Dlaczego Frodo popłynął na Zachód

Wyzwanie czytelnicze (przypominam, w tym roku czytamy powieści Le Guin ze świata Ekumeny) w toku, czas opublikować pierwszą notkę. Na tapecie mamy pierwszą powieść, czyli "Świat Rocannona".




1. Powieść, wydana po raz pierwszy w 1966 roku, poprzedza opowiadanie "Naszyjnik Semley", służące w późniejszych wydaniach jako prolog do króciutkiej w gruncie rzeczy historii. Jest to romantyczna historia młodej mężatki, która chce odszukać legendarny skarb swojej zubożałej rodziny. Próżna i dumna, udaje się na wyprawę w głąb ziemi, do rasy gnomów/krasnoludów i wraca z naszyjnikiem, ale po 16 latach: znajduje córkę dorosłą, a męża martwym. Jest to motyw zaczerpnięty z amerykańskiego "Ripa van Winkle", japońskiego "Urashimy Taro" i innych baśni, ale z pewnym haczykiem; Le Guin wykorzystała pomysł Clarke'a, że "dostatecznie zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii". Semley, nie zdając sobie z tego sprawy, poleciała na inną, odległą o osiem lat świetlnych planetę. Sama uniknęła upływu czasu, ale zdobywszy skarb straciła rodzinę.

2. Taka dekonstrukcja tradycyjnych historii przyświecała też samemu "Światu Rocannona", choć na większą skalę. Rocannon jest etnologiem. Jego spotkanie przed laty z Semley zaowocowało wyprawą naukową na jej planetę. Niestety wróg zabił jego załogę, którą Rocannon postanawia pomścić. Wyrusza w tym celu wraz z drużyną na Południowy Kontynent. Nie mając do dyspozycji technologii, a tylko rozwiązania z epoki średniowiecza, jest to misja dla uczestników prawie samobójcza. Rocannon ma tylko kombinezon, chroniący go przed chłodem, ogniem oraz bronią, ale to wystarcza, by w oczach tubylców jawił się bogiem. Widzimy, jak zwykły człowiekiem staje się bohaterem z mitów.

3. Jednak zabawa Le Guin z gatunkiem sięga jeszcze głębiej. Świat Rocannona, planeta, którą badał, zamieszkana jest przez kilka rozumnych gatunków. Są piękni, wysocy Angyarowie, przypominający tolkienowskie elfy swą dumą i urodą. Są Gdemiarowie, żyjący pod ziemią i używający elektryczności. Są Fiaa, beztroscy jak wróżki. Są średni ludzie i zalążek dyskusji o niewolnictwie, który wyraźnie dominuje w późniejszym okresie twórczości Le Guin. Są wreszcie gadające zwierzątka i wampiry, latające koty i telepatia. I jest wyprawa; wyprawa, która dogłębnie zmienia Rocannona, wyprawa, z której nie wróci, po której nie będzie ani obcym (z innej planety), ani swoim. Na swój sposób Le Guin podejmuje to dialog z "Władcą pierścieni" i historią Froda: on też po wyprawie do Mordoru przestał być mieszkańcem Shire.

4. Jest też "Świat Rocannona" dialogiem z twórczością Edgara Rice'a Burroughsa i jego "Johnem Carterem z Marsa", z całym podgatunkiem "sword-and-planet". Le Guin daje Rocanonnowi nagrodę na koniec trudów, ale też odbiera coś cennego. Bohaterstwo to coś, za co trzeba drogo zapłacić (tu też pobrzmiewają echa kilku baśni.)


5. W języku i konstrukcji powieści, choć niezwykle błyskotliwych, widać wyraźnie, że to debiut powieściowy. Imitacja ustnych przekazów nie do końca sprawdza się w prozie. Powieść po latach nadal się broni, ale czytelnik ma ochotę na rozwinięcie wątków. W kanonie science fiction zapisała się przede wszystkim jako utwór wprowadzający do tegoż ansibl, czyli szybszą niż światło komunikację międzygwiezdną.

Komentarze