... i z powrotem

(Kurczę, jak ja teraz żałuję, że użyłam tytułu "Szaleństwo króla Thorina" rok temu...)

Last goodbye
Jeśli czytacie Fangirl's Guide od lat, to pewnie zauważyliście, że mój entuzjazm wobec ekranizacji "Hobbita" rósł w miarę upływu czasu (część 1, część 2) (choć i tak najbardziej jestem zachwycona dodatkami na DVD do "Nieoczekiwanej podróży"). Wiecie też, że nie mogę czekać i na seans wybieram się do naszych południowych sąsiadów, którzy wprowadzają filmy Jacksona do kin zdecydowanie wcześniej. To właśnie zrobiłam wczoraj; zdążyłam się już podzielić wrażeniami z oglądania "Bitwy pięciu armii" na FB, pozwolę sobie ją tutaj przekopiować (jest bez spoilerów): 

Powróciwszy na ojczyzny łono zza południowej granicy spieszę donieść, że "Bitwa pięciu armii" jest filmem przyzwoitym mniej więcej do momentu, w którym pojawiają się czerwie pustyni (I kid you not). Potem niestety jest coraz gorzej, przy czym mamy podejrzenia, że film jest łatwiejszy do przełknięcia, gdyby zamykać oczy, kiedy na ekranie pojawia się Legolas "mommy issues" Greenleaf, bo wtedy omija się najgorsze kawałki i twarz mniej boli od facepalmów (serio, nie chcecie wiedzieć, co się wydarzyło na ekranie, gdy powiedziałam "Gdy myślisz, że już nie może być gorzej...") - choć z drugiej strony wtedy nie wiadomo, w jaki sposób Legolas pokonał swojego ojca w nieformalnym konkursie "Kto będzie ujeżdżał dziwniejsze zwierzę na polu bitwy". BTW, rogi jelenia? Bardzo przydatne w czasie bitwy, jeleniołoś nabiera na rogi jak koparka na szuflę orków, a Thranduil ciach ciach ciach i ucina im łebki jak Longin Podbipięta (I kid you not). Co byłoby fajniejsze, gdyby widz nie kibicował orkom, które powinny były wygrać tę bitwę z palcami w nosie, ale narrativum im nie pozwoliło.
Benedict Cumberbatch, co pewnie ucieszy fanki tegoż, dostał kolejną rolę do zagrania w filmie: szalonego króla Thorina (I kid you not), bo jako Smaug to wiele się nie nagrał.
Jeśli zaś chodzi o wątki miłosne, to zdecydowanie bardziej niż trójkącik Kiliego, Tauriel i Legolasa podobał mi się ten Alfrida i złota, zakończony happy endem, gdy stęsknione złoto znalazło Alfrida, który cały film go poszukuje i cały czas o nim mówi, w starej fontannie w opuszczonym Dale: oboje odchodzą w stronę zachodzącego słońca. Z drugiej strony, złoto mogło odejść z Alfridem, zranione do głębi przez Thorina, który uznał, że są na świecie rzeczy ważniejsze od niego, jak np. obściskiwanie się z kuzynem na polu walki (I kid you not).
A tak serio: Jacksonowi zabrakło wyczucia. Film jest jedną wielką imponującą katastrofą z bardzo źle rozłożonymi akcentami. Są świetne momenty, np. walka Thorina z Azogiem (nawet jeśli Azog walczy pumeksem...), a aktorzy robią, co mogą, by uratować film (zwłaszcza Freeman), ale ostatecznie niewiele mogą zrobić. Szkoda.
I tak to z grubsza wygląda. A w szczegółach? (Spoilery za wcięciem.)

Nie będę pisać typowej recenzji, ostatnio mam do nich awersję, pozwólcie więc, że po prostu wspomnę o kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu rzeczach, o których pomyślałam po seansie.


