Jestem skwaszeńcem, bo nie podobał mi się Mad Max: Fury Road

Byłam wczoraj w kinie na tegorocznym blockbusterze, czyli "Mad Max: Fury Road" i powiedzmy sobie, że podobało mi się tak sobie, z powodów, które pozwolę sobie wyłuszczyć poniżej, głównie dla własnego spokoju ducha, bo od wczoraj mi się w głowie mnóstwo myśli kołata - więc w pewnym sensie film spełnił swoje zadanie, sucks to be you, Simon Pegg.

Na początek disklejmery: nie widziałam poprzednich części (oprócz kawałków "Thunderdome") oraz idąc do kina miałam chyba zbyt wysokie wymagania wobec tytułu, który zachwyca absolutnie wszystkich.

No to zaczynamy, hm?

1. Świat symboliczny, czyli I live! I die! I live again!

Po pierwsze więc, świat przedstawiony. Osobiście miałam kiedyś fazę na post-apo, wydawało mi się, że jak przeczytałam "Kantyczkę dla Leibovitza", "Późne lato" (OK, uwielbiam "Późne lato", idźcie czytać, jeśli nie znacie), "Oryks i Derkacz", to jestem fanką klimatu. Mój problem z MM:FR polega na tym, że post-apo zostało zredukowane do sztafażu, wymówki, by cały świat był komiksowy i nierealny, mimo jego brutalności - w trakcie seansu czułam się trochę tak, jakbym znowu czytała "Old Man Logan", a uwierzcie mi, jest to komiks, który nie podszedł mi bardzo, bardzo i podaję go jako przykład tego, jak zmarnować całkiem niezły pomysł wyjściowy.

Oglądanie MM:FR to jak oglądanie "Sin City" albo burtonowskich Batmanów: są to wszystko filmy prześliczne wizualnie, które jednak przez swoje przestylizowanie nie pozwalają widzowi poczuć się częścią świata przedstawionego. Nie ma całkowitej immersji, bo przyjęte założenia estetyczne na to nie pozwalają.

Wspomniałam dzieła Burtona i Millera (Franka) nie bez powodu, bo antagoniści Millera (George'a) mają sporo wspólnego z ich antagonistami. Wszyscy trzej: Immortan Joe, The People Eater i The Bullet Farmer są właściwie wygrywanymi na jednej nucie karykaturami i choć zabawnie się na nich patrzy, to nie przerażają. To trzech starszych panów, zaszłości poprzedniego świata, patriarcha (mąż), bankier i generał (sędzia na krótko potem), i widz wie, że w nowym porządku nie ma dla nich miejsca; nie wiedzą tego tylko oni. Ich "domy" to próba utrzymania porządku w świecie, gdzie na porządek nie ma miejsca, za pomocą ideologii, pieniędzy lub broni. To jakby ostatnie cytadele cywilizacji. Ale ceną ich utrzymania są też choroby cywilizacyjne.

(Myśleliście, że będę omawiać bezsens walki o ropę? Ha ha, nope, to jest fundamentalne założenie świata przedstawionego i jako takie jest dla mnie święte.)


2. Dychotomia dobra i zła, czyli Who killed the world?

Ale tak naprawdę to nie jest kwestia komiksowej umowności świata, która w tym filmie najbardziej mnie gryzie, oj nie. Najbardziej wkurza mnie powrót do dualizmu dobra i zła jako usprawiedliwionej techniki narracyjnej. Serio? W XXI wieku? Takie rzeczy? Jeśli ktoś jest zły, to jest barrrdzo zły, jeśli ktoś jest dobry, to jest kryształowy wręcz? Po prawie całych dwóch dekadach, gdzie twórcy starali tworzyć morally challenged protagonists (kapitan Jack Sparrow, Flynn Rider, Zygzak McQueen, Tony Stark, cała ekipa z "Person of Interest")* i chociażby szczątkowo zarysować motywację antagonistów (Barbossa, Matka, Loki, cała ekipa z "Person of Interest") mamy nagle powrót do historii, w której nie ma miejsca na szarość.

Jedną z moich "ulubionych" koncepcji teologicznych jest predestynacja w wydaniu kalwinistów i purytan kolonizujących Nowy Wspaniały Świat. W skrócie chodzi o to, że Bóg przed narodzeniem danego człowieka już zdecydował, czy będzie on zbawiony czy potępiony. Można mniej więcej odkryć to już za życia: w niebie purytan nie ma miejsca dla ludzi brzydkich, leworęcznych, z wadami rozwojowymi i rudych, w wydaniu afrykanerskim również dla tych nie należących do rasy białej.

