O obcych

Słów kilka, bom uziemiona w domu na tydzień z zasmarkanymi potomkami i pomiędzy podawaniem leków a pieczeniem ciastek (mogę piec ciastka albo wyprzedawać meble z domu, obie metody działają podobnie w takiej stresującej sytuacji, w której się znalazłam z powodu defektywnych układów immunologicznych młodego pokolenia), zebrało mi się na takie rozważania.

A będzie dokładnie o tym, co filmy o obcych i naszym z nimi pierwszym kontakcie mówią tak naprawdę o nas.
1. Dzieciństwo

Weźmy takie "E.T.", które starszy potwór odkrył wczoraj i namiętnie ogląda. W kółko. A potem omawia. I dzwoni do domu, mimo ŻE JEST W DOMU. 

Anyway.

W skrócie jest to film o tym, że jak się spotykają dzieci, to dogadają się bez pomocy języka i pomimo różnych planet pochodzenia - a dorośli zrobią wszystko, by im w tym przeszkodzić, za powód podając zarazki i takie tam, a tak naprawdę demonstrując galopującą ksenofobię. No więc ja pytam, skąd ta galopująca ksenofobia się wzięła.

2. Nastolęctwo

Już opowiadam (bo lubię sama z sobą rozmawiać): otóż ta galopująca ksenofobia została nabyta w wyniku starzenia i edukacji szkolnej - przynajmniej tak sądzę na przykładzie "Super 8", gdzie całkiem miły obcy zostaje pojmany, poddany torturom i w efekcie staje się krwiożerczą bestią. Wypisz wymaluj metafora wieku dorastania, może minus tortury (przynajmniej z punktu widzenia mojego podeszłego wieku). Ale to oznacza, w dużym uproszczeniu oczywiście, że hormony i rówieśnicy powodują ksenofobię jak szczepionki autyzm.

3. Dorosłość 

Potem jest już tylko gorzej. Obcy jest bezmyślnym wrogiem i tylko poprzez całkowitą anihilację możemy przeżyć my. Jedyne wyjście to bezkompromisowy konflikt zbrojny - spójrzcie tylko na "Obcego - ósmego pasażera Nostromo" i pozostałe części cyklu. "Oni" zgwałcą i zabiją nasze kobiety - chyba że nasze kobiety najpierw zgwałcą i zabiją "ich". 

Albo coś w tym stylu.


Oczywiście są promyczki nadziei w tym jakże mrocznym obrazie rysowanym przez współczesną kinematografię. Na przykład tegoroczny "Arrival", gdzie obie strony czynią wysiłek, by się porozumieć i rozumieją nieunikalność ofiar w imię postępu komunikacji.

Możemy też próbować uciekać w świat totalnej baśni, jak w "Gwiezdnych wojnach", gdzie różne rasy żyją obok siebie w zgodzie i symbiozie. Ale nawet wyidealizowany świat SW w "Rogue One" maluje się w nieco ciemniejszych barwach - po obu stronach konfliktu są moralnie niekryształowe postaci, a zaraz pod powierzchnią fabuły kryje się bardzo wyraźna metafora rzeczywistości.

Z drugiej strony Senatowi z drugiej trylogii jeszcze daleko do poziomu polskiego sejmu. Może jeszcze jest dla nas nadzieja.

Komentarze