Wychowanie prorodzinne w średniowiecznej Szkocji

Cedro napisał analizę "Brave", która wywołała wcale burzliwą dyskusję w komentarzach, ale właściwie uznałam, że lepiej będzie, jak napiszę własną notkę, zatytułowaną roboczo "Żarliwa obrona matki Meridy". Ochoczo zabrałam się do pracy, po czym jeszcze na etapie notatek papierowych (mam nowy notes, od Mikołaja, i nie zawaham się go używać) dotarło do mnie, jak zupełnie bez sensu jest to, co zamierzałam zrobić; już w komentarzach wyraźnie było widać, że ani Cedro, ani ja zdania nie zmienimy. Zamiast więc pisać notkę przez weekend, spędziłam czas na czytaniu komiksów ("Tajna wojna" meh, "Ród M" OMG OMG) i książek (skończyłam "Feed", yay!) oraz zastanawianiu się, czy ja właściwie chcę o "Brave" pisać.

Pixar znowu popisuje się nowym oprogramowaniem...
Chcę.

Przede wszystkim dlatego, że jest to pierwszy od dawna film Pixara, do którego nie mam zastrzeżeń. Trochę żałuję, że posłuchałam opinii znajomych i nie wybrałam się na niego do kina. Inna sprawa, że wszystkie zwiastuny sugerowały film oparty bardziej na klimacie niż na fabule (nic bardziej mylnego, średniowieczna Szkocja to tylko sztafaż; jest to jedyna rzecz, co do której z Cedro się zgadzamy) oraz niebezpiecznie zbliżały się do kontestowania wszystkich "księżniczkowych" filmów Disneya (taki sabotaż od wewnątrz, zemsta Lassetera za początek lat 80-tych). Pewnie, historia bądź co bądź księżniczki Meridy czerpie z baśni pełnymi garściami: zamiana bohaterki w zwierzę, stara czarownica, trzej bracia, ale oprócz tego nie może być bardziej różna od sztandarowych produkcji Disneya. Nie ma, na ten przykład, główna bohaterka absztyfikanta w typie Aladyna czy Flynna Ridera. Główny nacisk położony jest na jej własny rozwój oraz na relacje z matką (o tym później). Gdybym miała poszukać inspiracji (a wiecie, że intertekstualność to moje drugie imię), wskazałabym przede wszystkim cudowny, wspaniały "Labirynt" z młodziutką Jennifer Connelly jako źródło postaci Meridy. I ona, i Sarah są rozpuszczonymi nastolatkami (podobno polski dubbing zdecydowanie bardziej to podkreśla niż oryginalny), które przez własną porywczość (i bliską znajomość magii) tracą bliską osobę i prawie natychmiast chcą ją odzyskać (mając na to ograniczoną ilość czasu). W obu filmach nie ma też tradycyjnie rozumianego antagonisty (musicie mi uwierzyć na słowo, że Jareth nie jest zły lub poczekać, aż znajdę chwilę czasu i napiszę tę analizę "Labiryntu", na którą od początku rok mam ochotę).

Kosmyk włosów jak tatuaż, objaw buntu przeciwko narzuconym regułom.
Jednak moja ocena postaci Meridy jest mocno subiektywna. Jest to naturalna reakcja na historię przedstawioną w "Brave". Każdy widz "przynosi" do tego filmu coś innego: Cedro widzi matkę jako postać toksyczną, zbyt autorytarną, nierozumiejącą nastoletniej córki i próbującą ją wtłoczyć w ramy konwenansów i zaaranżowanego małżeństwa, co moim zdaniem jest zbyt drastyczną oceną postaci. Ja widzę przede wszystkim konflikt pokoleń - ale również dualizm cywilizacja-natura. Jeżeli miałabym w rodzinie Meridy wskazać postać dysfunkcyjną, byłby to ojciec, nie narzucający dzieciom zasad i nie wspierający żony w momentach, gdy ta próbuje to zrobić (scena kolacji) - a przez to rozpuszczający córkę jak przysłowiowy dziadowski bicz. Czy jest to jednak, jak sądzi Cedro, rodzina patologiczna? No cóż, jeśli ktoś uważnie czytał sztandarowy, prawicowy polski cykl książkowy, czyli "Jeżycjadę", to z pewnością zauważył podobieństwo króla Fergusa do Bernarda, ojca dzieciom, męża Anieli, przynajmniej jeśli chodzi o poziom rubaszności. Jeśli więc Małgorzata Musierowicz takiego zachowania nie potępia, to cóż możemy my, maluczcy? :D Wracając jednak do tematu i porzucając żartobliwy ton, należy postawić się w sytuacji Elinor. Jest to kobieta, która oprócz zajmowania się gospodarstwem oraz wychowywaniem niesfornych dzieci (i męża), ma na głowie całe królestwo. Nawet pozostali wodzowie klanów czekają, aż to królowa Elinor ogłosi decyzję o zamążpójściu Meridy. Co ciekawe, dzieje się tak pomimo tego, że matka jest "obca", napływowa, co Emma Thompson świetnie oddaje podrabianym szkockim akcentem; również voice over Meridy na początku filmu i późniejsza scena jedzenia ryb w postaci niedźwiedzia pokazuje, że Elinor nie jest częścią dzikiej natury. Ona uosabia cywilizację i założę się, że to za jej namową powstał sojusz czterech klanów. Jednak jej zamiana w niedźwiedzicę sprawia, że nie tylko zaczyna bardziej polegać na swoich instynktach (obrona dziecka przed Mord'u) niż narzuconych zasadach, ale też zbliża się do córki, zaczynając rozumieć jej potrzebę swobody, co w efekcie powoduje oddalenie małżeństwa w czasie bądź nawet całkowite jego zaniechanie. Wszystko to wydaje się sugerować, że tytułową "odważną" nie jest Merida, lecz właśnie Elinor, która porzuca wygodne tradycje i stara się wytyczyć nowe ścieżki.

Tu pojawia się jednak problem natury historycznej, czyli zależności feudalne i obowiązki wobec wasali. Na szczęście już na początku wpisu założyłam, że "Merida waleczna" to przede wszystkim baśń, a nie film historyczny (czego zdają się nie rozumieć ludzie tworzący sekcję o anachronizmach na imdb.com), więc mogę takie rozważania po prostu pominąć. Trudno jednak zignorować fakt, że osobowość głównej bohaterki w trakcie trwania filmu właściwie nie uległa zmianie: jak była dzikuską, tak nadal jest, odkryła tylko, że mimo ciągłych kłótni bardzo kocha swoją mamę. Jest to według mnie największy minus animacji. Dojrzewanie społeczne oznacza, że jesteś produktywnym członkiem społeczeństwa i wykonujesz w mniejszym lub większym stopniu narzucone ci obowiązki, a Merida jest de facto trutniem - z filmu dowiadujemy się, że nie umie nawet piec i prawdopodobnie nie byłaby też w stanie przejąć obowiązków matki jako przyszła królowa (choć scena, gdy rozmawia z przywódcami klanów zdaje się sugerować inaczej). Czy więc przekazem filmu jest w ostateczności afirmacja kultywowania indywidualizmu, bo przecież rodzice i tak będą cię kochać?

Osobiście wolę myśleć, że chodzi jednak o zwykłe, ludzkie porozumienie ponad różnicami, które na pierwszy rzut oka wydają się być nie do pogodzenia. W końcu bowiem godzą się nie tylko córka i matka, ale również Elinor i Fergus tworzą całkiem zgodne stadło. A jeżeli komuś nie odpowiada przedstawiona wizja rodziny, to może zawsze oglądać film i cieszyć oczy krajobrazami dzikiej Szkocji.


Merida waleczna (2012)

Reżyseria: Mark Andrews, Brenda Chapman, Steve Purcell
Scenariusz: Mark Andrews, Brenda Chapman, Steve Purcell, Irene Mecchi
Gwiazdy: Kelly Macdonald, Emma Thompson, Billy Connolly, Julie Walters, Kevin McKidd i inni





Komentarze

  1. Ooo, właśnie tak!
    Dziękuję za parę nowych argumentów w obronie i filmu, i matki Meridy.
    Dla mnie był to bardzo zgrabny, baśniowy obraz konfliktu pokoleniowego, ale konfliktu pokoleniowego na linii matka-córka, który w formie mniej lub bardziej brutalnej lub niemal niedostrzegalnej zdarza się w życiu wielu, wielu, bardzo wielu nastolatek (jeśli komuś się nie zdarzył, przepraszam - ja tu tylko generalizuję :)
    Matka Meridy, prawdziwa władczyni królestwa, wymiata. Ojciec jest na poziomie swych synków. Może nie określałabym Meridy mianem trutnia - jest po prostu bardzo, bardzo młoda. To współczesna nastolatka w średniowiecznym przebraniu. Uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może faktycznie trochę za ostro oceniam Meridę (jak zwrócił mi uwagę mąż, była ona jednak gotowa wydać się za któregoś z kandydatów na męża), ale też stoję całym sercem po stronie Elinor.

      A współczesne nastolatki są zdecydowanie gorsze niż tytułowa bohaterka; wiem, o czym mówię, jestem nauczycielem.

      Usuń
  2. Na hasło "Labirynt" uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Czekam na notkę z niecierpliwością! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chwilę potrwa, najpierw muszę nadrobić Projekt Kino. :d

      Usuń
  3. Ja tylko nie rozumiem, dlaczego w Labiryncie Król Goblinów nie jest antagonistą w tradycyjnym rozumieniu.

    Co do Twojej interpretacji Meridy, to widzę, że nie przekonam Cię do tego, że Merida i jej matka miały inny zakres władzy, a co za tym idzie inne obowiązki względem siebie. W sensie Merida jako dziecko nie musiała umieć dojrzale rozmawiać i rozwiązywać problemy, ale od jej matki raczej już się tego powinno wymagać. Jak na mój gust zbyt dużo obowiązków narzucasz Meridzie w tej fabule, a zbyt mało jej matce. I czy a propos @dualizm cywilizacja-natura -> według mnie to nie jest wcale przypadkowe, że natura niczego nie narzucała cywilizacji, ale cywilizacja próbowała zawładnąć naturą.

    No i dlaczego bunt przeciwko narzuceniu znienawidzonego stylu życia i zmuszanie do małżeństwa nazywasz rozkapryszenie, to tego nigdy nie zrozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "No i dlaczego bunt przeciwko narzuceniu znienawidzonego stylu życia i zmuszanie do małżeństwa nazywasz rozkapryszenie, to tego nigdy nie zrozumiem."
      Przecież Alex nie nazywa akurat buntu przeciwko małżeństwu rozkapryszeniem - tylko właśnie absolutną głuchotę małej na rzeczy, które próbuje jej przekazać matka. Mam wrażenie, że gdyby młoda wykazała się robieniem czegokolwiek produktywnego zamiast włóczeniem się, matka byłaby bardziej skłonna do wysłuchania jej jak osoby dorosłej niż po prostu do rozkazywania jak dziecku, którego nie można spuścić z oka, żeby nie poszło w szkodę.

      Usuń
    2. A dlaczego jest? (Znaczy się o Jaretha pytam)

      On wykonuje polecenie Sary. A potem reguły gry zabraniają mu tak po prostu oddać Toby'ego - nie mówiąc już o tym, że pewnie jest to dla niego rozrywka.

      @ Merida i jej matka

      A w którym miejscu matka nie rozmawiała z nią dojrzale? Albo miała za mało obowiązków? Właśnie miała za dużo, co wynikało z charakteru jej męża, ale sobie świetnie z nimi radziła. Uważam za naturalne, że oczekiwała od dorastającej córki, że ta ją wyręczy przynajmniej w ich części.

      Also, Beryl twierdzi, że do porozumienia ty i ja nie dojdziemy, bo ty patrzysz na film z amerykańskiej perspektywy, a ja z azjatyckiej. Jedną z moich ulubionych bohaterek filmów animowanych ever jest Sen/CHihiro, właśnie dlatego, że podejmuje pracę w łaźni i nie porzuca rodziców (choć to wyraźnie oni popełnili grzech łakomstwa).

      Usuń
    3. @gdyby młoda wykazała się robieniem czegokolwiek produktywnego zamiast włóczeniem się, matka byłaby bardziej skłonna do wysłuchania jej jak osoby dorosłej

      Moja odpowiedź: JA PIERDOLĘ

      Usuń
    4. Pozwolę sobie zostawić twoją odpowiedź jako świadectwo na potwierdzenie słów w moim komentarzu poniżej.

      Usuń
    5. wiem, wiem... ma być słodko i miluśno...

      Usuń
  4. Przyznam, że mnie ten film wymęczył okrutnie i odebrałem go właśnie jako typowo pixarowy, a nawet disneyowy. Cała historia, niby taka kontestująca i odważna, sprowadza się do tego, że rodzinę trzeba kochać, wybaczać jej i rozumieć, nawet jeżeli robią nam syf z życia, bo przecież chcą dobrze, a że czasem nie wychodzi, to drobiazg.
    Miałem wrażenie, że główną przesłanką do zrobienia filmu była ta, iż opracowali nowy algorytm do animowania włosów (które wyglądają pięknie, to prawda), a potem kazali napisać cokolwiek, gdzie by się to dało wykorzystać. Do tego wpakowano na siłę piosenkę (zapewne licząc na miłość Akademii do nominowania i nagradzania piosenek z animacji), która mym zdaniem jest straszna. Wydaje mi się, że trochę szalejesz z analizą portretu rodziny, bo jak o tym pomyśleć, to oni tam pewnie wszyscy byli z kolejnego pokolenia chowu wsobnego i powinni mieć z tej okazji parę defektów. Zdecydowanie nie spodziewałem się obrazu stosunków feudalnych, chociaż byłoby to niezłe, tu ładna dziewczynka na koniku z łukiem, a obok niedożywione dzieci z jaglicą i ciężki alkoholizm ich tatusia.

    Z takimi filmami mam też inny problem: sprawiają, że animacja postrzegana jest głównie jako filmy dla dzieci. W tym roku wyszło np. dobre Le Tableau, studio Gimli wypuściło 'From up on Poppy Hill' (nie ich najlepsze dzieło, ale wstydu nie ma) i można zapomnieć, że to wejdzie kiedyś do kin, no może na DVD się pojawi, ale pewnie nie w Polsce. W ciągu ostatniej dekady (chociaż nawet wcześniej) Pixar i Disney zmonopolizowały myślenie ogółu o animacji - są to proste filmy dla całej rodziny, z jakimś mrugnięciem oka do dorosłego widza, ale koniecznie w kategorii U - które trzepią niesamowitą kasę i tym samym napędzają dalej biznes robienia kolejnych. Z tego właśnie powodu ja ich strasznie nienawidzę (z małymi wyjątkami: Shrek 1 &2, Wall-E) i składam ofiary, żeby w końcu ich twórcy się przejechali na tym idealnym schemacie zarabiania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, było na odwrót: najpierw Brenda Chapman wymyśliła historię (opartą na sobie i swojej córce), potem zrobili program do włosów. Pixar tak ma: przy okazji "Aut" zrobili coś do obijania otoczenia w lakierze samochodów.

      Nie zauważyłam piosenki w ogóle, TBH.

      Co do firm zajmujących się produkcją filmów animowanych, to trochę się zakręciłeś. "Wall-E" (którego ja osobiście lubię tylko połowę, potem moralizatorstwo wylewające się hektolitrami z ekranu zalepia mi oczy) to faktycznie Pixar, ale już "Shrek" to produkcja sztandarowa Dreamworks, czyli trzeciego (znaczy się trudno to stwierdzić na 100% po przejęciu Pixara przez Disneya) gracza na rynku i w mojej skromnej opinii tego najciekawszego. Ich filmy bardzo często należą do moich ulubionych, nie mają problemów z oryginalnością (jak Disney) ani z prowadzeniem fabuły (jak Pixar), poza tym doskonale radzą sobie z wypośrodkowaniem targetu: na ich animacjach świetnie bawią się i dzieci, i dorośli (vide "Madagaskar" czy "Jak wytresować smoka").

      Usuń
  5. Ech, nie widziałam jakos filmu, a czytałam z 10 różnych recenzji... Ty idziesz w stronę Zwierza, który tez potępiał Meridę za egoizm. Muszę powiedzieć, że podobnie jak Cedroo nie jestem w stanie tego zrozumieć. I myślę, że zwłaszcza polskim dziewczynkom chowanym w niewolniczym kulcie Świętej Matki, która zawsze wie, co jest dla nich dobre lepiej od nich film, który budzi akuarat takie kontrowersje bardzo się przyda.
    Mnie osobiście na hasło dziewczyna jest trutniem/egoistką/podle nie chce zrozumiec rodziców etc. (u Zwierza na przykład było znacznie ostrzej o Meridzie), bo nie chce się podporządkować wizji narzuconej przez matkę, posłusznie wyjść za mąż, wskoczyć w swoją szufladkę robi mi się kompletnie słabo, nie jestem w ogóle zdolna do takiego spojrzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli według ciebie bunt wobec rodziców i odmowa wykonywania obowiązków są OK? Brak pomocy wyraźnie zapracowanej matce jest całkowicie akceptowalny? Pewnie, w filmie wygląda to ostrzej z uwagi na palącą kwestię małżeństwa, ale nawet ona zostaje w końcu rozwiązana po myśli Meridy. I akurat jej płeć nie ma tutaj znaczenia, podobnie oceniałabym postać, gdyby była nastolatkiem.

      Usuń
  6. Cóż mogę napisać, Rusty, w tej polemice z Cedro zdecydowanie stoję po Tojej stronie :) Brave to film o potrzebie komunikacji i w tym kontekście demonizowanie którejkolwiek z bohaterek (Merida-egoistka, Elinor-tyranka) jest zupełnie bez sensu.

    Btw, jak wrażenia po "Feed"? Tłumaczenie Cię nie zabiło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za głos rozsądku. :D

      A "Feed" mi się podobało, w sensie, że miło i szybko się czytało. Trochę za szybko zorientowałam się jednak, co robi autorka z kreacją postaci i kto w związku z tym zginie. Trochę też mam problem z postacią Tate'a, mam nadzieję, że w następnych tomach lepiej ten wątek konspiracji poprowadzą, żeby nie był taki jednowymiarowy. Ale moją ulubioną sprawą były imiona bohaterów, sami George'owie, Shauni i Rickowie, bardzo fajny pomysł.

      Usuń
    2. Grant ma w ogóle dużo fajnych takich małych pomysłów, dotyczących popkultury czy tego, co i jak się pozmieniało po apokalipsie.

      Hihi, pamiętam, że też narzekałam na to, jakim Tate był okropnym czarnym charakterem, konspiracja się na szczęście rozwija w kolejnych tomach.

      A do Krakowa niestety nie dam rady się wyrwać :(

      Usuń
    3. SPOILERY DO FEED






      Nie wiem, na kiedy SQN planuje kolejne tomy, ale na razie mi się nie śpieszy. Wygląda na to, że konspiracja się rozwinie, z uwagi na Wynne'a, (nie sądzę, by autorka się pozbyła takiej fajnej postaci jak on), lubię też Shauna zdecydowanie bardziej niż lubiłam Georgię, choć właściwie wszystkie postaci mogłyby zyskać trochę głębi psychologicznej.

      Szkoda, że cię nie będzie. :(

      Usuń
    4. "Dzięki za głos rozsądku. :D"

      A skąd wiesz, że to głos rozsądku? Bóg ci tak objawił, czy gazeta wyborcza? Stanie rozkrokiem w środku, naprawdę rzadko kiedy bywa "rozsądne". Zazwyczaj jest konformistyczne i nie prowadzi donikąd. A współczesna filozofia w rozsądek i tak nie wierzy, więc to kategoria używana tylko przez "maluczkich".

      Ciekawi mnie tylko jedno, czy czaicie bazę, że wasze przegięci i wasze głosy "rozsądku" wcale nie ciążą ku centrum (czymkolwiek ono jest), tylko ciążą ku prawicy. Pewnie w waszym postrzeganiu świata, to Wy stoicie na straży złotego środka. Tylko, że jeszcze nikt nie udowodnił, że leżący idealnie po środku złoty środek istnieje. Ja skręcam ostro w lewo i wiem to. Bo zawsze stoję po stronie słabszych, a w systemie dziecko-rodzic, dziecko jest zawsze słabszą stroną. Natomiast bawi mnie w tym wszystkim najbardziej Wasza wiara w bezstronny środek i to, że stwierdzenie, że skręcanie w prawo uznacie zapewne za ostro bulwersujące.

      Usuń
    5. Rozumiem, że twoja wiara w brak rozsądku sprawiła, że postanowiłeś porzucić dyskusję na temat i spróbować nas "sprowadzić do parteru", używając w dyskursie słów typu "maluczcy" (i co ma do tego wszystkiego filozofia?)? I owszem, mam prawicowe poglądy na wiele spraw, np. system podatkowy czy obowiązki obywateli wobec państwa, czy to sprawia, że nie mam prawa wypowiadać swojego zdania na głos? Ty jesteś ostro lewicowy i OK, ale nie każdy z nas jest czy chce być radykałem.

      Jest mi przykro, że za każdym razem, gdy nie wygrywasz w dyskusji lub nie przekonujesz ludzi do swoich racji, uciekasz się w mniejszym lub większym stopniu do inwektyw - co zwykle miało miejsce u zwierza - i wiedz, ze dobrego świadectwa ci to nie wystawia. Szanuję twoje poglądy, lubię twoje posty, uważam, że warto dyskutować po to, by poznać poglądy drugiej strony, ale z każdą podobną sytuacją coraz mniej mam ochotę na interakcje z tobą.

      Usuń
    6. @Cedro
      Czy ta liczba mnoga ozacza, że pijesz też do mnie, czy raczej, że ogarnął Cię szał retoryczny? Jak ktoś mnie zna/czyta, to wie, że mam lewicowe poglądy. I dalej sądzę, że w tej dyskusji Rusty ma rację, a Twoja interpretacja idzie za daleko.

      Usuń
    7. @mam prawicowe poglądy na wiele spraw, np. system podatkowy czy obowiązki obywateli wobec państwa,

      To sprawia, że zastanawiam się, co ja tu w ogóle robię.

      @inwektywy?
      Gdzie???!!!

      @fabulitas
      @Rusty
      złoty środek, głos rozsądku itp. -> nie zrozumiałyście. Nie powiem, że się nie spodziewałem, ale też nie chodzi o to, żeby nikogo do niczego namawiać, ale po to, żeby dawać świadectwo.

      Usuń
    8. @Cedro
      Ekhm, ale czy to jest pora i miejsce na problematyzowanie głosu/zdrowego rozsądku i złotego środka? (Zresztą, niczego nie problematyzowałeś, tylko pojechałeś tyradą nieco od czapy - jeśli tak ma wyglądać dawanie świadectwa, to ja taką wersję podziękuję.) W dodatku piszesz o tym u Rusty, która ma jasne i klarowne opinie i wcale się z zasady nie stawia po środku, więc kiedy uważa, że w sporze Merida-Elinor obie kobiety są do pewnego stopnia w prawie, to przejście od tej opinii do nieugiętej filozofii złotopośrodkizmu jest, imo, nieuprawnione.

      BTW dla kultury dyskusji, byłoby miło, żebyś powstrzymał się od obrażania swoich rozmówców - bo to, że ktoś nie ma więcej ochoty z Tobą rozmawiać, to żaden sukces.

      Usuń
    9. Bo ja już to napisałem zupełnie gdzie indziej, ale to się odnosi bardzo do Was/do Ciebie - nie wiedziałem, że Rusty jest przegięta na prawo. Myśłałem, że postrzega się bardziej na centro. Jakbym wiedział, to bym się w ogóle nie odzywał i by mnie tu nie było w ogóle. W takim razie to jest komentarz stricte do ciebie: jak "Prawo" uważa się za "Prawo" i gada jak "Prawo" to, powiedzmy, że jest ok. Ale jak "Centro/Lewo" uważa się za "Centro/Lewo", a gada jak "Prawo", to ja zaczynam wpadać w klimaty Post-Apo. I niestety marzenia rozbijają się o rzeczywistość.

      Natomiast co do miejsca i czasu gadania o złotym środku, to biorąc pod uwagę, że nie ja zacząłem ten temat, to pytanie nie powinno iść do mnie, ale skoro poszło to odpowiem: A gdzie jest na to czas i miejsce, jak nie na blogach i w internecie pod stosownym wpisem i w trakcie ideologicznej debaty?
      I gdzie ja was nawyzywałem? Czyżby kolejny prawo-syndrom -> przeformułowania siebie w rolę ofiary? Martyrologia jest so cool

      Usuń
    10. A gdzie ja coś piszę o głosie rozsądku/złotym środku poza odpowiedzią do Ciebie, że ten komentarz jest do mnie, hm? Czy wg Ciebie potrzeba komunikacji jest koncepcją prawicową?

      Temat złotego środka zacząłeś Ty - Rusty rzuciła jedno zdanie z uśmiechniętą buźką, Ty wygłosiłeś tyradę, wcześniej temat się nie pojawił.

      @wyzywanie
      Traktujesz rozmówców protekcjonalnie, jeśli tego nie widzisz, to może powinieneś uważniej przyjrzeć się swoim wypowiedziom. Nie czuję się żadną ofiarą (znów założenie z Twojej strony), nie sądzę też żeby Rusty się czuła - aniś nasz brat ani swat, władzy żadnej nie masz, autorytetu też nie, żeby mnie mogły zaboleć Twoje opinie - po prostu nie mam ochoty kontynuować rozmowy z kimś, kto imo zachowuje się bucowato.

      Usuń
    11. F -> na serio kończmy, bo ręce opadają.
      Najpierw się dowiaduję, że jadę inwektywami, potem, że jestem protekcjonalny, a na końcu, że już w ogóle jestem bucowaty. Serio, może za mało się wczytuję, ale nie zauważyłem, żeby w żadnym z moich komentarzy pod tym wpisem, ani ciebie, ani Rusty, ani nikogo innego nie zwyzywał od buców, czy jakkolwiek inaczej. Ale co ja tam wiem, na pewno zwyzywałem, tylko jeszcze o tym nie wiem...

      I twój koronny argument na zakończenie tej rozmowy
      @aniś nasz brat ani swat, władzy żadnej nie masz, autorytetu
      No bo wyście mi bracia i swaty i autorytety... a na serio: dokładnie takie jak to bywa pomiędzy blogerami w blogosferze, a więc tego typu argumenty są zupełnie nie na miejscu, ale doskonale rozumiem, o co w nich chodzi i czemu tu się pojawiły. Cóż, szkoda, że nie doczekałem się pociągnięcia tematu "złotego środka", który był w tym wszystkim najważniejszy, ale to pewnie dlatego, że jak ktoś coś pisze z emotikonem, to się do tego nie wolno odnosić. Cóż... tak widocznie miało być. The End.

      Usuń
    12. @Cedro
      O, moje ręce już dawno opadły, ale jestem dzielna. Naprawdę, przeczytaj to, co tutaj pisałeś do mnie i do Rusty, zwłasza fragmenty, które są ad personam, i spróbuj zrozumieć, dlaczego odbieramy je negatywnie. Trochę lewicowej empatii ;)

      (I znowu - nie napisałam, że jesteś bucem, napisałam, że w mojej opinii tutaj zachowujesz się bucowato. To jest różnica. I zdarza się najlepszym, więc trzeba się pilnować.)


      @braty, swaty
      To się odnosiło do Twojej implikacji, że pozycjonujemy się jako ofiary - otóż nie. Jak to między blogerami w internecie, opinie niektórych na mój temat są mi szczerze obojętne, na opiniach innych mi zależy. Twoje są w tej pierwszej grupie. (btw po Twoim ostatnim poście argument o pozycjonowaniu się jako ofiara mogłabym bardzo łatwo odwrócić, ale podarujmy sobie pustą retorykę)

      Co do tematu złotego środka, to przecież ja się z Tobą zgadzam co do meritum - złotopośrodkizm jako filozofia życiowa jest błędny i w prawo skręcający (co nie znaczy, że nie ma takich sporów, w których obie strony nie mają swoich racji, które my z jakichś powodów możemy uznawać za równoprawne - ale to musi być konkretny przypadek, a nie ogólna zasada działania), ale jak na uwagę powiedzianą pół żartem (sorry, ale jak często się mówi "wreszcie głos rozsądku" wtedy, kiedy ktoś się z nami zgadza? tip: bardzo często) odpowiadasz taką tyradą, jaką odpowiadasz, to też Ci piątki za to nie przybiję.

      Z mojej strony również EOT.

      @Rusty
      Sorry, że zaśmiecam Ci miejsce pod notką offtopiczną dyskusją. Już się zamykam ;)

      Usuń
    13. @fabulitas

      Nie jest przecież tak, że to miejsce było zarezerwowane, a dyskutujesz z cedro dokładnie tak, jak ja bym dyskutowała, gdybym się gdzieś po drodze nie poddała.

      @cedro

      Chciałam tylko doprecyzować jedną rzecz: i fabulitas, i ja uważamy, że wypowiadasz się protekcjonalnie, bo w twoich komentarzach pojawiają się takie wyrażenia jak:

      - "A współczesna filozofia w rozsądek i tak nie wierzy, więc to kategoria używana tylko przez "maluczkich"." w odniesieniu do mojego komentarza o rozsądku, co dosyć wyraźnie sugeruje, co o mnie myślisz;

      - "Natomiast bawi mnie w tym wszystkim najbardziej Wasza wiara w bezstronny środek i to, że stwierdzenie, że skręcanie w prawo uznacie zapewne za ostro bulwersujące." zakładanie, że wiesz, co myślą rozmówcy;

      - "To sprawia, że zastanawiam się, co ja tu w ogóle robię." w odniesieniu do mojej uwagi o prawicowych poglądach - wygląda na to, ze jeśli ktoś takowe posiada, to nie kwalifikuje się nawet jako bloger popkulturalny;

      - "nie zrozumiałyście. Nie powiem, że się nie spodziewałem," zakładanie, że rozmówca nie pojmie twojego stanowiska, nawet jeśli się z nim nie zgadza;

      - "Rusty jest przegięta na prawo" wyraz "przegięta", które ma wydźwięk pejoratywny, zamiast jakiegoś bardziej neutralnego wyrażenia.

      Zdaję sobie sprawę, że twoja i moja wrażliwość na język pisany jest inna, ale wygląda na to, że fabulitas ma dokładnie te same odczucia. Obie zwróciłyśmy ci uwagę na to, jak twoje wypowiedzi są przez nas odbierane, ale żadna z nas nie czuje się przez to pokrzywdzona i nie stawia się w roli ofiary, bo nie czujemy się od ciebie słabsze w dyskusji, a ja dodatkowo nie czuję potrzeby tłumaczenia się z moich poglądów, mimo że ty uważasz je za gorsze od swoich. I mimo tego, co napisałam, pozwolę sobie napisać paragraf poniżej.

      I jeszcze jedna kwestia, której właściwie nie zamierzałam poruszać, ale. Napisałam kilka komentarzy powyżej: I owszem, mam prawicowe poglądy na wiele spraw, np. system podatkowy czy obowiązki obywateli wobec państwa," ale są też sprawy (in vitro, związki partnerskie, samorządowość, swoboda wypowiedzi), w których mam poglądy lewicowe. Ty zinterpretowałeś moją wypowiedź jako dosyć jednoznaczną deklarację przynależności, która zdyskredytowała mnie w twoich oczach jako osobę. Nie podoba mi się ocenianie mnie przez pryzmat moich poglądów politycznych (które, jeśli mam być szczera, nie są dla aż takie ważne, ale rozumiem, że dla ciebie owszem), zwłaszcza na blogu, na którym naprawdę staram się, by nie był ideologiczny. Pewnie, ze pewne sprawy się przebijają, mój feminizm, ateizm czy fascynacja queer, ale ja ten blog prowadzę dla przyjemności, a nie w celu edukowania mas.

      Usuń
  7. BTW, będziesz w przyszłym tygodniu w Krk?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz