryginalnej baśni (długości powieści, tak na marginesie, krótsza wersja jest późniejsza i stworzona przez inną autorkę) nie ma żadnego Gastona. Co w sumie ma sens - w aranżowanych małżeństwach konkurent do ręki, nawet niechciany (jak Gaston), był zdecydowanie zbędny. Zamiast tego mamy złe rodzeństwo: kupiec ma córki i synów (w przeciwieństwie do <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/The_Scarlet_Flower">rosyjskiej wersji baśni</a>, na której ja się wychowałam, gdzie są już tylko córki, w liczbie trzech - czyli układ bardzo klasyczny). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A potem przychodzi Disney i w 1991 wypuszcza wersję animowaną. Która zostaje okrzyknięta manifestem feministycznym, więc w 2017 w roli Belli w wersji aktorskiej (ponownie by Disney) zostaje obsadzona Emma Watson, znana z roli Hermiony oraz akcji "He for She", żeby to poczucie umocnić. Problem polega na tym, że A) to, co było "feministyczne" w 1991 roku nie jest feministyczne w 2017 B) Disney korzysta z garściami z oryginału baśniowego, ale z całkowitym pominięciem podtekstu (co jest normalną praktyką i większości osób pewnie nawet nie przeszkadza, ale ja baśnie uwielbiam, Bettelheima i Carter czytam do poduszki, a zamiast "Małej syrenki" wybieram "Labirynt") i kontekstu. A kontekst jest tutaj kluczowy (bo zignorowanie podtekstu sprawia, że uczymy dziewczynki, że co z tego, że furiat, ważne, że kocha i ma bibliotekę w zamku.)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
OK, więc załóżmy, że kontekst jest ważny. Naszym kontekstem jest wiek osiemnasty, klasa średnia. Oraz awans społeczny. Bo widzicie, gdy chodziło tylko o dwa pierwsze punkty, to Gaston byłby idealnym kandydatem do ręki Belli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Pewnie nie jestem obiektywna, bowiem lubię Gastona. Gaston jest dokładnie taki, jak powinien być ideał mężczyzny w owych czasach, ale rewizjonistyczne podejście do baśniowego źródła sprawia, że jest <i>villainem </i>- pomijając fakt, że w oryginale Gaston nie występuje. A przecież chce się ożenić z Bella, która jest nieożenialna. To dziewczyna, która jest biedna i dziwna. W dodatku potrafi czytać. Spójrzmy prawdzie w oczy: jedyną "zaletą" Belli w oczach mieszczan jest jej uroda. I nawet wtedy jest tylko jeden kandydat do jej ręki: Gaston. Ale, ale: w oczach mieszczan to mezalians! Gaston jest przystojny, popularny, jest bohaterem wojennym, jest samodzielny, ma plan na życie i każdy rodzic nastoletniej córki chciałby go mieć za męża. Spójrzmy prawdzie w oczy: gdyby animowana "Piękna i bestia" miała zachęcać do aranżowanych małżeństw, Bella wyszłaby za Gastona. Pewnie, Gaston podburza mieszczan do ataku na zamek, ale na litość boską, zamku nikt nie pamięta, a wiadomo, że żyje w nim straszliwa bestia, która więziła najpierw Maurycego, a potem Bellę (w celi)! Pozwolę sobie stwierdzić, że Gaston jest bohaterem, który broni miasteczka przed zagrożeniem. To zrozumiałe, to jego rola, jako byłego żołnierza i podziwianego samca alfa i Gaston wypełnia ją perfekcyjnie i co do joty. Ba, on nawet wygląda jak Superman!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
(Owszem, Gaston jest ignorantem i narcyzem, ale spójrzcie na Annę Kendrick w "Pitch Perfect", a potem spójrzcie na Gastona i wtedy rzućcie w niego kamieniem. Jeśli macie czelność.)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli mam być szczera, nie lubię też Belli, wychowanej na Szekspirze, która chce się wyrwać z miasteczka (bo tu nic się nie dzieje: TUUT, mnóstwo się dzieje, tylko trzeba nos z książki wyjąć!) w daleki świat, ale w zostaje przekonana do pozostania za pomocą pałacu z biblioteką, gdzie ogród jej zastąpi świat - bo awans społeczny, ekhem). To nie jest ani Pocahontas, ani Mulan (och, mam pomysł na kolejną notkę!) Moim zdaniem jest po prostu zarozumiała i uważa, że jest lepsza od innych. A co do jej feminizmu, to (co zresztą jest normalną cechą księżniczek Disneya) odrzuca jednego mężczyznę, by związać się z innym - lepiej wykształconym, to prawda, ale też takim, który coś zawdzięcza jej, a nie tylko ona jemu - i jeśli to nie jest wyrachowany <i>power play</i>, to ja nie wiem, co nim jest.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W moim osobistym odczuciu Gaston nie jest tak naprawdę "tym złym" - to kwestia perspektywy, a ona jest skrzywiona na korzyść Bestii. Gaston nie robi tak naprawdę nic złego: adoruje Bellę i nie przyjmuje "nie" jako odpowiedzi, ale też nie próbuje jej zastraszyć (pomijam tu opresyjny aspekt niechcianej atencji, <i>sue me</i>). Organizuje atak na zamek, ale ma to głęboki sens na podstawie danych, które posiada. A potem ginie. Odnoszę wrażenie, że stawianie go w jednym rzędzie z Maleficent (która chce zabić) czy macochą Kopciuszka (zagarnięcie majątku) jest nieco niesprawiedliwe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQdyrNvioDRnuk9j1G7dl9xYW1Tgl-e-Cd3TKjl5QeGJwZ1JsElzyDqaripufT_2TaPyNC-84ETxUfoMMQRz168T_Ez6vNmlqmuQl8Ma67hsqIVvZx0keT0t24qcU2g0dHVd8-uDKthHop/s1600/Beauty-and-the-Beast-Gaston.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQdyrNvioDRnuk9j1G7dl9xYW1Tgl-e-Cd3TKjl5QeGJwZ1JsElzyDqaripufT_2TaPyNC-84ETxUfoMMQRz168T_Ez6vNmlqmuQl8Ma67hsqIVvZx0keT0t24qcU2g0dHVd8-uDKthHop/s400/Beauty-and-the-Beast-Gaston.jpg" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
No więc proszę, oto moja żarliwa obrona Gastona. Żeby uzupełnić mój obraz osoby niespełna rozumu, napomknę jedynie, że uważam "Piękną i bestię" z 2017 za bezczelny skok na kasę, bo oprócz kilku drobiazgów w warstwie estetycznej i poprawienia błędów fabularnych wersja aktorska nie oferuje zupełnie nic nowego - <i>it's 2017, for god's sake</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
(A jak się kiedyś gdzieś spotkamy na piwie, to mogę wam opowiedzieć również o mojej niepowstrzymanej nienawiści do "Pinokia" i "Piotrusia Pana" w wersji Disneya - choć nie tylko, bo oryginały literackie też mi na nerwy działają.)</div>
</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-46399525681542369222017-02-18T14:31:00.002+01:002017-02-19T15:49:01.712+01:00Lewa ręka ciemności<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-pVsl_OOXbajdBc1EJYaXG0200tcnCk-g5RwIBZ56QncceGmg9HjQWaY5dsm_pnPzelEE751oqUpzycFbjV8MhQxn-W6i0bxFC-yrY-fk1uHqNfGhtTbYeHwgSDIEPv255DLkXk26W4GI/s1600/lefhandt.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-pVsl_OOXbajdBc1EJYaXG0200tcnCk-g5RwIBZ56QncceGmg9HjQWaY5dsm_pnPzelEE751oqUpzycFbjV8MhQxn-W6i0bxFC-yrY-fk1uHqNfGhtTbYeHwgSDIEPv255DLkXk26W4GI/s640/lefhandt.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Są takie książki, które mnie ukształtowały jako człowieka. Tytuły, bez których nie jestem w stanie wyobrazić sobie życia, do których zawsze wracam i które zawsze stoją u mnie na półce. "Opowieści z Narnii", "Gra Endera" oraz "Lewa ręka ciemności". I dziś o tej ostatniej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
(Tak, wiem, powiało powagą. Czasami tak trzeba.)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Przeczytałam ją dosyć późno, w okolicach osiemnastego roku życia, podsunęła mi ją przyszła teściowa. Pochłonęłam powieść, jak wszystkie w tamtych czasach, w jeden dzień i popadłam w stupor - ten efekt zresztą pojawia się u mnie przy każdej ponownej lekturze. "Lewa ręka ciemności" jest jedną z tych książek, które za każdym razem odkrywają przed czytelnikiem coś nowego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co więc uderzyło mnie najbardziej w trakcie lektury tym razem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><u>Orgoreyn jako ZSSR</u></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Le Guin bardzo często sięga w swojej twórczości (zwłaszcza haińskiej) do motywu dwóch przeciwstawnych cywilizacji i, co za tym idzie, dwóch modeli kulturowych. W poprzednich książkach było to fantasy i SF (nadużycie, ale trudno inaczej opisać konflikt pomiędzy Światami Ekumeny a Światem Rocannona), nomadzi i miastowi w rozprawce o człowieczeństwie i obcości ("Planet wygnania") oraz okupanci i najeźdźcy w "Mieście złudzeń". W "Lewej ręce ciemności" mamy bardzo renesansowy (w sensie renesansowych włoskich miast-państw, domen) Karhid oraz świetnie zorganizowany, zcentralizowany, oparty na okręgowych wspólnotach Orgoreyn. W Orgoreynie wszystko jest duże i przemyślane. Przeczytajcie najpierw opis Erhenrangu, a potem Misznory, bo miasta są odbiciem procesów myślowych ich mieszkańców: pierwsze to stylistyczne, prawie organiczne szaleństwo w stylu Gormenghastu, drugie to zbudowany według planu Sankt Petersburg. Orgoreyn nie ma króla, to imperium zbudowane na biurokracji, ma łagry, tajną policję - Sarf i mnóstwo gierek o władzę, do których wykorzystywane są państwowe media. Pod przykrywką ogrzewania i ciepłej wody, gwarantowanej pracy dla każdego obywatela kryje się obowiązek uniformizacji i brak przyzwolenia na jakiekolwiek odstępstwo od normy. Wskutek przemyślanej polityki mieszkańcy Orgoreynu są pozbawieni umiejętności samodzielnej oceny sytuacji, samoorganizacji, a w efekcie nie ma zagrożenia rewolucją. Jest za to poczucie wspólnoty, narzuconej co prawda, ale za to będącej podwaliną nacjonalistycznego myślenia. Nic dziwnego, że przybyły z Karhidu Genly Ai uważa, że w Orgoreynie jego misja ma większe szanse powodzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><u>Szifgethor jako cień</u></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czego jednak Genly Ai w swojej naiwnej młodości nie pojmuje to podstawowy dla zrozumienia getheńczyków koncept szifgethoru, który reguluje życie i interakcje Karhidyjczyków i którego nie przestrzegają Orgoreyńczycy. Szifgethor to cień; im wiekszy człowiek, tym większy rzuca cień, ale też tym bardziej jest zobowiązany zachowywać się według zasad. Ale obywatele w Orgoreynie nie służą sami sobie, tylko wspólnocie (oczywiście tylko pozornie, bo tak naprawdę każdy dba tylko o siebie) - w efekcie ich szifgethor nie istnieje. Nie rzucają cienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Cień jest jednym z ciekawszych motywów w twórczości Le Guin, że przypomnę "Czarnoksiężnika z Archipelagu". W "Lewej ręce ciemności" cień jest rozumiany jako konieczność, skutek istnienia ciemności i światła (yin i yang, kobiecość i męskość), co Genly Ai pojmuje rozumem dopiero na lodowcu, gdy cienia braknie. Metaforycznym cieniem w życiu Genly'ego jest Estraven, któremu Genly nie ufa do granic uważania go za wroga, a w trakcie trwania powieści diametralnie zmienia swoje podejście, pojmując coraz więcej (i rozumem, i sercem). Osobiście pod wpływem "Lewej ręki ciemności" sformułowałam tezę swojej pracy magisterskiej: omawiałam dualizmy (głównie genderowe) w prozie Angeli Carter, dochodząc w końcu do wniosku, że dualizm jest konceptem pozornym.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><u>Unreliable narrator</u></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przez większość powieści narratorem jest Genly Ai (zawsze pierwszy rozdział z pamiętników Estravena jest dla mnie szokiem), który nie rozumie. Och, jak Genly nie rozumie! Przykłada swoje nawyki do Getheńczyków, nie pojmując ich fizjologii, a przez to jej konsekwencji - ale też Faxe'a traktuje inaczej niż Estravena - inaczej ich opiniuje, kobiecość Estravena jest dla niego obraźliwa - albo męskość jest, bo jest inna niż pojmowana przez niego, nie stojąca w opozycji do kobiecości, lecz raczej ją dopełniająca (bo dualizm nie istnieje).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze bardziej niewiarygodnym narratorem jest Estraven, choć mamy ku temu mniej przesłanek. W swoich pamiętnikach nie wspomina o nauce myślomowy - Genly zdaje się sugerować, że ma to swoje źródło w jego prośbie, ale przecież my, czytelnicy, wiemy, że jest to kwestia tego, że Estraven słyszy głos swojego kemmeringa, swojego brata. Estraven stara się przedstawić misję ratunkową Genly'ego jako wynikającą z szifgethoru, ale w chwili słabości notuje jedno zdanie o skradzionym sercu. Gdy dla Genly'ego snucie opowieści jest metodą na uporządkowanie wydarzeń, dla Estravena pamiętnik jest metodą dla ukrycia motywacji swoich działań.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><u>Dyskusja na temat terminologii</u></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Istnieje mit grecki, według którego ludzie kiedyś byli jednością, a w dopiero w ramach kary rozdzielono ich na połówki, które od tej pory szukają się, by stworzyć parę, imitację tej jedności z pradziejów. Mit jest podstawą do sformułowania biologicznego i psychicznego profilu androgynizmu, czyli wykazywania cech obu płci i ten termin przez lata był używany do dyskusji na temat podstawowego konceptu "Lewej ręki ciemności". W moim osobistym odczuciu nie do końca rozmawiamy o androgynizmie, bo Getheńczycy nie są tak naprawdę obojnaczy. Przez większość czasu są pozbawieni cech płciowych i są aseksualni. Przyjmują płeć na krótki okres czasu każdego miesiąca, ale też płeć nie do końca się liczy - żadna z nich nie jest ważniejsza od drugiej, chyba że chodzi o posiadanie potomstwa. Moim zdaniem o wiele lepszym terminem jest ambiseksualność rozumiana jako płynne przejścia pomiędzy trzema opcjami biologicznej płciowości.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Żal mi trochę, że w "Lewej ręce ciemności" brak refleksji nad nieheteronormatywnością (z drugiej strony ciężko jej oczekiwać od powieści, która po raz pierwszy została wydana w 1969 roku). Kemmer zostaje wywołany przez najbliższą osobę i pod wpływem jej (osoby) hormonów organizm "podejmuje" decyzję o wykształceniu danej płci. Załóżmy przez chwilę, że Estraven żyje, a on i Genly decydują się działać na podstawie pociągu seksualnego. Genly zmuszałby Estravena do bycia kobietą w kemmerze. Estraven Aiego do abstynencji seksualnej przez spory okres swojego życia. Jedyne, co mieliby wspólnego, to monogamiczność.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jest jeszcze druga opcja: Genly jest homoseksualny. To wyjaśniałoby, dlaczego kobiecość Estravena jest dla niego obraźliwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3akVyL7sfbq9YO2KpexLMMLdFdYx3w6mYLoZfndXC7OXOSjpwmuVa7kDesVlAZv2CnZnaPMrdbCBZXTV8FtkUSWW-tfTFDWCKO-qGQj7Q4q4qdmQZB48poyTzySMUBah73SiSu8ddhvv-/s1600/Quotefancy-372430-3840x2160.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3akVyL7sfbq9YO2KpexLMMLdFdYx3w6mYLoZfndXC7OXOSjpwmuVa7kDesVlAZv2CnZnaPMrdbCBZXTV8FtkUSWW-tfTFDWCKO-qGQj7Q4q4qdmQZB48poyTzySMUBah73SiSu8ddhvv-/s640/Quotefancy-372430-3840x2160.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><u><br /></u></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><u>Most</u></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oprócz cienia motywem przewodnim "Lewej ręki ciemności" jest most. Pojawia się już w pierwszym rozdziale, gdy Argaven Szalony bierze udział w uroczystym murowaniu. Genly przekracza most w drodze do Orgoreynu; mostem - choć bardziej metaforycznym - pomiędzy oboma krajami jest też lodowiec. W końcówce powieści Genly zdaje się decydować, że "mostem" pomiędzy nim (reprezentantem Ekumeny) a Estravenem (reprezentantem Gethenu) jest miłość. Jak już mówiłam, Genly nic nie rozumie, bo śmierć Estravena wyraźnie pokazuje, że najlepszym spoiwem nadal jest ludzka krew.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><u>Folklor</u></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Możemy być wszyscy romantykami w głębi serca i płakać jak bobry, gdy Estraven umiera (czy popełnia samobójstwo? <i>oh boy</i>, na ten temat można by dyskutować), ale nasze rozumienie nierozerwalności krwi i miłości wynika z folkloru. W "Lewej ręce ciemności" folklorystyczne są przede wszystkim rozdziału historyczne-legendarne, które przydają dodatkowego znaczenia wydarzeniom powieści. To one określają Estravena, jego historię, jego motywacje. To one tłumaczą znaczenia metaforycznych elementów. To one budują tożsamość kulturową Karhidyjczyków i Orgoreyńczyków. To one wreszcie tworzą obraz Gethen jako wiecznie zimowej planety.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jedyne, czego nie wyjaśniają, to zasada, według której rodzeństwo, które ślubowało sobie w kemmerze musi się rozstać po poczęciu dziecka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><u>Podsumowując</u></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli przeczytaliście "Lewą rękę ciemność", chętnie podyskutuję, nie tylko na tematy poruszone powyżej. Nie wspomniałam ani słowem o religii, o koncepcie <i>nusuth</i>, o mesjanizmie. Z pewnością jest wiele rzeczy, których nawet nie zauważyłam, a które rezonują wraz z wami w trakcie lektury. Dajcie mi znać, jak wam się powieść podobała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do poczytania:<br />
<br />
<a href="http://www.angelfire.com/ny/gaybooks/lefthandofdarkness.html">Analysis of Ursula K. LeGuin's The Left Hand Of Darkness by Rebecca Rass</a><br />
