Czystość języka (notatki na marginesie zamknięcia Reborn Story)

Bo mnie to chyba bardziej drażni niż oskarżenia mej skromnej osoby o prawicowe poglądy czy konformizm (ha!), a jeśli chodzi o różnice w pojmowaniu blogosfery i zasad jej działania, to właściwie napisałam to, co chciałam powiedzieć w komentarzu do notki Ninedin.

Dzięki kompulsywnemu czytaniu od lat dziecięcych posiadam spory zasób słownictwa, a z winy Makuszyńskiego wpycham w zdania mnóstwo ozdobników oraz mam niezdrową tendencję do dygresji (no dobra, dygresje są moją własną winą, lubię myśleć, że są wyznacznikiem mojego osobistego stylu).

Prawdopodobnie jestem w stanie posługiwać się prawidłową polszczyzną, jeżeli okoliczności mnie do tego zmuszą: na blogu pilnuję ortografii i interpunkcji (moją zmorą są literówki), ale z racji ukończenia studiów filologicznych wolę się bawić językiem niż pilnować jego czystości; więcej powiem, w tej chwili bardziej zależy i na prostym i logicznym budowaniu argumentów niż na unikaniu błędów językowych. Nie przeszkadza mi, że Cyda używa słowa "ciekawski" mając na myśli "ciekawy", albo że Beryl mówi "obrzydliwy" mając na myśli kogoś, u kogo łatwo wywołać uczucie obrzydzenia. W dodatku od zawsze mieszkałam na Śląsku, ale moja rodzina to tygiel wielkopolsko-kresowy z dodatkiem francuszczyzny, więc posiadam całkiem dobrą bierną znajomość dialektów naszego oj-czystego języka (a od niedzieli wiem również, co to są "szabaśnik" i "meszty" oraz że mastyks da się zjeść).

Myślę po angielsku - przydatny zwyczaj na studiach, ale oznacza to również, że w mojej mowie/piśmie znajdują się przerażające ilości kalek językowych. Bardzo często potrzebuję pomocy w tłumaczeniu myśli z jednego języka na drugi i za błogosławieństwo uważam ludzi, którzy poruszają się w tej samej sferze memetyczno-cytatowej co ja. Oznacza to również, że równorzędnie będę traktować słowa "zwiastun", "trailer" i "zajawka" (przy czym to ostatnie będzie u mnie oznaczało również blurba na ostatniej stronie okładki książki), stosować tylko górny cudzysłów, używać akronimów typu IMHO czy OMG oraz tworzyć neologizmy. Deal with it.

Bernard Shaw we wstępie do "Pigmaliona" napisał tak:  "It is impossible for an Englishman to open his mouth without making some other Englishman hate or despise him." Szczera prawda, która posłużyła jak pretekst do stworzenia "My Fair Lady". Ale wszystkim purystom językowym, oburzającym się na blogerów posługujących się slangiem/dialektem właściwym dla medium, jakim jest internet, chciałabym śmiało zwrócić uwagę, że wasze okrzyki sprawiają przede wszystkim, że język kamienieje. Pewnie, każdego dnia tracimy słowa (przykład "podołka") i jest to proces smutny, acz nieunikniony. Jednakowoż Brytyjczycy nie wywindowali swojego języka do statusu lingua franca za pomocą li i jedynie podbojów kolonizacyjnych (jak to wcześniej zrobili Rzymianie z łaciną) czy mody salonowej (casus francuskiego). Jest to wypadkowa względnie prostej gramatyki i fonetyki, rozpowszechnienia się internetu jako narzędzia komunikacji oraz oraz łatwości, z jaką mowa Wysp Brytyjskich dawała/daje się bastardyzować. Są w niej słowa z języków absolutnie każdego najeźdźcy, któremu przyszło do głowy, że rządzenie Anglikami to świetny pomysł na karierę plus to, co pozostało z mowy rdzennych mieszkańców. I jakoś nikt się o to nie oburza, więcej, monitoruje się zmiany i dopisuje coraz to nowe słowa do oficjalnych słowników (ostatnio z naszego poletka zainteresowań "whovian").

Podobnie nie ma w języku angielskim aż tak rozpowszechnionego zjawiska patrzenia z góry na ludzi, którzy posługują się gwarą bądź dialektem zamiast RP, co u nas jest nagminne - ba, wystarczy inaczej akcentować słowa (ja np. mam bardzo "ślonską" wymową, zaś mój kuzyn z Lublina zaciąga po kresowemu, choć oboje mówimy po polsku). Może to więc sprawia, że od czasu do czasu trafiam na innych blogach na disklejmery dotyczące poprawności językowej, na które nieodmiennie reaguję za pomocą LOL. Bo jeśli wejdziesz między wrony - a śmiem twierdzić, że polscy użytkownicy internetu to społeczność posługująca się własnym dialektem (w międzynarodowych internetach sytuacja jest zdecydowanie bardziej skomplikowana, wystarczy spojrzeć na tumblra), niekoniecznie zrozumiałym dla laików - no to chyba wiesz, co powinnaś/powinieneś robić. Inaczej jesteś reliktem czasów pozasieciowych i twój upór przyczynia się raczej do zubożenia języka, o który tak walczysz.

Wersja tl;dr: Nie jestem purystką językową i ten blog świetnie to odzwierciedla.

Komentarze

  1. Z tym angielskim mam chyba podobny problem. Często łapię się, że nie wiem jak po polsku określić jakieś zjawisko, rzecz, uczucie, które po angielskiemu brzmi świetnie, a w naszej polszczyźnie nie ma dobrego odpowiednika. A wcale angielskim nie posługuję się znów tak wybitnie.

    Co do akcentów, lokalnej gwary. Pamiętam ze swoich wakacyjnych wizyt w Wielkiej Brytanii, gdy pracując w sklepowym magazynie miałem do czynienia z całym szeregiem indywiduów z każdego zakątka wyspy, czyli z kierowcami ciężarówek dostawczych. Bardzo dużo czasu zajęło mi rozpoznawanie ich po akcencie i sposobie mówienia. Tam każde większe miasto ma swój dialekt i najwyżej robią sobie z tego żarty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma też każdy ten "miejski" akcent swoją nazwę, więc docenia się oficjalnie jego zasługi w rozwoju języka.

      Jak chłoniesz sporo wytworów kultury w danym języku, to potem ci się asymilują pewne wyrażenia, zwłaszcza jak w ojczystym języku nie są takie zgrabne, to naturalny proces uczenia się. A ponieważ jest to blog, to możesz ich sobie do woli ożywać i nikt nie powinien cię za to krytykować.

      Usuń
  2. Cóż ja odnoszę wrażenie, że sporo uwag językowych odnosiło się min. do bloga zwierza, któremu autor listu pożegnalnego nie raz zarzucał pisanie nie po polsku. Co do myślenia po angielsku - koszmarnie przeszkadza pisaniu notek w czasie oglądania seriali

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że każdej z nas się po trosze dostało, już choćby w mocno irytującym włożeniu nas wszystkich do jednego worka.

      BTW, ktoś mi obiecał screenshoty z dyskusji cedra i fabulitas na FB. :D

      Usuń
    2. jakiej dyskusji? (btw też nie miałyście o czym rozmawiać, no strzelił chłopina focha, see if I care [czy jestem dostatecznie niemiła? potrzebuję wskazówek])

      Usuń
    3. Come on, potrzebna nam ekscytacja w te ciemne, zimowe miesiące i cedro dostarczył. Dziewczyny mówią, że dyskutowałaś z nim również na FB - ja jestem nie-FB, dlatego poprosiłam o screenshoty.

      Usuń
    4. A, no coś było, w kontekście Hobbita i afery ze zwierzętami, ale zrobiłam w tył zwrot w momencie, kiedy tylko Cedro wszedł w rejestr protekcjonalny, bo stwierdziłam, że szkoda mojego czasu.

      Pomijając włożenie do worka, to picie e notce do konkretnych osób, ale bez nicków, to dopiero klasa.

      Aaaaa, btw, ja też używam "obrzydliwego" tak jak Beryl czasami.

      Usuń
    5. Ach, to o tym i odsyłaniu do oryginalnego artykułu na Guardianie to słyszałam.

      Usuń
  3. Ja za bardzo lubię nasz język, żeby nie bolały mnie uszy, kiedy słyszę jak ktoś używa słowa "bynajmniej" zamiast "przynajmniej" (a moja szefowa robi to kilka razy na dzień ;), natomiast rozumiem jak najbardziej używanie angielskich zwrotów, szczególnie w internetowym światku. Co prawda uważam, że niektórzy z tym przesadzają, ale cóż - co za problem omijać takie blogi?
    No właśnie, lubię poprawność językową, wkurzają mnie błędy ortograficzne, stylistyczne i interpunkcyjne, ale ciągle wolę blogi, na których łatwo o takie błędy za to treść jest świetna, niż bardzo poprawnie napisane blogi o niczym, albo wręcz takie, na których roi się od błędów rzeczowych.
    Trzeba po prostu przyjąć, że Internet rządzi się swoimi zasadami, a mamy wybór i jeśli coś na nie odpowiada to jest taki fajny krzyżyk na czerwonym tle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bynajmniej/przynajmniej: dzisiaj krzyczałam na tekst piosenki w radiu z tego powodu, nienawidzę tego błędu. Mam też fioła na punkcie nadużywania apostrofu podczas odmiany obcych imion i nazwisk.

      To powiedziawszy, stawiam styl i zawartość notek blogowych nad ich poprawność językową.

      Usuń
    2. Uczulenie na bynajmniej/przynajmniej na Śląsku w ogóle daje się mocno we znaki. Podobno gdzie indziej nie jest tak źle. ;) Swoją drogą, ja bym pewnie nie była tak na to uczulona, gdyby nie postać pana Parysa w książce Siesickiej "Gorzkie słodkie pocałunki". Cieniutka książeczka, raz przeczytana a złe używanie tego słowa zostało tak dobrze obśmiane, że od czasów podstawówki jest to błąd, którego najbardziej się wystrzegam. Hm, chyba zacznę polecać je wszystkim nastolatkom, które poproszą mnie o pomoc w doborze książki. ;)

      Usuń
    3. Ale dlaczego ograniczać się tylko do nastolatków w tej jakże ważkiej materii?

      Usuń
    4. Praca u podstaw, praca u podstaw. A tak poważnie - zazwyczaj to nastolatki proszą o polecenie jakichś książek młodzieżowych. Osoby ciut dojrzalsze jeśli już zboczą do biblioteki dziecięcej to w konkretnym celu "lektura dla wnuka", "nowa powieść Montgomery", "coś Szklarskiego, czytałem to jak miałem 10 lat, a okładka była biała".

      Usuń
  4. Dla mnie się podoba, co piszesz i jak piszesz. To "dla mnie" to oczywiście nasz typowo białostocki błąd i wszyscy tak bardzo starają się go uniknąć, że często widzę kwiatki w stylu "parking samochodom ciężarowym", a pani od muzyki w szkole podstawowej tłumaczyła nam, że utwór Beethovena "Dla Elizy", powinien być zatytułowany "Elizie". To tak na marginesie, bo też mam skłonność do dygresji.

    Staram się dbać o polszczyznę na naszym blogom, ale bez przesady i bez spinania się. Pewne kalki z angielskiego też mi się zdarzają. I literówki. I pewnie problemy z interpunkcją, bo jak w końcu opanowałam angielską, to mi się zaczęła plątać polska i mam wrażenie, że przecinków u mnie za dużo. A może nie? Trudno, nie będę posypywać głowy popiołem i nie jest moim celem prowadzenie najpoprawniejszego pod względem językowym bloga w Polsce.

    O nieporozumieniu z Cedro dowiedziałam się "po" i chciałam tylko powiedzieć, że cieszę się, że nie spakowałyście wirtualnych manatek. Bloga można prowadzić z zacięciem ideologicznym / dla lansu / dla przyjemności / dla ludzi o podobnej do naszej wrażliwości i pewnie jeszcze dla 187 innych rzeczy. Kwestia wyboru. Pałam do Was sympatią i mam ochotę to wyrazić. Niniejszym wyrażam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam tylko, że nawet jakby ci się nie podobało, co piszę i jak piszę, ja nadal bym pisała tak, jak teraz piszę. :D (W tym zdaniu chyba faktycznie jest za dużo przecinków...)

      I dlaczego miałyśmy pakować manatki, tylko dlatego, że jedna osoba tupnęła nóżka i się obraziła na cały kolektyw blogowy? Puh-lease.

      I dziękujemy za wyrażenie. :D

      Usuń
    2. A no nie wiem, mogłyście palnąć focha jakiegoś albo co...

      Usuń
    3. Jeszcze możemy, nic straconego, wszystko przed nami.

      Usuń
  5. Jeżeli nie będziemy wymyślali neologizmów i dopisywali nowych znaczeń pisanie czegokolwiek stanie się strasznie nudne (ciekawski to dla mnie odmiana ciekawego, taka mniej poważna i mniej w swojej ciekawości zaawansowana, która oczywiście podstawowemu znaczeniu tego słowa w niczym nie przeszkadza). Niektóre słowa aż się proszą, żeby je pozlepiać, poprzekręcać albo zamienić na czasowniki.

    A do tego wszystkiego dochodzi u mnie też oczywiście czynnik chaotyczny, który pozwala mówić/pisać jedną rzecz mając na myśli inną (ostatnio zamiennie używam Cabin Pressure i Cabin in the Woods :D).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Neologizmy obecnie najczęściej "wypływają" z ust nastolatków. W zasadzie to internet i masowe dyskusje sprowokowały ich powstanie. Ale to dobrze, że są (moim zdaniem). Jednym wyrazem możemy wyrazić coś, co normalnie trzeba opisać :>

      Usuń
    2. Bo nastolatki są najbardziej kreatywne. Jak im ta kreatywność zostaje do wieku późniejszego, to zostają copywriterami albo Jackiem Dukajem.

      Usuń
  6. No cóż, ja w swoich postach mam tendencję do wstawiania-zbyt-wielu-wyrażeń-w-jedynym-zdaniu. Ale żeby tylko!Nie potrafię na przykład napisać 'zwiastun', wolę powiedzieć 'trailer',czy użyć określenia swag(g?). Taką czarną listę można by pewnie tworzyć i tworzyć. A co do 'bynajmniej' sama ostatnio palnęłam głupotę przy wpisie Aeth. Także jam jest tą siłą, która miast czynić rzezy mądre, tworzy balansujące na granicy kiczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tworzysz też wpisy prosto z mojej głowy i to takie, na które ja jeszcze nie wpadłam. :D A angielskie słowa są czasem lepsze niż polskie. I dziwi mnie, że nie nikt nie wypomina mi nagminnie wtrącanych łacińskich zwrotów.

      Usuń
    2. Pół roku łaciny załatwia sprawę.

      Usuń
    3. Ale ja nigdy nie miałam łaciny, to wszystko Makuszyński et al.

      Usuń
    4. Mi łacina kojarzy się z prawem rzymskim (mała trauma). I no wiecie, akurat znajomość tego języka świadczy o wyższym poziomie wtajemniczenia. Chyba.

      Usuń
    5. Studentka prawa, hm, czyli prawie koleżanka po fachu :)

      Usuń
  7. Ha, człowiek ucieka do sesji a tu takie sensacje się dzieją. Wiedziałam, że zamyka fanpage'a, ale nie bloga :)

    Dostałam kiedyś od niego stronę A4 'poprawionej' wersji swojej notki, z komentarzem co robię źle, jakich słów nadużywam i uwagi o niespójności argumentacji, uznałam to za całkiem zabawny epizod blogowego życia, ale nie wiedziałam, że tak mocno można się takimi detalami przejmować.

    Osobiście nie zwracam uwagi na poprawność językową. Sam nie mam wyczucia językowego. Zawsze miałam problemy z gramatyką, fonetyką, składniami itp bzdurami, ale się staram choć nie zawsze mi wychodzi. Bardziej od języka liczy się przekaz, dlatego nie rozumiem oburzenia.

    Choć przyznaję, że czasem irytują mnie angielskie wtrącenia, jednak odkąd zaczęłam czytać 'topowych' lajstajterów powoli się przekonuję i zaczynam akceptować ich obecność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, dostałaś poprawioną notkę blogową, bo cedro uważał, że nie spełnia jego standardów? To już buceria najwyższej klasy i właściwie zaczynam się cieszyć, że odstawił focha i zamknął bloga.

      Usuń
    2. Stwierdził, że mój brak korekty interpunkcyjnej jest obraźliwy dla potencjalnego czytelnika i że powinnam się poprawić, bo ich odstraszam :)

      Usuń
    3. LOL.

      Bo inna reakcja chyba musiałaby zawierać przekleństwa.

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tam uwielbiam język polski i nie znoszę jak ktoś go kaleczy. Ale kaleczenie języka to na przykład mówienie "wziąść". Albo "włanczać". Albo to nieszczęsne "bynajmniej" jako "przynajmniej"...

    Inne rzeczy są albo językowymi żartami, które uwielbiam (i tak odbieram "obrzydliwy" w znaczeniu łatwo się czymś brzydzący, sama często o sobie mówię, że "jestem obrzydliwa". Bo to zabawne) albo wzbogacaniem języka, które albo się przyjmie, albo samo wygaśnie.

    Nie lubię chamskich kalek z innych języków, ale doskonale rozumiem moment, w którym inny język oddaje coś lepiej niż polski. Chociaż po angielsku tylko czytam: nie myślę, słabo słucham, jeszcze słabiej mówię.

    I jeszcze: zabrakło mi na koniec tego obrazka -- http://pinterest.com/pin/25966135321991082/

    Oraz, co do "bynajmniej" -- piosenka Młynarskiego, ja kilkuletnia (sześcio? siedmio?) i mój Ojciec, który postanowił mi wytłumaczyć. Wytłumaczył na zawsze.
    Piosenka tu: http://www.youtube.com/watch?v=VHE5ldNguHE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szukałam tego obrazka, ale potem zaczęła mnie potwornie boleć głowa i się poddałam. Może podmienię albo dołożę go do notki w domu. Na pewno dopiero wtedy posłucham piosenki.

      A błędy językowe popełniają wszyscy, ja osobliwie w wymowie (mówię "dwajścia"). Ale też nie krytykuję innych, chyba że pilnowanie poprawności językowej jest ich pracą, za którą otrzymują wynagrodzenie.

      Usuń
    2. Tak myślałam, ze obrazek dla Ciebie żadna nowość, ale wrzucić warto zawsze. :)

      Usuń
  10. Jest rano i muszę się uczyć, ale zajrzałam z przyjemnością na bloga i piszę, by wyrazić swą sympatię.
    Ostatnio więcej słucham seriali niż oglądam (np. kiedy rysuję projekty) i wtedy automatycznie wchodzą mi do głowy piękne angielskie zwroty, których potem za nic nie mogę przetłumaczyć w głowie tak, żeby brzmiały dobrze!
    Czasami strasznie ciężko wytłumaczyć pewne rzeczy osobom spoza - jak to ładnie ujęłaś - swojej strefy memetyczno-cytatowej. Właśnie wpadła mi do głowy taka myśl - z moją siostrą dzieli mnie 7 lat różnicy, ona jest młodsza, więc to całkiem sporo, nasze światy straszliwie się różnią, ale dzięki temu, że obydwie jesteśmy aktywnymi użytkowniczkami internetów, to potrafimy naprawdę dobrze się dogadać, chociażby właśnie przez nawiązania do memów czy fascynacje tymi samymi produktami popkulturalnymi (Doctor Who! Iron Man! gry LEGO! śmieszne memy i suche żarty!). Nie wiem, jak bez tego mogłabym dotrzeć do tej zbuntowanej nastolatki. Chociaż czasem przeraża mnie, że ogląda/wie rzeczy, od których ja w jej wieku trzymałam się z daleka raczej - jak miałam 15 lat to chodziłam pewnie do kina jeszcze na filmy Disneya a nie "Oszukać przeznaczenie"!
    Pozdrawiam gorąco! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie daj Boże wpadnie do głowy jakaś fraza i nie chce się odczepić! Cyda, Beryl i ja przez długi czas posługiwałyśmy się cytatami z CabinPressure z odpowiednim akcentowaniem, a ja teraz od tygodnia chodzę i przy każdej nadarzającej się okazji mówię: "Ohh, did'ya hear this, lads? He says we'll blunt the knives!" (gupi James Nesbitt)

      Usuń
    2. Gupi wspaniały James Nesbitt! :D

      Usuń
    3. Nie powiedziałam, że nie jest wspaniały, powiedziałam, że jest gupi. Wypowie taką jedną frazę albo się smutno uśmiechnie i już człowiekowi miękną nogi. No gupi jest.

      Usuń
  11. Wtrącę się w nie swoje sprawy: Szanownego *hrmpf* Pana Cyda nie znam, ale podczytałam co nieco o co się rozchodzi i w całej rozciągłości popieram zarówno Ninedin, jak i Ciebie. W CAŁEJ ROZCIĄGŁOŚCI.

    I mówię to jak właśnie osoba z zewnątrz, spoza Waszej grupki "wzajemnego fapowania". Choć jeśli nie boicie się myszy to bardzo chętnie się do Was dołączę; jestem przytulaśna, I swear :)

    A purystom językowych mam tylko jedno do powiedzenia: "People don't understand that criticism is prejudice, because to understand one must love, and to love one must have passion." - Oscar Wilde.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, już cię Obserwuję i dodałam do blogrolki, worry not!

      I cedro, Cyda to współautorka tego bloga i zazwyczaj ją lubimy. :D

      Usuń
    2. Widzisz, nie w temacie jestem to i ksywki mi się jeszcze mylą. Oczywiście miałam na myśli Cedro. Slip-of-the-tongue mi się przytrafił. Cyd, wybacz :)

      Usuń
    3. *powoli wycofuje się z konwersacji, w trosce o swoje życie*

      Usuń
  12. "Ohh, did'ya hear this, lads? He says we'll blunt the knives!" <333
    Zresztą w ogóle Bofur <333 (och spadówa, czasem chyba można sobie pozwolić na niczym nieskrępowany fangirlizm!)

    (co mi przypomina, że miałam skomentować tutejsze pisanie o "Hobbicie", bo udało mi się sprecyzować dokładnie wszystkie punkty, z którymi się zgadzam i te, z którymi się nie zgadzam, z uzasadnieniem włącznie, ale jakoś w końcu się nie zebrałam w sobie... *wchodzi do papierowej torby*)

    Ale do tematu:
    erp... dobra, nie pamiętam, co miałam napisać. Na pewno z angielskimi wstawkami nie mam problemu - za słabo znam angielski. Nie mam problemu z byciem językową purystką - za słabo znam polski. ^^ Są wybrane błędy, które doprowadzają mnie do białej gorączki, ale do Grammar Nazi mi daleko.
    (warto jeszcze pamiętać o "zjadliwy" jako "jadalny". ;) )

    ...miałam też coś wyważonego, rozsądnego i wogle napisać odnośnie tych tam awanturek z Cedro, ale chyba jednak mi się nie chce. ;|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zjadliwy" jako "jadalny" uważam za prawidłowe użycie słowa, duh.

      A James Nesbitt jest gupi i tyle.

      Usuń
  13. *widzi, że Myszy nie zjedli, więc się odważa*
    A ja też się mogę wtrącić wzorem Myszowym? Bo chociaż też jestem spoza i w ogóle zza krzaka, to też po cichu popieram - podzielam większość myśli z notki (a Sprawa Cedrowa, w miarę jak ją śledzę, wygląda coraz bardziej nieprzyjemnie, szczególnie cichcem-cięcie komentarzy Drakainy pod oryginalnym Cedrowym wpisem).

