Wredne dziewczyny x2, choć wpis nie jest o autorkach bloga

Mam wrażenie, że ten wpis może być pierwszym z wielu na temat filmów o amerykańskiej szkole średniej - mój mąż ma ogromne zaległości w tego typu filmach (nie widział nic z obfitej filmografii Johna Hughesa!), a ja ten gatunek uwielbiam, więc chętnie mu "pomogę" w nadrabianiu zaległości. Plan już mam, teraz będę myśleć o jego realizacji.

A zaczynamy od klasyki gatunku, jednego z najczęściej cytowanych filmów w sieci, o nieprawdopodobnym ładunku memetycznym, czyli "Mean Girls" z 2004 roku. Żeby jednak nie było za łatwo, zaczniemy od sequela z 2011 roku - który niestety swojemu poprzednikowi do pięt nie dorasta.

Cytaty z "Mean Girls" pasują do wszystkiego... Choć nie wszystko są w stanie uczynić bardziej strawnym.

Siedemnastoletnia, nonkonformistyczna Jo (Meaghan Martin) przenosi się wraz z ojcem do miasteczka w Ohio i zaczyna uczęszczać do szkoły North Shore, gdzie w rankingach popularności przoduje trio tak zwanych "Plastics" - czyli dziewczyn sztucznych, zarozumiałych i wrednych, ale ciągle nadających ton - z ich liderką Mandi (Maiara Walsh) na czele. Mandi jest cięta zwłaszcza na artystkę Abby (Jennifer Stone) - z dosyć wydumanych powodów, bo Abby to dobra dusza, która muchy by nie skrzywdziła - więc dziewczyna w społeczności szkoły średniej jest pariasem. Jej ojciec, magnat reklamowy, postawia więc zapłacić Jo, by zaprzyjaźniła się z jego córką. Mniej więcej w tym samym czasie Mandi postanawia zaprosić Jo do swojej kliki - ta odmawia, co nie zostaje zbyt dobrze przyjęte, więc liderka Plastików postanawia się zemścić, sabotując pracę ojca Jo oraz rujnując jej randkę z przystojnym Tylerem. Jo nie pozostaje je dłużna i konflikt narasta.

Reszty fabuły streszczać nie będę, bo kalka tu pogania kalkę. Oczywiście wszystko kończy się dobrze dla Jo, Abby i Tylera, a źle dla Mandi, mamy mecz futbolu oraz bal dla licealistów z wyborami króla i królowej i szczęśliwe zakończenie przyprawiające o hiperglikemię.

Obsada "Mean Girls 2" występowała wcześniej w serialach dla nastolatków (których nie oglądam) typu "Vampire Diaries", nowe "Beverly Hills 90201" czy "10 Things I Hate About You" (ten ostatni tytuł mnie zafascynował - po co zamieniać na serial znakomity film?). Trudno jednak powiedzieć coś dobrego o ich grze aktorskiej (może z wyjątkiem Jennifer Stone jako Abby, która przypominała mi nieco Brittany Murphy w "Clueless") - Tim Meadows, który nie wyróżniał się jako dyrektor Duvall w pierwszej części, w drugiej aż bryluje na ich tle, mimo że nie na nim koncentruje się fabuła. Na plus należy jednak zapisać fakt, że nastolatki grają nastolatków - przynajmniej w większości wypadków.

Co więc nie zagrało? Internauci zgodnie zdają się wskazywać na to samo, co i mnie przyszło do głowy - brak iskrzącego się humorem scenariusza pióra Tiny Fey oraz totalna zrzynka z fabuły pierwszej części, którą ugładzono na modłę produkcji Disney Channel, wycinając absolutnie wszystkie elementy, które odróżniały "Mean Girls" od innych produkcji tego typu. Co ciekawe, żaden z sieciowych recenzentów nie krytykuje gry aktorskiej, co trochę mnie dziwi, bo jest okropna.

Tina Fey w roli pani Norbury, nauczycielki matematyki

Tina Fey szlify zdobywała w legendarnym już programie rozrywkowym Saturday Night Live. Gdy więc Paramount zaproponował jej napisanie scenariusza "Mean Girls" na podstawie książki "Queen Bees and Wannabes: Helping Your Daughter Survive Cliques, Gossip, Boyfriends, and Other Realities of Adolescence" autorstwa Rosalin Wiseman, nie wahała się ani chwili. Może powinna, bo jak sama mówi, z zaskoczeniem odkryła, że książka nie jest powieścią, lecz poradnikiem dla matek, które chciałyby pomóc swoim nastoletnim córkom przetrwać szkołę średnią. Fey zamieniła tekst na zabawny i, nie obawiajmy się tego określenie, kultowy film o silnych dziewczynach, które poprzez swoje doświadczenia uczą się, że najlepiej być sobą (czyli chyba najbardziej wyeksploatowany temat w filmach dla amerykańskich nastolatków) oraz tego, jak szanować swoje koleżanki.

Cady Heron (Lindsay Lohan) do tej pory uczyła się w domu, edukowana przez swoich rodziców - zoologów pracujących w Afryce. Doświadczenia z dżungli nie przygotowały jej jednak na szkołę średnią North Shore (która w tym filmie położona jest w stanie Illinois, ale nadal jej dyrektorem jest pan Duvall - ach, te pułapki geografii!) z jej wszystkimi klikami. Na szczęście dwójka artystów, Janis (Lizzy Caplan) i Damien (Daniel Franzese), pomagają się jej zaaklimatyzować. W tym samym czasie jednak Plastiki pod przywództwem dwulicowej Reginy George (re-we-la-cy-jna Rachel McAdams) postanawiają przygarnąć Cady pod swoje skrzydła, czemu przyklaskuje Janis mająca od dłuższego czasu na pieńku z panną George - od czasu, gdy ta zapoczątkowała plotkę, że Janis jest lesbijką; Cady ma szpiegować Plastiki i w przyszłości doprowadzić do radykalnego obniżenia ich popularności poprzez ujawnienie ich sekretów. Plan doskonały, gorzej niestety z wykonaniem - spoilerować nie będę, ale gwarantuję dobrą zabawę.

"This is Halloween, this is Halloween" oraz moi ulubieni bohaterowie, Janis i Damien

Co sprawia, oprócz scenariusza Fey, że "Mean Girls" jest zdecydowanie lepszym filmem od swojego następcy? Przede wszystkim obsada: Lindsay Lohan i Rachel McAdams są genialne, ale i inni nie pozostają w tyle. Moimi ulubieńcami i dostarczycielami największej ilości cytatów (ex aequo z Reginą) są Janis i Damien, niepokorni, sarkastyczni outsiderzy - ich po prostu trzeba zobaczyć w akcji! Tina Fey jako pani Norbury również "daje radę", a decyzja o zatrudnieniu kolegów i koleżanek z SNL w epizodycznych rólkach bardzo się opłaciła - konia z rzędem temu, kto nie uśmiechnie się widząc na ekranie Amy Poehler, zwłaszcza gdy ta zaczyna zachowywać się jednocześnie jak nastolatka i wyluzowana mamuśka.

Ważne jest też zakończenie - tu nie ma podziału na dobrych i złych, wszyscy są tak samo winni; każda postać wyniosła też jakąś nauczkę i zmieniła swoje życie, podczas gdy w "Mean Girls 2" podział na obóz "dobrej" Jo i "złej" Mandi jest bardzo ostro zarysowany. Pierwszy film nie traktuje siebie zbyt serio - trudno to wyjaśnić, ale np. sceny, gdzie uczniowie zachowują się jak zwierzęta przy wodopoju są świetne, bo przez oderwanie od rzeczywistości ukazują nową perspektywę zdarzeń. Na plus należy zapisać fakt, iż nauczyciele reagują na problemy nastolatków - w drugim filmie cały nacisk położony jest na młodzieżową część obsady. Wreszcie łatwiej uwierzyć, że uczona do tej pory w domu Cady wpada we wszystkie pułapki w szkole średniej, ale Jo? Jo tylko zmienia szkoły, ale raczej trudno uwierzyć, że nie zna mechanizmów rządzących szkolną społecznością.

Podsumowując: "Mean Girls" obejrzeć trzeba, bo inaczej trudno nazywać się fanem popkultury. "Mean Girls 2" należy omijać - wystarczy, że ja ten film obejrzałam, wy nie musicie cierpieć.

Mean Girls (2004)
Reżyser: Mark Waters
Scenariusz: Tina Fey
Gwiazdy: Lindsay Lohan, Rachel McAdams
Więcej informacji: IMDB











 
Mean Girls 2 (2011)
Reżyser: Melanie Mayron
Scenariusz: Allison Schroeder, Elana Lesser, Cliff Ruby
Gwiazdy: Tim Meadows
Więcej informacji: IMDB

Komentarze

  1. Wydawałoby się, że Amerykanie wiedzą wszystko o filmowaniu filmów i seriali o nastolatkach i szkole średniej. Ale w zalewie pośrednich produkcji z trudem można znaleźć coś przyzwoitego. "Meen Girls" to taka właśnie perełka.
    I MTV stworzyło kolejny serial o tej tematyce - "Awkward." Pierwszy odcinek wskazywał na to, że ma potencjał, niestety skończyło się tylko na tym.
    A o wpływach tego typu produkcji najlepiej świadczy nowy produkt tvn - "Przepis na życie". Poza perypetiami gł. bohaterki, mamy też problemy nastolatków, w stylu bardzo amerykańskim. Przy odcinku ze szkolnym konkursem tańca hip-hop (na taki wyglądało albo to były eliminacje do You can dance XD) moje oczęta robił się co raz szersze i szersze.

    Przepraszam, że tak chaotycznie, ale dziś moje szare komórki szwankują.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra przestaje się wstydzić faktu, że obejrzałam część drugą :) Moim zdaniem sukces wrednych dziewczyn to przede wszystkim zasługa mimo wszystko nie sztampowego scenariusza - ten film mimo, że wykorzystywał wszystkie znane elementy szkolnej fabuły był jednak nieco inny i zdecydowanie ironiczny. Ja byłam bardzo zaskoczona,że to taka fajna produkcja. Niedawno Easy A przypomniało mi ten nastrój - niby jest o szkole średniej ale jednak z dystansem i odpowiednią dawką ironii.
    Co do Wrednych Dziewczyn 2 to jest to zdecydowanie produkcja sztampowa i nie ma jasnych punktów w obsadzie ( jedynka ma w sumie bardzo przyzwoitą obsadę) i w sumie od początku wiemy jak się skończy. Poza tym miałam spore trudności z polubieniem bohaterki.
    A szkolnymi filmami i serialami made in USA zwierz jest niezwykle zafascynowany.

    OdpowiedzUsuń
  3. @miho

    I znowu dałaś mi powód do radości z nieposiadania telewizji - pomyśleć, że kiedyś uważałam TVN za stację na poziomie... Ja czekam na "Suburgatory" - wiążę z tym serialem spore nadzieje, bo trailer daje szansę na coś świeżego.

    @cara

    Jak dobrze miec kompana w niedoli oglądania drugiej części "mean Girls"! Myślałam, że tylko ja się poświęciłam. :D

    Rozważam również rozpoczęcie oglądania "Friday Nights Live", bo akurat zakończyła się produkcja, i nagle wszyscy zaczęli opowiadać, jaki to świetny i niedoceniany serial.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Rusty

    "Przepis na życie" nie jest taki zły, można się nawet wciągnąć. Niewątpliwie jest ich najlepszym obecnie serialem, i na 100% o niebo lepszym niż "Magda M.". Wg mnie gubi ich tendencja do pokazywania ludzi, którzy żyją na poziomie nieosiągalnym przez większość Polaków, przez co ich seriale są mało prawdopodobne i śmieszne (wyjątkiem jest Niania, bo w innej konwencji robiona).

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze "Hela w opalach" byla dosyc realistyczna, o ile dobrze pamietam.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Przepis na Życie" to totalna fikcja ale nawet się to ogląda - problem z tym, że to polski serial - Hela w Opałach była na licencji więc jeszcze zwierz ją usprawiedliwia - natomiast polscy autorzy powinni jednak wiedzieć, że realia życia w Polsce są nieco inne niz to przedstawiają. Nie mniej jeśli przyjmie się że to taka konwencja to składam się, że Przepis na Zycie jest obecnie najlepszym serialem TVN.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz