But it's the game I like! Zniewolony książę - próba osadzenia w kontekście

Wciśnięto mi książkę, co do jakości której miałam od lat spore wątpliwości, z przykazem przeczytania i wyrażenia opinii. Nie wiem, czy możliwe jest faktycznie obiektywne podejście do jakiekolwiek wytworu kultury w dzisiejszych czasach - większość z nich ma jeszcze przed publikacją określony target, grupę potencjalnych odbiorców, na których koncentrują się wysiłki marketingowe. Jeśli dana rzecz zyskuje fanów poza tym ściśle określonym kręgiem, wydarzają się zjawiska niesamowite, viralowe. Tak było z "Twilightem", z "50 twarzami Greya", które nie bez powodu przywołuję, bo podobnie jak "Zniewolony książę" wywodzą się z kultury fanfikowej (TM), z "transformative arts" - a to mój wielki konik. Mój problem z "Zniewolonym księciem" polegał jednak na tym, że wyraźnie była to opowieść mająca na celu głównie emocjonalno-seksualne zaspokojenie czytelniczek, z wykorzystaniem wszelkich dostępnych erotycznych kinków z arsenału BDSM.

Miło mi zaraportować, że nie mogłam się bardziej mylić w ocenie.


Matką chrzestną tego wpisu jest Agnieszka Zygmunt, która napisała "RECENZUJ", gdy ja zupełnie nie miałam takiego zamiaru. Gwoli ścisłości, nadal nie mam zamiaru, ten wpis nie będzie recenzją, raczej próbą osadzenia trylogii (z opowiadaniami) w kontekście, ponieważ uważam, że kontekst jest w tym przypadku niezwykle istotny. Jeśli poszukujecie recenzji "Zniewolonego księcia", polecam tę autorstwa Foz Meadows, z którą się zgadzam (co nie zawsze się zdarza, por. moją polemikę z oceną "Wybranej" Naomi Novik) w prawie całej rozciągłości.

Dodam również, że pierwszy tom trylogii wyszedł w tym roku po polsku i że warto go zakupić, mimo że jest bardzo słaby. A przynajmniej takim się wydaje w odcięciu od reszty książek. "Captive Prince" to historia osadzona w nurcie erotic fantasy, jak np. "Strzała Kushiela" J. Carey. Czerpie pełnymi garściami z europejskiego dziedzictwa kulturowego, jeśli chodzi o budowanie świata przedstawionego (to zabieg fanfikowy, odniesienie się do realiów, które czytelnik rozpoznaje), zwykle akcja rozgrywa się w sferach wyższych (książęta i szlachta), a clou fabuły jest nawigowanie głównych bohaterów (wywodzących się z miejsc na dwóch końcach jakiejkolwiek osi, na której postanowi się ich osadzić) od nienawiści do miłości. Mniej więcej tak wygląda większość powieści, różnią się głównie ilością seksualnej przemocy, pardon, kinków, w nich eksploatowanych. "Zniewolonemu księciu" bliżej w tej materii do wspomnianej już Carey niż na ten przykład Lynn Flewelling: w pierwszym tomie mamy niewolnictwo, tortury, gwałty, pedofilię i powszechny homoseksualizm.

Pacat początkowo publikowała "Captive Prince" jako opowiadanie online (na livejournalu) - fanfikiem nie można go nazwać tylko dlatego, że trudno określić jednoznacznie materiał źródłowy, który uległ transformacji. Głównym bohaterem jest Damen, następca tronu Akielos (aka starożytnej Grecji), który w wyniku przewrotu zostaje zakuty w łańcuchy i wysłany na dwór w Vere (aka przedrewolucyjna Francja), by służyć jako seksualny niewolnik tamtejszemu następcy tronu, Laurentowi. Problem polega na tym, że Damen zabił brata Laurenta w trakcie wielkiej bitwy (TEH DRAMA), więc Laurent go nienawidzi - dlatego Damen musi ukrywać swoją prawdziwą tożsamość, by Laurent go nie zatłukł. Czego nie wziął pod uwagę (Damen jest prostolinijnym człowiekiem), to fakt, że Laurent będzie go próbował zatłuc mimo wszystko. Hilarity and violence ensues.


No dobra, tak naprawdę nie ma się z czego śmiać. Przez większość czasu podczas lektury pierwszego tomu miałam ochotę zapytać właścicielkę książki, czy faktycznie CHCIAŁA, żebym to przeczytała. Uwielbiam fanfiki, zwłaszcza te z ustem i angstem, ale lubię też wiarygodność emocjonalną, a tutaj było jej jak na lekarstwo. Bo, przez większość nie rozumiałam, dlaczego bohaterowie zachowują się tak, jak się zachowują - it made no sense! "Zniewolony książę" stanowił ćwiczenie w cierpliwości i jego jedyną zaletą był fakt, iż czytało się to szybko. Pewnie, zarysowany był potencjalny culture clash, który mógłby ubarwić całą opowieść, związany z całą koncepcją niewolnictwa, zupełnie niewykorzystany, ponieważ autorka postanowiła sponiewierać bohaterów w nowy sposób.

Tym bardziej wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy tom drugi okazał się być o wiele lepszy. Naprawdę o wiele lepszy. Ponieważ to Damen jest narratorem, wraz z nim odkrywamy prawdziwe znaczenie wydarzeń z pierwszego tomu i okazuje się, że nic nie jest takie, jak nam się wydawało! To motyw przewodni całej trylogii: Damen nie jest bezlitosnym zabójcą, Laurent nie jest sadystą, Jokaste nie jest karierowiczką, Nicaise nie jest wrednym bachorem, Orlant nie jest zdrajcą, Kastor nie jest geniuszem zbrodni, a cokolwiek się dzieje, ma drugą stronę medalu. "Zniewolony książę" to nadal wytwór kultury fanfikowej, w związku z czym zobowiązany jest zafundować czytelniczce gratyfikacje emocjonalną na koniec, ale uwierzcie, ja ani przez moment nie wierzyłam w happy end. 

Śmiem zaryzykować tezę, że "Captive Prince" wszystko zawdzięcza umiejętnościom pisarskim C.S. Pacat, która wyszedłszy z typowych założeń gatunku spojrzała na nie krytycznie i poprawiła wszystko, co w gatunku (mam tu na myśli fanfiki) jest słabe i wątpliwe. I tak kinki przekładają się na zderzenie kultur, które w ostateczności prowadzi do reformacji systemu społecznego. Żadna z postaci nie jest jednowymiarowa (nawet Govart!), a większość krzywd zostaje zaadresowana i omówiona przed pójściem do łóżka. I ten rozwój postaci! Owszem, Pacat skupia się głównie na Laurencie i Damenie, swoich głównych bohaterach, ale też jest to założeniem większości fanfików. W przeciwieństwie do fanfików jednak Pacat musiała swoich bohaterów stworzyć od podstaw i uwiarygodnić ich w oczach czytelniczek, co udało jej się z naddatkiem. Mogę marudzić, że w ostatecznym rozrachunku ofiarą jej niewątpliwej sympatii do stworzonych postaci stała się fabuła, ale hej, to nie moja opowieść.

Podsumowując: oczekiwałam głupiutkiej opowieści na lato, a dostałam naprawdę fantastyczną historię, samoświadomą i igrającą z założeniami gatunkowymi i czytelniczymi. W ramach deseru (po lekturze trylogii, rzecz oczywista) polecam omówienie tropów literackich i motywów, stworzone przez fankę.