Hurtowo: Mirror Mirror i Snow White and the Huntsman

Jakoś tak ostatnio na tym blogu zrobiło się poważnie, co zdecydowanie nie było moją intencją (poza tym jest lato, więc powinnam powtarzać bezmyślnie za Rebecą Black: FUN FUN FUN). Obawiam się jednak, że dzisiaj wcale nie będzie lepiej. Odwlekałam bardzo długo pisanie o dwóch ekranizacjach Śnieżki z tego roku (czyli "Mirror Mirror" Tarsema Singha oraz "Snow White and the Huntsman" Ruperta Sandersa), bo ciągle mam poczucie, że to za trudny dla mnie temat, mimo że mam zarys notki w głowie już od dłuższego czasu. Żeby więc go więcej nie tracić, kończę wstęp i przechodzę do właściwego tekstu. 

Postmodernizm ma to do siebie, że w cudowny sposób wspomaga rozkwit intertekstualności. Na początku mamy więc baśń spisaną przez braci Grimm (pomijam inne wersje z uwagi na własną poczytalność), która zaczyna się od słów:
"Jednego razu w zimie, kiedy śnieg prószył z nieba, pewna królowa siedziała przy oknie, które miało czarną hebanową ramę, i szyła. A ponieważ spoglądała przy tym na padający śnieg, ukłuła się igłą w palec, z którego na śnieg trysnęły trzy krople krwi. Czerwona krew tak pięknie wyglądała na białym śniegu, że królowa pomyślała sobie: «Chciałabym mieć dziecko białe jak śnieg, czerwone jak krew i czarne jak hebanowa rama tego okna.» Wkrótce urodziła córeczkę białą jak śnieg, rumianą jak krew i z włosami czarnymi jak heban, którą nazwano Śnieżątkiem. Lecz zaraz po jej urodzeniu królowa umarła. W rok później król ożenił się po raz drugi."
Zła macocha jest bardzo piękna, o czym wie, i ciągle przegląda się w magicznym lustrze. Uroda wydaje się być priorytetem jej działań - w tym aspekcie "Mirror Mirror" wydaje się być bliższe oryginałowi, bowiem w "Snow White and the Huntsman" dołożono królowej żenująco płytkie backstory (skrzywdził ją inny król, więc ona w ramach zemsty podbija i pustoszy inne królestwa, BITCH, PLEASE). Co zabawne, na brak tego tła postaci zwraca w swojej analizie "Śnieżki i siedmiu krasnoludków" Bruno Bettelheim (a.k.a. Bettelheim wymyśla fanfika do baśni, jak lubię myśleć o tym fragmencie):
Nie wiemy, czemu królowa w baśni Królewna Śnieżka nie umie starzeć się z wdziękiem i nie może w pośredni sposób czerpać własnej satysfakcji z dziewczęcego rozkwitu córki. Lecz przecież uprzednio w życiu musiało się jej coś takiego przydarzyć, co sprawiło, że jej miłość własna stała się tak bardzo podatna na zranienie, w rezultacie czego nienawidzi dziecka, które powinna kochać. W jaki sposób lęk rodzica przed własnym dzieckiem przechodzić może z pokolenia na pokolenie, pokazuje całość owego cyklu mitów, którego centralną część stanowi opowieść o Edypie. - Bruno Bettelheim "Cudowne i pożyteczne", str. 306
Bettelheim wskazuje jednak w tym fragmencie na dwa inne bardzo ważne aspekty tej baśni, mianowicie ageizm (rozumiany również jako napór na następstwo pokoleń) oraz nawiązanie do mitu - o czym szerzej później.

Wracając do baśni: gdy Śnieżka dorasta, przewyższa swą urodą królową, więc ta decyduje się ją usunąć. Rozkazuje myśliwemu, by zabrał dziecko do lasu, zabił, a na dowód wykonania zadania przyniósł królowej jakieś organy wewnętrzne do skonsumowania. Łowca lituje się nad dziewczynką i wypuszcza ją w ciemnym lesie (aż chce się zakrzyknąć: Thanks for nothing, dude!), po czym więcej się w baśni nie pojawia. W "Mirror Mirror" jego rolę przejął majordomus królowej, natomiast w "Snow White and the Huntsman" dostaliśmy Thora; jest to jedna z niewielu zmian w stosunku do oryginału w tej ekranizacji, której przyklaskuję z zapałem, bowiem nigdy nie pojęłam, jak Śnieżka może zakochać się w księciu, który zdecydowanie wykazuje skłonności nekrofilskie (dziękuję ci za wskazanie tego tropu, Angelo Carter!) - w baśni odkupuje szklaną trumnę z "martwą" Śnieżką od krasnoludków i zawsze sobie wyobrażam, jak poziom jego pożądania gwałtownie opada, gdy ta wybudza się z magicznej śpiączki. Natomiast Łowca, Łowca jest wspaniały z tego względu, że ma czas Śnieżkę faktycznie poznać, zanim dojdzie do jakichkolwiek wiążących deklaracji matrymonialnych (a że jest przy tym złożony z samych klisz, well, i tak jest bez porównania lepszy od księcia "kręciłem-ten-film-równolegle-z-kolejnym-niepotrzebnym-remakiem-Robin-Hooda"), co właściwie sprawia, że jest w tym filmie jedną z dwóch interesujących postaci (oprócz wprowadzonego nie wiadomo po co brata królowej o imieniu Finn, który wykazał się fascynująco obrzydliwym predatorstwem seksualnym, wyglądając przy tym jak średniowieczna wersja Lucjusza Malfoya, co w moich oczach usprawiedliwia całkowicie jego istnienie).

Ale porzućmy znowu dygresję (nie możecie oczekiwać braku dygresji, znacie mnie przecież od dawna) i wróćmy do baśni: Śnieżkę przed śmiercią w lesie ratują krasnoludki w liczbie siedmiu (Bettelheim wskazuje na ich symbolikę, siedem znanych ówcześnie planet, siedem metali, wszystko to bardzo ciekawe), z punktu widzenia freudowskiej analizy psychicznie dzieci. Na marginesie (jestem w stanie napisać jedno zdanie bez zbaczania z tematu ^^'): Bettelheim bardzo krytycznie ocenia nadanie krasnoludkom imion i indywidualnych cech w filmie Disneya z 1937 roku, postrzegając to mącenie dzieciom w głowie poprzez zakłamanie oryginalnej podświadomej symboliki, którą szkraby powinny sobie przyswoić, by móc dorosnąć. "Snow White and the Huntsman" jakby do oryginału wraca, bo dostajemy typowe tolkienowskie, pracujące w kopalni krasnoludy, czyli dokładnie to, co Tolkien sobie "pożyczył" z germańskich mitologii (ich piosenka jest wyjątkowo irytująca, jeśli weźmie się pod uwagę  teaser trailer z pieśnią o sosnach i górach do "Hobbita"), natomiast ja jednak preferuję wersję z "Mirror Mirror" z uwagi na dwie kwestie: A) zatrudniono autentycznych karłów, B) przyjrzano się im dokładnie i dopasowano określające ich cechy do warunków fizycznych aktorów, zamiast ucharakteryzować ich hurtowo na kapelę punkrockową (co pewnie miało służyć temu, by nie dało się ich policzyć).

Wredne lustro oczywiście od razu donosi królowej, że jej pasierbica żyje i nadal wygląda lepiej wygląda od niej, więc ta trzy razy próbuje ją zabić osobiście, acz w przebraniu: raz za pomocą ciasnego gorsetu, raz za pomocą zatrutego grzebyka, a raz za pomocą jabłka, które dzięki okładce którejś książkowej części "Zmierzchu" jest najbardziej rozpoznawalnym w tej chwili symbolem z tej baśni (czyli porzuceniem niewinności i wejściem w dorosłość, Ewa i wąż itp.). Obie ekranizacje pozbywają się dwóch pierwszych prób morderstwa; zakładam, że w "Snow White and the Huntsman" dzieje się tak dlatego, że główna bohaterka, zamiast siedzieć przykładnie w chatce krasnoludków i zajmować się praniem i gotowaniem, włóczy się po całym świecie, więc królowej trudno ją namierzyć nawet za pomocą kosztownej magii (podoba mi się jednak bardzo pomysł z włoskokolcami rosnącymi na jabłku i krztuszącymi Śnieżkę). W "Mirror Mirror" mamy jednak do czynienia z czymś przedziwnym: królowa nadal próbuje zabić pasierbicę trzy razy, ale zamiast stosować akcesoria wspomagające narcyzm (gorset, grzebyk), decyduje się na wielkie, drewniane kukiełki oraz wykorzystanie Jabberwocky'ego Bestii - co w śliczny sposób każe Śnieżce walczyć zamiast być martwą ofiarą próżności. +10 do feminizmu, brawo Tarsem Singh! Niech księżniczki umierają!


W baśni krasnoludki umieszczają "martwą" Śnieżkę w szklanej trumnie (w "Snow White and the Huntsman" "ciało" laduje na katafalku w katedrze, w "Mirror Mirror" zaś królewna w ogóle nie umiera, bowiem odmawia zjedzenia jabłka, orientując się w podstępie - czyli widać wyraźnie, że czegoś się pannica nauczyła), potem napatacza się książę, przez przypadek usuwa dławiący kawałek jabłka z krtani księżniczki (właściwie nawet nie on, tylko jego posiadający dwie lewe stopy służący), na weselu zła królowa musi tańczyć w rozgrzanych do czerwoności trzewikach, aż padnie martwa, happy end. A przynajmniej happy end z punktu widzenia freudystów. Ja natomiast jestem feministką i choć rozumiem bezsens analizowania baśni w ten sposób (nie miały służyć sufrażystkom, tylko dzieciom), to już uważam, że jest to ideologia nadająca się wspaniale do oceny współczesnych adaptacji.

Obie ekranizacje aspirują bowiem do miana pozycji feministycznych: czyż nie temu ma służyć cała historia Ravenny? Konflikt pomiędzy dwoma postaciami kobiecymi, jedna silną, drugą dopiero zdającą sobie sprawę z własnych zalet, z realnie pobocznymi postaciami męskimi to naprawdę nośny temat (also: Bechdel test), który jednak jeden z tych filmów zaprzepaszcza, dorabiając Śnieżce znaczenie rodem z "Mononoke Hime" (na marginesie, zamiast pożyczyć od Miyazakiego rogatego boga lasu, może należałoby się skoncentrować na tym, by zamiast robić z królowej villaina czystej wody, postarać się nadać jej cechy niejednoznaczne moralnie, jak to zrobiono w przypadku Lady Eboshi - bo jej wątpliwa miłość do brata zdecydowanie nie wystarczy) - przy czym ja to łyknęłam dosyć łatwo, bo już na początku seansu mój mózg uznał, że Śnieżka w wykonaniu Kristen Stewart jest dziewczynką upośledzoną i nie całkiem tutaj, więc jej bycie naczyniem dla życia miało sens, bo trudno być jednocześnie sobą i czymś tak wielkim (przy okazji, uważam, że Stewart z jej brakiem ekspresyjnej mimiki była dobrym wyborem do tej roli i miło mi się ja oglądało na ekranie, w przeciwieństwie do Charlize Theron, która mówiła tak powoli, że przez większość czasu miałam ochotę tłuc ją po głowie, by przyśpieszyła wypowiadanie swoich kwestii; nie chciałam jej tłuc tylko w tych momentach, gdy histeryzowała, bo wtedy myślałam tylko: OMG, YOU'RE CRAZY, LADY). Tu wygrywa "Mirror Mirror", bo faktycznie ta Śnieżka radzi sobie sama, bez wsparcia jakiegoś diuka i jego mało wyrazistego syna czy łowcy z problemami alkoholowymi. Przekonuje do siebie krasnoludki własną osobą, a nie dorobioną new age'owską ideolo dopisaną postaci zupełnie bez sensu i pomyślunku. Można oczywiście rozważać, czy pozbawienie historii głębokiej symboliki i postawienie na lekką rozrywkę miało sens, ale ja osobiście kupuję wizję Singha z całym dobrodziejstwem inwentarza typu "wszystkie drzewa w lesie to brzozy" czy "goście na balu są przebrani za zwierzęta z innych baśni".

Nawiązań do szeroko pojętego kanonu jest zresztą więcej: "Brzydkie kaczątko", "Kopciuszek", "Piękna i bestia", "Żółw i zając", "Królowa śniegu". "Mirror Mirror" też decydowanie lepiej poradziło sobie z brakiem zainteresowania ojca córką, co jest dosyć kluczowym elementem oryginalnej baśni. Bettelheim mówi wprost o edypalnej zazdrości córki o matkę (macochę) i braku zainteresowania mężczyzny konfliktem pomiędzy kobietami. W "Snow White and the Huntsman" król zostaje zamordowany przez Ravennę w trakcie nocy poślubnej. Gdyby było to klasyczne fantasy, które film stara się nieudolnie podrabiać stosując motyw questu czy wprowadzając szarych, zwykłych zmęczonych ludzi, nastąpiłoby powstanie i obalenie uzurpatorki. Jednak ta adaptacja nie może się zdecydować, jakim rodzajem filmu chce być, jednocześnie dając głównej bohaterce białego rumaka, skórzane spodnie i umiejętność jazdy bez siodła, jakby była jakąś Joanną D'Arc, a nie uwiezioną w wieży przez sporą część życia, upośledzoną umysłowo dziewoją. Natomiast "Mirror Mirror" po pierwsze usuwa króla w cień w bardzo ładny sposób w estetycznie przyjemnej sekwencji animowanej na początku (plus narracja z offu, ślicznie nawiązująca do tradycyjnego, ustnego przekazu baśni), a po drugie nie zabija Seana Beana, nadając postaci nowy ładunek memetyczny.

Wracając jednak do mitu: dla mnie "Królewna Śnieżka" zawsze była baśnią bardziej dla dorosłych niż dla dzieci, o tym, że "trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym", ustąpić nowemu pokoleniu. Bettelheim natomiast bardzo freudystycznie analizuje ją pod kątem przydatności dla dojrzewania psychicznego dziecka, nawiązując do mitu o Edypie (short version: EVERYONE DIES). Ja natomiast widzę przede wszystkim mit o Persefonie, i jego symbolikę wykorzystują oba filmy, pokazując scenerię zimową - przy czym w "Mirror Mirror" jest ona teatralna aż do przesady, bowiem nikt nie marznie, choć wszyscy paradują bez okryć wierzchnich, kaptury w pelerynach wykorzystując tylko do ukrycia swojej tożsamości. Bettelheim, żeby oddać mu jednak sprawiedliwość, również tę symbolikę zauważa:
Imię królewny Śnieżki, które uwydatnia tylko jeden z trzech kolorów, tak istotnych dla jej urody, może wiązać się też między innymi z owym okresem bezwładu. Biel często symbolizuje czystość, niewinność, uduchowienie. Jednak jej tak dobitny w tej opowieści związek ze śniegiem symbolizuje także ów stan letargu. Gdy śnieg pokrywa ziemię, wydaje się, że wszelkie życie zamarło; podobnie kiedy królewna Śnieżka leży w trumnie, sądzić można, że życie w niej zagasło. - Bruno Bettelheim "Cudowne i pożyteczne", str. 332
Jednak powrót Śnieżki do należnej jej władzy nad królestwem tylko w jednym z omawianych filmów powoduje jakieś zmiany w przyrodzie i, niespodzianka, nie jest to ten, w którym jest ona vessel of life. Jaki więc sens miało wprowadzenie tego motywu do fabuły? Czy nie lepiej było pozostać przy zwykłym, prostym konflikcie pokoleń spowodowanym chęcią uniezależnienie się od rodziców (dziecko) i strachem przed starością (matka)?

OK, przyznaję, może nie jestem obiektywna w ocenie tych filmów, ale mimo całego mojego trwającego od obejrzenia "The Fall" uwielbienia dla Tarsema Singha oraz dla kostiumów Eiko Ishioki (to trwa od obejrzenia "The Cell" i jest mi strasznie przykro z powodu jej śmierci), po trailerach więcej oczekiwałam od "Snow White and the Huntsman", głównie z uwagi na surową, piękną estetykę i widoczny dialog z filmami fantasy. Niestety scenariusz okazał się, zamiast inteligentnie "rozmawiać", bezczelnie zżynać z innych filmów gatunku, co dobitnie pokazała scena utonięcia białego konia na bagnach - a potem było tylko gorzej: oprócz wspomnianej już "Mononoke Hime" (wioska kobiet, też wprowadzona bez sensu) widziałam w filmie elementy zaczerpnięte z ekranizacji "Harry'ego Pottera", "Ladyhawke", "Willow" czy "Ostatniego jednorożca". Inni blogerzy (polecam ponownie lekturę wpisów zwierza i Aniołaka na ten temat), już bardziej humorystycznie, dopatrują się "nawiązań" do "Star Wars" i "Transformersów". :D

"Mirror Mirror" natomiast wydawało się być głupawą komedyjką, a przyjemnie zaskoczyło ciekawą transformacją zaczerpniętych z oryginalnej baśni motywów, rozsądnym uwspółcześnieniem ideologicznym, rewelacyjnym castingiem, zabawnymi dialogami i cudowną, umowną teatralnością (jak w "Bunraku"), fascynująco oryginalną choreografią i, przyznajmy bez bicia, prześliczną Lily Collins w roli Śnieżki. Wybieram więc tę mniej poważną i w rezultacie bardziej udaną adaptację baśni o Śnieżce i siedmiu krasnoludkach.

P.S. Ha, niech nikt nie mówi, że nie wywiązuję się z obietnic! Choć przyznaję, że mam problem z terminowością, zwłaszcza, gdy porwę się na temat zdecydowanie za duży na jedną notkę. W związku z tym wpisu o motywach baśniowych w popkulturze nie należy się spodziewać w najbliższym czasie, zamierzam wrócić do opisywania zawartości moich regałów z książkami. Mam również nadzieję, że ten wpis wyjaśnił, że nie jestem w hejtdomie Kristen Stewart, wręcz przeciwnie, cenię ją na równi z Jennifer Lawrence, jeśli chodzi o wprowadzanie odrobiny normalności wraz ze świeżą krwią do Hollywood (na marginesie, zabawne, że obie adaptacje całkowicie usunęły symbolikę krwi miesięcznej, OMG, już się zamykam, nie wiem, kiedy przestać!).


Tytuł: Mirror Mirror (2012)
Scenariusz: Jason Keller, Marc Klein, Melisa Wallack, Jacob Grimm, Wilhelm Grimm
Reżyseria: Tarsem Singh
Występują: Lily Collins, Julia Roberts, Armie Hammer, Nathan Lane




 









Tytuł: Snow White and the Huntsman (2012)
Scenariusz: Evan Daugherty, John Lee Hancock, Hossein Amini
Reżyseria: Rupert Sanders
Występują: Charlize Theron, Kristen Stewart, Chris Hemsworth

Komentarze

  1. Bardzo ładna notka, może się zbiorę, żeby skomentować merytorycznie, jak już włożę łeb do lodówki i mój mózg zacznie znowu znośnie funkcjonować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak myślałam, że przy aktualnej pogodzie ta notka jest po prostu nie do przejścia z uwagi na swoją długość. Ale ogólnie nie wiem, co się dzieje ze mną ostatnio, bo w głowie kroi mi się zarys kolejnej. Okazuje się, że jak czytasz rozdział o aborcji z książki Caitlin Moran i jednocześnie oglądasz "Call the Midwife", to trudno nie zastanawiać się nad problemem świadomego macierzyństwa i antykoncepcji. Temat w sam raz na upalne lato. *facepalm*

      Usuń
  2. No bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zachwycona poziomem komentarzy pod tym postem. :D

      Usuń
  3. Dobra to znowu ja. Mimo, że mój umysł otacza dziwna puchowa chmura związana z tym, że w moim mieszkaniu jest ok. 40 stopni. Więc tak - uważam za bardzo słuszne wszystkie uwagi dotyczące Snow White - zgadzam się całkowicie zwłaszcza z uwagami które wiążą się z feministyczną próbą interetowania tej ekranizacji, zgadzam się z uwagami dotyczącymi Królewny Śnieżki jako takiej (tzn. oryginalnego przesłania bajki), zgadzam się że z Księżniczki Mononoke można było coś ukraść ale zupełnie co innego, zgadzam się w końcu z cytowanymi fragmentami Bettelheima (dobrze dobranymi). Co do Mirror Mirror to po prostu nie oglądałam ale to co piszesz niezwykle mnie zachęciło bo trochę na taką bajkę liczyłam poza tym Sean Bean nie ginie????. Poza tym chodzi o jakiś taki ogólny wyważony nastrój tej notki, który podoba mi się chyba najbardziej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz mi głupio, że cię zmusiłam do wysiłku, skoro sama porzuciłam ambitny plan mycia okien na rzecz oglądania "Call the Midwife". Ale hej, same peany na cześć notki, już mi nie jest aż tak głupio. :P

      A "Mirror Mirror" jest rewelacyjne IMHO, lekkie, zabawne i z przyjemnością się do niego wraca. Nie jest zadęte, przyzwoicie zagrane, jakby ironiczny Disney. Naprawdę polecam, w sam raz na upał.

      Usuń
  4. świetny tekst, czytałam z zazdrością ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. :D Przyznam nieskromnie, ze jestem z niego tak samo dumna, jak z tego o superbohaterach, wszystko się ładnie poskładało w sensowną całość, co nie zawsze ma miejsce.

      Usuń
  5. Wpis bardzo ciekawy,koniecznie muszę nadrobić wersję z Julią Roberts.
    Ja jednak dałam się ogłupić Łowcy i łyknęłam prawie wszystko prócz Stewart (z drugiej strony dziwne zachowanie Śnieżki jest tak jak napisałaś dość uzasadnione, bo w końcu żyła tyle czasu w celi;3).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miej zbyt wielkich oczekiwań wobec Mirror Mirror, to ładna wizualnie komedyjka. Ale jest zdecydowanie lepsza niż "K. Ś. i łowca" IMHO, które jest po prostu bałaganem bez ładu i składu.

      Usuń
  6. Obejrzałam w końcu Mirror Mirror więc wróciłam do tej notki i zgadzam się z nią jeszcze bardziej. Scena z jabłkiem to dla mnie spełnienie wszystkich tych obietnic dotyczących reinterpretacji Śnieżki, których nie spełniła Księżniczka i Łowca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ogólnie jak ci się Mirror Mirror podobało?

      Usuń
  7. Jak pewnie wiesz nie do końca się z tobą zgadzam, a Śnieżkę i Łowcę uważam za film całkiem udany (gdyby zmieniono Śnieżkę i zakończenie, byłby udany). Mimo to muszę przyznać, że Twoje wywody aż miło się czyta, bo w przeciwieństwie do przeciętnego "złe, bo złe" wszystko jest w nich logicznie uzasadnione (aż mam ochotę powiedzieć sobie "no shit Sherlock" ;p). Serio, mnie się tak nie chce.
    Dzięki za Jabberwocka i skłonności nekrofilskie, you've made my day (i może nawet więcej, bo dzień się kończy).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odmawiam nikomu prawa do własnego zdania, od tego jestem daleka, ale ten film śni mi się po nocach, bo mogło być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Zwłaszcza w porównaniu do "Mirror Mirror". A baśnie to mój konik, zaszczepiła mi go Angela Carter, która pięknie je reinterpretowała (nekrofilia właśnie) i której poświęciłam pracę magisterską właśnie z tego powodu, i łatwo jest znaleźć argumenty na "nie" pod kątem "baśniowym".

      Usuń
    2. Akurat ja o baśniach mam dość marne pojęcie (to znaczy w kwestii interpretacji). Dobrze wiedzieć, że jest w pobliżu ktoś, kto ma większe. A Angela Carter wylądowała na mojej liście i być może za jakiś czas będę mogła wypowiedzieć się na jej temat bardziej po ludzku.

      Usuń
    3. Ja mam w planach wielki powrót do opowiadań Carter o wilkach, bo na fali obsesji na punkcie Teen Wolfa wymyśliłam sobie wpis o tym, czego metaforą jest wilkołactwo i jak to przekłada na genderową perspektywę Carter. Plan jest wielki, ale muszę najpierw przysiąść fałdów i nadrobić kilka pozycji książkowych.

      Usuń
    4. Jeśli ma wyjść z tego coś logicznego, to trzymam kciuki ;)

      Usuń
  8. Aha - i teraz muszę obejrzeć Mirror Mirror, a miałam bardziej ambitne plany ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Mirror Mirror" jest cudowne, jak się lubi taką estetykę (ja uwielbiam). Poza tym nie jest nadętym filmem, niczego nie udaje.

      Usuń
    2. To dobrze, dobrze! Nie będzie wyrzutów sumienia.

      Usuń

Prześlij komentarz