<a href="http://www.depauw.edu/sfs/backissues/3/barbour3art.htm">Wholeness and Balance in the Hainish Novels of Ursula K. Le Guin by Douglas Barbour </a></div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-21361988288673699322017-01-02T09:24:00.000+01:002017-01-02T09:24:02.876+01:00HBO zrobiło to znowu, czyli o Westworld rozprawka<div style="background-color: white; color: #1d2129; margin-bottom: 6px;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Zamieściłam niedawno na fanpejdżu bloga taką oto notkę:</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">"Oglądamy "Westworld" i mam czasami ogromną chęć pójść do kogoś w HBO i powiedzieć: "Stary, daj Nolanowi i Joy opowiedzieć tę historię jak chcą. To dobra historia, rewelacyjna nawet. Masz świetnych aktorów, niezłe fabuły, piękne plot twisty, czy naprawdę golizna i flaki muszą się na ekranie pojawiać z częstotliwością większą niż reklamy w trakcie filmu emitowanego na Polsacie?"</span></div>
</div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Tak jakby nikt w <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2014/11/ten-serial-o-batmanievimesie-i.html">HBO nie widział "Person of Interest" i nie rozumiał, że można się najbardziej bać policjantów, kamer czy pani w garniturze i koczku, pod warunkiem, że da się szansę showrunnerowi.</a></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
</div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; display: inline; margin-top: 6px;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">(<a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2014/01/penisy-na-ekrany.html">BTW, kudos dla HBO za równouprawnienie</a>.)"</span></div>
</div>
<div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; display: inline; margin-top: 6px;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
</div>
</div>
<div>
<div style="display: inline; margin-top: 6px;">
<div style="background-color: white; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">W międzyczasie dokończyłam oglądanie "Westworld", w finale było ciężko, bo nie pamiętam, kiedy tak rewelacyjny finał widziałam, a potem zamarłam, zdawszy sobie sprawę, że w życiu nie oddam sprawiedliwości temu serialowi swoją notką.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhn8-WeM6cVNNq-YsQCWQyvQY7CCnI3un0xNPnnKhRYPHdPM2dthQA1AhkOZqkY1ZDnSmOYXMs4rz8_3ALu_dt7JIgFVBO0OZofgRV8GFvR0jtZx9S0ynvgykM4kKhXH4kkt03HOYcEWzg3/s1600/160819-westworld-s1-blast-07-1280.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhn8-WeM6cVNNq-YsQCWQyvQY7CCnI3un0xNPnnKhRYPHdPM2dthQA1AhkOZqkY1ZDnSmOYXMs4rz8_3ALu_dt7JIgFVBO0OZofgRV8GFvR0jtZx9S0ynvgykM4kKhXH4kkt03HOYcEWzg3/s640/160819-westworld-s1-blast-07-1280.jpg" width="640" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white;">Która i tak powstanie, </span><i style="background-color: white;">worry not</i><span style="background-color: white;">, obawa nigdy mnie nie powstrzyma przed fangirlowaniem serialu, w którym tak fantastycznie użyto muzyki Radiohead; pod wcięciem </span><span style="background-color: red;">spoilery</span><span style="background-color: white;">.</span></span></div>
<div style="background-color: white; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"></span></div>
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
</div>
<div>
<div style="background-color: white; display: inline; margin-top: 6px;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Um, więc <a href="http://www.rifters.com/crawl/?p=7074">Peter Watts też o serialu napisał: KLIK</a>. Głównie z punktu widzenia pisarza SF i to takiego zainteresowanego AI, więc naprawdę polecam notkę.</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><span style="color: black;"><iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/FHosxjqsJ_A" width="560"></iframe></span></span></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">A teraz ja: "Westworld" to serial, który opowiada historie (jedną lub więcej, <i>you decide</i>) rozgrywającą się w ogromnym parku rozrywki stylizowanym na Dziki Zachód, gdzie NPC to bardzo zaawansowane roboty. W oryginale, stworzonym przez Michaela Crichtona (tego od "Jurassic Parku"), roboty wskutek działania wirusa komputerowego się buntują i zaczynają mordować gości - co w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku było prawdopodobnie nowoczesnym pomysłem, dopóki nie okazało się, że zombie jako metafora niekontrolowalnego zagrożenia są jednak bardziej popularne. W XXI wieku jednak taka sytuacja wyjściowa to za mało.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Duet producentów Nolan/Joy uwspółcześnił więc fabułę i zrobił to w tak rewelacyjny sposób, że ALL THE AWARDS.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Jeśli oglądaliście "Person of Interest", to wiecie, że znakiem rozpoznawczym Nolana jest nie tylko obsesyjne zainteresowanie technologiami, ale również tworzenie zapamiętywalnych, świetnie napisanych postaci. I pozwólcie, że właśnie postaci będą moim kluczem do omówienia serialu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bohaterowie w serialu dzielą się mniej więcej na dwie grupy: te w parku i te w obsłudze parku. Bohaterowie w parku dzielą się na gości, czyli odwiedzających park zblazowanych, obrzydliwie bogatych klientów, szukających rozrywki i realizmu, a znajdujących flaki i seks (co najwyraźniej jest wystarczającym substytutem) oraz gospodarzy, czyli roboty odgrywające różne role i proponujące różne <i>questy,</i> jak to w LARPach bywa<i>.</i><br />
<i><br /></i>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPFQ9cRIol0inaZ1ayGHDkmVxEnB9CHXWw0XZ5CgD8fXOatqxEJlQMmttdXK9imaKJHyGEbBgnaZglMFeXW1e0I2ZnQTy7wVxULt6aQopHh2xofMsuc5qkMxsmMtjBa56I5vAR7ibnvaCP/s1600/westworld-800x340.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="272" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPFQ9cRIol0inaZ1ayGHDkmVxEnB9CHXWw0XZ5CgD8fXOatqxEJlQMmttdXK9imaKJHyGEbBgnaZglMFeXW1e0I2ZnQTy7wVxULt6aQopHh2xofMsuc5qkMxsmMtjBa56I5vAR7ibnvaCP/s640/westworld-800x340.jpg" width="640" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po drugiej stronie mamy pracowników korporacji, która parkiem kieruje. Kierownikiem jest Robert Ford (Anthony Hopkins), poznajemy też szefów działów, ich prawe dłonie oraz zwykłych pracowników i nawet ich lubimy, a potem wszyscy umierają. Ok, dobra, żartuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do tego mamy Szekspira, <i>corporate espionage</i>, romanse, Alicję w krainie czarów oraz relacje dzieci i rodziców. To wszystko jest fantastycznie zagrane, co nie powinno dziwić, skoro w obsadzie znajdują się takie nazwiska jak: <span style="color: #1d2129;">Hopkins, Newton, Marsden, Wright, Wood, Harris, Barnes czy Talulah Riley (wiedzieliście, że była dwa razy żoną Elona Muska?) i gwarantuję wam, mają co grać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit; font-size: large;"><u>All world's a stage</u></span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><u><br /></u></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><i>Point of entry</i> do świata przedstawionego jest Dolores Abernathy, gospodarz, córka ranchera. W pierwszych odcinkach widzimy jej linię fabularną dwa lub trzy razy: jeśli w mieście nie zaczepi jej gość, Dolores albo spędzi dzień z desygnowanym <i>love interestem</i>, Teddy'm Floodem, albo, jeśli Flood zostanie zaangażowany przez innego gościa, malując obrazy nad rzeką. Wieczorem w obu wersjach wraca na ranczo, by odkryć, że zostało napadnięte, jej rodzice nie żyją, a ona sama staje się ofiarą bandytów.</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Dolores jest prześliczną blondyneczką w niebieskiej sukience, wierzącą mocno, że w tym trudnym świecie jest więcej piękna niż okrucieństwa. Każdej nocy jest naprawiana, QA sprawdza, czy wszystko jest w porządku, wymazują jej pamięć i odsyłają ją do parku. Ale Dolores, o czym wie Bernard i o czym wie Ford, jest jednym z najstarszych hostów w Westworld - i ma swoje własne tajemnice.</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Krótka dygresja: nie wiemy, jak działają mózgi hostów, ale serial zdaje się dosyć wyraźnie sugerować, że zupełnie jak współczesne twarde dyski, czyli pamięć nie jest <i>de facto</i> czyszczona, a tylko usuwana jest ścieżka adresowa. Oznacza to mniej więcej, że jeśli dane nie zostaną nadpisane, mogą nadal zostać odzyskane.</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Już w pierwszym odcinku odkrywamy, że gospodarzom od czasu do czasu zdarza się przypadkiem sięgnąć, zamiast do aktualnego programu, do czegoś z poprzednich wcieleń (hosty są przenoszone od fabuły do fabuły, recykling taki) i w efekcie zaczynają szaleć - nie na tyle, by skrzywdzić gości, ale na tyle, by im popsuć zabawę, za którą płacą górę pieniędzy. Serial zdaje się sugerować, że taki host nie może zostać naprawiony - czyli nie ma możliwości faktycznego skasowania czegokolwiek zapisanego w ich mózgach - i musi zostać usunięty z parku. Oczywiście taki scenariusz następuje, gdy pracownicy odpowiednio wcześnie odkryją usterkę.</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Dolores jednak przypomina Alicję Lidell nie tylko wyglądem - w pewnym momencie zaczyna kwestionować naturę swojej rzeczywistości i popadać w odmęty szaleństwa. Na jej szczęście (lub nieszczęście, w zależności od punktu widzenia), poznaje w tym czasie Williama, jednego z gości i wyrusza z nim w podróż do granic (lub centrum) parku, prowadzona przez symbol labiryntu oraz Bernarda.</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">William odwiedza park po raz pierwszy, ze swoim przyszłym szwagrem, Loganem, i niech najlepszym świadectwem ich relacji będzie to, że William wybiera biały kapelusz, a bardziej doświadczony Logan ubiera się na czarno. W trakcie ich eksploracji dowiadujemy się, że firma, w której obaj pracują, chce wykupić przynajmniej część udziałów w Westworld. Problemem Williama jest jednak to, że traktuje gospodarzy jak ludzi - Logan wielokrotnie usiłuje mu zwrócić uwagę, że darzy uczuciem robota, a w efekcie musi aż przyłączyć się do działań wojennych, by uświadomić szwagrowi, że to życie poza parkiem jest prawdziwe (mimo, że park na swoje zalety.)</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">(OK, więc osobiście bardzo lubię Logana, i nie tylko dlatego, że gra go Ben Barnes.)</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Symboliką labiryntu jest również zafascynowany Mężczyzna w czerni, o którym wiemy tylko tyle, że jest gościem (ale czy na pewno? widz w pewnym momencie też zaczyna kwestionować naturę rzeczywistości), który odwiedza park od lat i poznał wszystkie jego sekrety - oprócz tego najważniejszego, gry ukrytej w grze, labiryntu. Wie, że w odkryciu tej tajemnicy mogą mu pomóc dwaj gospodarze: Lawrence i wspomniany wcześniej Teddy; opętany nie powstrzyma się przed niczym i w pewnym momencie widzowie są zmuszeni zakwestionować jego człowieczeństwo, oglądając coraz to bardziej wyrafinowane akty oderwanego okrucieństwa w jego wykonaniu: <i>after all</i>, to HBO: jeśli Logan jest naszym oknem na goliznę, to Mężczyzna w czerni gwarantuje flaki.</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikBPAKglW_yRYH9ff_u3QJT5M14ywP1FaSQdLbP0UQtNino9T9iSLqFjliYa1Exg9ZbQXv8Ib_-zAT8D5PM5AfCfxM3V_mukIjKMie28i9E13Zgas9Tk73YvllPMUvqgUFJ3ZJqZ-68U3D/s1600/westworld-episode-2-spoiler-review-ben-barnes-jimmi-simpson.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="366" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikBPAKglW_yRYH9ff_u3QJT5M14ywP1FaSQdLbP0UQtNino9T9iSLqFjliYa1Exg9ZbQXv8Ib_-zAT8D5PM5AfCfxM3V_mukIjKMie28i9E13Zgas9Tk73YvllPMUvqgUFJ3ZJqZ-68U3D/s640/westworld-episode-2-spoiler-review-ben-barnes-jimmi-simpson.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"></span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Kolejna dygresja: o ile w "Grze o tron" flaki i golizna czasami racji bytu nie miały, tak w "Westworld" w większości wypadków ich obecność na ekranie jest uzasadniona, by uzmysłowić nam działanie świata. W dodatku z wyjątkiem zdegenerowanego miasteczka Pariah nagość jest całkowicie zdeseksualizowana, prawie jak w gabinecie lekarskim.</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Wracając do Mężczyzny w czerni: ma facet pecha, bo akurat w momencie, gdy zbliża się do rozwiązania zagadki, Ford zaczyna wprowadzać swoje <i>opus magnum</i>, czyli nową fabułę, z prawdziwym <i>villainem</i>, Wyattem, którego przyjście zwiastują znaki: na przykład zmiany w historii Teddy'ego. Ford jest megalomaniakiem, więc nie zważa na to, że jego działania psują inne linie fabularne, co dosyć mocno irytuje jego współpracowników oraz radę nadzorczą, która w efekcie zaczyna działania mające na celu wysłanie go na emeryturę.</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">My zaś dowiadujemy się, że kiedyś Ford miał partnera, Arnolda. Arnold od lat nie żyje, popełnił z bliżej nieokreślonych powodów samobójstwo na terenie parku, ale to nie przeszkadza mu szeptać do uszu gospodarzy: zwłaszcza Dolores, która była jednym z jego pierwszych dzieł. Mężczyzna w czerni uważa, że labirynt jest dziełem Arnolda, a Bernard (szef działu Behavioral) odkrywa, że źródłem problemów z gospodarzami są kawałki kodu stworzone dekady temu przez Arnolda: miały w założeniu dawać im dostęp do "wspomnień".</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">No i dały, co stworzyło Skynet. Mniej więcej: otóż jeden z gospodarzy, Maeve, prostytutka zyskuje zdolność wybudzania się poza parkiem. Zaczyna przez to umierać coraz częściej, by móc terroryzować techników i zmuszać ich do zmieniania swoich parametrów. Szczerze mówiąc, jest to jeden ze słabszych punktów fabuły, bo technicy nie do końca muszą się na pewne rzeczy zgadzać, ale mimo to to robią. W efekcie Maeve organizuje bardzo sprawną <i>robot rebellion</i> i staje się Megatronem gospodarzy.</span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129;">Oprócz tego, że Megatronem tak naprawdę był od początku inny gospodarz... I nic nie wydarzyło się przypadkiem.</span><br />
<span style="color: #1d2129;"><br /></span></div>
</div>
</div>
<div>
<div style="display: inline; margin-top: 6px;">
<div style="background-color: white; text-align: justify;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit; font-size: large;"><u>Nihil novi oprócz jakości</u></span><br />
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="background-color: white;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Najciekawsze jednak w serialu jest to, jak bardzo precyzyjnie jest on zaplanowany. Od najmniejszego gestu (zabicie muchy), najmniej ważnej postaci (Armistice), najmniejszego budynku (kościółek doktor Quinn), najmniejszego dialogu ("All these violent delights" jako kawałek kodu, Szekspir FTW) właściwie wszystkie tropy prowadzące do finałowego rozwiązania są na ekranie cały czas - wystarczy się im tylko przyjrzeć. W dodatku żadna z postaci właściwie nie ukrywa swoich motywacji, zwłaszcza Ford wszystkich informuje dookoła, co zamierza zrobić. A jednocześnie twisty fabularne są dla widza ogromnym zaskoczeniem: historia Bernarda, Williama czy Wyatta sprawiały, że miałam ochotę krzyczeć i przeklinać! Ba, wolta końcowa, gdy źli okazują się być dobrymi, a dobrzy złymi (na tyle, na ile w ogóle możemy mówić o tak czarno-białym podziale w tak skomplikowanej fabule), jest dla mnie źródłem nieustannego zachwytu i frustracji.</span></div>
<div style="background-color: white;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">Jest kilka słabszych punktów: zachowanie techników wobec Maeve czy zamrożenie ojca Dolores (why???), ale przede wszystkim jest mnóstwo pomysłów na drugi, jeszcze bardziej interesujący sezon.</span></div>
<div style="background-color: white;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;">A na koniec kilka uwag:</span></div>
<div style="background-color: white;">
<span style="color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="background-color: red; color: #1d2129; font-family: inherit;">TERAZ SERIO WKRACZAMY W KRAINĘ SPOILERÓW WAGI CIĘŻKIEJ!!!</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="background-color: red; color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="background-color: red; font-family: inherit;"><img border="0" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9TaCOzzw986sc_s-GvBWfW3z02PTh2823SlHNBIsjw0nwkPia8BMk1bUjk2EWhEEg0j4XSlyzGOhejBC9yID-qpTgqzClTlSuztx94pzI0K6qgT0_KAxFWwLhiL8bEmPnCcj7vxj7Hsn4/s640/160822-westworld2.jpg" width="640" /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="background-color: red; color: #1d2129; font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<ul>
<li><span style="color: #1d2129;">Mężczyzna w czerni wreszcie dostaje to, czego pragnął: prawdziwe zagrożenie. Wreszcie i on, i postaci są równi.</span></li>
<li><span style="color: #1d2129;">Robert Ford prawie na pewno zbudował się na nowo, wierząc, że gospodarze mają odziedziczyć ziemię - sugeruje to cały wątek z jego chłopięcą kopią.</span></li>
<li><span style="color: #1d2129;">Elsie i Stubbs żyją i jeśli nie będą jakąś metaforą Adama i Ewy, to zjem swój kapelusz (którego koloru wam nie zdradzę!)</span></li>
<li><span style="color: #1d2129;">mam podejrzenia, że w parku jest więcej przebudzonych gospodarzy: Dolores/Megatron, Bernard/Gandhi, Angela/posłaniec są oczywiści, jak również uśmiechający się na koniec bandyta, ale co jeśli:</span></li>
<li><span style="color: #1d2129;">od dawna przebudzony jest Lawrence? mamy za zadanie uznać, że symbole labiryntu prowadzą Dolores, ale przecież zawsze są gdzieś w okolicy Lawrence'a (owszem, Lawrence jest moją ulubioną postacią) - co jeśli przebudził się wcześniej, po prostu postanowił to zignorować?</span></li>
<li><span style="color: #1d2129;">a co z <i>cold storage</i>? czy przypadkiem Ford nie zostawił tam swoim dzieciom armii? przecież Abernathy wyraźnie zyskał samoświadomość i został zamrożony.</span></li>
</ul>
</div>
</div>
</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-27148204905132566332016-12-31T09:30:00.000+01:002016-12-31T09:30:02.604+01:00Blogowe podsumowanie roku 2016, czyli me me me!<div style="text-align: justify;">
<i>It's all about me</i>!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ekhem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Więc z plusów:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/HLgQMtquS6Y" width="560"></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Sporo blogów w tym roku przestało być aktywnych, więc sami rozumiecie, że jest to zdecydowany plus.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEheWy6-4gxXObrR-DQBeRXmM9R4ZZwqMQJtrqtN-WDrjMiUt6R3thhLfsboo0rc2mpXhxg_3HVZiIDI1GOVb0PNV8soH3n4l44B1L8BRnHmTpI89ZnQN_INEIsWoVqFt1RYAouCs6h9z8bf/s1600/402911_272033456191383_163063653755031_830842_741371629_n-300x223.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEheWy6-4gxXObrR-DQBeRXmM9R4ZZwqMQJtrqtN-WDrjMiUt6R3thhLfsboo0rc2mpXhxg_3HVZiIDI1GOVb0PNV8soH3n4l44B1L8BRnHmTpI89ZnQN_INEIsWoVqFt1RYAouCs6h9z8bf/s1600/402911_272033456191383_163063653755031_830842_741371629_n-300x223.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
W 2016 napisałam 32 notki (łącznie z tą), co średnio daje, 2,66 wpisu na miesiąc - osobiście uważam, że nie jest to zły wynik. Pewnie mogłoby być lepiej: co roku obiecuję sobie, że będę pisać częściej i dłuższe teksty, ale strasznie nie lubię lać wody, nigdy nie lubiłam; poza tym pomiędzy wchłanianiem popkultury, pracą a rodziną niewiele mi czasu pozostaje na stukanie w klawisze. </div>
<div style="text-align: justify;">
Inna sprawa, że moje postrzeganie blogosfery zmienia się wraz z upływem czasu, co sprawia, że nie mam zupełnie ochoty pisać pińcsetnej notki o tym, jak fajny jest "Rogue One", bo nic ponad to, co inni wypisali, pewnie z większym entuzjazmem, nie spłodzę. Mam swój obszar zainteresowań i na nim się skupiam. Jestem #indieblog (<i>only not</i>).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wracając do tematu: zmieniłam wygląd bloga na bardziej tumblrowy #dealwithit. Minimalizm, nawet w takiej rozpustnej formie jak u mnie do niedawna, nie bardzo mi odpowiadał, a nowa skórka zachwyciła mnie od pierwszego momentu and <i>it is here to stay</i>. Chciałabym do końca roku 2017 osiągnąć taki poziom wiedzy i umiejętności, by móc samodzielnie stworzyć <i>theme</i>, jaki chcę, zobaczymy, co z tego wyjdzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nowa skórka to również rozwój social media, <i>I guess</i>? W tym roku zaczął funkcjonować fanpejdż na FB, co do którego nadal nie jestem przekonana, co widać, bo traktuję go po macoszemu. Podpięłam do bloga Instagram (osobisty), chwilowo nie podpięłam Twittera (tak, posiadam Twittera!), bo służy mi głównie jako narzędzie <i>cyberstalkingu</i>. Za jakieś pięć lat prawdopodobnie zacznę nagrywać podcasty, vlogi i ogarniać snapchata...</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To może teraz listy, hm? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli chodzi o ilość odsłon, ranking notek prezentuje się następująco:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1. <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/09/janusze-fantastyki.html">Janusze fantastyki</a> - czyli rant na temat popisowo spieprzonej fantastycznej inicjatywy serwisu Allegro.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2. <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/01/galaktyczna-blogosfera-czyli-kilka-uwag.html">Galaktyczna blogosofera</a> - czyli <strike>rant</strike> dyskusja z raportem na temat kulturowej blogosfery.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
3. <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/02/to-nie-gra-o-tron-drugi-sezon-galavanta.html">To nie Gra o tron, a drugi sezon Galavanta</a> - notka o nawiązaniach muzycznych/musicalowych w nieodżałowanym "Galavancie".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
4. <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/12/manic-pixie-dream-human-fanfik-natalii.html">Manic pixie dream human - Fanfik Natalii Osińskiej</a> - dosyć nieoczekiwana pozycja na liście, zachwyt nad polską książką dla młodzieży (idźcie i czytajcie!)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
5. <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/07/od-tonyego-starka-wara.html">Od Tony'ego Starka wara?</a> - rant o Riri Williams.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z czego dosyć wyraźnie wynika, że czytelnicy najbardziej lubią, jak się zdenerwuję i wsiadam do metaforycznego walca. Dzięki, drodzy czytelnicy!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Napisałam też kilka notek po angielsku: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A. <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/02/mtmte50-or-50-reason-why-i-love-mtmte.html">#MTMTE50 or 50 reason why I love MTMTE</a> - o moich ulubionych wielkich robotach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
B. <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/02/bodily-harm-in-mtmte-49.html">Bodily harm in MTMTE #49</a> - o krzywdzeniu moich ulubionych wielkich robotów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
C. <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/06/bromance-through-ages.html">Bromance through the ages</a> - zapis mojej Serialconowej prelekcji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
D. <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2016/01/the-rain-in-spain-falls-mostly-on-plains.html">The rain in Spain falls mainly on the plain</a> - dyskusja z tekstem Foz Meadows o "Uprooted" Naomi Novik w kontekście <i>rape culture</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2MRQBAfuHmDYYNG6uDPn629XfM1SL7fXIUl3s6wbtOCVUU4qSoogwPk0kiJaaD1XaJfEaAgNPnCGL4EJQR2Jvl09OmiaucEC046QFlrV-SHLdVODrtqH9xw6iWJDqfX0Nrn0sedoCitfp/s1600/calvin-hobbes-resolutions.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="242" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2MRQBAfuHmDYYNG6uDPn629XfM1SL7fXIUl3s6wbtOCVUU4qSoogwPk0kiJaaD1XaJfEaAgNPnCGL4EJQR2Jvl09OmiaucEC046QFlrV-SHLdVODrtqH9xw6iWJDqfX0Nrn0sedoCitfp/s320/calvin-hobbes-resolutions.jpg" width="320" /></a>Chciałam też stworzyć listę moich osobiście ulubionych własnych tekstów, ale w międzyczasie doszłam do wniosku, że to zbyt egocentryczne. Dość powiedzieć, że choć ostatnio nie operuję słowem tak dobrze, jak bym sobie tego życzyła, lubię swój wypracowany przez lata styl pisania bloga i zamierzam się go mniej więcej trzymać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co do planów na rok 2017, to ich nie mam. A nie mam ich, bo nigdy z nich nic nie wychodzi. Nie mogę obiecać, że będę pisać więcej/szerzej/częściej. Fajnie by było dalej skupiać wokół bloga społeczność, bo poznaję dzięki temu fajnych ludzi, ale FGttG nie jest ani maszynką do zarabiania mamony, ani narzędziem autopromocji. Jest pudełkiem w Hyde Parku, jednym z wielu, i taki pozostanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chyba że coś mi strzeli nagle do łba...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-59868847242456364842016-12-18T15:00:00.004+01:002016-12-18T15:00:44.980+01:00O obcych<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9Xui8NQo7A9DWSODhHn0e1AmLX9FrI1uAL-uqWndFN3-HATynURz-PDM19ZRpYm7_MOwMYc-T36eVCzamqtCW4JdbqIYmB8GK6e6a4sxMVbqNhnnZy10fx-msviR4XKsrkAH2boWVmW-B/s1600/ET-film-character-pointing-finger.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9Xui8NQo7A9DWSODhHn0e1AmLX9FrI1uAL-uqWndFN3-HATynURz-PDM19ZRpYm7_MOwMYc-T36eVCzamqtCW4JdbqIYmB8GK6e6a4sxMVbqNhnnZy10fx-msviR4XKsrkAH2boWVmW-B/s320/ET-film-character-pointing-finger.jpg" width="320" /></a>Słów kilka, bom uziemiona w domu na tydzień z zasmarkanymi potomkami i pomiędzy podawaniem leków a pieczeniem ciastek (mogę piec ciastka albo wyprzedawać meble z domu, obie metody działają podobnie w takiej stresującej sytuacji, w której się znalazłam z powodu defektywnych układów immunologicznych młodego pokolenia), zebrało mi się na takie rozważania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A będzie dokładnie o tym, co filmy o obcych i naszym z nimi pierwszym kontakcie mówią tak naprawdę o nas.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><b><u>1. Dzieciństwo</u></b><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Weźmy takie "E.T.", które starszy potwór odkrył wczoraj i namiętnie ogląda. W kółko. A potem omawia. I dzwoni do domu, mimo ŻE JEST W DOMU. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Anyway.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W skrócie jest to film o tym, że jak się spotykają dzieci, to dogadają się bez pomocy języka i pomimo różnych planet pochodzenia - a dorośli zrobią wszystko, by im w tym przeszkodzić, za powód podając zarazki i takie tam, a tak naprawdę demonstrując galopującą ksenofobię. No więc ja pytam, skąd ta galopująca ksenofobia się wzięła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><u>2. Nastolęctwo</u></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Już opowiadam (bo lubię sama z sobą rozmawiać): otóż ta galopująca ksenofobia została nabyta w wyniku starzenia i edukacji szkolnej - przynajmniej tak sądzę na przykładzie "Super 8", gdzie całkiem miły obcy zostaje pojmany, poddany torturom i w efekcie staje się krwiożerczą bestią. Wypisz wymaluj metafora wieku dorastania, może minus tortury (przynajmniej z punktu widzenia mojego podeszłego wieku). Ale to oznacza, w dużym uproszczeniu oczywiście, że hormony i rówieśnicy powodują ksenofobię jak szczepionki autyzm.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><u>3. Dorosłość </u></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Potem jest już tylko gorzej. Obcy jest bezmyślnym wrogiem i tylko poprzez całkowitą anihilację możemy przeżyć my. Jedyne wyjście to bezkompromisowy konflikt zbrojny - spójrzcie tylko na "Obcego - ósmego pasażera Nostromo" i pozostałe części cyklu. "Oni" zgwałcą i zabiją nasze kobiety - chyba że nasze kobiety najpierw zgwałcą i zabiją "ich". </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Albo coś w tym stylu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUXyXhozynqL9bC2k22oISG4cywyDLxmfXO7eB055FnVq1RTT7pzHs4JgbB6GgLwgi-RvfNqlSrFKbDJcAfUYWDBenpJnemUgdNXWcipDrOvMHIOJ9QLKjJZrrDL1UABS3ef7JFRUtBrul/s1600/alien.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUXyXhozynqL9bC2k22oISG4cywyDLxmfXO7eB055FnVq1RTT7pzHs4JgbB6GgLwgi-RvfNqlSrFKbDJcAfUYWDBenpJnemUgdNXWcipDrOvMHIOJ9QLKjJZrrDL1UABS3ef7JFRUtBrul/s640/alien.jpg" width="600" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście są promyczki nadziei w tym jakże mrocznym obrazie rysowanym przez współczesną kinematografię. Na przykład tegoroczny "Arrival", gdzie obie strony czynią wysiłek, by się porozumieć i rozumieją nieunikalność ofiar w imię postępu komunikacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Możemy też próbować uciekać w świat totalnej baśni, jak w "Gwiezdnych wojnach", gdzie różne rasy żyją obok siebie w zgodzie i symbiozie. Ale nawet wyidealizowany świat SW w "Rogue One" maluje się w nieco ciemniejszych barwach - po obu stronach konfliktu są moralnie niekryształowe postaci, a zaraz pod powierzchnią fabuły kryje się bardzo wyraźna metafora rzeczywistości.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z drugiej strony Senatowi z drugiej trylogii jeszcze daleko do poziomu polskiego sejmu. Może jeszcze jest dla nas nadzieja.</div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-20418525906457213802016-12-05T22:19:00.002+01:002016-12-18T17:28:07.278+01:00Manic pixie dream human - Fanfik Natalii Osińskiej<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: justify;">"Fanfik" znalazłam, jak większość dobrych rzeczy w życiu, w czeluściach internetu: Harpijka wspomniała, że Krytyka polityczna wydała powieść dla młodzieży i już samo to wystarczyło, żeby się nią zainteresować. Tytuł był tylko wartością dodaną.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsPAwiyyGusnlbYMZaPny3K13ngAdsMHUVhyphenhyphenTVq4WaYjY5zhPSE-3X3epgfCy4FWQ3RGawCdaY6nodoOwB1VuOUPjVKbSN0cbQPqfuTi2c95nUrInniWhVCbGyp_PROjnUfZinN69JEWNr/s1600/fanfik-natalia-osinska.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsPAwiyyGusnlbYMZaPny3K13ngAdsMHUVhyphenhyphenTVq4WaYjY5zhPSE-3X3epgfCy4FWQ3RGawCdaY6nodoOwB1VuOUPjVKbSN0cbQPqfuTi2c95nUrInniWhVCbGyp_PROjnUfZinN69JEWNr/s320/fanfik-natalia-osinska.jpg" width="205" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Fanfik" to dla Natalii Osińskiej debiut. Nie wiem właściwie, czy na plus, czy na minus zaliczyć okładkę, która wyraźnie kojarzy się z Jeżycjadą - na tyle mocno, że sporym rozczarowaniem było dla mnie odkrycie, że Osińska sama powieści nie zilustrowała. Ale to nie jedyny punkt wspólny z sagą Musierowicz...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
(Drogie koniczynki, <span style="background-color: red;">pod wcięciem kraina spoilerów,</span> gdzie rozkładam książkę na czynniki pierwsze nie szczędząc szczegółów.)</div>
<br />
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Lewicowy fejsbunio od dawna Musierowicz krytykuje za jest oderwanie od rzeczywistości i konserwatywne wartości. Pewnie to przypadek, spowodowany miejscem zamieszkania Osińskiej, że akcja "Fanfika" toczy się w Poznaniu, ale gdy wspomina o Teatralce, to nie sposób nie przywołać w pamięci chociażby "Noelki" - choć akcja nowszej powieści toczy się głównie na jednym z tych znienawidzonych przez Musierowicz blokowisk-sypialni na obrzeżach Poznania i nikt Horacego do śniadania nie cytuje. Choć ciotka ma na imię Idalia... Poza tym ja w przypadki nie za bardzo wierzę - zakładam więc, że pewien rodzaj dialogu pomiędzy powieściami dla młodzieży się toczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bohaterką "Fanfika" jest Tosia. Tosia bierze psychotropki i ma w nosie cały świat, z wyboru zaszywając się w świecie fandomów musicalowych i marvelowych. Świat ściele jej się, biednej sierotce przebranej za Alicję (z krainy czarów) do stóp: ciocia gotuje obiadki i wychowuje ją na młodą damę, podrzucając najnowsze kosmetyki, ojciec jest nieco nieobecny, ale zarabia pieniążki na hobby córeczki. Obiecał jej też wyjazd na "Wicked" do Londynu, gdy tylko córka podciągnie oceny, bo jest nieco tępawa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwszego dnia szkoły (druga klasa liceum) Tosia poznaje Leona. Leon jest nowy, rycerski, normalny i bardzo samodzielny. Leon jest również cudowny i tajemniczy. rozsądny, czytający Pratchetta, lubiany, no chodzący ideał po prostu. Tu powinien nastąpić romans, powinny się pojawić zazdrosne koleżanki z klasy, takie typowe <i>mean girls</i>, drama, ale nic takiego się nie dzieje, bo Tosi kończą się psychotropki (tak bywa, gdy łyka się podwójną dawkę).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I wtedy zaczyna się jazda bez trzymanki. Wiecie, ja byłam kupiona, gdy Tosia opowiadała ojcu o mpregu Fiyero/Tony Stark, ale zakładam, że większość czytelników raczej miała ochotę potrząsnąć rozmemłaną Tosią niż dyskutować z nią o wyższości fanfikowych powieści nad drabble'ami czy zastanawiać się, która Elphaba jest najlepsza (Menzel, duh.) Gdy Tosia wierciła dziury w ścianie obleczona w białą sukieneczkę, ja zastanawiałam się tylko, dlaczego ze ściany w bloku leci wyraźnie pył z cegieł. <i>Foreshadowing</i> przeleciał mi koło ucha, przyznaję się bez bicia, ale jakoś nie byłam zszokowana, gdy pozbawiona otumaniającego wpływu <i>happy pills</i> Tosia przypomniała sobie, że tak właściwie jest chłopcem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis_z7Qi5kfRaBg7Umse-EbTWwN9D8PKXnG1KFGPeyVizQ577s8XCvxnvV7VdqwhcZLhEqENQVcsf_lYU1_IrA3pbqxy2-8v29wXvI8N4vLdp5snnsC6YAcxnEf5XYM9o6yurQE4f7o_zBn/s1600/fanfiction-fanfiction-everywhere-1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="174" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis_z7Qi5kfRaBg7Umse-EbTWwN9D8PKXnG1KFGPeyVizQ577s8XCvxnvV7VdqwhcZLhEqENQVcsf_lYU1_IrA3pbqxy2-8v29wXvI8N4vLdp5snnsC6YAcxnEf5XYM9o6yurQE4f7o_zBn/s320/fanfiction-fanfiction-everywhere-1.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
A tak, chłopcem. I wiecie, to jest powieść, więc ja to łyknęłam jak młody pelikan rybę, w całości, ale jakbym się miała czepiać, to ta nagła epifania była dosyć, no, nagła. Takoż kwestia akceptacji Tośka przez otoczenie: Leona, nauczycieli, koleżanki i kolegów czy nawet ciotkę Idalię. Ktoś tam mruknął coś o "takiej fazie", ale wszyscy dosyć szybko przeszli nad metamorfozą Alicji Lidell w Legolasa do porządku dziennego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oprócz samego głównego bohatera, który półśrodków nie uznaje, o kompromisie coś tam słyszał, ale w życiu nie stosował, podobnież jak proszę, dziękuję i przepraszam i ogólnie przez sporą część powieści przypomina nastroszonego kurczaka, który chce być kogutem. Z czego rzecz oczywista wynikają same kłopoty i nawet anielski Leon zaczyna mieć dosyć <i>drama queen</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale Osińska lawiruje po wodach powieści młodzieżowej z wprawą godną człowieka, który z niejednego pieca fanfik czytał. Emilia, koleżanka z klasy Tośka i kiedyś BFF Tosi, wcale nie jest kolejną Reginą George, jej psiapsióła Matylda wcale nie jest bezwolną marionetką, przyjęcie urodzinowe, które kreowane jest na punkt kulminacyjny dla fabuły nie ma znaczenia żadnego, o Leonie wcale nie wiemy aż tak wiele z jego tragicznego <i>backstory </i>(a ono w sumie przestaje być tragiczne), a zła ciotka Idalia jest osobą, której w scenariuszu przypada rola dorosłego-prostowacza nastoletnich ścieżek. A tata Tośka okazuje się być Burtem Hummelem z "Glee".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I tylko dziewczyny muszą do dyrekcji wysyłać chłopaka, żeby coś załatwić...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiEnniA8y2Er70JAJpWqThDL9kMoz9M7mmkYkMmbJaab7dlBd5ww91dZ-u9Wf06cKp3GhJAYD88ZWLexwz5go8S2kz6VmWi-9i5LPrAYVVRWOH0m3pj-TaHybehjUUQM_5q_tBxIvT2ko5/s1600/09591bb4ca99cd8c40d2434c06b1b870.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiEnniA8y2Er70JAJpWqThDL9kMoz9M7mmkYkMmbJaab7dlBd5ww91dZ-u9Wf06cKp3GhJAYD88ZWLexwz5go8S2kz6VmWi-9i5LPrAYVVRWOH0m3pj-TaHybehjUUQM_5q_tBxIvT2ko5/s320/09591bb4ca99cd8c40d2434c06b1b870.jpg" width="320" /></a>W efekcie "Fanfik" czyta się jednym tchem, ale z poczuciem czytania baśni. Wróć, bajki, w dodatku terapeutycznej. Są fajne postaci, ale nie do końca wiarygodne. Jest <i>teenage drama</i>, ale właściwie nie taka, <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.co.uk/2013/03/hurtowo-perks-of-being-wallflower-i.html">do jakiej przyzwyczaił nas Hollywood</a>. Jest to promyk nadziei na polskim rynku powieści młodzieżowych, ale gdzieś z tyłu głowy czai się myśl, że całość bardzo przypomina "Szóstą klepkę" Musierowicz w stylu i bohaterach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale polecam "Fanfik", mimo drobnych zastrzeżeń z całego serca. Nie dla obrazu współczesnej młodzieży, żyjącej w "innym internecie" czy nawet dla tematyki trans, ale dlatego, że Osińskiej mimochodem udało się spełnić jedno z moich nieuświadomionych fabularnych marzeń i stworzyć postać <i>manic pixie dream boy</i>. Parytetu w tej kwestii jeszcze długo nie osiągniemy, ale jest to niezły początek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli więc macie w rodzinie nastolatka, a nie macie pomysłu, co jej/mu pod choinkę wsunąć, "Fanfik" nada się doskonale. A jak się sprzeda dostatecznie dobrze, to może Osińska znowu coś napisze. Czego sobie i wam życzę.<br />
<br />
EDIT: Ja się tu o nawiązaniach do Jeżycjady produkuję, a "Dziewczyna i chłopak" Ożogowskiej dopiero potem mi do głowy przychodzą. Ech.<br />
<br />
EDIT 2: A Leon to taki współczesny Zenek z "Tego obcego"? Hm?<br />
<br />
EDIT 3: A to może jeszcze cytaty to dodam.<br />
<br />
<span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; font-size: 14px;"></span><br />
<blockquote>
<span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; font-size: 14px;">"Niedługo później musiał wrócić za salę gimnastyczną i opowiedzieć wszystko jeszcze raz, tym razem profesjonalnie nieczułemu policjantowi. Policjant przykroił jego barwną opowieść do formy suchego, rzeczowego zeznania, które Tośka zachwyciło surową wymową, ale nie śmiał spytać, czy pan władza w wolnych chwilach pisze może drabble."</span></blockquote>
<span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; font-size: 14px;">
</span>
<span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; font-size: 14px;"><br /></span><span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; font-size: 14px;"><blockquote>
"Miał za to stuprocentową pewność, że po zapoznaniu się z materiałem dowodowym tata dostanie co najmniej migotania przedsionków. Zawsze podczas wspólnego oglądania filmów tata w panice szukał pilota, gdy leciały „momenty”. Podczas zakupów mówił „te twoje przybory”, bo straszne słowo „podpaski” nie mogło mu przejść przez gardło. W oczach Tośka, który z niejednego źródła fanfiki czerpał, tata jawił się jako istota, której niewinność i cnotę należy chronić w pierwszej kolejności."</blockquote>
</span><br />
<span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; font-size: 14px;"><br /></span><span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; font-size: 14px;"><blockquote>
"Teraz Marcin nie bardzo wiedział, jak w ogóle podjąć rozmowę. W końcu wymyślił: – Czytałaś ostatnio coś ciekawego? Zdziwione spojrzenie sennych oczu. – Tak, mprega o Fiyero. – Słucham? – To był crossover – dodała Tosia z pewnym ożywieniem. – Z uniwersum Avengersów."</blockquote>
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-21468806297272582962016-11-27T19:57:00.002+01:002016-12-18T17:23:23.983+01:00Diagnoza: weltschmerz, czyli efekty oglądania Gilmore Girls<div style="text-align: justify;">
Było to tak: uznawszy kiedyś, ale już po modzie na oglądanie i po zakończonej emisji, kierując się samym opisem i jesiennymi krajobrazami Connecticut (mam do nich od lat słabość), że obejrzę "Gilmore Girls", bo wygląda to na serial idealny dla mnie - po czym po dwóch-trzech odcinkach sobie odpuściłam. Na ten konkretny pociąg się spóźniłam.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0Pppc4toxcCxa5cLtBP5LFHEKwo6lfRflvqBrPzYexqHPkxlm8TsXAttZE8RQ5LYiRUUHbvSuHShGE8wJQNe0W7gZzRW7iSGsGCmrUlBqxjIJnUh4AGwDq21s-eeKgjdR_9er6AMU-_P7/s1600/NE861PVp9HhLbd_2_b.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0Pppc4toxcCxa5cLtBP5LFHEKwo6lfRflvqBrPzYexqHPkxlm8TsXAttZE8RQ5LYiRUUHbvSuHShGE8wJQNe0W7gZzRW7iSGsGCmrUlBqxjIJnUh4AGwDq21s-eeKgjdR_9er6AMU-_P7/s1600/NE861PVp9HhLbd_2_b.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Daje mi to unikalną perspektywę pisania o zbingłoczowanym wczoraj w nocy "Year in Life", bowiem nie znam poprzednich losów bohaterek. Zaczęłam oglądać tylko dlatego, że Netflix rzucił mi reklamę w twarz, a ja uznałam, że w to w sumie idealny tytuł na jesienny wieczór przed ekranem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I tak było, obejrzałam serial z przyjemnością. Ale i z całą masą zastrzeżeń.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a>Stars Hollow jest miasteczkiem idealnym, mniej więcej, jak wioska, do której zostaje zesłany Nicholas Angel w ""Hot Fuzz" - ale może to tylko mój odbiór jego przyjemnie dziwacznych mieszkańców. Pięknie wygląda w każdej porze roku, a obywatele zdają się nie szczędzić trudów, by je zmodernizować, jednocześnie hołdując tradycji. Nic dziwnego, że tu właśnie osiadła szesnastoletnia matka z córeczką - ludzie są życzliwi, a jednocześnie mający aspiracje. Miejsce w sam raz dla jedynej dziedziczki bogatego rodu z Rhodes Island (wiem, nadużycie geograficzne, wybaczcie), nawet takiej w niełasce i fochu.<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSJywZHzNuOhi8bOUVTNy327B8BvKDG3Fw4kkCsGbOWn0x5JBw1NWTNQvOzvex6ndNfWpYXSR8_OLd-sCq2AlxN1Y-rgQTm2hc2zP2xdhyphenhyphenCA-iaJnGqELxayEZVYd3TqO_70kSGdhI4uWU/s1600/gallery-1477427510-kirk.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="168" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSJywZHzNuOhi8bOUVTNy327B8BvKDG3Fw4kkCsGbOWn0x5JBw1NWTNQvOzvex6ndNfWpYXSR8_OLd-sCq2AlxN1Y-rgQTm2hc2zP2xdhyphenhyphenCA-iaJnGqELxayEZVYd3TqO_70kSGdhI4uWU/s320/gallery-1477427510-kirk.png" width="320" /></a>"Year in Life" ma fabułę jednocześnie linearną i epizodyczną, podyktowaną ograniczeniami czasowymi. Choć każdy odcinek trwa prawie półtorej godziny, jest ich tylko cztery, jak porządnych amerykańskich pór roku. Każdy z nich przedstawia historię trzech pań Gilmore: Emily straciła męża i usiłuje odnaleźć sens życia jako wdowa; Lorelai ma wszystko, czego chce oprócz poczucia sensu życia: Rory przechodzi <i>mid-life crisis</i> i poszukuje sensu życia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wybaczcie moją złośliwość: nie znam poprzednich losów bohaterek i zdaję sobie sprawę z tego, że wybrałam do oglądania serial obyczajowy, ale moim zdaniem tylko Emily miała tu porządne problemy. Kłopoty Lorelai i Rory to typowy <i>weltschmerz</i>. Scenarzyści chyba za bardzo je jako postacie lubią - natomiast ja zupełnie nie. Jedna z nich ma idealne życie i odmawia wprowadzania w nim zmian, czy dotyczą one jej potencjalnego małżeństwa, kolejnego dziecka, pracy czy relacji z matką - aż do momentu, w którym <i>weltschmerz</i> nie zagna jej na wybrzeże Pacyfiku, gdzie dozna objawienia, wtedy nagle postanawia wywrócić swoje i bliskich osób do góry nogami. Przy czym gdzie Lorelai jest tylko irytująca, tam Rory po prostu przegina i traktuje wszystkich z góry oraz olewa zasady moralne, gdy jest to dla niej wygodne. Obie panny Gilmore są lekko <i>quirky</i> i z jakiegoś powodu całe miasteczko uważa ich zachowanie za urocze: nawet gdy rzucają jedzeniem w znajomego za wydawanie pewnego dźwięku czy rozmawiają przez telefon w trakcie seansu. Ich pozycja jest uprzywilejowana; zakładam, że scena, gdy obgadują ludzi na basenie, same z basenu nie korzystając ma być zabawna - ale dla mnie jest przede wszystkim źródłem konsternacji. Przecież one są po prostu niemiłe! W dodatku przy każdej konfrontacji na linii Emily - Lorelai stałam po stronie Emily - miała swoje za pazurami, ale też musiała poradzić sobie ze zmianą życiowego <i>status quo</i>: i zrobiła to fenomenalnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7ZvWUbLZC_rGsJT4UNZwoI-lLCueYbLXKHSTTnLuQctoSzIvsxZHsA1cfWbw2f6Ei_6i-PMIIepScdpJuN7jSlw0jFNh_mFyILLfB_g4PjqV1LpxS4d-Vcsv6uM9s1XlefrHMo_fnTKnu/s1600/gilmore-girls-befa2363-6f7b-4a68-a37f-17e99fd3513c.