Camp, głupcze!

Trafiłam ostatnio na tumblrze na notkę porównującą moje dwa aktualnie ulubione seriale, czyli "Teen Wolfa" i "In the Flesh". Pozwoliłam ją sobie zamieścić poniżej: 


Najpierw uznałam ją za kretynizm czystej wody i olałam, ale po kilku dniach doszłam do wniosku, że nie mogę tego tak zostawić i aż prosi się to o komentarz. Nie zamierzam wspominać jednak podejściu Dominica Mitchella i Jeffa Davisa do tworzonych dzieł, bo nie to wydaje się mi być największym problemem w tym dziwnym porównaniu, ale jeśli chcecie o tym poczytać, to tumblr na pewno dostarczy wam odpowiedniego materiału.

Jeśli ktoś zna oba seriale tylko ze słyszenia, to może mu się wydawać, że mają ze sobą sporo wspólnego: oba są dosyć nietypowymi produkcjami swoich stacji macierzystych (MTV co prawda od pewnego czasu nie jest już kojarzone z muzyką, ale "TW" i tak jest dosyć wyjątkowym tytułem w ich ramówce, a do tej pory sztandarowym przykładem produktu a'la BBC3 było "Little Britain"), oba mają nadnaturalnych bohaterów, oba mają ensemble cast...

No, to tyle punktów wspólnych.

Wszystko inne je różni.

"In the Flesh" to dramat, "Teen Wolf" to serial dla nastolatków. "In the Flesh" rzadko sięga po horror i humor, podczas gdy  "Teen Wolf" się na nich opiera. "In the Flesh" to jedna wielka metafora, a "Teen Wolf" jest bardzo, bardzo dosłowny. "In the Flesh" mimo toposu zombie jest niesamowicie świeży i oryginalny, "Teen Wolf" korzysta z bycia remake'iem. "In the Flesh" jest bliżej do bycia serialem obyczajowym, a "Teen Wolfowi"  - superbohaterskim. W "In the Flesh" cierpienia bohatera są głównie wewnętrzne, w "Teen Wolfie" raczej zewnętrzne. Mogę tak długo, wierzcie mi.


Można wypominać, jak autorka posta na górze, że "Teen Wolfowi" brak głębi socjopolitycznego komentarza, ale chyba tylko po to, by spowodować u potencjalnego czytelnika facepalm. "TW" nigdy nie miał być alegoryczny, on miał dostarczyć niskiej rozrywki. Temu służy brak koszulek, "queerbaiting" (w cudzysłowie, bo nie jestem pewna, czy faktycznie w serialu występuje), kolorowe oczka, walki w zwolnionym tempie, gore, obsada rodem z wybiegu pokazu mody, sięganie do coraz to nowych mitologii i użyta muzyka. "In the Flesh" nie zniża się do takich chwytów, nastrój tworzy jeden zawodzący piosenkarz i klimatyczne ujęcia depresyjnych widoków z hrabstwa Lancashire.

Co więcej, targety obu seriali się różnią. Logicznym przejściem fanów od "Teen Wolfa" do "In the Flesh" jest może szukanie głębi, ale związane przede wszystkim z tym, że widz przestaje być nastolatkiem i zaczyna szukać czegoś poważniejszego w w telewizji. Ja na szczęście nastolatką już od dawna nie jestem i nie muszę się wstydzić oglądania rzeczy "niepoważnych". Mogę też bez uczucia zażenowania przyznawać się do oglądania "Teen Wolfa" również dla dużych ilości umięśnionych mężczyzn bez koszulek i tego, że sprawia mi to przyjemność.

Fundamentalną różnicą między oboma serialami jest jednak przyjęta estetyka. "In the Flesh" może i ma  w sobie spore ilości zombie, ale w życiu nie nazwałabym go rozrywką dla mas. "Teen Wolf" zaś to camp czystej wody. Susan Sontag, gdyby żyła, umieściłaby ten serial MTV w nowej edycji swojego słynnego eseju. "Teen Wolf" nie traktuje siebie poważnie, nie aspiruje do bycia kulturą wysoką, wykorzystuje klisze i w dodatku autokanibalizuje się. Ta świadomość bycia campowym sprawia, że serial o nastoletnich wilkołakach zdobył spory fandom i rozgłos, mimo bycia, cóż, serialem o nastoletnich wilkołakach. Gdyby lacrosse nie był dostatecznie wyraźnym znakiem, spójrzcie na to, jak w przerysowany sposób Ian Bohen gra Petera Hale'a.


Chcecie metafory? Proszę, oto ona: uwielbiam "Rzeki Londynu" Ben Aaronovitcha, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy porównywanie tej książki do "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakowa - a przecież obie powieści zawierają miasta nawiedzone przez nadnaturalne istoty. Albo inaczej: "Rocky Horror Show" nie ma nic wspólnego ze "Skrzypkiem na dachu" oprócz bycia musicalem. Trudno też porównać Lykke Li z Miley Cyrus czy "Maus" ze "Spider-Manem"...

