Mieszkanie blisko granicy z Czechami ma tę zaletę, że jeśli polski dystrybutor zdecyduje się z uwagi na Euro 2012 przesunąć o prawie dwa miesiące premierę wyczekiwanego filmu, można w niedzielę wsiąść do samochodu i pojechać zobaczyć rzeczony film w kinie w Ostrawie - w dodatku po sobotnim meczu bez obawy, że ktoś przebije nam opony. :D Dlatego właśnie "titulki" zawsze będą lepsze od dubbingu.
Podobało mi się logo Weyland Yutani na opuszkach palców Davida. |
1. Pierwszy film o Obcym powstał w 1979 roku i był absolutnie genialnym horrorem: niewielka grupa ludzi zamknięta w klaustrofobicznym statku kosmicznym i polujący na nich potwór. Czasy jednak się zmieniły i człowiek w silikonowym kostiumie inspirowanym grafikami H.R. Gigera już tak nie przeraża jak malutkie wirusy, mutacje DNA i brak Boga. Ach, i nie posiadające uczuć, udające ludzi roboty.
2. Jak już przy biologii jesteśmy, czy moglibyśmy wreszcie odłożyć pragnienie nieśmiertelności do lamusa motywacji postaci? Film pokazuje dosyć wyraźnie, że ewolucja poprzez zmianę pokoleń to jedyna metoda uniknięcia zagrożenia z kosmosu.
3. Inna sprawa, że film nie może się zdecydować, czy chce być horrorem, czy raczej poważnym filmem SF. Osobiście wolałabym tę drugą opcję, bo jako horror jest po prostu niestraszny, głównie z uwagi na to, że wprost pokazuje potwory (mniej światła, więcej niedopowiedzeń, mniej stworów) i w efekcie scena burzy jest bardziej przerażająca niż finał filmu.
4. Brak interesujących postaci. Najbliższa polubienia byłam kapitana Janka (Idris Elba), ale mam z nim dwa problemy: A) dopiero w połowie filmu zorientowałam się, po bardzo łopatologicznym wyjaśnieniu, że antypatia pomiędzy nim a Vickers (Charlize Theron) ma oznaczać napięcie seksualne, B) choć trudno nie polubić jego postaci, jakoś zupełnie nie pasuje ona do uniwersum alienowego: jest prawie krystalicznie czysta, nie ma ani jednej złej cechy.
7. Żądam powrotu złej korporacji. Weyland Yutani z "Prometheusa" to nie ta sama bezwzględna WY, jaką znamy z filmów alienowych: tu widzimy tylko samą wierchuszkę, w dodatku właściwie działającą na własną, prywatną korzyść. Jedyną wyraźną "continuity" wydaje się być fakt, że zarówno w roku 2094, jak i prawie sto lat później ich procedury zatrudniania "specjalistów" są co najmniej kiepskie.
8. Wracając do S w SF: ja bym potrafiła lepiej eksplorować kosmos niż bohaterowie tego filmu, bo wiem, że hełmu się nie zdejmuje otrzymawszy wiadomość, że powietrzem da się oddychać (obce mikroby!). Podobnie procedury medyczne: już dzisiaj mamy sterylne komory, w których operuje się za pomocą rękawów, ale na pokładzie "Prometheusa" ich nie ma. Bo tak.
2. Jak już przy biologii jesteśmy, czy moglibyśmy wreszcie odłożyć pragnienie nieśmiertelności do lamusa motywacji postaci? Film pokazuje dosyć wyraźnie, że ewolucja poprzez zmianę pokoleń to jedyna metoda uniknięcia zagrożenia z kosmosu.
Podobał mi się statek kosmiczny. |
4. Brak interesujących postaci. Najbliższa polubienia byłam kapitana Janka (Idris Elba), ale mam z nim dwa problemy: A) dopiero w połowie filmu zorientowałam się, po bardzo łopatologicznym wyjaśnieniu, że antypatia pomiędzy nim a Vickers (Charlize Theron) ma oznaczać napięcie seksualne, B) choć trudno nie polubić jego postaci, jakoś zupełnie nie pasuje ona do uniwersum alienowego: jest prawie krystalicznie czysta, nie ma ani jednej złej cechy.
5. Jeśli android (Michael Fassbender) wydaje się być najciekawszą osobą na statku, to oznacza tylko jedno: bardzo źle skonstruowane psychologicznie postaci. Wszyscy są tylko zarysowani (akcentem, rasą, irokezem, okularami itp.), nie wspominając już o tym, że jest kilka postaci, które widz widzi dosłownie przez ułamki sekund w tle i tyle. Jeśli już kręci się film, w którym występuje niewielka grupa osób, to przydałoby się je lepiej skonstruować jako postaci. Dla przykładu: istniała przepiękna możliwość pokazania dramatu rodzinnego na linii ojciec/dzieci, a wszystko rozeszło się po kościach.
6. Główna bohaterka, Shaw (Noomi Rapace) jest zbyt podobnie skonstruowana do Ripley. Serio, kobieta, która wymiotuje po wybudzeniu z hibernacji, potem okazuje się być jakimś superbohaterem. (I jaką ona miała specjalizację właściwie, bo zna się i na archeologii, i na neurobiologii?) Przewróciłam oczyma w scenie, gdy jej "podwładni" olewają jej uwagi, bo to dokładnie zerżnięte z pierwszego "Aliena" relacje Ripley i mechaników.
6. Główna bohaterka, Shaw (Noomi Rapace) jest zbyt podobnie skonstruowana do Ripley. Serio, kobieta, która wymiotuje po wybudzeniu z hibernacji, potem okazuje się być jakimś superbohaterem. (I jaką ona miała specjalizację właściwie, bo zna się i na archeologii, i na neurobiologii?) Przewróciłam oczyma w scenie, gdy jej "podwładni" olewają jej uwagi, bo to dokładnie zerżnięte z pierwszego "Aliena" relacje Ripley i mechaników.
Podobał mi się Idris Elba. |
7. Żądam powrotu złej korporacji. Weyland Yutani z "Prometheusa" to nie ta sama bezwzględna WY, jaką znamy z filmów alienowych: tu widzimy tylko samą wierchuszkę, w dodatku właściwie działającą na własną, prywatną korzyść. Jedyną wyraźną "continuity" wydaje się być fakt, że zarówno w roku 2094, jak i prawie sto lat później ich procedury zatrudniania "specjalistów" są co najmniej kiepskie.
8. Wracając do S w SF: ja bym potrafiła lepiej eksplorować kosmos niż bohaterowie tego filmu, bo wiem, że hełmu się nie zdejmuje otrzymawszy wiadomość, że powietrzem da się oddychać (obce mikroby!). Podobnie procedury medyczne: już dzisiaj mamy sterylne komory, w których operuje się za pomocą rękawów, ale na pokładzie "Prometheusa" ich nie ma. Bo tak.
9. "Prometheus" ma więcej wspólnego z "Space Odyssey" czy "Kontaktem" niż z "Alienami". Tu się poszukuje odpowiedzi na fundamentalne pytania, a nie walczy z potworami, nawet jeśli widzimy space jockeya. Film jest od pierwszych minut (zdjęcia Dariusza Wolskiego kręcone przez dwa tygodnie na Islandii) powalający wizualnie, w bardzo czysty estetycznie sposób. Nie jest to złe, tylko nieprzystające do brudnych "Alienów".
Mam wrażenie, że film mnie zawiódł, ponieważ po kampanii reklamowej oczekiwałam czegoś genialnego. Przy okazji, marketing jeszcze się nie zakończył. Jest scena po napisach (tak jakby), nakierowująca widzów na kolejną stronę www, uruchomioną już po premierze filmu. Szkoda tylko, że film jest taki nie nieprzystający poziomem. Nie chciałabym zostać źle zrozumiana: to jest bardzo dobry film SF, jeśli się przymknie oko na pewne rzeczy. Ale mimo to jestem rozczarowana.
Prometheus (2012)
Reżyseria: Ridley Scottg
Scenariusz: Jon Spaihts, Damon Lindelof
Występują: Noomi Rapace, Idris Elba, Michael Fassbender, Charlize Theron, Guy Pearce
Prometheus (2012)
Reżyseria: Ridley Scottg
Scenariusz: Jon Spaihts, Damon Lindelof
Występują: Noomi Rapace, Idris Elba, Michael Fassbender, Charlize Theron, Guy Pearce
Ja jestem na ten film napalony jak Arab na kurs pilotażu, i martwią mnie trochę głosy rozczarowania... Jak zwykle trzeba będzie się przekonać samemu:)
OdpowiedzUsuńJa też byłam. Na twoim miejscu popracowałabym przez czas oczekiwania na polska premierę nad obniżeniem oczekiwań. Film będzie wtedy lepszy.
UsuńMam dokładnie to samo, z jednym tylko dodatkiem - nie nakręcam się kampanią reklamową. Liczę przede wszystkim na sajfajowy klimat (statek, sprzęty, technologia), który w kinie na pewno będzie się oglądać świetnie :)
UsuńPodobno 3D jest bardzo dobre w tym filmie, zobaczymy, jak wejdzie do IMAKSa.
UsuńNotki nie przeczytałam, pragnę tylko wyrazić moje oburzenie, że piszesz o filmie, którego ja, przemieszczona tak daleko od granicy, jak się da w tym kraju, jeszcze przez jakiś czas nie obejrzę.
OdpowiedzUsuńTrzeba się było do stolicy wyprowadzać? :P
UsuńTwoje głosy zgadzają się idealnie z tym co pisano w necie po premierze w UK i US więc ja już swoje oczekiwania znacznie obniżyłam. Nie idę więc już na Prometeusza tylko na Fassbendera. To może mi chyba zagwarantować nieco cichszy jęk zawodu
OdpowiedzUsuńJak idziesz na Fassbendera, to się w ogóle nie rozczarujesz.
UsuńUniwersum "Aliena" jest mi obcy, bo się boję oglądać. Jednak pracuję nad tym i w biały dzień zaliczyłam trzy części "Resident Evil". Twoja opinia tylko potwierdza ogólny zawód "Prometheusem". Przeglądam je pobieżnie, nawet wystarcza sam tytuł. Wychodzi, że nie muszę się spieszyć ze starszymi filmami, bo niespecjalnie czekałam na ten film. Tak bywa.
OdpowiedzUsuńMoże to zasługa dodatków do "Łowcy Androidów". Z bogatego materiału wyniosłam obraz reżysera z którym za diabły nie chciałabym pracować. Widocznie dbałość o estetykę przesłoniła mu najistotniejszy element filmu - scenariusz.
Czeski język jest uroczy. Bytka albo ne bytka to je zapytka. ^^
Szekspir po czesku, niezłe.
UsuńPoszłabym nawet dalej na twoim miejscu i nie oglądała żadnych Alienów do seansu Prometeusza. Może wtedy okaże się on być lepszym filmem niż był dla mnie. A potem powolutku nadrób filmy, przynajmniej pierwsze dwa, bo trzeba je znać (dwóch kolejnych już nie, chociaż ja akurat "trójkę" lubię bardzo)
A propos wymagających reżyserów, zawsze wydawało mi się, że celuje w tym James Cameron.
To co się działo wokół produkcji "Łowcy Androidów" wygląda z dodatków na heroiczną walkę, pot i łzy. Ridley Scott był tym natchnionym, że tylko wyczekiwałam, kiedy zacznie lewitować z nadmiaru geniuszu. Co nie zmienia faktu, że sam film bardzo lubię.
UsuńNie wiem jaki jest Cameron, przydałyby mi się solidne dodatki, bo komentarze u mnie odpadają (niestety).
Może skorzystam z Twojej rady i zacznę od "Prometheusa"? ;)
A ja właśnie za "Blade Runnerem" nie przepadam, choć trudno powiedzieć dlaczego, bo w tym filmie jest wszystko, co lubię w SF i nawet Scottowi udało się usunąć trochę dickowskiej paranoi oryginalnego tekstu.
UsuńO Cameronie i jego wymaganiach wobec aktorów dowiedziałam się z książeczki dołączonej do płyty z "Otchłanią"; facet sporo wymaga w ramach osiągnięcia swojej wizji artystycznej, zdarzały się nawet przypadki podtopienia na planie.
Tak szczerze mówiąc po spotach reklamowych dziwne mi się wydawało, że ten film ma coś wspólnego z Alienami (chyba faktycznie przez tą czystość), a po Twojej recenzji sądzę, że oparcie się na Alienach to tylko chwyt marketingowy.
OdpowiedzUsuńChoć z drugiej strony, moja siostra (mieszka w WB) po seansie stwierdziła, że obejrzy wszystkie filmy z serii (wcześniej to nie były filmy w jej typie), więc może film coś w sobie ma.
Może ma, jeśli się wcześniej nie widziało Alienów. Nawiązanie do nich nie jest bynajmniej chwytem marketingowym, jest Weyland Yutani, android, space jockey i nawet ksenomorf gdzieś się tam przez chwilę przewija, ale jako prequel serii ten film zawodzi. Spotkałam się z entuzjastycznymi opiniami, ale IMHO film ma zbyt wiele wad, by uznać go za naprawdę udany.
UsuńMi się wydaje - chyba, że źle pamiętam - że w początkowych fazach, jeszcze zanim chyba powstał scenariusz, "Prometeusz" miał być prequelem do "Alienów", potem im się zmieniło i miał być zwykły ciężki film sc-fi, a potem znowu im się zmieniło i jednak zdecydowali się na wprowadzenie nawiązań alienowskich. Na prequel się zatem nie nastawiam, ale na fil w tym samym universum już bardziej :)
UsuńOwszem, masz rację, tak było. Film był w planach od 2003 roku i koncepcje się zmieniały kilkukrotnie.
UsuńNo tak myślałam, że nie dadzą rady utrzymać fasonu, nie mniej jednak zamierzam - ssąc paluszek bez logotypu ;) - obejrzeć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ale którego fasonu konkretnie? Każdy film w tetralogii jest w klimacie inny. :D
UsuńJestem świeżo po seansie. Seansie 2D dodam. Ładnie wypunktowałaś uwagi, które również mi przemykały przez głowę podczas oglądania filmu.
OdpowiedzUsuńA goście z Red letter media zmiażdżyli mnie:)
Film oglądało mi się bardzo dobrze, napięcie było, zagadki co prawda praktycznie nie, każdy kto choć trochę zna teorie dotyczące obcej interwencji w powstanie rasy ludzkiej, a nie życia ogólnie, na przykład Ericha von Dänikena spodziewał się takiego rozwiązania.
Zgadzam się z Tobą, że filmowi znacznie bliżej do "Odysei...", "Kontaktu..." niż do horroru z obślizgłym obcym biegającym po mrocznych, industrialnych konstrukcjach.
Pokuszę się o więcej i powiem, że obcego mogłoby równie dobrze w filmie nie być. Zresztą praktycznie go nie było. Twórcy mieli ambicje i wizję stworzyć coś więcej, a włodarze z wytwórni mieli tylko wizję zysków z podpięcia filmu pod serię z obcymi i wyszedł trochę taki niedorobiony film, który stał w rozkroku pomiędzy "poważnym" SF a horrorem SF.
Ja osobiście seans oceniam pozytywnie. Nie jestem ortodoksem jeśli chodzi o serię z alienami. Liczą się dla mnie wrażenia, a te były dobre. Choć oczy musiałem przymknąć na dość sporo spraw:)
Na przykład walka z ogromną rozgwiazdą na koniec - zbędna.
I zdecydowanie twórcy zostawili sobie otwartą furtkę na przygody dzielnej dr Shaw i jej sztucznego, syntetycznego przyjaciela...
Owszem, film ogląda się dobrze, ale ja osobiście uważam, że jak kręcisz film SF, to zdecydowanie łatwiej jest osiągnąć satysfakcjonujące F niż S. A tu sobie twórcy odpuścili, nawet nie postarali się, by naukowcy zachowywali się jak naukowcy, co moim zdaniem jest niedopuszczalnym błędem. Podobnie jako horror ten film nie jest w stanie funkcjonować, bo przeraża tylko głupotą postaci.
UsuńCzy obcego mogłoby w filmie nie być? Pewnie tak, zresztą IMHO to jest tylko taki smaczek, ważniejsza jest korporacja Weyland i David8 - przy czym tylko jeden z tych elementów został dobrze wykorzystany - oraz geneza Space Jockeyów. I przyznam, że wolałam ich jako obcych słoni.