HBO zrobiło to znowu, czyli o Westworld rozprawka

Zamieściłam niedawno na fanpejdżu bloga taką oto notkę:

"Oglądamy "Westworld" i mam czasami ogromną chęć pójść do kogoś w HBO i powiedzieć: "Stary, daj Nolanowi i Joy opowiedzieć tę historię jak chcą. To dobra historia, rewelacyjna nawet. Masz świetnych aktorów, niezłe fabuły, piękne plot twisty, czy naprawdę golizna i flaki muszą się na ekranie pojawiać z częstotliwością większą niż reklamy w trakcie filmu emitowanego na Polsacie?"

W międzyczasie dokończyłam oglądanie "Westworld", w finale było ciężko, bo nie pamiętam, kiedy tak rewelacyjny finał widziałam, a potem zamarłam, zdawszy sobie sprawę, że w życiu nie oddam sprawiedliwości temu serialowi swoją notką.

Która i tak powstanie, worry not, obawa nigdy mnie nie powstrzyma przed fangirlowaniem serialu, w którym tak fantastycznie użyto muzyki Radiohead; pod wcięciem spoilery.

Um, więc Peter Watts też o serialu napisał: KLIK. Głównie z punktu widzenia pisarza SF i to takiego zainteresowanego AI, więc naprawdę polecam notkę.


A teraz ja: "Westworld" to serial, który opowiada historie (jedną lub więcej, you decide) rozgrywającą się w ogromnym parku rozrywki stylizowanym na Dziki Zachód, gdzie NPC to bardzo zaawansowane roboty. W oryginale, stworzonym przez Michaela Crichtona (tego od "Jurassic Parku"), roboty wskutek działania wirusa komputerowego się buntują i zaczynają mordować gości - co w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku było prawdopodobnie nowoczesnym pomysłem, dopóki nie okazało się, że zombie jako metafora niekontrolowalnego zagrożenia są jednak bardziej popularne. W XXI wieku jednak taka sytuacja wyjściowa to za mało.

Duet producentów Nolan/Joy uwspółcześnił więc fabułę i zrobił to w tak rewelacyjny sposób, że ALL THE AWARDS.

Jeśli oglądaliście "Person of Interest", to wiecie, że znakiem rozpoznawczym Nolana jest nie tylko obsesyjne zainteresowanie technologiami, ale również tworzenie zapamiętywalnych, świetnie napisanych postaci. I pozwólcie, że właśnie postaci będą moim kluczem do omówienia serialu.

Bohaterowie w serialu dzielą się mniej więcej na dwie grupy: te w parku i te w obsłudze parku. Bohaterowie w parku dzielą się na gości, czyli odwiedzających park zblazowanych, obrzydliwie bogatych klientów, szukających rozrywki i realizmu, a znajdujących flaki i seks (co najwyraźniej jest wystarczającym substytutem) oraz gospodarzy, czyli roboty odgrywające różne role i proponujące różne questy, jak to w LARPach bywa.


Po drugiej stronie mamy pracowników korporacji, która parkiem kieruje. Kierownikiem jest Robert Ford (Anthony Hopkins), poznajemy też szefów działów, ich prawe dłonie oraz zwykłych pracowników i nawet ich lubimy, a potem wszyscy umierają. Ok, dobra, żartuję.

Do tego mamy Szekspira, corporate espionage, romanse, Alicję w krainie czarów oraz relacje dzieci i rodziców. To wszystko jest fantastycznie zagrane, co nie powinno dziwić, skoro w obsadzie znajdują się takie nazwiska jak: Hopkins, Newton, Marsden, Wright, Wood, Harris, Barnes czy Talulah Riley (wiedzieliście, że była dwa razy żoną Elona Muska?) i gwarantuję wam, mają co grać.


All world's a stage

Point of entry do świata przedstawionego jest Dolores Abernathy, gospodarz, córka ranchera. W pierwszych odcinkach widzimy jej linię fabularną dwa lub trzy razy: jeśli w mieście nie zaczepi jej gość, Dolores albo spędzi dzień z desygnowanym love interestem, Teddy'm Floodem, albo, jeśli Flood zostanie zaangażowany przez innego gościa, malując obrazy nad rzeką. Wieczorem w obu wersjach wraca na ranczo, by odkryć, że zostało napadnięte, jej rodzice nie żyją, a ona sama staje się ofiarą bandytów.

Dolores jest prześliczną blondyneczką w niebieskiej sukience, wierzącą mocno, że w tym trudnym świecie jest więcej piękna niż okrucieństwa. Każdej nocy jest naprawiana, QA sprawdza, czy wszystko jest w porządku, wymazują jej pamięć i odsyłają ją do parku. Ale Dolores, o czym wie Bernard i o czym wie Ford, jest jednym z najstarszych hostów w Westworld - i ma swoje własne tajemnice.

Krótka dygresja: nie wiemy, jak działają mózgi hostów, ale serial zdaje się dosyć wyraźnie sugerować, że zupełnie jak współczesne twarde dyski, czyli pamięć nie jest de facto czyszczona, a tylko usuwana jest ścieżka adresowa. Oznacza to mniej więcej, że jeśli dane nie zostaną nadpisane, mogą nadal zostać odzyskane.

Już w pierwszym odcinku odkrywamy, że gospodarzom od czasu do czasu zdarza się przypadkiem sięgnąć, zamiast do aktualnego programu, do czegoś z poprzednich wcieleń (hosty są przenoszone od fabuły do fabuły, recykling taki) i w efekcie zaczynają szaleć - nie na tyle, by skrzywdzić gości, ale na tyle, by im popsuć zabawę, za którą płacą górę pieniędzy. Serial zdaje się sugerować, że taki host nie może zostać naprawiony - czyli nie ma możliwości faktycznego skasowania czegokolwiek zapisanego w ich mózgach - i musi zostać usunięty z parku. Oczywiście taki scenariusz następuje, gdy pracownicy odpowiednio wcześnie odkryją usterkę.

Dolores jednak przypomina Alicję Lidell nie tylko wyglądem - w pewnym momencie zaczyna kwestionować naturę swojej rzeczywistości i popadać w odmęty szaleństwa. Na jej szczęście (lub nieszczęście, w zależności od punktu widzenia), poznaje w tym czasie Williama, jednego z gości i wyrusza z nim w podróż do granic (lub centrum) parku, prowadzona przez symbol labiryntu oraz Bernarda.

William odwiedza park po raz pierwszy, ze swoim przyszłym szwagrem, Loganem, i niech najlepszym świadectwem ich relacji będzie to, że William wybiera biały kapelusz, a bardziej doświadczony Logan ubiera się na czarno. W trakcie ich eksploracji dowiadujemy się, że firma, w której obaj pracują, chce wykupić przynajmniej część udziałów w Westworld. Problemem Williama jest jednak to, że traktuje gospodarzy jak ludzi - Logan wielokrotnie usiłuje mu zwrócić uwagę, że darzy uczuciem robota, a w efekcie musi aż przyłączyć się do działań wojennych, by uświadomić szwagrowi, że to życie poza parkiem jest prawdziwe (mimo, że park na swoje zalety.)

(OK, więc osobiście bardzo lubię Logana, i nie tylko dlatego, że gra go Ben Barnes.)

Symboliką labiryntu jest również zafascynowany Mężczyzna w czerni, o którym wiemy tylko tyle, że jest gościem (ale czy na pewno? widz w pewnym momencie też zaczyna kwestionować naturę rzeczywistości), który odwiedza park od lat i poznał wszystkie jego sekrety - oprócz tego najważniejszego, gry ukrytej w grze, labiryntu. Wie, że w odkryciu tej tajemnicy mogą mu pomóc dwaj gospodarze: Lawrence i wspomniany wcześniej Teddy; opętany nie powstrzyma się przed niczym i w pewnym momencie widzowie są zmuszeni zakwestionować jego człowieczeństwo, oglądając coraz to bardziej wyrafinowane akty oderwanego okrucieństwa w jego wykonaniu: after all, to HBO: jeśli Logan jest naszym oknem na goliznę, to Mężczyzna w czerni gwarantuje flaki.



Kolejna dygresja: o ile w "Grze o tron" flaki i golizna czasami racji bytu nie miały, tak w "Westworld" w większości wypadków ich obecność na ekranie jest uzasadniona, by uzmysłowić nam działanie świata. W dodatku z wyjątkiem zdegenerowanego miasteczka Pariah nagość jest całkowicie zdeseksualizowana, prawie jak w gabinecie lekarskim.

Wracając do Mężczyzny w czerni: ma facet pecha, bo akurat w momencie, gdy zbliża się do rozwiązania zagadki, Ford zaczyna wprowadzać swoje opus magnum, czyli nową fabułę, z prawdziwym villainem, Wyattem, którego przyjście zwiastują znaki: na przykład zmiany w historii Teddy'ego. Ford jest megalomaniakiem, więc nie zważa na to, że jego działania psują inne linie fabularne, co dosyć mocno irytuje jego współpracowników oraz radę nadzorczą, która w efekcie zaczyna działania mające na celu wysłanie go na emeryturę.

My zaś dowiadujemy się, że kiedyś Ford miał partnera, Arnolda. Arnold od lat nie żyje, popełnił z bliżej nieokreślonych powodów samobójstwo na terenie parku, ale to nie przeszkadza mu szeptać do uszu gospodarzy: zwłaszcza Dolores, która była jednym z jego pierwszych dzieł. Mężczyzna w czerni uważa, że labirynt jest dziełem Arnolda, a Bernard (szef działu Behavioral) odkrywa, że źródłem problemów z gospodarzami są kawałki kodu stworzone dekady temu przez Arnolda: miały w założeniu dawać im dostęp do "wspomnień".

No i dały, co stworzyło Skynet. Mniej więcej: otóż jeden z gospodarzy, Maeve, prostytutka zyskuje zdolność wybudzania się poza parkiem. Zaczyna przez to umierać coraz częściej, by móc terroryzować techników i zmuszać ich do zmieniania swoich parametrów. Szczerze mówiąc, jest to jeden ze słabszych punktów fabuły, bo technicy nie do końca muszą się na pewne rzeczy zgadzać, ale mimo to to robią. W efekcie Maeve organizuje bardzo sprawną robot rebellion i staje się Megatronem gospodarzy.

Oprócz tego, że Megatronem tak naprawdę był od początku inny gospodarz... I nic nie wydarzyło się przypadkiem.


Nihil novi oprócz jakości

Najciekawsze jednak w serialu jest to, jak bardzo precyzyjnie jest on zaplanowany. Od najmniejszego gestu (zabicie muchy), najmniej ważnej postaci (Armistice), najmniejszego budynku (kościółek doktor Quinn), najmniejszego dialogu ("All these violent delights" jako kawałek kodu, Szekspir FTW) właściwie wszystkie tropy prowadzące do finałowego rozwiązania są na ekranie cały czas - wystarczy się im tylko przyjrzeć. W dodatku żadna z postaci właściwie nie ukrywa swoich motywacji, zwłaszcza Ford wszystkich informuje dookoła, co zamierza zrobić. A jednocześnie twisty fabularne są dla widza ogromnym zaskoczeniem: historia Bernarda, Williama czy Wyatta sprawiały, że miałam ochotę krzyczeć i przeklinać! Ba, wolta końcowa, gdy źli okazują się być dobrymi, a dobrzy złymi (na tyle, na ile w ogóle możemy mówić o tak czarno-białym podziale w tak skomplikowanej fabule), jest dla mnie źródłem nieustannego zachwytu i frustracji.

Jest kilka słabszych punktów: zachowanie techników wobec Maeve czy zamrożenie ojca Dolores (why???), ale przede wszystkim jest mnóstwo pomysłów na drugi, jeszcze bardziej interesujący sezon.

A na koniec kilka uwag:

TERAZ SERIO WKRACZAMY W KRAINĘ SPOILERÓW WAGI CIĘŻKIEJ!!!


  • Mężczyzna w czerni wreszcie dostaje to, czego pragnął: prawdziwe zagrożenie. Wreszcie i on, i postaci są równi.
  • Robert Ford prawie na pewno zbudował się na nowo, wierząc, że gospodarze mają odziedziczyć ziemię - sugeruje to cały wątek z jego chłopięcą kopią.
  • Elsie i Stubbs żyją i jeśli nie będą jakąś metaforą Adama i Ewy, to zjem swój kapelusz (którego koloru wam nie zdradzę!)
  • mam podejrzenia, że w parku jest więcej przebudzonych gospodarzy: Dolores/Megatron, Bernard/Gandhi, Angela/posłaniec są oczywiści, jak również uśmiechający się na koniec bandyta, ale co jeśli:
  • od dawna przebudzony jest Lawrence? mamy za zadanie uznać, że symbole labiryntu prowadzą Dolores, ale przecież zawsze są gdzieś w okolicy Lawrence'a (owszem, Lawrence jest moją ulubioną postacią) - co jeśli przebudził się wcześniej, po prostu postanowił to zignorować?
  • a co z cold storage? czy przypadkiem Ford nie zostawił tam swoim dzieciom armii? przecież Abernathy wyraźnie zyskał samoświadomość i został zamrożony.