I ta predestynacja istnieje również w świecie MM:FR, ale podział my/oni przebiega na linii płci. Wszystkie kobiety, które są rozpoznawalnymi bohaterkami w filmie są dobre, piękne i bez widocznych deformacji (wyjątek: Furiosa i jej ręka, której brak jest dosyć wyraźnie wadą rozwojową, co jest dosyć ciekawym zabiegiem pokazującym, że Miller wiedział dokładnie, co czyni), natomiast wszyscy mężczyźni są ofiarami chorób cywilizacyjnych (i znowu wyjątek: Max, no bo #notallmen).

(Możecie mi wypomnieć Nuxa, który też zmienia strony. Go ahead, I dare you.)

Ta wewnętrzna reguła świata jest na tyle mocna, że będąca w ciąży lekko szalona żona jest przekonana, że urodzi chłopca, który będzie z definicji BRZYDKIM WarBoyem. Gdy jedna z Matek z Oazy mówi jej, że może będzie to dziewczynka, to od razu się rozchmurza. Bo z konstrukcji świata wynika fakt, że będzie ona "perfect in every way".

I znowu: symbolika dziecka Angharad, tego chłopca, który rodzi się martwy. Jak opisują go Ekolog i Rictus? "Perfect in every way". Widzicie to czy muszę wyjaśnić? OK, wyjaśniam: ten chłopiec miał być Mesjaszem, mostem łączącym oba światy. Ale ten świat na zbawienie nie zasłużył.

W mojej pracy magisterskiej mocno opierałam się na teorii feminizmu Hélène Cixous, która mocno krytykuje arystotelesowską tabelę przeciwieństw typu: porządek/chaos, język/cisza, obecność/nieobecność, ojciec/matka, aktywność/pasywność, dzień/noc oraz kultura/natura, gdzie pierwsza część każdej pary jest z definicji męska i przez to nadrzędna wobec drugiej. Nie przez przypadek pisałam wcześniej o osadach rządzonych przez mężczyzn jako próbach zachowania cywilizacji. Zwróćcie uwagę na symbolikę związaną z jedną z matek z Oazy: ma ona torbę pełną nasion. Bo kobiety w filmie Millera należą do natury, jako te, które dają życie. No a teraz o ile się założymy, że Furiosa dzieci mieć nie może?


3. Feminizm, czyli We are not things

I tak płynnie doszliśmy do elephant in the room, czyli osławionego feminizmu MM:FR. W poprzedniej notce linkowałam do tekstu Chucka Wendiga, który pozwolę sobie przypomnieć, bo również w tym temacie przynajmniej częściowo się przyda. O ile dobrze rozumiem, chodzi o to, że w MM:FR tytułowy bohater odgrywa rolę pomocniczą dla grupy kobiet, które są głównymi bohaterkami i które w wyniku wydarzeń przedstawionych w filmie zyskują władzę i przestają być własnością mężczyzn.

No tak, w sumie właśnie to się dzieje. Ale.

Oto lista ważnych postaci w filmie, zajumana przeze mnie z wikipedii:


Krótkie podsumowanie pokazuje, że stosunek kobiet do mężczyzn w obsadzie wynosi 11 do 9, co jest rewelacyjnym wynikiem, jeśli chodzi o blockbustery. Właściwie jedynym filmem w tej kategorii, który się do niego zbliża jest inna seria fetyszyzująca pojazdy, czyli "Fast and Furious". W kategorii summer flicks jest już "Pitch Perfect", którego przez długi czas nic nie pokona.

Problemy zaczynają się, gdy przyjrzymy się temu bliżej. Mamy Furiosę, pełnoprawną bohaterkę oraz dwóch bohaterów zbiorowych: Żony i Matki z Oazy. Każda z żon jest zdefiniowana dokładnie przez jedną cechę: liderka, szalona, zadziorna, chcąca wrócić, zakochana i poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale w filmie padają imiona tylko dwóch z nich, Angharad i Cheedo. Ale one i tak zostały lepiej potraktowane niż Matki z Oazy, które w filmie pojawiają się głównie po to, by ktoś po stronie pozytywnych bohaterów mógł zginąć w finałowej walce (oprócz Nuxa, który od początku był na to skazany.) Dwie z nich nie zasłużyły sobie nawet na imię w scenariuszu!

Dla porównania, z wymienionych wyżej mężczyzn mam problem z przypomnieniem sobie tylko, kim był The Doof Warrior. Bo Żony rozpoznaję po kombinacji włosów i cechy wyróżniającej. Matek nie rozpoznaję.

(Mam z Matkami również ten poważny problem, że choć scenariusz stara się nam je pokazać jako te dobre, to nie umiem zapomnieć, że de facto były one mitologicznymi syrenami, które wabiły wędrowców na pustkowia, po czym ich zabijały, rabując ich wodę i benzynę. Mam tylko nadzieję, że szlak na solną pustynię był często uczęszczany...)

Chodzi mi o to, że grupa kobiet z nawet bardzo silną postacią kobiecą na czele, które na końcu z pozycji ofiary lądują na szczycie piramidy nie jest defaultowo filmem feministycznym. MM:FR jest filmem feministycznym, owszem, ale jest to feminizm Cixous, oparty na wrogim dualizmie - a przypominam, że "The Laugh of the Medusa" pochodzi z roku 1975. Od tego czasu trochę się świat zmienił. Tylko nie dla George'a Millera. I to jest mój główny problem z "Mad Maxem".


4. Co mi się podobało, What a lovely day!

No dobrze, koniec z marudzeniem. Film mi się nie spodobał jako manifest, nie potrafiłam w trakcie seansu wyłączyć myślenia, ale to nie znaczy, że nie było elementów, które mi się podobały.

Po pierwsze więc, strasznie podobał mi się Tom Hardy i jego interpretacja Mad Maxa, czyli PTSD Max (termin bezczelnie ukradłam Ysabell), zagrany głównie oczyma. Cudo.

Podobał mi się Immortan Joe w warstwie wizualnej, jako ktoś, kto urwał się z filmu klasy B. ("Khaaaan!")


Rewelacyjna była choreograficznie walka pomiędzy Furiosą, Maxem i Nuxem zaraz po burzy.

Burza! O rany, burza była cudowna, "Mumia" właśnie została zdetronizowana.

WarBoys i ich klanowe znaki typu barwnik spożywczy Wiltona jako chrom. Oraz ta oczywista metafora brunatnych koszul, mimo że biegali bez koszul.

Facet z gitarą. Nie rozumiem tego, ale był moją ulubioną postacią w filmie.

Edycja. Jeśli Margaret Sixel nie dostanie za nią mnóstwa nagród, to będę bardzo zła.

Aluzje wizualne do obrazów surrealistów.

Fakt, że scenariusz nie przejmował się zwyczajową ekspozycją bohaterów.

(A ponieważ jestem miła, to nie zapytam o sens mleka matek, o to, jak matki zrobiły przewrót w Cytadeli pod nieobecność Joego, co się stało z Ekologiem i panią Giddy, jak Furiosa obroni Cytadelę przed atakiem z Gas Town i Bullet Farm, czy faktycznie Miller sugeruje powstanie socjalistycznej komuny w Cytadeli na końcu filmu.)

*Wszyscy made by: Disney, Marvel Studios, Nolan.

Komentarze

  1. Łukasz Pilarski31 maja 2015 12:23

    "Ta wewnętrzna reguła świata jest na tyle mocna, że będąca w ciąży lekko szalona żona jest przekonana, że urodzi chłopca, który będzie z definicji BRZYDKIM WarBoyem. Gdy jedna z Matek z Oazy mówi jej, że może będzie to dziewczynka, to od razu się rozchmurza. Bo z konstrukcji świata wynika fakt, że będzie ona "perfect in every way"."

    Ja tu widzę raczej sugestię, że dziecko Immortana musi być potworem, bo przecież ojciec też nim jest. Co jest o tyle ciekawe, że film więcej pokazuje troski Joe o swoje żony, niż powinien, a i tak do końca nie wiadomo, czy krzywdził je inaczej, niż przez trzymanie w sejfie. Fabuła jest na tyle mglista, że jedynym powodem ucieczki mogła być chęć uzyskania niezależności od nadopiekuńczego męża. To równie prawdopodobna opcja, co przemoc domowa.

    "Chodzi mi o to, że grupa kobiet z nawet bardzo silną postacią kobiecą na czele, które na końcu z pozycji ofiary lądują na szczycie piramidy nie jest defaultowo filmem feministycznym."

    Mam pewien problem ze słowem "ofiara". Głównie dlatego, że nie wiadomo, jak wyglądało życie domowe szefa Cytadeli. Jest mowa o tym, że Joe to potwór i nie wybacza, ale to w zasadzie tyle. Reszta to domysły, z założeniem, że jak kobiety uciekają od faceta, to pewnie dlatego, ze je bił i gwałcił i w ogóle okropny był. Nawet by pasowało do wymowy filmu.

    Poza tym mowa jest o tym, że Furiosa to cesarzowa, ale jedna z kilku. Może pozostałe były wierne Joe i akurat wykonywały inne misje?

    "(A ponieważ jestem miła, to nie zapytam o sens mleka matek, o to, jak matki zrobiły przewrót w Cytadeli pod nieobecność Joego, co się stało z Ekologiem i panią Giddy, jak Furiosa obroni Cytadelę przed atakiem z Gas Town i Bullet Farm, czy faktycznie Miller sugeruje powstanie socjalistycznej komuny w Cytadeli na końcu filmu.)"



    Mleko - nie było kóz, więc wykorzystano kobiety. Proste :p
    Przewrót - a to dobre pytanie, czy zrobiły. Bo z epilogu wynika, że z pomocą posiadanego szacunku Furiosa po prostu przejęła władzę. Plus Joe był martwy, wiec ktoś musiał chwycić za stery
    Ekolog i Giddy - zginęli w czasie pościgu jak mniemam. Albo zostali po drugiej stronie kanionu
    Obrona - też się nad tym zastanawiałem. Podejrzewam, że wcale, bo nie będzie miał kto jej atakować. Jeśli dobrze zrozumiałem z obu miejsc wyjechały pełne grupy bojowe, więc nie miałby kto przeprowadzić kontrataku
    Komuna - pewnie tak. Pytanie tylko po jakim czasie by się to wszystko rozpadło ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Łukaszu, w sumie dzięki za ten komentarz, bo pokazuje, że jednak gwałty na ekranie warto pokazać, choćby dlatego, że zawsze znajdzie się ktoś, kto napisze coś takiego jak ty powyżej: nic nie widzieliśmy, nie możemy osądzać. W tym samym tonie pozwolę sobie zinterpretować los Bullet Farmera: pewnie żyje, przecież nie zobaczyliśmy, jak Mad Max go zabija.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łukasz Pilarski31 maja 2015 13:29

    Owszem. Po eksplozji mógł leżeć na wpół żywy i ślepy gdzieś obok płonącego wraku pojazdu. Mógł też leżeć martwy w środku, ładnie przypieczony na wizytę sępów. Scenariusz na ten temat milczy, więc każda interpretacja jest prawidłową, co dotyczy również sytuacji w domu Joe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Filmu nie widziałam więc merytorycznie się nie odniosę, fajnie , że wpadasz na bloga, tumblr, dla mnie to za mało. "Późne lato" właśnie zakupiłam na allegro.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakoś tak ostatnio mnie tematy na teksty napadają, a nie jestem dostatecznie asertywna.

    Daj znać, jak ci się spodobało.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli napadnie cię coś na temat "Jonathan Strange i pan Norrell" nie walcz z sobą.


    Dam znać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Siedzisz w mojej głowie, bo właśnie powtarzam sobie oba odcinki i mnie palce swędzą.

    OdpowiedzUsuń
  8. o tyle ciekawe, że film więcej pokazuje troski Joe o swoje żony, niż powinien, a i tak do końca nie wiadomo, czy krzywdził je inaczej, niż przez trzymanie w sejfie. Fabuła jest na tyle mglista, że jedynym powodem ucieczki mogła być chęć uzyskania niezależności od nadopiekuńczego męża. To równie prawdopodobna opcja, co przemoc domowa.
    Żony były trzymane pod kluczem, pozbawione jakiejkolwiek autonomii i używane do rodzenia dzieci. Mind you, to nie jest przejaw troski. A przemoc domowa nie ogranicza się wyłączne do przemocy fizycznej. To, że nie było siniaków nie oznacza, że nie było znęcania się - było, film jest w tej kwestii aż nadto wymowny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Łukasz Pilarski31 maja 2015 15:25

    Jedno nie musi wykluczać drugiego. I tak, przemoc domowa nie musi oznaczać przemocy fizycznej, tak samo jak potrzeba ucieczki nie musi być domyślnie podyktowana gwałtami, jak to niektórzy komentatorzy sugerują.
    Ja nie neguję, że żony miały u Joe ciężko. Albo neguję, bo mogłem się źle wyrazić. Za to na pewno neguję oskarżanie go z automatu o wszystko, co najgorsze, bo przecie to potwór jest.

    OdpowiedzUsuń
  10. Żony były traktowane jak przedmioty, w oczach Joe nie miały nawet statusu człowieka. Nie miały autonomii. Nie miały własnej agendy. Prawo do decydowania o własnym życiu i własnym ciele zostało im odebrane. Nie miały możliwości wyrazić zgody na cokolwiek, już na pewno nie miały opcji wyrażenia sprzeciwu. Jeśli to nie były gwałty, to co?

    OdpowiedzUsuń
  11. Łukasz Pilarski31 maja 2015 15:41

    Well, ja ciągle piszę o gwałcie w charakterze seksualnym, więc nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Łukasz Pilarski31 maja 2015 15:43

    O traktowaniu jak przedmioty, braku autonomii i własnej agendy. Między innymi.

    OdpowiedzUsuń
  13. No i z tego braku autonomii coś chyba wynika, co nie? To, że gwałciciel zastraszy ofiarę psychicznie, nie fizycznie nie oznacza, że do gwałtu nie doszło. To, że ofiara zostanie postawiona w pozycji, z której nie jest w stanie wyrazić sprzeciwu nie oznacza, że do gwałtu nie doszło.

    OdpowiedzUsuń
  14. Łukasz Pilarski31 maja 2015 15:46

    Owszem, ale powtórzę - nie mamy co do tego pewności, bo scenariusz nie pokazuje/nie mówi o tym wprost. To interpretacja. Oparta na mocnych podstawach, ale wciąż interpretacja.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeśli fakt, że żony były rzeczami ustawianymi i wykorzystywanymi przez Joe jak mu się podoba i to, jak się do niego odnoszą po fakcie nie jest stwierdzeniem wprost, to już nie wiem, co jest o.o

    OdpowiedzUsuń
  16. Łukasz Pilarski31 maja 2015 15:49

    W takim razie proponuję podpisać protokół rozbieżności i rozejść się w pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  17. Beryl Autumnramble31 maja 2015 20:03

    "A ponieważ jestem miła, to nie zapytam o sens mleka matek"
    W jakim sensie sens? Ja założyłam, że to jest luksusowy produkt żywnościowy na wymianę. Pozostałe dwie kolonie pewnie mają wodę, ale nie dość, żeby produkować tyle jedzenia, żeby przetwarzać część na mleko.
    Albo ta druga kolonia się intensywnie rozwija i potrzebuje mleka dla młodych, żeby ich matki mogły już produkować w tym czasie następne.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja powtarzam sobie książkę, i jak za pierwszym razem chcę więcej Childermassa. Pisz, pisz, chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Cieszę się, że w końcu znalazłem osobę, która nie podziela zachwytów nad "Old Man Logan". Po lekturze stwierdziłem podobnie. Zmarnowany fajny potencjał wyjściowy. A dodatkowo irytuje mnie, że Millar biorąc na warsztat między innymi "Unforgiven" Eastwooda (które uwielbiam) ograniczył się do prostych skojarzeń bez jakiegokolwiek zrozumienia tego o co w tym filmie chodziło. Nie rozumiem skąd taki kult wokół tego komiksu.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja przez pewien czas sądziłam, że może przestałam lubić komiksy o superbohaterach, ale potem do mnie dotarło że to komiks był słaby.

    OdpowiedzUsuń
  21. Dzięki za wyłożenie mi kawa na ławę o co chodzi z wrogim dualizmem. I choć osobiście uważam, że Fury Road uznawany jest za film feministyczny głównie dlatego, że trochę odwraca standardowe proporcje płciowe w filmach akcji to jednak jak najbardziej rozumiem Twój punkt widzenia. No i kudosy za poszerzenie mi troszkę horyzontów.


    Osobiście scenę z The Dag mówiącą o tym, że jej syn będzie brzydki odebrałam jako to, że boi się że będzie jak Immortan Joe, a nie że będzie ogólnie mężczyzną. No i z Matkami się bardzo zżyłam. Tak wiem, że Miller wprowadził je po to żeby je zabić w finale, ale kurde nie pamiętam jak dawno widziałam kobiety w wieku 40+ kopiące tyłki, które nie są Helen Mirren, albo Judi Dench.

    OdpowiedzUsuń
  22. Czyli ponieważ jedynym dowodem dla widza w Seven są słowa Doe, w sumie nadal nie wiadomo co było w pudełku? tylko mocno podbudowaną poszlakami teorię?


    Czy istnieje jakikolwiek sposób pokazania informacji w filmie poza bezpośrednim, który jest dla Ciebie wystarczającym, by nie uznać go za poszlakę?


    Seriously, uważasz, że co prawda traktował je jak przedmioty zamykał w sejfie pozbawił praktycznie wolnej woli i traktował rozpłodowo (co im ewidentnie nie odpowiadało) ALE akurat kiedy przychodziło do seksu to pytał je o zdanie? Uwodził, zapraszał na obiad, a jak akurat nie miały ochoty to odpuszczał? :) Ciekawa ale i mocno ryzykowna teza

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz