What's my name, man? - Slash Natalii Osińskiej

Pamiętacie, jak w zeszłym roku zachwycałam się "Fanfikiem" Natalii Osińskiej? Dobra wiadomość jest taka, że wychodzi druga część (już 11 października!) 


Lepsza wiadomość jest taka, że narratorem jest Leon! #teamLeon

A najlepsza wiadomość jest taka, że już dziś możecie poczytać, jak robię squee (egzemplarz recenzencki!)

OK, więc może ostatnia wiadomość cieszy głównie mnie. Opłacało się przez rok stalkować autorkę w soszjal midia, żeby móc przeczytać kontynuację mojej ulubionej powieści dla młodzieży z zeszłego roku przedpremierowo (pozdrawiam Natalię, która znosi mnie z anielską cierpliwością).

Śpieszę donieść, że "Slash" jest lepszy niż "Fanfik". Cała ta lukrowana bajkowość pierwszej części, która mnie uwierała, znika, gdy głos dostaje Leon. Leon nie jest Tośkiem i wie, że życie, nawet w wielkim mieście, to nie tylko tęcze i jednorożce i parady równości - to przede wszystkim ciągła konspiracja i dbanie o pozory i lawirowanie pomiędzy oczekiwaniami ludzi: rodziny, przyjaciół i nauczycieli. Jeśli wystajesz, odstajesz, społeczeństwo zaraz to zauważy i brutalnie wyrówna do normy - przemocą werbalną i fizyczną. Leon wie, był po obu stronach, wyrównywał i był wyrównywany i własnie nadszedł czas na określenie siebie i wyznanie win.

Leon nie ma różowych okularów i siły przebicia Tośka, ma za to mroczne backstory, które zżera go od środka poczuciem winy. Ma też Tośka, który przez większość czasu wymaga większej opieki i nadzoru niż stado trzytygodniowych kociąt w fabryce parówek. I ma starszą siostrę, która wychodzi za mąż oraz klientów, których dzieciom udziela korepetycji lub rysuje lokomotywy. Ma potrzebę pasowania do wzoru - to on chce dostosować się do życia, a nie zmienić życie, by pasowało do niego.

Co oczywiście przy Tośku nie jest możliwe. Przy lekturze pierwszej części zżymałam się na łatwość, z jaką bohaterowi przychodzi zmiana tożsamości, ale okazało się, że narracja tosina oznacza li i jedynie, że pewne sprawy, te niewygodne, są ignorowane. Dla Tośka parada równości to selfiki na tle flagi i przejazd na platformie - dla Leona to kordon policjantów oraz pobicie przez "dziarskich łepków". W szkole mało kto pamięta, że Tosiek był dziewczyną - ale u Leona zobaczą i wypomną paznokcie pociągnięte bezbarwnym lakierem. Spotkania grupy wsparcia to dla Tośka okazja na towarzyskie brylowanie, a dla Leona, hm, właściwie nie będę zdradzać szczegółów, ale ogromna trauma.

Przy czym oczyma Leona widać, jak czasami nierozsądne jest podejście Tośka. Tosiek stara się ignorować swoje kobiece elementy - jest zaskoczony miesiączką, na lekcji wdżu nie interesuje się profilaktyką ciąży, przeżywa rozcięcie bindera w szpitalu czy ma problem z osiemnastymi urodzinami. Fantastyczne jest tutaj podejście Leona, który (wraz z Idalią, rzecz oczywista, Idalia zawsze jest o kilka kroków przed innymi) rozumie, że jego chłopak może zajść w ciążę.

Ale jak już przy widmie ciąży jesteśmy, to nie mogę nie wspomnieć, jak bardzo, bardzo podoba mi się w powieści oddanie głosu kobietom i jak fantastyczne są to postaci. Jest Emilia, która po nocach rozwiesza plakaty informujące o czarnym proteście - kserować pomaga jest pani ze szkolnego sekretariatu - z bardzo osobistych powodów. Jest psorka Kawecka (fanka GRRMa), która rozmawia z młodzieżą o współżyciu i zakładaniu rodziny w sposób szczery i otwarty. Jest Idalia, która jako ta szara eminencja pociąga za sznurki za kulisami. Jest Julia, która chodzi w starych sukienkach Tosi i jeszcze nie do końca ogarnia makijaż. Jest Sandra, starsza siostra Leona, którą z bratem wiążą naprawdę skomplikowane relacje - jak to w rodzinach bywa. Jest wreszcie tłum bezimiennych, wściekłych kobiet, które ubrane na czarno maszerują w październikowym deszczu, bo chcą mieć głos i decydować o sobie samych; jest to najmocniejsza, kulminacyjna scena powieści.

Przede wszystkim jednak "Slash" to książka o młodzieży i dla młodzieży. O ich emocjach, problemach w szkole, problemach w domu, o przyszłości, tożsamości, walce o bycie sobą. Leon, mimo pokaźnego życiowego bagażu, nadal jest nastolatkiem. Miłość dodaje mu skrzydeł, seks ekscytuje i przeraża, starsza siostra to głównie źródło obciachu, a z rodzicami nie sposób się dogadać. Leon nie jest aż tak kryształowy jak w pierwszej części, widziany oczyma Tośka; Osińska go nie rozgrzesza, ale też nie potępia, po prostu opisuje, jaki jest - i ja to kupuję. Ze dwa, trzy razy oczy mi się przy lekturze spociły, bo my babiez.

Jest też Jareth, z "Labiryntu", mój i Leona wielki crush, oraz Lin-Manuel Miranda, gdyby powyższe paragrafy was nie przekonały.

A ja zaczynam czekanie na część trzecią.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Autorce i wydawnictwu "Agora".