Jak zagrać w "Hobbicie" - poradnik praktyczny (ha ha)

Tu powinna być notka, choćby najkrótsza, o drugim odcinku trzeciej serii "Sherlocka", ale wybaczcie, nie będzie jej, bo ciągle się zastanawiam, czy to ten serial, czy to ja? Chciałabym dzielić ten fanowski zachwyt z Ninedin czy nawet popaść w zbytni sentymentalizm, zgadzając się z tym postem na tumblrze (SPOILERY, nie czytajcie, jeśli nie widzieliście "The Sign of Three"); zamiast tego siedzę i analizuję, rozmyślając trochę o obejrzanych wczoraj po raz -enty dwóch częściach "Transformersów" i po raz drugi dodatkach do "Hobbita 1" (Beryl wizytowała, a nie widziała ani filmów Baya, ani dodatków, więc sami rozumiecie.)

źródło

Uzmysłowiłam sobie, że większość ludzi, których w przemyśle rozrywkowym lubię/fanię to geekowie. Guillermo del Toro dziecięciem będąc namiętnie oglądał w kinie kaiju movies, często bez napisów. Michael Bay fetyszyzuje amerykańskich żołnierzy. Moffat/Gatiss to przecież trolle-fanboye, że nie wspomnę o Peterze Jacksonie. A David Tennant czy Peter Capaldi? Obaj wychowali się oglądając "Doctora Who". Wszyscy z nich ciężko pracowali, by móc dziś robić to, co kochają.



Zaczęłam się więc zastanawiać: co ja bym chciała robić? Odpowiedź, mniej więcej od 12 grudnia niezmienna (czyli już prawie miesiąc, jak na mnie to prawie wieczność, era fanowskiego życia) brzmi: chciałabym zagrać w "Hobbicie". Na własny użytek stworzyłam więc listoporadnik, którego zadaniem było zebrać (i w ciemności związać, ekhem...) wszystkie sposoby dostania się na plan filmu i zagrania w nim choćby jako stażysta. Niestety, Jackson nie oferuje, jak np. dzieje się o w przypadku "Teen Wolfa" (który dzisiaj wraca, I'm so excited!), konkursu, gdzie mała rólka jest nagrodą główną, więc niestety ten sposób odpada. Ale jest kilka innych, o czym szerzej poniżej. Przy czym, good luck (ha ha).



JAK ZAGRAĆ W "HOBBICIE" - PORADNIK PRAKTYCZNY

McKenzie jeszcze bez imienia
1. Bardzo pomaga mieszkanie w Nowej Zelandii lub Australii. Ewentualnie w Wielkiej Brytanii. Czyli większość z nas już na starcie jest geograficznie upośledzona pod tym względem, nie posługujemy się, jak prawie wszyscy w Śródziemiu, queen's British i mieszkamy na złej półkuli globu.

2. Trzeba dobrze wyglądać. Serio, serio, jak się dobrze wygląda, to spece od castingu zadzwonią nawet do agentów Kanadyjek (Evangeline Lilly), a nawet (GASP!) Amerykanina (Lee Pace), oczywiście oferując starannie wyselekcjonowane role zarozumiałych elfów. O Nowozelandczykach można bowiem powiedzieć sporo, ale nie to, że są dumni i zarozumiali.

3. Trzeba być kaskaderem z Nowej Zelandii. W tej chwili wszyscy trudniący się tą profesja kiwi przeżywają okres prosperity, bo pracę mają zagwarantowaną na trzy lata. Właściwie sadzę, że podobnie zacznie się wieść ich kolegom z najbliższego kontynentu, bo przecież trzeba sfilmować Bitwę Pięciu Armii, a nie wszystko da się zrobić za pomocą efektów komputerowych. (Jednak nie we wszystkich trudnych scenach mogą wystąpić kaskaderzy, choć kwestia: "Myślałem, że oni to zrobią" pada z usta aktorów nadzwyczaj często, zwłaszcza, gdy trzeba biegać).

Peruki nie stwierdzono.
4. Trzeba mieć specyficzną budowę ciała. Jeśli więc jesteś niski lub bardzo wysoki (i oczywiście mieszkasz w Nowej Zelandii, grrr), to właściwie angaż masz pewny. Dwumetrowy policjant imieniem Paul gra Gandalfa, a pewna gospodyni domowa zostawiła męża w domu, by wychowywał dzieci, a sama zastępuje Aidana Turnera we wszystkich scenach, gdzie Kili musi być niski. Świetnie też mają się wszyscy ci, którzy mieszkają blisko Hobbitonu Matamata i wyglądają jak hobbici, są zatrudniani od ręki.

5. Trzeba było wystąpić we "Władcy pierścieni". Wrócili, choć nie musieli, Hugo Weaving, Christopher Lee, Cate Blanchett, Elijah Wood, Orlando Bloom i Ian Holm, a nawet Bret McKenzie, który wreszcie zasłużył sobie na imię dla postaci. No dobrze, zapracował sobie na imię, a potem i tak mu tę trudną i bardzo wymagającą scenę wycięto z kinowej wersji filmu.

6. Trzeba pracować przy kręceniu "Hobbita". Tim Wong głównie przygotowuje i szkoli kaskaderów, ale gra też Radagasta w scenach z sunącymi prędko saniami. Terry Notary to choreograf, ale zdarzyło mu się zagrać orka z kwestią mówioną. William Kircher, Peter Hambleton i Mark Hadlow oprócz bycia krasnoludami zagrali też trolle, podwójną rolę dla siebie zgarnął też Benedict Cumberbatch (ale on przekupił Petera Jacksona herbatą). Moim ulubionym przykładem jest zdobywca Oscara (za scenografię) Dan Hennah, który jest prawdopodobnie jedyną osobą grającą w "Hobbicie" bez peruki lub doczepianych włosów (za to doprawiono mu nos, gdy zagrał starego Tuka).

Stephen Colbert
7. Jeżeli powyższe sposoby nie wypalą, pozostają rozwiązania nietypowe. Można prowadzić popularny program rozrywkowy i na każdym kroku deklarować bycie fanem Tolkiena. Tak robił Stephen Colbert i proszę, dochrapał się małej roli jako człowiek w Esgaroth.

8. Pomaga nepotyzm. We "Władcy pierścieni" i w "Hobbbicie" wystąpiła Katie Jackson (jako, odpowiednio, cztero- i czternastolatka), dla której wcielenie się w rolę hobbita jest czasami jedyną okazją do zobaczenia się z ojcem. Córki Jamesa Nesbitta (Bofur) zagrały córki Barda, mimo że w książce Bard miał tylko syna. O dzieciach ludzi pracujących na planie nie warto wspominać, rodzice mają to wpisane  umowach o pracę.

9. Teraz sposób bardzo nieortodoksyjny. Pomaga bycie podopiecznym fundacji "Mam marzenie". Martin Freeman opowiada w dodatkach o sparaliżowanej kobiecie, która porozumiewała się ze światem za pomocą mrugania i która zagrała hobbita w scenie targu w Shire. Wspominam o tym z kronikarskiego obowiązku, a nie dlatego, że zachęcam do bycia chronicznie chorym.

Ojciec z córką
10. Jeśli jednak wszystko to zawiedzie (a pewnie tak będzie, nie żebym tutaj odstawiała Błotosmętka, to po prostu realne spojrzenie na sytuację), zawsze można te trzy filmy o Bilbo Bagginsie i wesołej gromadce krasnoludów wyreżyserować i samemu się w każdym w małym cameo (choć nie watykańskim) obsadzić. Niestety tę fuchę już obsadził niejaki Peter Jackson. (Co ciekawe, działa to również w drugą stronę, można w filmie zagrać, a potem zostać jego reżyserem, jak Andy Serkis).



Komentarze

  1. Ha, myślisz, że podkreślanie uwielbienia dla Tolkiena, LOTR, i Hobbita na polskim blogu wystarczy? Bo się napaliłam, ja nawet nie będę potrzebować tyle botoksu co Bloom, żeby grać elfa... No dobra nie jestem tak idealnie urodziwa, ale mogłabym być potomkinią elfa i krasnoluda - jakąś małą rólkę można by skrobnąć dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak myślisz, po co ja ten cały wpis stworzyłam? :D Teraz go tylko przetłumaczę na angielski, dołączę maila i czekam na wiadomość od ekipy Jacksona. Cóż to, że skończyli już kręcić trzecią część, na pewno coś się znajdzie.

      Usuń
    2. Na pewno, dokręcą z pięć minut z nami. W scenach walki mogę być słabsza, bo istnieje ryzyko, że się o coś potknę, ale mogę stać z wyniosłą miną i elegancko machnąć płaszczem :)

      Usuń
    3. Oraz zaplątać się w niego i równie malowniczo sturlać się ze schodów bez poręczy? Yeah, I can do that too. :D

      Usuń
    4. hobbita może i skończyli ale na nasze szczęście tolkien zostawił tony materiału ot choćby silmarilion ;)jak z hobita zrobili 3 filmy to z tego dycha jak nic padnie co prawda jest jedna wada no more hobbits ale za to będzie full elfów o valarach nie wspominając :) a zatem niech żywi nie tracą nadziei że klasykiem zakończę ;D

      Usuń
  2. można jeszcze skorzystać z podpowiedzi davidsona z pieciu doktorów czyli wkradamy się na plan i przebieramy się za dekoracje ta metoda ma tą zaletę że w hobicie dekoracji nie brakuje więc wystarczy tylko kasa na bilet w dwie strony i jakiś motel ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny pomysł, oprócz tego, że potem nikt ci nie uwierzy, że grałeś to drzewo w prawym rogu. A ja chcę chwały!

      Usuń
    2. na to też jest rada kręcimy swoją wersje z kolegami/żankami i zaczajamy się nie daleko planu a następnie w odpowiednim momencie podmieniamy naszą wersje za wersje PJ dla pewności robimy to już po etapie postprodukcji i montażu jak tego dokonać ?są filmy instruktażowe np.Mision Imposible ;)

      Usuń
    3. to wersja skomplikowana można też prościej czyli zapraszamy gwiazdy filmu do knajpy upijamy na umór następnie ubieramy lateksowe maski na siebie i idziemy grać za nich na plan plus nikt się nie połapie bo gwiazdy po wytrzeźwieniu nie będą nic pamiętać :)to nazwijmy plan B :)

      Usuń
    4. Jest plan B!

      (BTW, jak wyglądają więzienia w Nowej Zelandii? Tak tylko pytam, profilaktycznie.)

      Usuń
    5. nie sprawdzałem ale na pewno nie gorzej niż u nas po za tym klimat jest lepszy ;)pozdrawiam

      Usuń
  3. Ale mi poprawiłaś humor. :D Wpadłam z ciekawości poprzez 221B Baker Street i chyba zostanę tu na stałe. ^^
    Bennie przekupił herbatą mówisz? Te gify z wywiadu były piękne. <3
    Świetny wpis.
    Ach chciałoby się zagrać, chciałoby się. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ale tu zwykle są innego rodzaju posty. :D Np. od jutra przez kilka najbliższych tygodni będą całkiem niezrozumiałe notki o Teen Wolfie. Uprzedzam, żeby nie była rozczarowana.

      Usuń
    2. Tak się składa, że też oglądam Teen Wolfa, więc nie mam nic przeciwko! :)

      Usuń
  4. Czyli należy znaleźć jakąś dobrą wizażystkę, przebrać się za Hobbita i polecieć do Nowej Zelandii (po drodze ćwicząc odpowiedni akcent). Potem tylko cichaczem wkraść się na plan i w scenach tłumu zajmować miejsce w pierwszym rzędzie. Kaszka z mleczkiem ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ty myślisz, że od razu rolę mówioną dostaniesz? O naiwności! Ćwiczenie akcentu można sobie odpuścić.

      Usuń
  5. W razie braku wyględności (elfiej bądź hobbiciej) oraz właściwego adresu i rodziny, warto sięgnąć po mniej oczywisty potencjał. I tak, kiedy ktoś nas nazywa zimną rybą, należy zażądać tego na piśmie, po czym wysłać do castingowców jako zaświadczenie referencji. Dodatkowy plus - nie trzeba nawet umieć pływać! Podobnie czynimy w przypadku usłyszenia pod swoim adresem "złotko kochane", "mój klejnociku", "ty krowo" i "po tym serniku będziesz się czuć jak beczka". Dla desperatów interesujące mogą być możliwości otwierane przez "jesteś moim króliczkiem", ale to oznacza wyjątkowo fizyczną rolę... choć z dodatkiem kaskaderskim w gaży, jak mniemam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay, i to jest pomysł! Jako "beryl" z pseudonimu a "perełka" ze zdrobnień mogłabym zrobić karierę zalegając malowniczo pośród wzgórz złota i dodając im koniecznej bajeczności.

      Usuń
    2. Och, króliczki, jak Jackson wyjechał z tym pomysłem, cała ekipa była święcie przekonana, że żartuje, dopóki im nie pokazał zdjęć ogromnych królików. I wtedy do nich dotarła powaga sytuacji.

      Usuń
    3. @Beryl
      To jest w ogóle jedna z lepszych opcji, bo:
      - zawsze się znajdzie miejsce dla jeszcze jednego statysty
      - jest szansa na bycie dostrzeżonym przez Freemana
      Minus jest taki, że choć wprawdzie rola polega głównie na leżeniu i błyszczeniu, to są też sceny akcyjne, do których trzeba mieć opanowaną choreografię zbiorową.

      @Rusty
      Szczególnie do cateringowców, którym w oczach stanęła po pierwsze logistyka dostaw marchwi w ilościach dla ras wyczynowo-wyścigowych, a po drugie oznaczanie każdej klatki wielkim czerwonym "Aktor! NIE prowiant!".

      Usuń
    4. Wampiry ze "Zmierzchu" mają niezdrową przewagę nad resztą populacji w tej materii.

      Nah, zrobili je komputerowo, ale te króliki są w realu bardziej przerażające niż te z Monty Pythona. Bo istnieją naprawdę.

      Usuń
  6. Czyli szanse nikłe, ale zawsze jest nadzieja. Czy ktoś z obsady nie ma przypadkiem polskich korzeni, abym mogła podać się za daleką zaginioną kuzynkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że nie wiem. Ciekawe pytanie w gruncie rzeczy.

      Usuń

Prześlij komentarz