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="156" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7ZvWUbLZC_rGsJT4UNZwoI-lLCueYbLXKHSTTnLuQctoSzIvsxZHsA1cfWbw2f6Ei_6i-PMIIepScdpJuN7jSlw0jFNh_mFyILLfB_g4PjqV1LpxS4d-Vcsv6uM9s1XlefrHMo_fnTKnu/s320/gilmore-girls-befa2363-6f7b-4a68-a37f-17e99fd3513c.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Co prawda marudzę na fabułę i bohaterów, ale tak naprawdę serial mi się podobał w tych drobnych, epizodycznych rzeczach, które wyglądały jak zaczerpnięte z fanfika: krótki, czarno-biały film Kirka (w ogóle Kirk jest cudowną postacią), musical o historii Stars Hollow (uśmiałam się jak norka) czy cała sekwencja z bogatymi chłopakami: z braku kontekstu wydała mi się cudownie Lynchowska (gdyby Lyncha inspirował<i>steampunk</i>) w tonie, plus jak na postacie wprowadzone chwilowo ukradli wszystkie sceny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No właśnie, i tu dochodzimy do sedna: tak naprawdę nie byłam przewidzianym widzem "Year in Life": w serialu pojawiło się mnóstwo<i> cameo</i>, które dla mnie nie miały żadnej emocjonalnej konotacji - rozpoznałam łosia z "Supernatural", Milo Ventimiglię oraz Melissę McCarthy. Zakładam, że nowych postaci w tym serialiku nie było i że było to ze strony scenarzystów nieustanne kłanianie się fanom poprzednich siedmiu sezonów. A ja fanką nie jestem. I chyba już nie będę. (Chyba że zawartości szafy Lorelai...)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7505242670998018004.post-63337293888039905332016-11-26T17:54:00.001+01:002016-11-26T17:54:24.484+01:00We have to go deeper, czyli wyższy poziom meta-fikcji<div style="text-align: justify;">
Namnożyło nam się ostatnio harrypotterowych rzeczy: przedstawienie teatralne, scenariusz przedstawienia teatralnego wydany w formie książkowej, nowy film rozpoczynający nową serię filmów w świecie Harry'ego Pottera, wisiorek w kształcie zmieniacza czasu - chociaż to ostatnie to jednak chyba tylko u mnie.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2orYgKNggZ9ZbGZ9PHU8_TTAVdMxPqwk5oZ5M8KRP0kRha0iP8WH9uDUIq9Z-do0t6CcaYxDF64x0odjmK5HFt_pGmBa4YYkbNJgpRAynyAEJfjh3uVWVl9j4UGQdWDYFBcy5u7TMetG7/s1600/header.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="191" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2orYgKNggZ9ZbGZ9PHU8_TTAVdMxPqwk5oZ5M8KRP0kRha0iP8WH9uDUIq9Z-do0t6CcaYxDF64x0odjmK5HFt_pGmBa4YYkbNJgpRAynyAEJfjh3uVWVl9j4UGQdWDYFBcy5u7TMetG7/s320/header.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ja jednak chciałabym zwrócić waszą uwagę na coś nieco obok: niedawno wydano po polsku arcyciekawą powieść Rainbow Rowell "Nie poddawaj się" (ang. "Carry On"), a Biedronka twierdzi, że będzie ona dostępna w jej ofercie w bardzo zachęcającej cenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale co ma to wspólnego z Harrym Potterem?</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a>Dwa lata temu pisałam krótko na blogu o innej książce Rainbow Rowell <a href="http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2014/08/co-czytaam-na-wakacjach.html">pod tytułem "Fangirl"</a>. Opowiadała ona o autorce fanfików do serii książek dla młodzieży autorstwa brytyjskiej pisarki Gemmy T. Leslie. Te książki zaś opowiadały o osieroconym chłopcu, który w wieku jedenastu lat odkrywa, że ma zdolności magiczne, trafia do szkoły magii, a właściwie to jest wybrańcem mającym według przepowiedni pokonać największe zagrożenie dla świata magów. Simon, bo tak ma na imię główny bohater, ma też nemezis w postaci wysokiego, dumnego, chudego zarozumialca ze starej, magicznej rodziny.<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQfEPp4nAhpbKbH0Aufpy95y7cNWyxqKSuMrbp-VSPNDT5mAXWxcKgb1PyEjWqzSaBujMZ-bpWGpHTqiSsEoc9cHUcXRUE2QLkv03-piKK5U1x9PhGukkxRDQQT7zfS9uyPStjDHVebVB1/s1600/simon-snow-carry-on.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQfEPp4nAhpbKbH0Aufpy95y7cNWyxqKSuMrbp-VSPNDT5mAXWxcKgb1PyEjWqzSaBujMZ-bpWGpHTqiSsEoc9cHUcXRUE2QLkv03-piKK5U1x9PhGukkxRDQQT7zfS9uyPStjDHVebVB1/s320/simon-snow-carry-on.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeżeli brzmi to znajomo, to śpieszę donieść, że w świecie "Fangirl" Harry Potter też istnieje i też powstają do niego fanfiki - po prostu ma mocną konkurencję w postaci Simona Snowa. Na potrzeby powieści Rainbow Rowell napisała kawałki serii "Carry On", jak również fanfiki. To jej jednak nie wystarczyło - autorzy to bardzo zachłanne stworzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W efekcie świat "Carry On" zaliczył spektakularny <i>come back</i> na światowy rynek książki: Rainbow Rowell napisała o Simonie i Bazie całą książkę. W świecie "Fangirl" byłby to ósmy tom serii autorstwa Gemmy T. Leslie, ale Rowell, która z książki na książkę rozwija się jako pisarka, postawiła sobie za cel napisanie pastiszu "Harry'ego Pottera" - i to jej wyszło znakomicie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zrozumcie mnie źle: książka fabularnie jest bardzo ciekawa, pisana z punktu widzenia wielu postaci, w tym kilku martwych w mniejszym lub większym stopniu, z retrospekcjami, interesującymi bohaterami z bardzo różnymi motywacjami. Ale Rowell prowadzi również dialog z twórczością J.K. Rowling, w sposób w gruncie rzeczy bardzo podobny do autorek harrypotterowych fanfików - tylko zamiast pisać o Harrym i Draco pisze o Simonie i Bazie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W efekcie w powieści (<span style="background-color: red;">TU NASTĘPUJE SEKCJA SPOILERÓW</span>) nacisk położony jest na rozwarstwienie klasowe w społeczeństwie magicznym, które powoduje walkę o władzę; przy czym każda ze stron konfliktu, a jest ich co najmniej trzy, ma swoje racje - nikt tu nie jest po prostu zły.) Jest też pogoń za nieśmiertelnością, ale właściwie na marginesie problematyki powieści. Obsesja Simona na punkcie Baza (i vice versa) zostaje sprytnie wytłumaczona jako romantyczna (jak wieloletnia miłośniczka Drarry powiem tylko "no w końcu"). Simon po wydarzeniach ośmiu tomów powieści zamiast zakładać rodzinę najpierw decyduje się na terapię. Jego była dziewczyna całkowicie odcina się od toksycznego w jej pojęciu świata magów i przenosi do Kalifornii. Wiele problematycznych zagadnień w cyklu HP zostało zaadresowanych mniej lub bardziej bezpośrednio i Rowell zaproponowała własne rozwiązania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWD60kyd4SAzq7xU_jGOnBtxxR-ffOn71vR8QPOzw9AsWzc0xsZU8rqklbExUn1qyq-6m-RNkiQ60td04pIBNGqaAptegIC-2Yr-8c8tNXWqiDxUDaV43Mo0ViRDozc6YdrPmjtb8CNHNC/s1600/fanart.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="201" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWD60kyd4SAzq7xU_jGOnBtxxR-ffOn71vR8QPOzw9AsWzc0xsZU8rqklbExUn1qyq-6m-RNkiQ60td04pIBNGqaAptegIC-2Yr-8c8tNXWqiDxUDaV43Mo0ViRDozc6YdrPmjtb8CNHNC/s320/fanart.png" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
"Nie poddawaj się" jest więc nie tylko ciekawą powieścią, komentarzem do popularnego cyklu książek dla dzieci i młodzieży (he he), ale też zabawą z konwencją, bo powstała początkowo w fragmentach służących fikcyjnej bohaterce innej powieści do jej własnej fanfikowej twórczości. Osobiście liczę na <i>follow up</i>: najpierw w postaci filmu o Simonie i Bazie, a potem serialu o Cath. (MAKE IT HAPPEN.)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Olahttp://www.blogger.com/profile/04127144420125171610noreply@blogger.com0