Czy już jest jasnym, dlaczego w końcu reblogowałam ten post z komentarzem "bullshit"? :P Jego autorce z pewnością przyświecała dobra chęć podzielenia się zauważonym zjawiskiem ze społecznością fanowską, ale skupiając się na szczegółach zamazała ogólny obraz. Estetyka jest kluczem do zrozumienia fenomenu obu seriali i przynajmniej części aktualnej fali krytyki "Teen Wolfa". Ale to już temat na inną notkę.

Komentarze

  1. Tak, masowe migracje z Teen Wolfa do In the Flesh też od dłuższego czasu obserwuję na swoim kokpicie. I owszem, być może jest to po części kwestia publiki, która robi się coraz starsza i zaczyna szukać ambitniejszej rozrywki, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że w fandomach - przynajmniej tych, które są najgłośniejsze na Tumblrze - wszystko wiecznie rozbija się o reprezentację. Nie mam pojęcia ile razy widziałam porównanie TW i ItF pod kątem "a bo tu jest gej, a tu nie ma, bu". Ogromna część krytyki pod adresem TW dotyczy właśnie braku reprezentacji queer/PoC, przynajmniej ta część, która wpada mi w oko. I w sumie jestem tę krytykę w stanie zrozumieć, bo nie raz odnosiłam wrażenie, że Jeff czy Posey za chwilę sami poklepią się po ramieniu, bo wow, such important, much representation, podczas gdy nic wywrotowego raczej nie robią. Same story z queerbaitingiem, to chyba nawet nie tyle kwestia tego, co się dzieje w serialu, co wokół serialu - patrz spoty "we're on a ship", takie wodzenie za nosy "oglądajcie, oglądajcie, kto wie", po czym ta nagła zmiana na "Sterek? jaki Sterek?". Fakt faktem Jeff strzelił sobie w stopę w momencie, w którym zaczął dostrzegać istnienie shipu i praktycznie zaczął się w nim taplać, przez przypadek dając shippersom (to w ogóle słowo?) nadzieję na kanon.
    I czy ja w ogóle piszę na temat?
    W każdym razie problemem fandomu Teen Wolfa chyba zawsze było traktowanie tego serialu zbyt poważnie. Wystarczy spojrzeć na mety krążące po sieci - PTSD Dereka, teorie fanowskie, do których research zajął autorom prawdopodobnie więcej czasu, niż Jeffowi napisanie połowy sezonu. Teoria z niebieskim i pomarańczowym - znów, ciekawa rzecz, ale niezbyt realna. Naprawdę nie spodziewałabym się żadnych co brardziej subtelnych zabiegów artystycznych po ludziach, którzy non stop kręcą epickie potyczki w slow motion i ujęcia podskakującego tyłka Hoechlina ^^
    Jakby znowu zboczyłam z tematu?
    Tak, zmierzam do tego, że niezrozumienie konwencji Teen Wolfa to już stare wieści i nieraz doszło z tego powodu do absurdalnych sytuacji. Także pełna zgoda, o.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mi się to tumblrowe porównanie wydało dziwne, chociaż pewnie bym go w ogóle nie zobaczyła, gdyby ni Ty. Ale wciąż nie mogę się za bardzo wypowiedzieć o In The Flesh.

    Gdzie w TW jest ten rzekomy queer baiting? Mają trochę postaci kanonicznie homoseksualnych, a pairing, którego pożąda fandom, prawie nie ma wspólnych scen (i może oglądam jednym okiem, ale nie nazwałabym ich queerbaitingiem). A samo uczulenie na odzież wierzchnią się chyba nie kwalifikuje...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, ludzie mnie nigdy nie przestaną zadziwiać. W życiu bym nie wymyśliła, że te produkcje łączy coś poza tym, ze obie są serialami. Tumblr jest mi zupełnie obcy i gdyby nie ty, nigdy nie trafiłam na ten kwiatek.

    OdpowiedzUsuń
  4. No ale "In the Flesh" wcale nie jest lepsze pod tym względem. Pewnie, Kieren jest queer i super, że jest, ale do tej pory jedyną PoC była Maxine. IMHO nie jest to jakieś super kryterium do oceniania wartości produkcji.


    Ale zgadzam się z tobą, jeśli chodzi o queerbaiting okołoserialowy. Mam rację, że cały spot "We're on a ship - pun intended" był z perspektywy czasu niefajną rzeczą i nie chodzi mi o udawanie, że Sterek nie istnieje, ale o radykalne ograniczenie ze szkoda dla integralności fabuły scen pomiędzy dwoma aktorami tylko po to, by "zgasić" fandom.


    I masz chyba rację z tym, że fandom zbyt poważnie traktuje "Teen Wolfa", jakby nie zauważając jego typowo rozrywkowego nastawienia.



    P.S. Pisanie na temat jest przereklamowane.

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie chyba to jest queerbaiting, jak Owca poniżej ładnie napisałam, że jak trzeba było podbić popularność serialu, to nakręcili klip na jachcie. A jak tylko fani zaczęli szaleć, to O'Brien i Hoechlin maja mniej scen. Co jest bezsęsu fabularnie, że nie wspomnę o tym, że te sceny zwykle były przezabawne, bo oni świetnie grali "na siebie nawzajem".

    OdpowiedzUsuń
  6. Tumblr jest pełny tzw. social justice warriors, co bywa zabawne. Ale oprócz tego jest cudownym miejscem, gdzie fandomy kwitną bujnie i są gify i zabawne komentarze i zwierzątka. O.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ok, nic nie wiem o żadnym jachcie o.O

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczytem mojej aktywności w internecie jest zostawianie komentarzy u zwierza i ciebie, a jak jak mam ochotę i potrzebę fandomować zaglądam na youtuba, - stara już jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Był jakiś plebiscyt, chyba slashowy, i by zdobyć głosy, ekipa TW nakręciła klip, gdzie O'Brien i Hoechlin śpią na jachcie, budzą się, mówią "We're on a ship - pun inteded", proszą o głosy i idą spać. Jak to cię ominęło?

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiek nie ma tu nic do rzeczy, popatrz na mnie! Ale ja lubię internet, nie trzeba się martwić o pozory.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiek może nie, ale brak pewnego rodzaju wrażliwości? Już wolałabym kupić 500 stronicową rozprawę krytyczna o fenomenie Teen Wolfa niż przeszukiwać internet w poszukiwaniu memów czy innych gifów. A internet jest wspaniały to fakt.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie siedzę w fandomie i jestem bardzo dobra w odfiltrowywaniu treści, które mnie nie interesują.

    Czyli wygląda to tak, że showrunner najpierw baitował przynajmniej okołoserialowo, a potem wycofał się z tego rakiem?

    OdpowiedzUsuń
  13. Z dużą ilością przypisów i odsyłaczy :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Toteż dlatego nie jestem za bardzo przekonana, że to właśnie o zwykłe szukanie jakiejś tam ambitniejszej rozrywki chodzi - bo nikt nie porównuje tych dwóch seriali pod kątem gry aktorskiej, prowadzenia postaci, budowy uniwersum, jakiegokolwiek aspektu realizacji (co mija się z celem, ale mniejsza o to). Zazwyczaj to taki, pardon za dosadność, ból dupy, "bo ItF nam dało parę queer, TW nie chce, więc teraz będzie foch z przytupem".

    Wiesz, znów, ja tu jestem w stanie jakoś Davisa zrozumieć. Być może przeszłam przez zbyt mało fandomów i za mało orientuję się w temacie, ale po raz pierwszy spotykam się z sytuacją, w której fani mają do showrunnera praktycznie podejście roszczeniowe , a ship staje się do tego stopnia inwazyjny, że fani praktycznie dyszą biedakowi w kark. W momencie kiedy zaczęły po Tumblrze krążyć listy otwarte i petycje szkitki mi opadły. Choć owszem, sam to na siebie sprowadził. I nie zmienia to faktu, że ucinanie nawet platonicznego Stereka jest zwyczajnie durnym posunięciem.

    OdpowiedzUsuń
  15. O to to, dokładnie to samo myślę. W zyciu nie widziałam, by fani tak bardzo wpływali na fabułę serialu. Bo to widać. Po krytyce 3A Davis zaraz wrócił do utartych schematów z dwóch pierwszych sezonów.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mi się czasami widzi, że ludzie żyją zasadą: "widzę małe podobieństwo, porównuje!". I faktycznie, czasami coś jest na rzeczy (pierwszy przykład jak wpadł mi do głowy - Akira i Kronika), ale częściej jednak zestawienia sensu nie mają, tak jak chociażby postawienie obok siebie Wielkiego Marszu i Igrzysk Śmierci (http://29.media.tumblr.com/tumblr_m211tjiQhN1qialvdo1_500.jpg), których opisy zostały uproszczone do minimum, by pokazać jakież te książki są szokująco podobne do siebie. Nope, mają tyle ze sobą wspólnego co dwa zestawione tutaj seriale. No i Bachman/King zjada Collins na przystawkę;)

    OdpowiedzUsuń
  17. O, dobre! Zestawienie ładnie pokazuje, jak można wyjść od podobnego pomysłu i napisać coś całkiem różnego. Collins dosyc wyraźnie stworzyła powieść dla nastolatków i pomimo tego, że narracja jest pierwszoosobowa, mało skupia się na opisach myśli Katniss. King wręcz przeciwnie, plus są tm dodatkowo daddy issues. Ale nadal uważam, że te dwie książki mają ze sobą więcej wspólnego niż "Teen Wolf" i "In the Flesh".

    OdpowiedzUsuń
  18. To akurat fakt. Nawet dla mnie, osoby z Teen Wolfem (jeszcze) niezaznajomionej, to zestawienie wypada koszmarnie bzdurnie. W sumie, nie wiem do czego mogę porównać In the flesh. Les revenants jednak za odległe w moim odczuciu, chyba bardziej Being Human, ale też nie do końca... a najlepiej uznać, że serial jedyny w swoim rodzaju i na siłę nie szukać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz