Oprócz tego, że wiecie, Sherman IL nie istnieje:
Mniej więcej nie istnieje. A juz na pewno nie od czasu śmierci Johna Hughesa w 2009 roku. Nie zamieniło się w jedno z tych sławnych "ghost towns", które ludzie tak lubią odwiedzać w wakacje, tylko po prostu wszyscy dorośli, wyjechali na studia i założyli rodziny w innych miejscach.
Ale całkiem niedawno zostało wskrzeszone, dzięki człowiekowi, który dał ludzkości "Laboratorium Dextera" i "Samuraja Jacka" (i niestety również "Hotel Transylvania"). Panie i panowie, oto Genndy Tartakovsky, urodzony w Związku Radzieckim amerykański animator, trzynaście razy nominowany do nagród Emmy (wygrał cztery razy, głównie za "Clone Wars" - co będzie ważne potem).
"Sym-Bionic Titan", bo to o nim mowa, wyznaczał przez jeden sezon nowy kierunek kanału Cartoon Network jako miejsca dla nastolatków. Był również ucztą dla wszystkich pop-kulturalnych geeków (bo za nastolatkę to już od dawno uchodzić nie mogę), zwłaszcza jeśli interesowali się oni choć pobieżnie anime, bo tropy wiodą do: "NGE" (robot jest mocno inspirowany Evangelionami), Hayao Miyazakiego, "Van Helsinga", "Solomona Kane'a", "Jin-Roh", "Daimosa". a to tylko pierwszy epizod. W drugim widać inspirację "Desperate Housewives" i kawałek "Casino Royale" (zupełnie nie zmyślam!), a mój ulubiony odcinek to ten, gdzie "występuje" Sala Bojowa z "Gry Endera".

Myślicie pewnie, że z konstrukcji bohaterów wynika cały zarys fabularny serii, bo są oni sztampowi aż do bólu. Przyznam szczerze, że też popełniłam ten błąd, ale Tartakovsky szybko mnie z niego wyprowadził. Ten człowiek jest geniuszem; wziął najbardziej oklepane motywy i kalki i przetworzył je na coś świeżego. Zobaczcie zresztą TV Tropes.
Zalet jest jednak więcej: bardzo udane łączenie tradycyjnej animacji z komputerową, brak romansu między głównymi bohaterami, czerpanie pełnymi garściami z klasyki SF (wspomniana już "Gra Endera", "Potwór z laguny", "Gwiezdne wojny" - jedna ze scen walki jest zrobiona w stylu tych z "Clone Wars", tylko lepiej), wielki robot walczący z potworami ("Pacific Rim" jest bardzo "inspirowany" tą serią, nie tylko w tym aspekcie, ale również pary pilotów), świetne użycie filozofii taoistycznej (ciało, umysł, serce) i przede wszystkim, świetnie pokazana szkoła średnia na przedmieściach, jak w "Mean Girls" lub "Suburgatory". Ale ponieważ inspiracją były filmy Johna Hughesa, to nic nie jest takie, jak mogłoby się na początku wydawać. Do tego świetna muzyka z epoki.
SBT- A stroll in the park by *lychi on deviantART
SBT- A stroll in the park by *lychi on deviantART
Minusy? Jest jeden. Serial zniesiono z anteny po 20 odcinkach, bo nikt nie chciał produkować do niego zabawek (ach, komercja, thou are a bitch!)
(Wpis z dedykacją dla Myszy, która podbiera mi pomysły na wpisy :D)
(Wpis z dedykacją dla Myszy, która podbiera mi pomysły na wpisy :D)
Tużeś mnie zaskoczyła. O SBT słyszałam kilka razy (plus wpadło mi w oczy jak robiłam research do Tartakovsky'ego odnośnie "Hotel Transylvania"; naprawdę Ci się nie podobał??), ale to nie moja bajka - anime toleruje tylko w postaci Sailor Moon albo rycerzy Zodiaku, a wielkie roboty mnie nigdy nie kręciły. Za to samochody tak. Blachara za mnie straszna. Na filmach z serii "Fast & Furious" podniecam się straszliwie.
OdpowiedzUsuńAle tak rzucasz tymi odniesieniami i smaczkami z filmów, że aż się chyba, cholera jasna, skuszę.
Bo ja wiem, czy anime? Nie bardziej niż "Samurai Jack". To po prostu bardzo dobry serial dla nastolatków z elementami SF, i oba te genre'y są bardzo dobrze realizowane. A że intertekstualność aż buzuje w kociołku Tartakovsky'ego (zabrzmiało dwuznacznie...)? Mnie to odpowiada.
UsuńFast&Furious uwielbiam, bardzo mnie ucieszyła cudowna piąta część i dodatek The Rocka, zaczęłam oglądać z obowiązku (bom fanka), a skończyłam z wielka przyjemnością rany, co dzisiaj się ze mną i tą dwuznacznością dzieje) i szóstej części się doczekać nie mogę. Ale jednak co wielkie roboty, to wielkie roboty.
A co do "Hotelu Transylvania": to nie tak, że mi się nie podobał, ale po Tartakovskym oczekiwałam więcej i film mnie rozczarował.
Warto, naprawdę warto. Animacja jest bardzo ciekawa, znaczy, nie obłędnie piękna, ale charakterystyczna i zdecydowanie z pomysłem - jak postacie biegną przez las na przykład to nie masz takiego typowego ujęcia z boku, tylko odbicia w kałuży, z punktu widzenia żaby... Kamerzysta cierpiał na nerwowość zadka widać i z bardzo dziwnych miejsc lubił się na ekipę zaczajać najwyraźniej.
UsuńHistoria też jest bardzo sympatyczna - ma faktycznie trochę taki feel anime, ale nie tych nowych, tylko takich z lat osiemdziesiatych, Zillion, Captain Future, Saber Rider, te klimaty. I każdy odcinek w innym stylu, są i szkolne dramaty, rządowe spiski, słodcy obcy, horror nastolatkowy, horror zwyczajny, nastolatkowe komedie, zamaskowanych bohaterów... Full serwis.
Fanserwis też jest.^^
No ale fanserwis nie dotyczy Ilany, co wydawałoby sie logiczne. Tzn. paraduje ona w samym ręczniki, ale jest Kimmy przede wszystkim, pani sąsiadka-cougar i Lance paradujący bez koszulki.
UsuńZ Hotelem Transylwania to ja na przykład miałam problem taki, że to to nie była animacja telewizyjna, tylko film kinowy. I jeśli ten film kinowy nie zaskakuje nigdzie oryginalnością, to odtwarzany schemat powinien realizować tak, żeby był powód iść do kina. Czyli jak bohaterowie włażą na dach i ogladaja tę piękną panoramę wokół, to powinna być piękna, a nie żeby trzeba było wierzyć westchnieniom osób oglądających. Jak włazi na dach i rzuca mowę, to powinna być taka, żeby zrozumieć, czemu ludzie na dole są wzruszeni - nie pogadanki a'la Królewna i Owca. Jak bohaterowie śpiewają, to maja śpiewać pięknie, a nie tak sobie, przy reakcjach jakby to był nie wiem jaki hit. A jak się nie potrafi tego zrobić, to nie robię takiej sceny, a nie tylko dlatego, że już była w każdym innym filmie.
UsuńA kto by tam chciał Ilanę bez koszulki. Takie seriale się ogląda dla męskich zmokniętych torsów.
UsuńŚcie mnie namówiły, chyba. Dodam SBT do listy i kiedyś przy okazji obejrzę :)
UsuńMoże mój zachwyt - umiarkowany, ale jednak - "Hotel Transylvania" wynikał stąd, że po Sandlerowej ekipie (głosowej) spodziewałam się naprawdę BARDZO złego filmu, a o tym, że obejrzałam film Tartakovsky'ego zorientowałam się dopiero przy napisach końcowych.
Mnie się w każdym razie film podobał. Zwłaszcza animowane nietoperki :)
A na F&F 6 już się wprost nie mogę doczekać!
Ha, bo ja do tego podeszłam właśnie z drugiej strony - spodziewałam się Tartakovsky'ego, nadziałam się na sandlerową ekipę.
UsuńAle wampirzyczka była rozkoszna. Choć na pewnym etapie zorienowałam się, że bardziej shipuję tego jej zbłąkanego tajmlorda z tardiskiem w kształcie plecaka z jej papą niż z nią.
Wot, kwestia podejścia.
UsuńŻe tak sparafrazuję Forresta Gumpa: "Slasher is as slasher does" :D Ale totalnie rozumiem dlaczego tak miałaś - coś w tym pairingu jest.
Moze to, że są na ekranie praktycznie cały film a młoda ma z nim kontakt tylko od czasu do czasu? Inna sprawa, że mnie się ten ich romans na tym etapie podoba średnio - młoda powinna najpierw jednak ruszyć w świat i się porozglądać nim się zdecyduje.
UsuńAle i tak najfajniejsze postacie to był sterany wilkołak i niewidzialny ekshibicjonista.
Najfajniejsza była gremlinowa "To nie ja".
Usuń