Galaktyczna blogosfera, czyli kilka uwag na temat raportu Dwa zero czy zero? Blogi o tematyce kulturalnej a przemiany kultury uczestnictwa

Co za tydzień, nie? Dobrze, że już weekend za rogiem! A skoro weekend, to więcej czasu, a skoro więcej czasu, to mogę wsadzić kij w mrowisko, prawda? I tym razem nie będzie nic o Kominkach. (No dobra, będzie, bo potrzebuję zilustrować swoje stanowisko w sprawie..., zresztą sami zobaczycie.)

W połowie tygodnia został opublikowany raport i miejscu blogów w kulturze (klik) i choć czuję się mile połechtana tym, że Fangirl's Guide to the Galaxy zostało w nim wspomniane aż osiem razy, a nawet nie spełniało podstawowych założeń badania, to, podobnie jak Misiael (klik), mam do całego przedsięwzięcia kilka uwag. Głównie krytycznych.


Ale zacznijmy może od pochwał.

Po pierwsze, bardzo się cieszę, że takie badanie powstało. Cieszę się również, że sfinansowało je Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, bo to znaczy, że ktoś w szeregach jego urzędników nadąża za światem współczesnym i przynajmniej próbuje oszacować wartość promocyjną nieformalnej krytyki kultury - chyba, że po prostu wniosek o dofinansowanie badania był wzorowo skompletowany pod względem formalnym i nie można go było odrzucić :D.

Po drugie, jestem wprost zakochana w programie do tworzenia sieci połączeń międzyplanetarnych. Oh hush, wiem, że autorzy badania nie chcieli tak naprawdę narysować mapy galaktyki, samo im to wyszło, ale fan fantastyki we mnie robi "Squee!", bo użycie matematyki do analizy kultury to coś, co bardzo mnie kręci, choć dotychczas nie zdawałam sobie z tego sprawy.

(Taka mała dygresja: w tym tygodniu opublikowano również inne badanie, w którym za pomocą narzędzi matematycznych analizowano dzieła literackie, how cool is that?)

Poza tym mapa jest fantastyczną próbą uszeregowania sieci blogów (miałam chyba notkę o tym, jak blogosfera jest tak naprawdę systemem naczyń połączonych, który to koncept tak naprawdę powstał w głowie MRW, ale mu go ukradłam) i ich wzajemnych relacji. Ponieważ mam lekkie zacięcie naukowe, co widać po notkach na blogu, akurat ten pomysł badaczy blogosfery kulturalnej bardzo mi podszedł.

Po trzecie zaś, napotkałam w raporcie absolutnie cudowną definicję tumblra: "Autorzy raportu zwracają uwagę na fakt, że oprócz user-generated content istnieje także user circulated-content. Zasadniczą praktyką w tym drugim przypadku jest pozyskiwanie materiałów, tworzenie z nich kolekcji, porządkowanie ich na różne sposoby, co również ma charakter twórczy, chociaż często nie jest tak postrzegane."

To teraz uwagi krytyczne.

Problem polega na tym, że choć sama mapa jest wspaniała i cudowna, to u podstaw jej stworzenia jest błędne założenie, że największe węzły są tak często linkowane, bo są wzorcowe. W pewnym sensie jest to prawda, ale prawdą jest również kwestia osobistych sympatii. Niebieskie skupisko to blogerzy, którzy znają się osobiście od lat i linkowali do siebie od początku istnienia ich blogów. W tym przypadku system naczyń połączonych jest po prostu bardziej ścisły i jakby badanie zasięgu danego bloga jest zaburzone (tak jak w przypadku bloga niżej podpisanej).

Drugą sprawą jest badana próbka blogów. Osobiście sądzę, że ponieważ raport nie jest formalnie pracą naukową, autorzy trochę sobie pofolgowali, jeśli chodzi o pewne standardy obowiązujące na uniwersytetach i wykorzystali istniejący agregat - który jednakowoż nie był aktualizowany od roku 2013, co jest wprost napisane na samym górze strony - jako bazę blogów do analizy. Jest to moim zdaniem dość spory błąd, którego nie jest w stanie poprawić dopisanie do listy innych, w badaniu badaczy istotnych, blogów, ani korzystanie z blogrolek jako źródła kolejnych adresów. Gdybym to ja była w zespole badawczym, zasugerowałabym dodanie blogów biorących udział w konkursie Blog Roku, bo jest to chyba największe narzędzie promowania bloga poza blogosferą, a co za tym idzie, zdobywania nowych czytelników. Fajnie, że analizowane blogi są faktycznie kulturowe, a nie lajfstajlowe z domieszką, ale to jakby nie wystarcza.

Po trzecie, w założeniach formalnych czytamy: "Tym samym mieliśmy roboczą matrycę lokującą blogi w określonej części naszej mapy – jako oddolne indywidualne, oddolne kolektywne, instytucjonalne indywidualne i instytucjonalne kolektywne", co, jak odkrywają potem badacze, jest matrycą z dupy wziętą - choć rozumiem, że w raporcie badającym m.in. możliwości współpracy blogerów z instytucjami kultury (lub vice versa) akurat takie założenie mogło być słuszne. Z mojego doświadczenia jako blogera wynika, że blogi instytucjonalne stanowią jakiś pomijalny promil blogów o kulturze. Nie rozumiem też podziału na indywidualne i kolektywne blogi, raczej skupiłabym się na budowaniu marki/podpinaniu się pod markę. No ale też nie jestem naukowcem, więc w sumie co ja tam wiem.

Wiem natomiast, że w odniesieniu do blogosfery kulturowej poniższe zdanie jest po prostu pomyłką: "Bloger może być zatem amatorem (co nie wyklucza oczywiście de facto profesjonalnego funkcjonowania) lub profesjonalistą, który np. prowadzi własny biznes w formie działalności blogowej. Nie są to stany rozłączne i amator, miłośnik określonego obszaru kultury może prowadzić biznes, a nastawiony na prowadzenie biznesu profesjonalista może realizować przy okazji swoje hobby itp.", bo budowanie brandu i profesjonalizacja w naszym przypadku nie przekłada się na możliwości prowadzenia bloga jako biznesu. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że gdyby taka możliwość była realna, niewiele osób by z niej skorzystało, bo cenimy sobie niezależność opinii oraz pogłębione podejście do tematu (patrz moja poprzednia notka).

Rozumiem też, dlaczego blogerzy nie zostali zaproszeni do uczestnictwa w badaniu w zakresie innym niż dwanaście wywiadów przeprowadzonych według scenariusza, ostatecznie świnki morskie to nie naukowcy, ale mam wrażenie, że dałoby się dzięki temu uniknąć kilku mocno chybionych wniosków zawartych w raporcie.

Najpoważniejszym moim zarzutem jest jednak to, że raport jest pisany w pośpiechu i na kolanie. Skąd to wiem? Bo faktycznie znam blogi, które poddano analizie, w tym mój własny, który nota bene w'ogle nie powinien był się znaleźć w próbce, bo z mediów społecznościowych nie korzystam. A raczej: nie korzystałam w trakcie badania, bowiem wcześniej miałam profil bloga na G+, aktualnie porzucony, a w tej chwili w ramach eksperymentu i sprawdzenia wniosków raportu, rozkręcam profil na FB (link po prawej stronie na górze). Co autorzy wiedzieliby, gdyby spojrzeli na więcej niż kilka najnowszych notek. A wiem, że tego nie zrobili, bo jako przykład pogłębionej analizy podali notkę "Pianino jako narzędzie patriarchalnej opresji", która ma chwytliwy tytuł, ale analizą czegokolwiek nie jest, w przeciwieństwie do np. notki o "Mad Max: Fury Road".

Mam nieodparte wrażenie, że FGttG stanowił dla zespołu badawczego sporą zagwozdkę, bo wymykał się jakby wszelkim ich założeniom: blog niepromowany w mediach, nie korzystający z dodatkowych kanałów, jednocześnie z grupą wiernych odbiorców, ale nie dający instytucjom możliwości współpracy (OK, to mogło być spowodowane podaniem nieużywanego adresu mailowego w zakładce "O mnie"...)

Gwoździem do trumny raportu są dla mnie jednak dla mnie rekomendacje dla instytucji. Rozśmieszyła mnie zwłaszcza sugestia dr Marty Klimowicz, żeby promować muzea za pomocą sesji fotograficznej z udziałem blogerki modowej w ich wnętrzach; to mogła by być głównie ciekawostka. Polecam przyjrzenie się współpracy krakowskiego MOCAKu z blogiem Ohana Blog, bo moim zdaniem jego autorka wraz z przychówkiem realizuje ją wzorcowo. A czy ktoś pamięta akcję Somersby z Segrittą, Kominkiem et al.? Czy nie można by z takiej praktyki skorzystać i stworzyć spot reklamujący dane wydawnictwo, sieć księgarni albo Targi Książki z udziałem blogerów i vlogerów książkowych? Potencjał blogosfery książkowej wykorzystał z sukcesem Sopot, tworząc wydarzenie "A może nad morze?", towarzyszące Festiwalowi Literackiemu Sopot. Albo taki szalony pomysł: festiwale filmowe, których jest w naszych kraju jak grzybów po deszczu, oferują blogom filmowym możliwość patronatu medialnego na wspólnie wypracowanych zasadach. Albo Open'er robi namiot ze strefą blogera. To tak wymyślone naprędce przeze mnie pomysły, zainteresowane agencje reklamowe proszę o kontakt, w sumie nigdy nie byłam copywriterem, a chciałabym spróbować, czy się nadaję. :P

(Zwróćmy też uwagę na to, że fani fantastyki, organizujący konwenty, już dawno temu zdali sobie sprawę z potencjału blogerów zajmujących się kulturą i zapraszają ich do siebie jako gości i prelegentów.)

Podsumowując, choć założenia raportu i cele założone przez jego autorów były szlachetne, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że może być on potraktowany tylko jako ciekawostka. Ale dziękujemy i za to, thanks for all the fish.

Komentarze