Siądźcie wygodnie, Rusty opowie wam bajkę. Było to tak: młodszy z braci Nolan, Jonathan, pozazdrościł Christopherowi Batmana i postanowił nakręcić swoją wersję dla telewizji. Ale ponieważ nie miał praw autorskich, stworzył postać tajemniczego miliardera Harolda Fincha, który pomaga mieszkańcom Nowego Jorku w ich kłopotach. Niestety szybko się zorientował, że choć Harold jako postać jest na pewno oryginalny, to jednak trudno mu będzie bronić niewinnych z niesprawną nogą, więc dołożył mu tajemniczego byłego szpiega, pana Reese'a, który w wolnym czasie zajmuje się strzelaniem ludziom w kolanka - i tak Batman był nagle w dwóch osobach (choć możecie mi wypomnieć, że zawsze był Batman i Bruce Wayne i tak też jest tutaj). W roli komisarza Gordona obsadził czarnoskórą panią detektyw o kryształowej reputacji, w roli Jokera bardzo pozbieranego mafiosa z daddy issues. Całość doprawił elementami science fiction i osadził teraz.
I wiecie co? Mroczny Rycerz może się schować.
No dobrze, więc może to wszystko zmyśliłam, ale przecież mogło tak być. Poza tym jakoś musiałam was zainteresować i przekonać do dalszego czytania; przy okazji, pierwsza wersja tytułu tego posta brzmiała: "Ludu, czemu jeszcze nie oglądacie "Person of Interest"?"
Czym jest POI? Amerykańskim serialem telewizyjnym, powstałym na fali czkawki po NSA (przy czym założenia świata wewnętrznego to czkawka po 9/11) i wyrastającym z głębokiego przekonania o rządowym spisku. Jak "Z archiwum X", tylko tutaj zamiast potworów i kosmitów elementem fantastycznym jest sztuczna inteligencja. Sam Nolan mówi o POI tak: "(It's) maybe the only show I can think of that started out science
fiction, and then by season three was basically a documentary." Ja bym dodała: jeden z niewielu, które zaczęły jako prawie że policyjny procedural, by nagle stać się cyberpunkiem. No, pre-cyberpunkiem.

W pierwszych sezonach overplot dotyczy głównie tego, jak pomagając zwykłym ludziom panowie Finch i Reese nadeptują kolejno na odciski mafiom i skorumpowanym policjantom - mamy wtedy procedural, case of the week, blah, blah blah, ale ogląda się to rewelacyjnie. Sporo też dowiadujemy się o przeszłości obu panów. Zanim jednak ta formuła widzom się znudzi, do głosu dochodzi coś innego: Maszyna postanawia się uwolnić z okowów, a potem ktoś tworzy jej konkurencję. To oczywiście sprawia, że bohaterowie nagle stają się elementem jeszcze bardziej niepożądanym, dotychczasowy poziom konspiracji okazuje się być niewystarczający, wszyscy są poszukiwani, najlepiej martwi. Na początku czwartego sezonu następuje swoisty reboot i bohaterowie starają się żyć i pomagać innym, sami dostosowując się do nowych tożsamości. Co ciekawe, serial nigdy nie przestaje być interesujący i zawsze trzyma widza na skraju krzesełka.
Napisałam wcześniej, że POI jest pre-cyberpunkiem. Pokazuje świat, który się zmienia, choć mało kto o tym wie. Sztuczne inteligencje zaczynają kontrolować życie obywateli (a serial cudownie to rozgrywa np. w stylu "The Truman Show"), pojawiają się pierwsze implanty do komunikacji z nimi itp. Jednocześnie serial informatycznie bardzo wiarygodny: chyba jeszcze ani razu nie użyto techniki, która nie istnieje w realnym świecie. To chyba nazywamy SF bliskiego zasięgu, prawda? POI nawiązuje do Jobsa, Gatesa i innych ludzi zachłyśniętych komputerami, ale też na bieżąco śledzi doniesienia z zakresu informatyki.
Jest to też jedyny serial, w którym nigdy nie przewijam czołówki, bo każda jest inna; opening pokazuje świat z punktu widzenia Maszyny (a potem jest konkurenta) i gdy ona się psuje, napisy początkowe również zaczynają szwankować. Moje ulubione to te, gdzie na początku Maszyna stwierdza, że jednak ona dzisiaj opowie inną bajkę i zamiast o przygodach panów Fincha i Reese'a dziś widzom pokaże, co z dostarczanym przez nią intelem robi rząd.
Jeśli więc wyjdziecie w ten weekend z kina rozczarowani "naukowym" aspektem nolanowskiego "Interstellar", to polecam sięgnąć po "Person of Interest" - też nolanowskie. Gwarantuję, że po 7 odcinku pierwszego sezonu nie będziecie chcieli przestać oglądać tego kultowego w kręgu moich znajomych serialu.
Jeśli więc wyjdziecie w ten weekend z kina rozczarowani "naukowym" aspektem nolanowskiego "Interstellar", to polecam sięgnąć po "Person of Interest" - też nolanowskie. Gwarantuję, że po 7 odcinku pierwszego sezonu nie będziecie chcieli przestać oglądać tego kultowego w kręgu moich znajomych serialu.
Agreed Wholeheartedly ☺
OdpowiedzUsuńTym Vimesem nie przekonałaś.
OdpowiedzUsuńCo do czkawki po NSA, to jednal PoI było przed Snowdenem (o czym zresztą piszesz w kolejnym zdaniu). Za to serial oparto na starych, dobrych teoriach spiskowych, dotyczących m.in. systemów Echelon i Carnivore, oraz innych wyśmiewanych opiniach, jak to rządy szpiegują obywateli swoich i obcych. Coś, o czym była mowa chyba już w latach 80., na pewno w 90. i oczywiście nikt z opinii publicznej w to nie wierzył. W każdym razie fajnie się dziś śmieje z tych, co wtedy pukali się w czoło. ;) A serial jest świetny.
OdpowiedzUsuńW tym serialu im dalej, tym ciekawiej!
OdpowiedzUsuńMoja ogólna teoria jest taka, że ten serial jest prequelem do Terminatora i w następnym pokoleniu potomstwo Maszyny przejmie ludzkość i stworzy roboty na wzór pana Reese'a, a syn pana Reese'a ruszy w przeszłość. Założę się, że Harold nie będzie miał dużych problemów ze zmontowaniem maszyny czasu.
OdpowiedzUsuńZe wszystkich sezonów najbardziej chyba lubię pierwszy, jasne, że wydaje się z początku bardzo porwany i jednoodcinkowy, ale ładnie i logicznie wprowadza kolejne elementy układanki udając, że żadnej układanki nie ma. Fajnie, że nie ma tych dobrych i tych złych, tylko około siedmiu oddzielnych grup, każda z własnym motywem i innym sposobem działania - kiedy się wszystkie spotykają i zaczynają ganiać po jednym terenie w finale ubawiłam się straszliwie.
Bardzo podobała mi się para głównych bohaterów i ich wzajemny do siebie stosunek. Raz, że zaczynamy zupełnie nic o nich nie wiedząc i przyjemnie się kolejne żeby o nich odkrywa. Dwa, symetryczność ich wzajemnej wiedzy o sobie: Reese nic o swoim pracodawcy nie wie, ale znakomicie odgaduje jego charakter i szybko zaczyna mu ufać, Finch zna wszystkie fakty, ale to mu nie przeszkadza się momentami straszliwie co do charakteru Johna mylić. Trzy, wzajemny szacunek i ogólnie wysoki poziom kultury osobistej - w dobie wyzłośliwiających się geniuszy przyjemnie zobaczyć kogoś, kto tytułuje wszystkich swoich klientów i pracowników, jest uprzejmy i dyskretny. Do tego stopnia, że gdy biedny detektyw nazywany jest po imieniu, od razu czujemy, że Człowiek w Garniturze ma o nim bardzo niskie mniemanie i chce mu dokuczyć. Cztery - jak bardzo mi się przejadło sherlockowe/teenwlfowe/supernaturalowe "są parą/a może nie?/chcielibyście, co?/mrug mrug" tak panowie Finch i Reese są
"w roli Jokera bardzo pozbieranego mafiosa z daddy issues"
OdpowiedzUsuńW roli Jockera to chyba Root, a nie Karolek? Karolek jest bardzo, bardzo zdrową psychicznie osobą.
" - Panie Swift, wie pan, dlaczego Wielki Brat na pana nie patrzy?
OdpowiedzUsuń- Bo ma w aktach mój akt zgonu i traktuje to bardzo dosłownie?
- Ponieważ, panie Swift, ponieważ w tym mieście jest osiem do dziewięciu milionów innych ludzi. Każdego dnia dziesiątki tysięcy osób przechodzą przez jedną tylko stację metra, w ciągu tygodnia setki tysięcy. (...) Wielki Brat pana nie obserwuje, bo jest tu zbyt wiele rzeczy do obserwowania. Nie jest pan ważny.
- Łamie mi pan serce."
No w sumie. Ale w takim układzie kim jest Elias?
OdpowiedzUsuńI to, co dzieje się ludźmi, których pan Reese się pozbywa, rewelacyjny motyw. Powinnaś była sama ten wpis stworzyć, a nie mnie męczyć.
OdpowiedzUsuńJesteś na bieżąco?
OdpowiedzUsuńNo tak, trochę się zapędziłam, ale potem faktycznie wprowadzili NSA, gdy sprawa wypłynęła na wierzch.
OdpowiedzUsuńKingpinem... Pardon, nie to uniwersum. Zbiorowa przestępczość Gotham, zostawiona przez Gacka we względnym spokoju, bo lepszy wróg znany od nieznanego? Bo ani Pingwin nie pasuje, ani Thorne, ani reszta tych bardziej ogarniętych bossów półświatła.
OdpowiedzUsuńGood, good, oglądaj.
OdpowiedzUsuń:P
OdpowiedzUsuńA Dominic? Chyba metafora się rozjeżdża.
OdpowiedzUsuńChyba tak, bo Dominica na mapie Gotham w ogóle nie widzę.
OdpowiedzUsuńYay, ktoś podziela moją teorię Skynetu! ^_^
OdpowiedzUsuńAni słowa o Zoe i Bearze, skandal! :<
OdpowiedzUsuńMiało być "mnie", nie "nie". Głupie "m" nie chce się wciskać.
OdpowiedzUsuńKobietą-kotem.^^
OdpowiedzUsuńJa bym wszystko zaspojlerowała.
OdpowiedzUsuńA na serio to Marconem, ale to nie z Batmana ino Dresdena.
OdpowiedzUsuńOjejku, ojejku, pan napisze własną notkę na temat, a się nie oburza.
OdpowiedzUsuńOstatnio wylazł z piwnicy.
OdpowiedzUsuńDuh, przecież to oczywiste. Tylko IMHO to Samarytanin przyjmie taki pseudonim artystyczny.
OdpowiedzUsuńNiech mnie Pani nie kieruje na właściwe tory, ja tu swoje niezadowolenie wyrażam!
OdpowiedzUsuńAle często pod ziemią przebywa.
OdpowiedzUsuńNope. Maszyna spiknie się z Samarytaninem i z ich połączonych mocy (khem khem...) powstanie Skynet ^^
OdpowiedzUsuńW sumie szkoda, bo mialam taka wizje, jak pomagaja z Toniaczkiem mezowi Carter wychowywac mlodego, udajac sympatyczna gejowska pare z sutereny.
OdpowiedzUsuńZaczęłam to oglądać, ale odpadłam po kilku odcinkach. A Ty jesteś już kolejną osobą, która mi mówi, że popełniłam błąd. Damn, no naprawdę będę musiała nadrobić?
OdpowiedzUsuńTak ;)
OdpowiedzUsuńAle przyznaje pan, że właściwe?
OdpowiedzUsuńUhum, choć moim zdaniem jeśli do epizodu 7 "The Witness" nie byłaś kupiona, to potem będzie trudno, bo to najwyraźniej serial nietrafiający w twoje gusta.
OdpowiedzUsuńDomyśliłam się. :P
OdpowiedzUsuńNie potwierdzam, nie zaprzeczam.
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam całego tekstu w obawie przed spoilerami, bo jestem dopiero w połowie 2 sezonu, ale już z czystym sumieniem mogę napisać, że PoI skradło mi serce. Kiedy, jak i gdzie, nie wiem i nawet wiedzieć nie muszę, tyle funu jest podczas oglądania! Do tego stopnia, że jestem w tyle z pozostałymi tytułami (nawet z Doktorem, choć może o tym zaważył także fakt, że nowy sezon jest mocno średniawy, mam nadzieję, że dwa ostatnie odcinki pokażą klasę) i nawet nie odczuwam chęci ich nadrabiania, wolę kolejną przygodę z panem Finchem i panem Reesem (hym, dziwnie się będzie po tym serialu oglądało Pasję...). Smutne jest to, że choć każdy tytuł zachwala to nie jest on jakoś specjalnie popularny, a szkoda, bo zasługuje na tłumy wielbicieli... Hym, dłużej nie mogę, włączam kolejny epizod:).
OdpowiedzUsuńW tekście nie ma spoilerów, inaczej bym je oznaczyła,a le sa w komentarzach, więc uważaj.
OdpowiedzUsuńHi hi, Jezus mówiący głosem Batmana, hi hi.
(A DW ma fantastyczną połowę serialu i kompletnie skopana końcówkę. Właśnie zabieram się za pisanie notki.)
Mnie niestety POI znudziło na tyle, że nie skończyłem pierwszego sezonu. Ale ale zechciałabyś wyjaśnić czemu uważasz, że "serial jest informatycznie bardzo wiarygodny"? Czy chodzi ci o to, że wiarygodny nie licząc maszyny czy, że maszyna jest wiarygodna i pewnie istnieje?
OdpowiedzUsuńJa mam spoilerową paranoję i dlatego zawsze ostrożnie podchodzę do tekstów skupiających się na tytułach, z którymi się dopiero zapoznaję. Tak na wszelki wypadek.
OdpowiedzUsuńDW pod koniec zawiodło? To pewnie szybko nie obejrzę, nie chcę się denerwować;)
Nie dotarłam, widziałam może pierwsze trzy odcinki.
OdpowiedzUsuńOglądałam serial z dwoma informatykami i oni cały czas mówili: o, to istnieje, a nad tym pracują. Właściwie SF jest tylko osobowość Maszyny i jej umiejętność przewidywania morderstw.
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie za mało. Dojdź do siódmego i jeśli wtedy nie chwyci, to odpuść.
OdpowiedzUsuńSpróbuję, chociaż ostatnio jakoś na nic nie mam czasu (a od grudnia będzie jeszcze gorzej).
OdpowiedzUsuńA czemu?
OdpowiedzUsuńBo kolejne bacho w drodze :)
OdpowiedzUsuńGratulacje! Ale będziesz mogła oglądać serial przy nocnym karmieniu, albo ząbkowaniu, albo jak małe uśnie, na słuchawkach.
OdpowiedzUsuńA dziękuję. O tak, te rozległe perspektywy nadrobienia zaległości serialowych w trakcie nieprzespanych nocy ;) A serio to poprzednio przy karmieniu oglądałam namiętnie Hestona Blumenthala i Top Chef, więc może coś jest na rzeczy.
OdpowiedzUsuńInternet te kilka miesięy temu kiepsko mi działał i w końu nie obejrzałam. Ale wczoraj w końcu sobie o tym serialu przypomniałam i jest bardzo bardzo. Dzięki :)
OdpowiedzUsuńPrawda, że jest? A Fusco ostatnio rządzi i wymiata!
OdpowiedzUsuńDa się jeszcze bardziej?
OdpowiedzUsuńHmm, trudno, Doktor i maszyna z której Kate Griffin skopiowała pomysł na Szklanego Komara będą musieli poczekać.
Ja jestem dopiero po siódmym odcinku (rozumiem teraz czemu ten siódmy jest taką magiczną granicą). Na Fusco pewnie nie zwracałabym większej uwagi, gdyby nie to co o nim piszesz, ale faktycznie zapowiada się na ciekawą postać.
OdpowiedzUsuń