    Też się przyłapuję na myśleniu po angielsku, mimo że mój angielski jest słaby. Ale pewne rzeczy po prostu angielski celniej trafia. A czasem inny język, czasem coś idealnie brzmi po rosyjsku i koniec. To działa nawet jeśli się nie zna "całego" języka. Naukę obcego języka postrzegam nie tyle jako przyswojenie innej wersji mowy, co jako jej poszerzenie, takie dobudowanie nowego skrzydła budynku.

    Rozróżniam błędy od gry językowej. To pierwsze to niezręczność do wyszlifowania (od upiornego bynajmniej/przynajmniej, po poprawny, ale drewniany styl) albo po prostu wypadek przy pracy (literówki). To drugie jest zupełnie inną sprawą i nie wiem czy nadmiar puryzmu nie świadczy raczej o braku wyczucia językowego u purysty. Neologizmy i zapożyczenia wzbogacają nie tylko język, ale i dany tekst. Rzecz bardziej indywidualnego gustu, niż słownika. A swoją drogą, za każdym razem gdy czytam coś starszego, napisanego gawędziarskim stylem (Fredro, Szymon Kobyliński), uderza mnie, że język jest tam skręcany i supłany w precle i paragrafy, których nie zna żaden słownik (a nieraz potępia; detale wyleciały mi teraz z głowy, ale mętnie pamiętam, że Kobyliński miał prywatne podejście do pisowni przymiotników odimiennych). No i właśnie - przecież to są teksty Mistrzów, w czytaniu odczuwa się je jako niesamowicie bogate... ale netowi puryści, chcąc być konsekwentni, musieliby je zjechać z góry na dół. Hm?

    Miewasz czasem uczucie, że jakaś poprawna forma jest nieprzyjemna? Oczywiście to absolutnie subiektywne, ale ja tak mam z tą/tę. No dobra, na ogół pilnuję, żeby napisać "tę książkę", ale krzywię się za każdym razem, bo dla mnie (dla mnie!) to wygląda pretensjonalnie. Zdaje się, że uzus idzie w kierunku ujednoliconego "tą", i po cichu marzę, że kiedyś stanie się oficjalny. No bo skoro "moję książkę" i "twoję łaskę" dało się wywalić na śmietnik, pardon, do muzeum historii, to czemu nie pójść dalej. :) Chociaż oczywiście to moje prywatne odczucie i ktoś inny może lubić "tę".

    No tak, przepraszam za tę (khm) ścianę tekstu, ale słowotok to jedna z moich wad. :) Z którą nie bardzo walczę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, faktycznie Cedro wyciął komentarz Drakainy, który wytykał mu błąd językowy w tekście notki! Chłopak się pogrąża coraz bardziej.

      Za słowotok nie przepraszaj, my tutaj piszemy notki przekraczające granice przyzwoitości, jeśli chodzi o długość, więc rozumiemy twoją przypadłość. :D

      Ja osobiście lubię odmieniać rzeczowniki nieprawidłowo: mówić "kopytków" zamiast "kopytek" itp. Wiem, że popełniam błąd pisząc "piszę bloga" zamiast "piszę blog", ale też mam nadzieję, że będzie to kiedyś forma zwyczajowa. Po angielsku zaś mówię "the bestest", zupełnie się tego nie wstydząc.

      I witamy u nas!

      Usuń
    2. (wrr, OpenID dzisiaj nie działa)

      Ja tam lubię długie posty. :) Na blogi przychodzę, żeby czytać. Hordy Tumblrotwitterów u bram dosyć mnie przerażają...

      O, właśnie. Uwielbiam mówić, że gdzieś było "ludziów jak mrówków". Kluje mi się nowa teoria: człowiek zna język dopiero wtedy, gdy zaczyna świadomie używać błędów. No to ten etap w angielskim jeszcze przede mną.

      Kłaniam się i pozdrawiam, fajnie tu! *idzie poczytać co wcześniej wpadło w oko, a nie było czasu, o Hobbicie*

      Usuń

Prześlij komentarz