Rzeczy, których wolałam nie wiedzieć:

- "mommy issues" Legolasa, którym poświęcono może ze dwa zdania dialogów i którymi jest tłumaczona jego fascynacja Tauriel; tak jak w drugiej części uważałam, że wprowadzenie wątku miłości pomiędzy Tauriel i Kilim było zrobione bardzo "od czapy", tak tutaj mam to samo wrażenie przy temacie matki Legolasa. Która go kochała. Bardziej niż życie. WTF?

- do czego służą rogi jelenia: podobno to nie łoś, tylko jakiś wyginięty prehistoryczny gatunek jelenia. Nieważne, i tak Thranduilowi chodzi tylko o to, by wygrać konkurs na ujeżdżanie najdziwniejszego zwierzęcia na polu bitwy, a konkurencja jest spora, bo Dain jeździ na knurze bojowym, orki na wargach, Thorin, Dwalin, Kili i Fili na kozicomuflonach, ale wygrywa Legolas na nietoperzu. I kid you not.

-"Prince of Persia" wynaleziono w Środziemiu. Ktoś w Dale poczuł się zainspirowany tym, co w trakcie walki robi Legolas i zrobił grę. Nie wierzę w żadne inne wyjaśnienie.

Goodnight, sweet prince
- istnieją specjalne gobliny do rozwalania głową murów. Są duże, na głowie mają skałę i są jednorazowego użytku. Ktoś powinien był powiedzieć Jacksonowi, że nie wszystkie jego głupie, fanboyowe pomysły dotyczące epickich walk w Śródziemiu muszą znaleźć się na ekranie, Moment, właśnie zdałam sobie sprawę z okropnej możliwości: a co, jeśli Jackson kogoś takiego ma i na ekranie widzimy tylko te lepsze pomysły? Gdzie jest moja szczotka do mózgu?

- w Środziemiu są czerwie pustyni. To też nie jest żart.

- Alfrid miał krasnoludzkich przodków. Srsly, ta obsesja na punkcie złota nie wzięła się znikąd. Inna sprawa, że jego wątek, choć zabawny, zajmował miejsce rzeczy, które faktycznie chciałabym zobaczyć, np. sceny pogrzebu Thorina. I nawet nie chodzi o jego pojednanie z Bilbem, bo ta kwestia w filmie jest rozwiązana zdecydowanie lepiej niż w książce, ale może oddanie martwemu, ostatniemu w swojej linii Królowi pod Górą Klejnotu wywołało by u mnie jakieś wzruszenie. Bo niestety tego film u mnie nie spowodował.

- Beorn jest spadochroniarzem a'la Steve Rogers ("Po co jeszcze spadochron, króliku?")

- psychodela a'la lata 60-te na złotej posadzce w Ereborze to jakby nie ta stylistyka. Znaczy fajnie, że tyle czasu poświęcono szaleństwu Thorina, to bardzo ważny watek, ale jakby lepiej pokazuje to scena z żołędziem, rozmowa z Dwalinem czy bezradność Balina. Albo cała sytuacja na bramie, gdy Thorin dowiaduje się, gdzie jest Arkenstone. Armitage gra fantastycznie. Psychodela jest zbędna.

- rozpacz Tauriel po śmierci Kiliego. Nie jestem hejterką Tauriel, ale uważam, że jej wprowadzenie do filmu sprawiło, że scena śmierci siostrzeńców Thorina wypada lepiej w książce. Zwłaszcza Fili został potraktowany po macoszemu i można to było zrobić lepiej.


Rzeczy, które chciałabym wiedzieć:

- gdzie elfy w tej Mrocznej Puszczy ćwiczyły manewry wojenne? Tam nie ma aż tak wielkich polan, ich siedziba też raczej jest pojemna bardziej wertykalnie niż horyzontalnie, ale wojsko zachowuje się imponująco profesjonalnie.


Rzeczy, które były rewelacyjne i powinno być ich więcej:

Bilbo is judging you
- Bilbo zanoszący Arkenstone do Barda i Thranduila.

- Bilbo przyznający się Thorinowi, że zaniósł Arkenstone Bardowi i Thranduilowi.

- Bilbo, który nie potrafi powiedzieć, kim był dla niego Thorin.

- Bilbo, który patrzy na śmierć Filiego.

- Bilbo, na którego rękach umiera Thorin.

- Bilbo siedzący z Gandalfem po bitwie.

- Bilbo rozmawiający z Thorinem o żołędziu.

- ogólnie więcej Bilba, na litość boską, ten film jest zatytułowany "Hobbit", a Martin Freeman jest RE-WE-LA-CYJ-NY. Jeżeli sceny śmierci mają jakikolwiek impakt na widzu, to tylko dzięki temu, że widzimy reakcję Bilba. A scena, gdy po bitwie siedzi z Gandalfem i obaj nie mogą się ucieszyć, że przeżyli: łamiąca serce.

- Bard, który mógł być okropny, a był fantastyczny, broniący rodziny, negocjujący z Thorinem (fantastycznie nakręcona scena), strzelający bez łuku do smoka, ogarniający tłum na brzegu jeziora, powstrzymujący lincz na Alfridzie, może już przestanę fangirlować. Luke Evans jest aktorem bardzo nierównym, ale od momentu jego pojawienia się na ekranie w "Pustkowiu Smauga" ja jestem nim zachwycona. Bard jest jedną z moich ulubionych postaci i nawet wybaczam mu okropną uwagę o wystającej halce.

 

- walka Thorina z Azogiem, gdy ten pierwszy odsunął miecz (elficki miecz!), de facto popełniając samobójstwo ale wiedząc, że to jedyna możliwość, by zabić Azoga. Albo jak wcześniej po prostu zszedł z kry. Albo jak patrzył na Azoga pod lodem, upajając się zwycięstwem; cała scena mogła mieć feel kolejnej areny z "Tekkena", ale nie miała i spora w tym zasługa Armitage'a. Serio, to jest coś, do czego na pewno będę często wracać.

- Cumberbatch podkładający głos pod Armitage'a. I kid you not.

- więcej działań wojennych orków, którym kibicowałam, bo mieli strategię, taktykę, dobrego wodza, wsparcie lotnicze, zastawiali pułapki, a ich system wydawania rozkazów na polu bitwy (sekary!) był genialny. Poza tym wygrywali tę bitwę i gdyby nie orły, ta defaultowa śródziemska deus ex machina, gdy tylko Tolkien "zapisał" się w kozi róg, to historia Trzeciej Ery wyglądałaby zupełnie inaczej.

- manewry krasnoludów (żółw!) i dostosowujące się do nich elfy - zanim bitwa pięciu armii zostaje rozmieniona na dziwne pojedynki bohaterów z liniami dialogowymi, mamy okazję zobaczyć na ekranie manewry krasnoludów i elfów i to jest jeden z najjaśniejszych momentów filmu.

- twórcze rozwijanie pojedynczych zdań z książki do pełnych scen, np. walkę Białej Rady z czarnoksiężnikiem z Angmaru. Nie tylko dlatego, że można wtedy zobaczyć Elronda w zbroi czy Galadrielę zrobioną na topielicę, ale dlatego, że to pokazuje zrozumienie materiału wyjściowego zdecydowanie lepiej niż Thranduil sugerujący Legolasowi, by poszedł szukać Aragorna, skoro nie chce wracać do domu.

- Gundabad. Tak, wiem, jestem dziwna, podobają mi się dziwne rzeczy. Do moich ulubionych lokacji w Śródziemiu (Miasto na Jeziorze!) dołączył Gundabad. Jest brutalistycznie prześliczny. Strasznie też podobała mi się zamarznięta tafla Bystrej Rzeki i wodospad.

- Thranduil będący sobą. 


Podsumowując: to nie jest dobry film. Niestety. Jacksonowi zabrakło wyczucia, zostawił rzeczy niepotrzebne, a wyrzucił te dobre (zawsze jest wersja rozszerzona, ale pierwsze wrażenie można wywrzeć tylko raz). Jest mi żal, bo mam do tej trylogii bardzo emocjonalny stosunek, ale z drugiej strony na seansie, mimo facepalmów, bawiłam się nieźle. Aktorzy się starali, efekty specjalne oprócz klonowanych elfów też nie były jakieś straszliwe. Brak tylko klimatu. I nie, śpiewana przez Billy'ego Boyda na koniec piosenka tego akurat nie uratuje.



Komentarze

  1. Jest to jedna z tych recenzji osoby niezadowolonej który strasznie zachęca. Jestem nadal ciekawa a twoje zdanie brzmi słowo w słowo jak większośc krytycznych recenzji. Zamknę oczy na 30 minut i film będzie odrobinę lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pokaż inne krytyczne recenzje, proszę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytanie, czy cały wątek Kili-Tauriel jest strawniejszy, jeśli człowiek wyobrazi sobie, że Kili to krasnoludka i oglądamy międzygatunkową przyjaźń?

    OdpowiedzUsuń
  4. Er, po trzecim filmie nie da się tego wyobrazić. Poza tym IMHO ten wątek jest bardzo fajny, tylko nie podoba mi się utracenie na jego rzecz feelsów z powodu Filiego i Kiliego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie sie tego wcale ogladac nie chce. A i tak pewnie obejrze, bo 1) zobaczylam dwie poprzednie czesci (z ktorych niewiele pamietam, oprocz Miasta na Jeziorze i ze malo Bilba bylo), 2) boyfriend nie chce sam isc do kina.
    Dlaczego ten Hobbit taki jakis nieudany? Dlaczego nie bawi? Why, oh why? Moze poprzestane na gifach z Thranduilem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałem. Nie mogę się doczekać polskiej premiery. Dla dobrej bitwy przymknę oko nawet na kilka zagubionych czerwi. Zresztą przestałem traktować Hobbita superpoważnie po obejrzeniu jedynki. Inaczej musiałbym wyć ze zgrozy przy każdej minucie seansu.

    OdpowiedzUsuń
  7. "sceny pogrzebu Thorina."


    Ale spoilery to ty oznaczaj, co?

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurczę, moim pierwszym odruchem jest obrona filmów. :D Czyli chyba jednak mi się podobało?

    OdpowiedzUsuń
  9. Przecież są oznaczone. Czytaj ze zrouzmieniem.

    OdpowiedzUsuń
  10. No akurat bitwy, zgodnie z tytułem, jest sporo.

    OdpowiedzUsuń
  11. I styknie. Zresztą w grudniu i tak jest kinowa posucha, więc lepszy Hobbit niż nic.

    OdpowiedzUsuń
  12. A, to nie jest tragicznie.

    Idę pochlipać w kąciku, że premiera 26.12 dopiero, bo ja bym chciała już (wiem, że są maratony, ale to nie dla mnie). Z drugiej strony, fajnie na coś czekać :).

    OdpowiedzUsuń
  13. ... też nie lubię maratonów...

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja już wyrzuciłam sobie z głowy, że w książce jest tyle śmierci i tyle smutnych zdarzeń na końcu. Aleee I can't wait!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Och, większość bohaterów z kwestiami mówionymi przeżywa...

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja zasypiam w trakcie :D. Nieważne co się dzieje na ekranie, jak jestem zmęczona to idę spać i nawet wysadzenie w powietrze Białego Domu nie robi na mnie wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
  17. Czuję się zachęcona, wychodzi na to, że to film tylko do obejrzenia w kinie - jak już zapłacę za bilet to obejrzę go choćby mnie to miało zabić. Oglądanie 1 i 2 bolało.

    OdpowiedzUsuń
  18. Kurcze, to trójka będzie bardziej boleć.

    OdpowiedzUsuń
  19. Odrobina masochizmu na początek roku, żeby potem było tylko lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  20. Paradoksalnie - też się czuję zachęcona :D

    OdpowiedzUsuń
  21. A ja nic, tylko myślę o tym Azogu walczącym pumeksem...

    OdpowiedzUsuń
  22. oj tam ewidentna premedytacja jacksona ma już dość śrudziemia więc celowo kręci gorszy film by fani zamiast wołać chcemy więcej wołali nie dawajcie mu więcej kręcić ;-))

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie taka była moja intencja. :P

    OdpowiedzUsuń
  24. Ja też; może bym je lubiłam, gdyby były też w dzień, nie wszyscy z nas są sowami.

    OdpowiedzUsuń
  25. Tu trochę naciągnęłam fakty, bo pumeks to jedyna skała, jaką znam, która unosi się na wodzi.

    OdpowiedzUsuń
  26. A tam dość, to jest fanboy.

    OdpowiedzUsuń
  27. Nawet, jakbyś mnie zniechęciła to i tak bym poszła. Żeby nie żałować na wypadek gdybyśmy obie nie miały racji (tak, wiem, że Ty już widziałaś - ale możesz mieć całkowicie odmienny gust od mojego)
    Natomiast szanse że mi się film spodoba dążą do zera :D

    OdpowiedzUsuń
  28. Albo gdyby nowość puszczali na samym początku i możnaby bez żalu wyjść kiedy już się ma oczy na zapałki.

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie, moje OCD nie pozwala na nic innego niż prawidłowa chronologia.

    OdpowiedzUsuń
  30. O, pokaż tę inną recenzję, proszę?

    Um, nie, nie Bilbo, to orki są Fremenami. Co czyni Azoga Muad-dibem.

    OdpowiedzUsuń
  31. http://www.bbc.com/culture/story/20141212-is-the-final-hobbit-film-a-flop

    OdpowiedzUsuń
  32. http://hatak.pl/artykuly/hobbit-bitwa-pieciu-armii-recenzja no bo pozytywna i napisane że "jackson jest dość wierny tolkienowi"

    OdpowiedzUsuń
  33. No owszem, jest wierny w tym sensie, że główna fabuła idzie zgodnie z książka. A że dopisał wątek Tauriel i Kiliego? Albo rozbudował Alfrida? Oj tam, oj tam. :D

    OdpowiedzUsuń
  34. "jeżeli jesteś taki oczytany to doskonale wiesz, że elfy były pięknymi
    istotami na podobieństwo Valarów, a Krasnoludy obrzydliwie brzydkie,
    dlatego to co pokazuje Peter Jackson jest abominacją"
    Straszna banda rasistów na tym hataku...

    OdpowiedzUsuń
  35. Oj czepiasz się, dostałaś monumentalne trzy częściowe dzieło na motywach książki dla dzieci, pełne elementów o których autorowi się nie śniło i brakuje ci sceny pogrzebu. Niektórych nie można zadowolić.

    OdpowiedzUsuń
  36. Uf, wydawało mi się, że jestem oczytana a wcale nie wiedziałam, że krasnoludy były obrzydliwie brzydkie, może to kwestia tłumaczenia. A dość wierny to w skali 1 do 5 to ile może być? 1,5?

    OdpowiedzUsuń
  37. Nie mogły być obrzydliwie brzydkie, bo nie były złe. U Tolkiena wygląd zawsze idzie w parze z przymiotami ducha.

    Powinny być po prostu brzydkie.

    OdpowiedzUsuń
  38. ... bo ona ważna była? I żeby ją zobaczyć, muszę czekać rok na specjalną edycję?

    OdpowiedzUsuń
  39. Żartowałam. I podziwiam chęć posiadania dvd, zarówno Władcę jaki Hobbita oglądam a potem skutecznie wypieram ze świadomości fakt istnienia tych filmów.

    OdpowiedzUsuń
  40. Niskie, brodate ale nie brzydkie.

    OdpowiedzUsuń
  41. Wiem, że żartowałaś, ale ja serio nie rozumiem tej decyzji reżysera. It boggles the mind.

    OK, DVD, ta specjalna edycja Hobbita, to jest jedna z najwspanialszych rzeczy na świecie. Gdy mam zły humor, to włączam dodatki i patrzę na tych matołków z ich prawie że dziecięcym entuzjazmem i tym, co robią na planie filmowym, to po prostu humor mi się momentalnie poprawia.

    OdpowiedzUsuń
  42. No OK, faktycznie, elfy są uniwersalnie uznawane za piękne, krasnoludy już mają kanony piękna w obrębie własnej rasy.

    OdpowiedzUsuń
  43. Mnie to by chyba nie bawiło, mimo wszystko za bardzo cenię Hobbita i za bardzo nie podobają mi się filmy, tylko bym się bardziej denerwowała.

    OdpowiedzUsuń
  44. Kiedy masakrowali Władcę też się dobrze bawili?

    Może kiedyś jak przypadkiem trafię na rozszerzona edycję w bibliotece sprawdzę.

    OdpowiedzUsuń
  45. "Kiedy masakrowali Władcę też się dobrze bawili?" - kto wie, może "making of" wersji animowanej też gdzieś jest dostępne.

    OdpowiedzUsuń
  46. Jeśli mary sue to przede wszystkim self insert, to są nimi hobbity. Tolkien jako Lobelia, hm...

    OdpowiedzUsuń
  47. Nierealistyczny i zupełnie zbędny.

    OdpowiedzUsuń
  48. Akurat wersja animowana mi nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
  49. To nie do końca prawda vide Sauron jako Annatar, który był tak śliczny, że zwiódł wielu całkiem bystrych elfów, właśnie dlatego, że błędnie utożsamiali ładne lico z ładnym duchem w środku.

    OdpowiedzUsuń
  50. Ja bym to widział tak, że jak w wielu innych kwestiach u Tolkiena, jego uniwersum ma tu warstwową budowę. Z jednej strony faktycznie istnieje wyraźna korelacja między "brzydotą" a "złem", na poziomie takiej podstawowej narracji, w której piękni i dobrzy walczą ze złymi i szkaradnymi. Ale nad tym jest warstwa (samo)krytycznej narracji z owymi "wyjątkami", które niejako przestrzegają przed zbyt prostym utożsamieniem piękna z dobrem. Tu można by też wliczyć rozdźwięk między tym jak elfów widzieli na przykład hobbici (piękni i dobrzy) a sami elfowie (piękni, ale ze skłonnością do zepsucia wynikłego z dumy i zawiści, vide Feanor).


    Wszystko to jest z kolei podbudowane wizją metafizyczno-etyczną. Rzeczy "złe" to efekt buntu wobec Boga, a ponieważ diabeł (Morgoth) nie ma mocy stwarzania (w uniwersum: brak kontroli Niegasnącego Płomienia), przeto jego dzieła, złe, bo idące za nim w upadku, są też brzydkie, bo stanowią tylko zdegenerowane kopie oryginałów stworzonych przez Eru.


    Ojej, chyba mi wyszedł offtop w stosunku do treści notki, sorry.

    OdpowiedzUsuń
  51. Czytałeś komentarze do tej notki? To nie jest blog, na którym ktokolwiek kogokolwiek goni za offtopy.

    Aaanyway, interesujące jest to, co napisałeś w relacji do zachowania Galadrieli w "Bitwie pięciu armii", bo jest scena, w której dosyć wyraźnie widać, że gdyby Galadriela chciała być zła, to by mogła i Sauron by jej do pięt nie dorastał. I nie było w tej scenie udziału innego pierścienia poza jej własnym.

    A wracając do offtopu, jedną z rzeczy, która mnie u Tolkiena jednak irytuje jest właśnie rasowa predestynacja, z której jakby mało kto jest w stanie się wyrwać. i właściwie oprócz Sama Gamgee'ego wszyscy dostają za to po nosie, one way or another.

    OdpowiedzUsuń
  52. U Tolkiena jest wiele naprawdę strasznych rzeczy obok naprawdę dobrych. Rzekłbym, że jest pod tym względem unikalny, owym zestawieniu momentów, które do dziś są zaskakująco głębokie i oryginalne, z rzeczami totalnie żenującymi.


    Zresztą, mało co pokazuje to tak wyraźnie jak postać Eowyny, której historia na początku jest zajebista, która dekonstruuje cały ten seksistowski shit właściwy przedstawieniu kobiet w fantasy. I tak do momentu, jak walczy z Wodzem Nazguli. Do tej chwili Ewoyna to postać, której by się Ursula LeGuin nie powstydziła. Co z tak świetną postacią robi potem Tolkien? Wydaje za mąż i, jak się domyślamy, zamyka w domu, by rodziła dzieci.


    PS: @Galadriela to w ogóle, z tego co wiem, wypadło z filmów, ale przecie Galadriela jest w śródziemiu na wygnaniu, za karę za udział w rebelii synów Feanora właśnie. To nie jest wcale taka wspaniała, "czysta" postać jakby się na pierwszy rzut oka wydawało.

    OdpowiedzUsuń
  53. Ale co masz do Władcy? To całkiem ładna filmowa ilustracja książki.

    OdpowiedzUsuń
  54. O, a widzisz, mój headcanon mówi, że ona i Faramir tworzyli dosyć równościowy związek.

    (Re: Galadriela, kurczę, są ludzie, którzy krytykują Jacksona za spłycanie pewnych rzeczy, ale ja nie będąc nigdy fanką LotRa, a będąc fanką Hobbita powiem ponownie: zachwyca mnie, jak on potrafi pewne rzeczy uzupełnić w stosunku do książki.)

    OdpowiedzUsuń
  55. Niby równowartościowy, ale w sumie poszli w to, co interesowało Faramira, a nie to, co interesowało Eowinę.

    Z drugiej strony, to może być efekt ogólnej myśli książki - obijanie mord - ładnie, ale męcząco, spokojne życie i regularne posiłki - dużo lepiej. Nawet Sam w końcu wraca do tych swoich ziemniaków i kapusty, jak pan ojciec przykazał.

    OdpowiedzUsuń
  56. Mnie bardzo. Jakbym chciała oglądać Indian i Wikingów, to bym wybrała inny film jednak.

    OdpowiedzUsuń
  57. To jest książka napisana po wojnie, ona musi mieć taką wymowę.

    OdpowiedzUsuń
  58. Mam zresztą takie wrażenie, że Faramir został potraktowany jako tokeniczna "nagroda pocieszenia" po Aragornie...
    a i boli mnie również ten kierunek charaxter developmentu Eowyn, boli nawet, jak znam tło powstania książki i jej antywojenne przesłanie. Ale w filmie są zrobieni dobrze imo :D

    OdpowiedzUsuń
  59. Wzięłabym taką nagrodę pocieszenia każdego dnia, ale ja nie jestem fanką Aragorna w'ogle.

    W filmie nie ma nic o ślubie, prawda? Mówię, Peter Jackson mnóstwo małych rzeczy poprawia.

    OdpowiedzUsuń
  60. Oh nie, chyba już wiem, co aż tak wkurzylo moja znajoma tolkienistke D:

    OdpowiedzUsuń
  61. W wersji podstawowej tylko stoją obok siebie na koronacji, i to mnie nie razi tak jak ta historia pewnej znajomości

    OdpowiedzUsuń
  62. Magneto się nazywa (long story)

    OdpowiedzUsuń
  63. A dla mnie Władca wg Jacksona to kiepski fanfik.

    OdpowiedzUsuń
  64. Wszystko jest ok do momentu kiedy ilustracja zaczyna się rozmijać z treścią książki.

    OdpowiedzUsuń
  65. Bo większość bohaterów z kwestiami mówionymi to bohaterowie o których wiemy z książki, że przezyją.

    OdpowiedzUsuń
  66. No tak, zdecydowanie - w Desolationof Smaug też straszliwie szalał, może nie na tym poziomie, ale widac było, że to nie jest tajk, że Jackson zamierza mu odpuścić wygłupy:P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz